Właśnie skończyłem "451 Fahrenheita", drugą po "Kronikach marsjańskich" książkę tego autora. To, co mi się nasuwa po lekturze obu pozycji (co prawda między lekturą jednej a drugiej minęło sporo czasu, tak pewnie z 6 lat) to być może zbyt daleko posunięty wniosek (jeśli ktoś czytał więcej, to chętnie podam moją tezę weryfikacji), że Bradbury w swych książkach pisze o ludzkiej naturze - w dodatku niezwykle celnie opisując jej mroczną stronę. Po lekturze jego książek - mimo, że w obu można się doszukać jakiś pozytywów - człowiekowi robi się naprawdę głupio, że... jest człowiekiem.
Właśnie dzięki przesłaniom powieści Bradbury'ego są nadal aktualne: rekwizyty się zestarzały, być może nawet wywołują uśmieszek politowania, ale to co w treści jest naprawdę istotne, pozostaje żywe i sugestywne.
A jakie są wasze wrażenia z lektur książek Bradbury'ego? Jakie jego książki również warto przeczytać? Słyszałem jeszcze niezłe opinie o "Człowieku Ilustrowanym".