Refleksja.
Obejrzałem w międzyczasie najnowszego Marvela i pierwszy raz się tak rozczarowałem. Zawsze używałem takich filmów jak dwugodzinnych odmóżdżaczy, które powodują, że nie pamiętam o trudach i znojach, zagłuszanych przez wybuchy, lasery, latające zbroje, vibranium, kamienie umysłu i odgłosy podobne do "wziuuuuuut" i "pierduuuut". A tu zupełna masakra. Komiks na poważnie? Problem odpowiedzialności superbohaterów za jakich zupełnie nieistotnych ludzików przygniecionych gruzem albo rozsmarowanych w wybuchach? Rejestracja? Inwigilacja? Terroryzm? I wszystko tak jakby trochę na poważnie? Całkowita porażka. Zupełnie nie udało mi się odmóżdżyć. Dobrze, że chociaż trochę fruwali... W ramach leczenia skutków tego rozczarowania puściłem sobie w nocy Deadpoola i już mi lepiej.