NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Ukazały się

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"


 Kelly, Greta - "Siódma królowa"

 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (zintegrowana)

 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (miękka)

 Szokalski, Kajetan - "Jemiolec"

 Patel, Vaishnavi - "Kajkeji"

 Mortka, Marcin - "Szary płaszcz"

 Maggs, Sam - "Jedi. Wojenne blizny"

Linki

Kornew, Paweł - "Przeklęty metal"
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Cykl: Egzorcysta
Tytuł oryginału: Проклятый металл
Tłumaczenie: Rafał Dębski
Data wydania: Kwiecień 2021
ISBN: 978-83-65568-12-0
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 145x205 mm
Liczba stron: 508
Cena: 43,90 zł
Tom cyklu: 1



Kornew, Paweł - "Przeklęty metal"

Prolog

Rok 948 po Wielkim Soborze Miesiąc Świętego Dominika Nauczyciela

Rok dziewięćset czterdziesty ósmy po Wielkim Soborze pozostał w pamięci mieszkańców Lensu jako czas nieurodzaju i niesławnego zakończenia wojny, która zrujnowała doszczętnie kontynentalne prowincje państwa. Ludzi w miastach niepokoiły pogłoski o rychłym końcu świata, wiejski lud fatalnie wspominał letnią suszę, mokrą jesień i wczesną, mroźną zimę. W dodatku na niebie pojawiła się złowróżbna, krwawa kometa, zwiastująca nowe nieszczęścia. I chociaż nikt nie potrafił powiedzieć, jakie też miałyby właściwie nieszczęścia spaść na kraj, nikt z poddanych Jakuba Trzeciego nie liczył zbytnio na poprawę losu. Bo jaki pożytek może być z próżnej nadziei, skoro niebawem miał nadejść wielki niedostatek?
Konni, którzy jechali pokłonić się pustelnikowi słynne mu na całe wybrzeże, mieli sposobność w pełni odczuć złe nastroje miejscowych. Przyjmowali ich dobrze tylko karczmarze i właściciele zajazdów, a i ci za fałszywymi uśmiechami skrywali tylko jedno pragnienie – oskubać podróżnych aż do ostatniego denara. Znaleźć zaś nocleg w jakiejś wiosce było po prostu niemożliwe. Chłopi, obawiając się rzucania uroków przez obcych, nie wpuszczali ich za próg.
Zbyt wiele w ostatnich czasach było przypadków opętania. I nazbyt pochopnie postąpił monarcha, nakazując zamknąć misje zakonu Wypędzających i wydalając braci egzorcystów z kraju. Zwykli kapłani nader często nie potrafili wygnać demona z człowieka...
Od strony cieśniny wiał zimny, przenikliwy wiatr, do południa mokry śnieg walił gęsto z nieba, ale dwóch jeźdźców nie zamierzało przeczekiwać podłej pogody w jakimś zajeździe. Młody człowiek, około dwudziestoletni, o ostrych i władczych rysach twarzy, okutany płaszczem, był wyraźnie zły na towarzysza, który uparł się ruszać w drogę ledwie za świtało. Ten jechał z przodu w milczeniu, jednak coraz silniejszy wiatr i sypiący w oczy śnieg psuły nastrój także jemu. W dodatku jego wykwintna kurta, wykańczana kunimi futerkami, zupełnie nie sprawdzała się przy takiej aurze.
– I cóż, panie Patryku, sam już chyba nie jesteś rad, żeś postawił na swoim? – Młody człowiek nie mógł powstrzymać złośliwości. – Jak sobie pan odmrozi to i owo, wspomni moje słowa...
– Upraszam, drogi panie Edwardzie, zlituj się nad moim biednym sercem. – Patryk, hrabia Nayl, położył prawą dłoń na lewej piersi, ale jego oczy pozostawały zimne i obojętne.
– Zlitować się? A niby dlaczego? Wcale nie chciałem tutaj jechać. Strach nawet pomyśleć, co powie ojciec, kiedy dowie się o awanturze, w którą wplątał jego następcę pewien hrabia.
– A ja boję się pomyśleć, jaki los by spotkał pewnego następcę tronu, gdyby jego królewska mość zobaczył go w tej chwili, kiedy nie potrafi zapanować nad sobą. I tak już mu siałem odpowiednio zadbać o twojego nazbyt gadatliwego kamerdynera, panie.
– Z panem, drogi Patryku, nie sposób się porozumieć... Przecież klasztor Świętego Marcina stoi o wiele bliżej stolicy, niż ta dziura Prigge. – Książę wypluł nazwę zapyziałej wioski z nieskrywaną odrazą. – I nie trzeba by było przeprawiać się przez Lanmar...
– Przecież właśnie o to chodzi, że klasztor Świętego Marcina leży zbyt blisko stolicy. Na dobitkę, wcale nie jestem pewien, czy przeor dałby radę zdjąć urok. Za to bez wątpienia nie omieszkałby powiadomić o wszystkim twojego ojczulka, panie.
– I co z tego? Do tego czasu już dawno by wygnał ze mnie diabła.
– Mój drogi książę, bycie pierworodnym wcale nie gwarantuje objęcia tronu! Plotki o niedyspozycji z całą pewnością zamknęłyby do niego drogę. A jeśli dodać do nich samobójstwo małżonki, które raczej trudno wytłumaczyć samą gorączką poporodową...
– Nie mam z tym nic wspólnego!
– Trzeba było mniej uganiać się za pięknymi dwórkami... – mruknął hrabia pod nosem, ale książę usłyszał.
– Wystarczy, Patryku! Wiesz doskonale, po co ojciec do prowadził do tego małżeństwa. Rzucił mnie panom z kontynentu, jak rzuca się kość sforze wygłodniałych psów! Tak, te przepełnione pychą bałwany z miejsca zapomniały o prze granej wojnie, a książę Reese poszedł na takie ustępstwa, o jakich nawet nie marzyliśmy! Ale gdybym wiedział wcześniej, że jego córka okaże się istną wiedźmą, nie podszedłbym do niej nawet na dziesięć kroków. Przecież sam widzisz, że to ścierwo także po śmierci potrafi mi napsuć krwi!
– Twoja lubieżność, mości książę...
– Co mi tu gadasz o lubieżności?! Wiedźma to zawsze wiedźma i nawet gdybym był wierny, nie odmieniłoby to jej natury!
– Bez wątpienia, jednakowoż zdrada jest grzechem, a każdy grzech otwiera diabłom drogę do duszy. Gdyby nie było grzechu, nie musielibyśmy jechać na koniec świata.
– Tylko nie zacznij mi tutaj wygłaszać kazań! Lepiej wyjaśnij wreszcie jak należy, dlaczego jedziemy do jakiegoś zakonnika, skoro moglibyśmy udać się zwyczajnie do misji zakonu Wypędzających w Nilmarze?
– Pogoda chyba źle wpływa na pańską zdolność rozumowania, drogi książę. Chcesz, aby o twoim problemie natychmiast wiedziano w Akrai? Chciałbyś się znaleźć na haczyku Stilgu?
– Ale tajemnica spowiedzi...
– Kiedy tajemnica spowiedzi przeszkadza państwowym sprawom, można o niej spokojnie zapomnieć. Poza tym, powszechnie wiadomo, komu naprawdę służą egzorcyści. Król wygnał ich z kraju przecież nie w przypływie złego humoru, jak potem o tym rozgłoszono.
– Wszędzie wietrzysz spiski!
– Z tego żyję – nachmurzył się hrabia. – Dlaczego jesteś, panie, tak źle usposobiony względem tamtejszego zakonnika? Nawet egzorcyści uznawali jego sprawność w wyganianiu demonów.
– Mierzi mnie sama myśl o korzystaniu z pomocy heretyka!
– Cóż, w takim razie pozostała tylko jedna droga...
– Dokąd? – zapytał ciekawie książę.
– Do Norveimu. To się dopiero bracia egzekutorzy zdziwią...
– Patryku, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę!
– Czeka mnie za to wygnanie?
– Nie, niech diabli cię porwą! – warknął Edward. Po chwili jednak powiedział cicho: – Wybacz. Po prostu nie mam ochoty na żadne sprawy z odstępcą, nawet jeśli objawia światu cuda świętości. Jak mi mówiono, jego rozważania są pełne heretyckich treści.
– A odkąd to jesteś taki bogobojny, panie?
– Od chwili, kiedy w moją duszę wczepił się ten przeklęty demon! Ja teraz już nie żyję, tylko marnie wegetuję...
– A zamierzasz dalej tylko wegetować, książę? – uściślił Patryk, który przywykł ostatnimi czasy do nagłych zmian nastroju jego wysokości i po prostu nie zwracał na nie uwagi. – Czy też może nie zamierzasz zostać Edwardem I?
– A skąd i od kiedy u ciebie takie zamiłowanie do retorycznych pytań? – Książę znów się nachmurzył.
Hrabia nie zdążył odpowiedzieć, bo w tej chwili wyjechali z lasu na przestronną polanę.
– Jesteśmy na miejscu. – Patryk wskazał ciemną bryłę piętrowego domu.
– Całkiem nieźle się mnich urządził. – Książę patrzył w zadumie na budynek i okolicę.
Z domu wybiegł służący, przejął od przybyłych konie i zaprowadził je do stajni.
– Chodźmy się przywitać. – Hrabia Nayl skinął głową w stronę ganku.
– Najpierw ty – odparł Edward. Puścił towarzysza przodem, rozchylił poły płaszcza, wydobył miecz, ale zaraz schował go do pochwy.
– Zatem powiadasz, że to ja wszędzie wietrzę spiski? – Patryk nie mógł sobie darować okazji do wygłoszenia złośliwości. Strzepnął śnieg z kurty i otworzył drzwi bez pukania.
Książę ruszył za nim. Zsunął kaptur i uważnie rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu. W kominie wbudowanym w ścianę naprzeciwko wejścia huczał ogień. Obok ułożono drewno w wysoki sąg, żeby gospodarz nie musiał wychodzić na dwór w razie niepogody. Przy czym mnicha, który wyszedł na spotkanie gościom, trudno by było podejrzewać, żeby mógł się wielce wzdragać przed wyjściem pod czas śnieżycy.
– Wasza wysokość... – Mężczyzna w nieokreślonym wie ku, ubrany w chlamidę skłonił głowę. – Wielki to dla mnie honor widzieć was tutaj.
– Doprawdy?
Edward rzucił mokry płaszcz na oparcie krzesła i pod szedł do komina. Nie zastanawiało go, skąd pustelnik wie, kto go zaszczycił wizytą. O imię gospodarza też nie pytał. Nie obchodziło go to wszystko.
– Macie powody, aby nie dowierzać moim słowom? – Pustelnik uśmiechnął się łagodnie.
– A jakie mam powody, żeby ci wierzyć, mnichu?
– Wszak zaszczyciliście mnie swoim przybyciem...
– W samo sedno! – zaśmiał się Patryk i przysiadł w pobliżu ognia. – Mam nadzieję, że nie odmówicie zziębniętym podróżnym odrobiny brandy?
– Albo grzanego wina. – Edward spojrzał na gospodarza, którego czołobitność była bez najmniejszej wątpliwości mocno udawana. Kogo jak kogo, ale obłudników i kłamców książę napotkał już wielu.
– Nie mam w domu trunków – odpowiedział pustelnik uprzejmie, ale stanowczo. – Mam nadzieję, że ziołowa herbata rozgrzeje was nie gorzej, niż brandy.
Edward skrzywił się z obrzydzeniem, ale przyjął parujący kubek. Upił nieco i zmarszczył brwi. Spojrzał surowo na mnicha i wypalił bez ogródek:
– Możesz mi pomóc?
– To zależy, czego ode mnie oczekujecie, wasza wysokość. – Gospodarz uniknął jednoznacznej odpowiedzi.
– A ty sam tego nie wiesz?
– Wiem tylko, że ktoś rzucił na was urok. Widzę też diabła, który uczepił się waszej duszy. Codzienne modlitwy za zdrowie członków królewskiej rodziny na razie nie pozwala ją mu zyskać odpowiedniej mocy...
– Ach, to tak? – Edward w rozdrażnieniu trzasnął kubkiem. – Zyskać odpowiedniej mocy? Tak to nazywasz?
– Nieważne, jak to nazywam, ważne, że mogę temu zaradzić. Przypuszczam, że chcecie uwolnić się od uroku?
– Brawo! – Książę zaklaskał. – Przyjacielu, jesteś prawdziwym myślicielem. Jak też zdołałeś to odgadnąć?
– Wasza wysokość, jesteście pewni, że chcecie właśnie tego? – kontynuował spokojnie pustelnik, nie zwracając uwagi na drwinę.
– A co niby innego możesz mi zaoferować? Może mam się odwrócić, wyjść i jechać do domu?
– Wcale nie! – Kamienny spokój na chwilę opuścił gospodarza, ale mnich zaraz wziął się w garść. – Urok można odwrócić. Można też przekazać go komuś innemu...
– Obrzydliwe jest to, co wygadujesz! – Edward wstał gwałtownie. – Nie! Wszystko, czego chcę, to pozbyć się tego na zawsze. Jeśli to nie przerasta twoich sił. Wymień tylko cenę.
– Nie wszystko na świecie można przeliczyć na pieniądze...
– Nie nadużywaj mojej cierpliwości!
– Proszę mnie wysłuchać, wasza wysokość.
– Rozmowa jest krótka. Albo możesz zdjąć urok, albo nie!
– Mogę.
– W takim razie rób swoje!
– Zanim cokolwiek uczynię, powinienem uprzedzić o możliwych konsekwencjach. – Poirytowany uporem gościa, mnich skrzyżował ręce na piersi.
– Wasza wysokość... – Hrabia Nayl wzdrygnął się nagle. – Wysłuchajcie go. W końcu przebyliśmy tę nieprzyjemną, długą drogę nie na darmo, ale żeby otrzymać pomoc.
– Nie jestem pewien! – W oczach księcia błysnęła wściekłość, jednak zdrowy rozsądek zaraz wziął nad nią górę. – Dobrze, powiedz, co musisz.
– Najpierw proszę o wyjaśnienie, co właściwie się z wami stało. Muszę to wiedzieć jak najszczegółowiej.
– Najszczegółowiej? – prychnął Edward. – Jedna wiedź ma poszczuła na mnie diabły i to cała historia!
– Jeśli nie chcecie o tym mówić, to obawiam się, że nie zdołam pomóc...
– A niech cię! – Książę machnął ręką. – Moja małżonka była niedługo przed rozwiązaniem, kiedy ktoś naplótł jej o mnie strasznych łgarstw. Poród zaczął się przed czasem, a po przyjściu na świat dziecka ta kobieta całkiem oszalała. Nie chciała nawet spojrzeć na syna, mamrotała coś dziwne go o ciemności, przekleństwie i odpłacie. Kilka dni później znaleziono ją uduszoną własną etolą, a nocą po pogrzebie... W noc po pogrzebie demon próbował zawładnąć moją duszą!
– Ludzie często korzystają z groźnych sił, nie do końca rozumiejąc ich naturę. – Mnich kiwnął głową.
– Nie do końca rozumiejąc? – Książę wlepił w niego wzrok. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ona sprowadziła mi na łeb diabła!
– Diabły są tylko cząstkami Otchłani, mieszkają w wielkiej pustce. Nie mają nic wspólnego z prawdziwą Ciemnością.
– Co?! Jesteś przy zdrowych zmysłach?! – Edward pod skoczył jak oparzony. – Cząstkami Otchłani?! Tylko cało nocne czuwanie przy królewskiej rodzinie nie pozwoliło tej bestii porwać mnie żywcem do piekła!
– To wszystko nie jest takie proste, wasza wysokość. De mony to tylko zgęstki mocy. Nie zwyczajna ohyda, ale wy twory pustki. Same w sobie nie są ani złe, ani dobre. Inna sprawa, że mogą wnikać jedynie w dusze skażone grzechem, ale też takie dusze zostają rozbite. A ponieważ grzech jest z natury ciemny...
– Daruj mi te swoje heretyckie brednie! – rozkazał książę. – Inaczej niezwłocznie wyślę cię na stos!
– Nie trzeba od razu grozić. Staram się po prostu pomóc. Wygnanie diabła to wyjście ostateczne. Bo z moją pomocą możecie nad nim zapanować i korzystać z jego siły...
– Milcz! O tym nie może być mowy! Wyzwól mnie od uroku, jeśli możesz, a ja wtedy przymknę oczy na to, co wygadujesz w mojej obecności!
– Uratuję was, ale kto pomoże innym opętanym, których dusze pozostają zbrukane tylko dlatego, że nie ma się komu o nich zatroszczyć i skierować na dobrą drogę? – Pustelnik nagle podniósł głos. – Poznaliście mieszkańców Otchłani tylko za sprawą uroku, ale są także tacy, którzy od urodzenia zostali napiętnowani darem stykania się z innym światem.
– Czy opętanie może być darem? – mruknął hrabia Nayl.
– Opętanymi niech się zajmują egzorcyści! – uciął książę.
– Egzorcyści kaleczą dusze, wyrzucając z nich to, czego sami nie pojmują! – Mnich nagle stracił całe swoje opanowanie. – Więcej szkód mogą przynieść tylko egzekutorzy, ale tymi przede wszystkim kieruje chciwość i żądza władzy.
– I co mam zrobić? Ufundować przytułek dla opętanych? Edward chwycił ze stołu kubek z herbatą i opróżnił go trzema łykami. Poczuł nagle, jakby ktoś uderzał od środka w jego czaszkę, starając się wydostać. Książę wydobył z nie wielkiej kieszeni różaniec i zaczął przesuwać w palcach paciorki, starając się uspokoić walące w piersi serce.
– Nie, wasza wysokość. – Pustelnik pokręcił głową. – Trzeba zbadać naturę Otchłani. Kiedy ją poznamy, zdołamy zmienić świat! Komu potrzebni są martwi ludzie, nazywani świętymi? Trzeba zbudować nowe świątynie...
– Dość już! – Książę z trudem opanował przeszywające go dreszcze, ścisnął w dłoni aż do bólu graniaste paciorki różańca. – Patryku, czy on oszalał, czy tylko mi się wydaje?
– Wasza wysokość... – Pustelnik podszedł do Edwarda. – Nie wyobrażacie sobie nawet, jakie pożytki mogłoby wam to przynieść. Diabły to nie tylko przekleństwo, ale i broń. Poznając ich naturę i wykorzystując je, łatwo pokonacie wszystkich wrogów.
– Gdybym na to przystał, na początek musiałbym wy bić połowę własnych poddanych – odparł książę z jadowitą kpiną w głosie. – Bo przeciwko mnie zbuntują się wszyscy: plebs, panowie, Kościół. Lens i Dragarn też nie pozostaną bezczynne. Już dawno ostrzą sobie zęby na nasze kontynentalne prowincje, a wojna z heretykami to zawsze świetny po wód, żeby zawrzeć sojusz.
– Ale...
– Żadnego „ale”! – Przerwał natychmiast Edward. – Wy mień swoją cenę i nie mąć mi więcej w głowie!
– Żeby wyzwolić was od uroku, muszę wziąć go na siebie. – Pustelnik nagle się uspokoił. Jego zielone oczy po ciemniały, a potem w ogóle zmieniły barwę: jedno rozjarzył żółty płomień, drugie stało się szare, jak przyprószone pyłem szkiełko. – Jeśli jednak przyjmiecie moją propozycję...
– Jeśli jeszcze raz wspomnisz o tej herezji, dopilnuję, abyś skończył na stosie! – obiecał książę, a potem ze złością cisnął w hrabiego rękawiczką. – Gdzieżeś mnie przywlókł?
– A jaki miałem wybór? – Patryk wzruszył ramionami i wstał. – Powiedz swoją cenę, szanowny mnichu, albo nie zwłocznie odjeżdżamy.
Pustelnik przez dłuższą chwilę mierzył się z hrabią wzrokiem, potem opuścił oczy i powiedział coś, co zupełnie za skoczyło i poraziło księcia:
– Chcę zostać wychowawcą waszego syna.
– Co?! Miałbym oddać pierworodnego heretykowi?! – Z wściekłości Edwardowi odebrało mowę. Opanował się po chwili, cisnął na stół wypchaną sakiewkę i poklepał znacząco rękojeść miecza. – Wybieraj, złoto czy stal?
– Wasza wysokość! – Patryk chwycił następcę tronu za rękę. – Tak nie wolno!
– Nie wolno? – wysyczał książę towarzyszowi prosto w twarz. – A on może tak ze mnie szydzić?!
– Nie można dokonywać samosądu! Gdyby się ktoś dowiedział...
– Nie potrzebuję złota. – Pustelnik dolał oliwy do ognia.
– No cóż... – Edward zostawił w spokoju miecz. – Zatem sam wybrałeś swój los. Możesz mi wierzyć, że zadbam o to, aby przed zachodem słońca twoje prochy rozwiały się na wietrze.
– Nie przypuszczam, żeby to było w waszej mocy. – Na heretyku groźby w ogóle nie zrobiły wrażenia. – Ostatnimi czasy we włościach księcia Reese wasze słowo niewiele znaczy. Na pewno nie spodziewał się, że jego córka zostanie uduszona.
– Ty gadzino! – warknął książę i nagle zawołał: – Książę Reese! Oczywiście, że też od razu się nie domyśliłem!
– Chłopiec otrzyma najlepsze wykształcenie, możecie być tego pewni.
– Heretyk nie będzie uczył mojego syna!
Edward chwycił płaszcz i ruszył do wyjścia, ale przed drzwiami dogonił go Patryk.
– Wasza wysokość, opamiętaj się – szepnął na ucho księciu. – Z tego wiedźmiego nasienia i tak będzie niewiele pożytku!
– On nie jest tylko jej synem, moja krew również płynie w je go żyłach! – osadził hrabiego Edward. – Nie zapominaj o tym!
– Ale też połowa tej krwi to skażona urokiem posoka rodu Reese – upierał się hrabia Nayl. – Zanim odjedziemy, rozważ, czy chcesz własnymi rękami włożyć koronę na skro nie któremuś ze swoich braci?
– Do diabła z koroną!
– Drogi Edwardzie! Proszę zapanować nad sobą! W koń cu mało to rzeczy może się wydarzyć, zanim chłopiec dorośnie? Nikt nie jest wieczny...
– A to i racja – opamiętał się książę. Oddał Patrykowi płaszcz, wrócił do komnaty i zabrał ze stołu zapomnianą sakiewkę. – Czyń swoje, pustelniku!
– Mam wasze słowo?
– Masz!
– Niech tak będzie! – Mnich z powagą skinął głową, po czym wyciągnął rękę ku głowie Edwarda.
Dotknął jej.
Edward aż wzdrygnął się z obrzydzenia, chciał odsunąć, ale nie zdążył. W oczach zabłysły mu iskry, ciało opanowała śmiertelna słabość i książę musiał oprzeć się o stół, żeby nie upaść.
Mgnienie oka później pustelnik ostro – zupełnie jak żniwiarz machający sierpem – cofnął rękę, a hrabia Nayl ze zdumieniem zobaczył, że między mocno zaciśniętymi palcami mnicha wije się wydobyty z księcia cień – o wiele ciemniejszy, niż powinien być przy takim oświetleniu.
Heretykowi z wysiłku wystąpił pot na czole, całego go skręciło, zupełnie jakby jakaś potężna istota próbowała przy stosować ludzkie ciało do swojej miary. Jednak pustelnik okazał się silniejszy. Kiedy wyprostował poszarzałe palce, po wyrwanej z księcia ciemności nie został ślad.
– To wszystko? – Edward potrząsnął głową, wsłuchując się w swoje odczucia. Zrozumiał, że dręcząca go przez ostatnie dni zaraza nie będzie już wysysać z niego sił. Uśmiechnął się szeroko. – Co za ulga...
– Tak, wasza wysokość. Zgodnie z umową, wyrwałem demona z waszej duszy i wtłoczyłem go do swojej.
Pustelnik wytarł spoconą twarz i zaczął równomiernie oddychać, próbując opanować gorączkowe bicie serca.
– To znakomicie...
Książę wziął od hrabiego płaszcz i nie żegnając się, opuścił czym prędzej to dziwne miejsce. Znów czuł, że żyje, jest zdrowy i pełen sił. Wprawiało go to w nieopisany wręcz zachwyt.
– Za siedem lat. – Plecy Edwarda ukłuł głos pustelnika. – Kiedy wasz syn skończy siedem lat, czekam tutaj na niego.
– Co? – Książę odwrócił się z nieprzytomnym wyrazem twarzy. Myślami był już daleko. Potem przypomniał sobie o umowie i machnął ręką. – Ach, tak... Oczywiście...
– Jeszcze jedno, wasza wysokość! Zamknąłem diabła w sobie, ale jeśli coś mi się stanie, demon bez zwłoki wróci do waszej duszy.
Edward trzasnął ze złością drzwiami, wyszedł w milczeniu na ganek i rozprostował ramiona. Nabrał głęboko mroźne go powietrza i natychmiast opanował ogarniający go gniew. Chociaż w malcu płynęła skażona krew Reese, heretyk nigdy nie zostanie jego wychowawcą. Nawet gdyby książę musiał w tym celu kogoś zabić.
Nigdy!




Dodano: 2021-04-10 09:16:29
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Brzezińska, Anna - "Mgła"


 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

 Sanderson, Brandon - "Yumi i malarz koszmarów"

 Bardugo, Leigh - "Wrota piekieł"

Fragmenty

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

 Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS