NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Ukazały się

Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (zintegrowana)


 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (miękka)

 Szokalski, Kajetan - "Jemiolec"

 Patel, Vaishnavi - "Kajkeji"

 Mortka, Marcin - "Szary płaszcz"

 Maggs, Sam - "Jedi. Wojenne blizny"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Kraty"

 Chambers, Becky - "Psalm dla zbudowanych w dziczy"

Linki

Hendel, Paulina - "Czarny świt"
Wydawnictwo: We need YA
Cykl: Żniwiarz
Data wydania: Czerwiec 2020
ISBN: 978-83-66517-96-7
Oprawa: miękka
Format: 145×205mm
Liczba stron: 514
Cena: 39,90 zł
Tom cyklu: 5



Hendel, Paulina - "Czarny świt"

Rozdział 1

Tłum zaszemrał, poruszył się niczym żywy organizm. Był jak bestia z wyszczerzonymi zębami, kuląca się w kącie ciemnej jaskini – jeszcze chwila, a zaatakuje lub ucieknie ze strachem. Magda ponownie napięła cięciwę, celując po kolei w ludzi, którzy jeszcze przed chwilą zamierzali powiesić jej wujka; ostry grot zataczał ósemki. Chciała im uprzytomnić, że żaden z nich nie ma ochoty, aby to właśnie jego serce zostało przebite.
Zwid stał przy jej boku, z jego gardła dobywał się niski warkot. Za każdym razem, gdy obnażał zęby, widziała, jak co drugi z tłumu nerwowo przełyka ślinę. Kilka osób wyglądało, jakby miało zamiar wziąć nogi za pas, ale najwyraźniej obawiali się, że olbrzymi pies rzuci się za nimi w pogoń.
Kiedyś bałaby się stanąć przeciwko nim. Bałaby się konsekwencji tego, co właśnie powiedziała. Teraz jednak była zupełnie inną osobą, a mieszkańcy Wiatrołomu musieli przestać żyć w nieświadomości.
– Demony? – usłyszała szept.
– Słyszałeś to?
– Co ona wygaduje?
– Wasz świat już nigdy nie będzie taki sam – oświadczyła głośno. – A teraz won do domów!
Ludzie poruszyli się nieznacznie.
– I wara od rodziny Wojnów! – zagroziła, rzucając spojrzenie na Feliksa, który zaledwie trzy minuty temu miał zawisnąć na drzewie.
– Nie będziesz… – Przed tłum wystąpił jeden z mężczyzn, ale zwid zastąpił mu drogę. Zogniskował na nim czerwone ślepia, a człowiek zamarł.
Demon żywił się ludzkim strachem, tutaj zaś miał przed sobą prawdziwy szwedzki stół.
Magda poczuła zapach uryny; spodnie mężczyzny pociemniały w kroczu. Podeszła do nawiego i położyła dłoń na jego łbie.
– Wystarczy – powiedziała cicho. Po ciele zwida przemknął dreszcz i przez sekundę miała wrażenie, że ten zaraz ją ugryzie. Nie można ot tak sobie rozkazywać demonom. – Proszę – dodała szeptem.
Zwid odwrócił łeb, wlepił w nią spojrzenie, mrugnął dwa razy i wywalił z paszczy czarny jęzor.
Mężczyzna z kolei się wycofał.
– Idziemy – mruknął.
Pozostali bardzo powoli dołączyli do niego, omijając Magdę i demona szerokim łukiem. Zerkali na nią podejrzliwie, ale bojowy nastrój najwyraźniej już ich opuścił. Dziewczyna obserwowała ich, aż dotarli do końca uliczki, gdzie rozdzielili się na dwie grupy.
Dopiero gdy uznała, że nie stanowią już zagrożenia, odwróciła się do Feliksa, który wciąż stał jak oniemiały w tym samym miejscu.
– Wróciłam. – Rozłożyła dłonie i uśmiechnęła się nieśmiało.

Nie rozpoznawał jej, mimo to wiedział, że to ona. To musiała być jego Magda. Postąpił krok w jej stronę, ale zwid wyszczerzył groźnie kły.
– Spokój – nakazała mu. – Idź się pobawić.
Machnęła ręką, a demon ruszył w stronę ogrodu. Zanim zniknął w wysokich chaszczach, odwrócił łeb i rzucił Feliksowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Co to ma być? – nie wytrzymał żniwiarz, kierując oskarżająco palec w oddalającego się zwida.
– Nudziło mu się w Nawii – odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– To naprawdę ty – powiedział, czując, jak w jego sercu rozkwita niewypowiedziana radość, która wkrótce ogarnęła całe jego ciało. Podbiegł do niej i po prostu wziął ją w ramiona. Z oczu popłynęły mu łzy. Śmiał się i nie potrafił wypuścić Magdy z objęć. Do tej
pory myślał, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.
– Jesteś najtwardsza z nas wszystkich – powiedział, całując ją w głowę.
Nie było słów, które mogłyby wyrazić jego uczucia. To było szczęście, ale i… lęk, że znów ją straci. Nagle poczuł, że robi mu się niedobrze. A co, jeśli to wszystko to tylko wytwór jego wyobraźni? Otępiały umysł potrafi tworzyć bardzo realistyczne wizje. Ale przecież czuł ciepło jej ciała! Zapach szamponu na rudych lokach! A może jednak go powiesili i…
– Przestałam już wierzyć, że jeszcze się zobaczymy – westchnęła, odsuwając się od niego. – Nic się nie zmieniłeś. – Pokręciła głową z uśmiechem; jej oczy były wilgotne od łez.
– Ty za to bardzo. – To były jedyne słowa, które przyszły mu w tej chwili do głowy.
– Ciii – syknęła niespodziewanie.
Odwróciła się i zapatrzyła w pogrążoną w mroku ulicę. Przywodziła na myśl ogara, który złapał trop.
– Co się stało? – zaniepokoił się Feliks.
– Coś za nimi poszło – odparła, po czym nałożyła strzałę na cięciwę i bez zbędnych słów ruszyła przed siebie.
Żniwiarz przez chwilę stał w miejscu zaskoczony, aż pobiegł za nią.
– Wiesz, co to? – zapytał szeptem, gdy ją dogonił.
– Jeszcze nie – odparła niskim tonem. W tej chwili jej oczy wydawały się zupełnie czarne. Feliks już raz takie widział i na samą myśl o tym przeszedł go dreszcz.
Skręciła w boczną uliczkę, którą wcześniej oddaliło się kilkoro uczestników niedoszłego linczu. Szła bezgłośnie i pewnie, jakby cały świat, a przynajmniej Wiatrołom, należał do niej.
Tuż przed nimi rozległ się hałas, więc zamarli, gotowi do odparcia ataku. Coś małego mknęło prosto na nich, gdacząc przeraźliwie.
– Co, do cholery…? – sapnął Feliks, gdy minęła ich na wpół łysa, oszalała ze strachu kura, za którą sypało się pierze.
Przy jednym czy dwóch domach w okolicy rzeczywiście znajdowały się kurniki, ale co mogło tak załatwić tego biednego ptaka? Żniwiarz zerknął na Magdę, która wydawała się zupełnie niezainteresowana drobiem. Jeden kącik jej ust uniósł się w uśmiechu.
– Co męczy ptactwo domowe? – zapytała. Wzruszył ramionami.
– Jakiego demona ciągnie do przeklętych domów? Lub wszędzie tam, gdzie dzieje się zło i okrucieństwo? Jakkolwiek by było, próba linczu na żniwiarzu nie jest przecież dobrym uczynkiem.
Zastanowił się, choć tak naprawdę znał odpowiedź. Tylko że istnienie tego demona, tak jak wielu innych, zawsze wkładał między bajki.
– Szyszymora – powiedział.
Magda skinęła głową z zadowoleniem.
– Pewnie nie masz broni moczonej w wywarze z paproci? – zagadnęła.
Rozłożył ręce. Nie miał przy sobie absolutnie nic, co mogłoby się przydać do walki z demonem. Przecież całą broń zostawił w domu, nie chcąc wyglądać groźnie, gdy stanie naprzeciw wściekłym mieszkańcom Wiatrołomu.
Z końca ulicy dobiegł ich ludzki krzyk. Feliks drgnął, gotów, żeby zerwać się do biegu.
– Bez pośpiechu – powiedziała Magda. – Należy im się porządna dawka strachu.
Spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie poznaję cię – szepnął.
– Żartuję przecież – burknęła, po czym przyspieszyła.
Szczerze mówiąc, nie był pewien, czy naprawdę żartowała. Czy to możliwe, że przez ostatni tydzień mogła aż tak się zmienić?
Wreszcie dojrzeli pięć osób stłoczonych na parkingu przy sklepie. Nerwowo rozglądali się wokół siebie. Ktoś machnął pochodnią, z której skapywały płonące krople.
– Co to było? Widzieliście to?!
– To zwierzę!
– Nie, człowiek!
– Cicho!
– Auuu! Nie wymachuj tą pochodnią! – wrzasnął ktoś, najwyraźniej poparzony skapującym paliwem.
– Jak z dziećmi – westchnęła Magda. – Spokój! – krzyknęła. Ludzie natychmiast zamilkli, zerkając na nią ze strachem. Za-
trzymała się kilka kroków przed nimi i odwróciła do nich tyłem.
– Pilnuj ich, żeby nie zrobili niczego głupiego i nie rzucili mi się na plecy – powiedziała do Feliksa, lustrując wzrokiem otoczenie. Coś poruszyło się między sklepowymi wózkami stojącymi pod wiatą. Chwilę później rozległo się kwilenie, ludzie za jej plecami zaszemrali niespokojnie.
– Nie ruszać się! – syknął Feliks, wpatrując się w ciemny kształt między wózkami.
– Wyłaź – szepnęła Magda.
Po chwili dotarło do nich zawodzenie. Było tak irytujące, że żniwiarz ledwie się powstrzymywał, żeby nie zakryć uszu. Drażniło bębenki, wdzierało się prostu do mózgu, aż miało się ochotę zedrzeć skórę z czaszki. Słyszał, jak ktoś za nim osunął się na kolana. W pobliżu zaskomlał rozpaczliwie pies, a demon nie przestawał jęczeć.
Po czasie, który wydawał się wiecznością, szyszymora przepchnęła się wreszcie między wózkami i wylazła spod wiaty. Wyglądała jak paskudna starucha odziana w cuchnące łachmany. Była niska, a wygięte w pałąk plecy sprawiały wrażenie, jakby zaraz miała się przewrócić na tę okropną, pomarszczoną gębę. Wyciągnęła powyginaną artretyzmem dłoń w stronę grupki ludzi. Feliks zerknął na nich kątem oka – wszyscy byli trupio bladzi i trzęśli się ze strachu.
– Tylko spokojnie – odezwał się, zasłaniając ich własnym ciałem.
Jego bratanica przyłożyła napiętą cięciwę do policzka, powoli wypuściła powietrze z płuc i rozprostowała palce. Strzała pomknęła pewnie do celu. Wbiła się w sam środek klatki piersiowej staruchy, która zaczęła skrzeczeć i w zaskakującym tempie rzuciła się do ucieczki.
– Zostań z nimi! – krzyknęła Magda i ruszyła jej śladem.
W kilka sekund przebiegła cały parking, jej stopy miękko uderzały w asfalt. Oddychała równo i głęboko, ciesząc się świeżym powietrzem świata żywych. Szyszymora, mimo że została ranna, nadal była szybka. Na zakręcie poślizgnęła się i potoczyła po ziemi, ale chwilę później pozbierała się i pobiegła dalej.
Magda zwiększyła tempo. W pewnym momencie poczuła charakterystyczny zapach kojarzący jej się z dzieciństwem – tak pachniały zerwane z drzewka czereśnie albo nagrzane od słońca truskawki, a może dom cioci Jadzi przed świętami, gdy piekła pierniki? Przywodził na myśl tylko najlepsze wspomnienia, a dziewczyna doskonale wiedziała, co oznaczał. Zwolniła kroku. Kilka metrów dalej ujrzała zielonkawą, fosforyzującą poświatę.
Nagle szyszymora zawyła z rozpaczą, gdy wpadła prosto w chude łapy i została przyciśnięta do spasionego brzucha. Trzasnęła łamana strzała, wystająca z jej klatki piersiowej. Z gardła wielkiego, bulwiastego stwora dobył się rechot zachwytu. Światła krążące nad jego głową zniknęły.
Magda zatrzymała się i opuściła łuk. Łapiduch nie stanowił zagrożenia dla ludzi. Patrzyła, jak rozdziawia olbrzymią paszczę i zaczyna wpychać do niej szyszymorę. Przywodził na myśl węża połykającego zdobycz znacznie grubszą od siebie. Dziewczyna jeszcze przez dłuższy czas miała wrażenie, że mniejszy demon poruszał się w środku jego trzewi.
– Czegoś takiego jeszcze nie widziałam – westchnęła.
Ostrożnie podeszła do łapiducha, który drgnął niespokojnie na baryłkowatych tylnych łapach. Przednie oparł o ziemię dla zachowania równowagi.
– Nic ci nie zrobię – szepnęła, wyciągając dłoń w jego stronę.


Dodano: 2020-05-25 12:52:14
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Brzezińska, Anna - "Mgła"


 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

 Sanderson, Brandon - "Yumi i malarz koszmarów"

 Bardugo, Leigh - "Wrota piekieł"

Fragmenty

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

 Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS