NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Ukazały się

Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (zintegrowana)


 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (miękka)

 Szokalski, Kajetan - "Jemiolec"

 Patel, Vaishnavi - "Kajkeji"

 Mortka, Marcin - "Szary płaszcz"

 Maggs, Sam - "Jedi. Wojenne blizny"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Kraty"

 Chambers, Becky - "Psalm dla zbudowanych w dziczy"

Linki

Artykuł jest częścią serii Korzenie chaosu.
Zobacz całą serię

Shannon, Samantha - "Zakon Drzewa Pomarańczy"

Samantha Shannon może być znana polskim czytelnikom z nieukończonego cyklu „Sajon” (oryg. „The Bone Season”). W Polsce ukazały się jego cztery części, z siedmiu planowanych. Pozostałe jeszcze nie powstały. Autorka wystartowała nieźle w pierwszej powieści z tego cyklu, ale energii i pomysłów oraz umiejętności dosyć szybko zaczęło brakować. Co zasadniczo nie może dziwić, skoro za napisanie cyklu fantasy zabrała się autorka bez żadnego doświadczenia w gatunkowej (czy w ogóle: jakiejkolwiek) prozie. Choć dobrze nasmarowana machina promocji zrobiła swoje, nic się nie da poradzić na brak umiejętności. W końcu ta początkowo nieźle rozwijająca się fabuła osiągnęła swój szczyt i autorka po wystrzelaniu się z pomysłów i coraz gorszych zwrotów fabularnych mających ukrywać niedostatki jej planu – zaprzestała (na razie?) jego tworzenia. Chyba nikt nie tęskni za ciągiem dalszym.

Być może powrót do „krótszych” powieści to był dobry pomysł. Choć „Zakon Drzewa Pomarańczy” jednak do najkrótszych nie należy. To fabuła rozbita na dwie części (w miękkiej oprawie) i mająca łącznie ponad tysiąc stron. Mimo wszystko, lepsze to niż rozgrzebany cykl fantasy, który „upadł” z powodu braku pomysłów i zbyt dalekosiężnych planów. Na pewno dla Samanthy Shannon taka powściągliwość okazała się dobrym rozwiązaniem. Udało jej się w tej powieści opowiedzieć fabułę od początku do końca, czyli odniosła swój pierwszy literacki sukces. Może się nazywać pisarką. Do tego jest to opowieść bardzo strawna i zachwyciła – sądząc po okładkowych blurbach – wielu innych recenzentów. Na tyle, że podejrzewam, iż będę jednym z nielicznych, który pisze o tej książce w tonacji złośliwie-znużonej. Wynika to głównie z tego, że nic mnie w tej powieści nie zachwyciło. Każdy powrót do niej wynikał tylko i wyłącznie z obowiązku recenzenckiego. Choć, powtórzę, to nie jest powieść zła. Jednak taka fantasy, umagiczniona, ze smokami (które nie umywają się do dzikich bestii z „Pieśni Lodu i Ognia” Martina) i typowymi bohaterami goniącymi za przeznaczeniem – wymaga, w moich oczach, większego „przyłożenia się”. Nie chodzi mi o żadne mistrzowskie umiejętności, ale powielanie wciąż i wciąż tych samych klisz, bez próby (albo z nieudaną próbą) jakiegoś zagrania nimi, mrugnięcia do czytelnika („Hej, wiem że to klisza, ale poczekaj chwilę...”), nijak nie może zasługiwać na uznanie. Na potępienie też nie. To naprawdę strawna powieść, jeśli szukacie czegoś niewymagającego skupienia, nieangażującego, ale ze stosunkowo wartką akcją i szerokim wachlarzem bohaterów.

Od razu muszę nieco „zaspoilerować”: nie pogubicie się w wątkach, ani w bohaterach. Wszystko jest tu jasno i przejrzyście rozpisane i nie sposób poczuć się przytłoczonym czymkolwiek. A właśnie z taką opinią o bogactwie fabularnym, natłoku wątków i bohaterów spotkałem się przed lekturą.

Fabularnie jest prosto. Znacie to: kiedyś wielkie zło pustoszyło świat, ale znaleźli się śmiałkowie, którzy je pokonali. Ale zło nie umarło, tylko zasnęło. Teraz nadchodzi czas, że znowu... To ontologiczny punkt wyjścia fabuły. Świat został podzielony na różne cywilizacyjne „dziedziny”, jedna podobna trochę do „naszej” feudalnej Europy; kolejna podobna do krain Orientu. Na dworze jednej królowej, która musi urodzić córkę, aby zapewnić ciągłość władzy (co za oryginalność), snute są różne intrygi. Są dobrzy bohaterowie i są źli. Są także skrytobójcy. Ścierają się ze sobą. Mamy tak naprawdę jedną intrygującą postać (Ead Duryan), ponieważ jej motywacje i lojalności mogą być kwestionowane i w zasadzie na tym opiera się zainteresowanie czytelnika. Na drugim końcu świata jest inna dziewczyna, Tane, która marzy, aby zostać jeźdźcem smoków. Zapewne domyślacie się, że ich losy jakoś zostaną splecione, czy połączone ze sobą. Są też zakon czarodziejek, zakazana magia, tajemnice rodzinne i rodowe, przeznaczenia wpływające na losy jednostek i zbiorowości.

Generalnie to powieść bardzo kobieca – to jest autorka stawia na kobiety, ich dążenia, zdolności czy obowiązki w zakresie wpływania na wykreowaną rzeczywistość. Jednak poza osadzeniem w rolach głównych kobiet zamiast mężczyzn nic z tej „feminocentryczności” nie wynika.

Oczywiście, nie jest aż tak prosto. Czyli tajemnice najpierw muszą intrygować, cóż, tajemniczością, losy być niepewne, a tajemnicze (znowu) uśmiechy, półsłówka i niedopowiedzenia muszą zaostrzać apetyt na odpowiedzi. I tak dalej. Tu i ówdzie w tym przewidywalnym ontologicznie świecie pobrzmiewa jakaś znana nam legenda czy system wierzeń. Nie ma tu niczego co pozwoliłoby czytelnikowi poczuć się niekomfortowo, obco. Znowu: nie ma w tym zasadniczo niczego złego. Tylko że po prostu to „nie żre”, nie emocjonuje. Ot, kolejna fantasy, do przeczytania i zapomnienia. Interesująco prezentuje się bestiariusz. Nawet nie smoki, bo w ich kreacji również nie ma niczego nowego. Ale takie wyrmy, ogniozieje, ichneumony, sarsuny, Kościśpiewy. Ładne nazwy, trzeba przyznać. Może daje tu znać klasyczne wykształcenie autorki.

Niestety trochę też daje się we znaki nieporadność Shannon w warstwie dialogowej. Męczy ich opisowość albo infantylna emocjonalność: „I czy wyślesz zadośćuczynienie hrabiemu i hrabinie Miodowego Ruczaju za śmierć Kitstone'a Glade'a, ich ukochanego syna? - Uścisk w gardle – I najlepszego przyjaciela, o jakim mogłem marzyć?” (str. 222, tom 2). Ale też pisarka stara się równoważyć te niedostatki pod ładnymi, miło brzmiącymi (kto wie, czy właśnie w przekładzie nie lepiej niż oryginale) nazwami, jak wspomnianych bestii, czy tego Miodowego Ruczaju z cytatu.

W skali od 1 do 5 dałbym tej powieści 2+. Nie wyrasta, ale zaledwie dorasta do gatunkowej przeciętności. Robi wrażenie rozmachem. Czyta się ją bez bólu, ale i bez ekscytacji. Niczym nie jest w stanie zaintrygować na dłużej. W zasadzie, jeśli jesteście wyjadaczami w fantasy, nie musicie jej czytać. Ale kupić na prezent komuś, kto takiego doświadczenia nie ma lub jest ono niewielkie? Czemu nie.



Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2019-10-30 13:05:11
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Brzezińska, Anna - "Mgła"


 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

 Sanderson, Brandon - "Yumi i malarz koszmarów"

 Bardugo, Leigh - "Wrota piekieł"

Fragmenty

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

 Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS