NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Majka, Paweł - "Wojny przestrzeni"
Wydawnictwo: Genius Creations
Cykl: Mitoświat
Data wydania: Marzec 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 644
Cena: 39,99 zł
Tom cyklu: 2



Majka, Paweł - "Wojny Przestrzeni"

Prolog
Rok 2172 starego kalendarza, 220 rok Pokoju, orbita Kallisto

Cała ta historia zaczyna się od pociągu. Tego zgubnego, nieziszczalnego pragnienia, które kazało Adamowi Drygłowi, chorążemu zakontraktowanemu przez Transport Galicyjski, nie odrywać wzroku od obrazu przedstawiającego najpiękniejszą kobietę, jaką widział w krótkim jeszcze życiu. Najpiękniejszą we wszystkich znanych światach, jak uważał.

Patrolowiec OTG „Dorka” zagrał silnikami dziobowymi, by zmniejszyć nieco prędkość, gdy przechodził obok czaszki Tiamat, szczerzącej kły wielkości ośmiotysięczników na tle ciemnej jak zwykle Kallisto, za którą pęczniał dostojnie Jowisz. Kręgosłup smoczycy otaczał księżyc niczym cenny klejnot. Potwór nawet po śmierci pilnował swego. W lodowych kopalniach Kallisto wydobywano fidezynę, która pozostała po śmierci zamordowanego przed dekadami boskiego gada.

W lewym oczodole monumentalnej czaszki Tiamat rozbłysnął wielobarwny komunikat świetlny. To kolonia potomków sekty oddającej bogini cześć dawała znać o swoim istnieniu. Na przywołanie Tiamat zużyto osiem milionów ton pierwiastka cudu: fidezyny, pozyskanej z ofiary prawie miliona zabitych ludzi i innych bytów posiadających dusze. A wszystko tylko po to, by przebudzona bogini wydała bolesny ryk narodzin, a zaraz potem skonała.

Jej ciało rozsypało się w proch, pozostawiając szkielet, który stał się ozdobą lodowego księżyca Jowisza. Niewykorzystana do końca fidezyna spłynęła gorącymi, gęstymi jak lawa strumieniami na Kallisto i wżarła się w lód, zstępując coraz to niżej i niżej, ku ukrytemu pod dwustu metrami zmrożonej skorupy oceanowi. Stygła jednak przez cały czas i nie dotarła do wody.

Lód topniał, a następnie odparowywał w mgnieniu oka. Gigantyczne pióropusze pary wystrzeliły w rzadką atmosferę, przebiły się przez nią i zamarzły na orbicie księżyca, tworząc wokół niego fidezynowo-węglowy pierścień. Nie przetrwał długo, starczyło ledwie kilka ziemskich lat, by jego składowe opadły: a to na powierzchnię Kallisto, a to na otaczający ją szkielet Tiamat.

W kościach bogini wyryto w tym czasie tunele, żebra przebudowano w orbitalny port i przystanie. W czaszce wzniesiono miasto i ulokowano kosmiczną latarnię, nadającą na cały Subukład Jowisza informacje o zmianach zachodzących we wszechświecie, ale też lokalną muzykę i odczytywane przez wykwalifikowanych bardów opowieści. Nikomu nie przeszkadzało, że w latarni, która zwykle jako pierwsza zdobywała informacje o zbliżających się statkach i okrętach, pracowali kultyści Tiamat. Pomimo niepowodzenia wciąż czcili boginię, zdawali sobie jednak sprawę, że ich pierwotny plan poniósł fiasko; nauczyli się zatem chwytać życia wszelkimi sposobami. Nie chciała ich przyjąć żadna z enklaw Układu Słonecznego, toteż zbudowali własne siedlisko w kościanym pierścieniu bogini.

Pierwsze lata po śmierci Tiamat nie były dla nich łatwe. Wiele istot w Układzie Słonecznym wysuwało uzasadnione pretensje wobec ludzi planujących przebudować świat wedle własnych krwawych planów. Z czasem sprawa ucichła. Nie pierwsi to i nie ostatni fanatycy szykowali apokalipsę. Ich klęskę potraktowano jako dowód na niedorzeczność takich starań.

Trafiały się i inne głosy. Tiamatyści głosili, że padli ofiarą spisku. Opowiadano o czarnym okręcie, który wyłonił się z cienia Jowisza w tej samej sekundzie, kiedy Tiamat zaczynała wydawać ryk, roznoszący się po Układzie Słonecznym wbrew mistyce klasycznej fizyki.

Przez zamieszkane przestrzenie przetoczyły się opowieści o statku, za którego sterami stała sama Śmierć.

A być może, powiadali niektórzy, ktoś znacznie gorszy od Śmierci.

Po latach szkielet Tiamat stanowił jedną z atrakcji turystycznych i chorąży Adam Drygieł obiecywał sobie, że tym razem wykorzysta okazję, by zwiedzić świątynie i zamtuzy gnieżdżące się w kościach niespełnionej bogini zagłady. Na razie nawet nie zerkał na majestatyczną czaszkę, której biel przesłaniała połowę ekranów OTG „Dorka”. Zostało mu jeszcze pół godziny wachty na mostku. Na obrazie przedstawiającym wnętrze jednej z komnat Pałacu Łączności Transportu Galicyjskiego w Malowanej Moskwie skupiał się jednak nie po to, by jak najpilniej wypełniać obowiązki łącznościowca dalekiego zasięgu, a dlatego, że tym razem wachta Drygła zbiegła się z dyżurem Mariki.

A w Marikę młody chorąży mógłby się wpatrywać bez końca.

Znał ją od ponad roku i przez cały ten czas zbierał się na odwagę, by zagadać do dziewczyny mniej formalnie. Na drodze do spełnienia tych pragnień stały nie tylko regulaminy floty Transportu Galicyjskiego oraz zapierająca dech w piersiach, onieśmielająca uroda Mariki, ale przede wszystkim fakt, że była ona kobietą namalowaną. To zaś znaczyło, że równie dobrze mogła mieć nieco ponad dziewiętnaście lat, na które wyglądała, jak i dwieście. Jeśli umarła niedawno, jako nastolatka, jej doświadczenie życiowe byłoby zbliżone do doświadczeń Drygła. To z pewnością wiele by ułatwiało. Ale jak flirtować z kobietą, która może pamiętać czasy Kresu?

Faktem, że aby ewentualny związek z Mariką mógł znaleźć spełnienie, Drygieł musiałby dać się namalować, a potem umrzeć, chorąży przejmował się mniej. Podobnie jak drobnym problemem zdobycia fortuny, jaką kosztowało namalowanie portretu przez naznaczonego klątwą szaleńca, zdolnego posługiwać się żywą farbą.

To wszystko stanowiło wyzwania przyszłości. Jeśli tylko Drygieł znajdzie jakiś sposób, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, reszta jakoś się ułoży.

– Coś nowego, chorąży? – zapytał drugi oficer.

– Żadnych komunikatów, panie poruczniku.

Marika na płótnie skinęła głową, nie patrząc na Drygła. Nic nowego. Nuda.

Choć Transport Galicyjski nie dysponował pełnym monopolem na wykorzystywanie Malowanej Moskwy jako środka łączności, posiadał blisko siedemdziesiąt sześć procent udziału w rynku komunikacyjnym istniejącym wyłącznie na obrazach miasta. To wiele ułatwiało. Zamiast wynajmować domy od malowanych, TG po prostu wykupił od nich cztery kamienice, zlecił połączenie ich korytarzami i w ten sposób stworzył Moskiewski Pałac Łączności TG. Podobno by zapewnić pełną, całodobową obsługę łączy, TG podpisało szereg kontraktów z desperatami, którzy dali się namalować i zabić w zamian za stałą posadę i względną nieśmiertelność malowanych ludzi.

Istniało wiele form łączności, jednak żadna nie mogła równać się z komunikacją zapewnianą przez Malowaną Moskwę. Odkrycie tego stanowiło jeden z sukcesów TG. Nieważne, jak daleko od ziemskich placówek znajdywały się statki TG – czy orbitowały wokół Marsa albo Jowisza, czy zapuszczały się aż w okolice Plutona. Wystarczyło, że na pokładzie każdej z nich zawieszono obraz przedstawiający którąś z komnat Pałacu Łączności, a meldunki płynęły między nimi nawzajem oraz między nimi a centralą na Ziemi w mgnieniu oka. Gdyby Drygieł chciał przekazać jakąś informację na bliźniaczy patrolowiec OTG „Draken”, wystarczyło, by powiedział Marice, o co chodzi. I choć „Draken” patrolował w tej chwili okolice Saturna, Marika po prostu odwróciłaby się do siedzącej przy sąsiednim biurku Krystyny, a ta przekazałaby wiadomość łącznościowcowi na pokładzie docelowego okrętu, na którym odpowiednik Adama wpatrywał się zapewne równie czujnie w obraz przedstawiający to samo wnętrze sali łączności, ukazane z nieco innej perspektywy. Wszystko zajęłoby mniej niż minutę.

Kiedy w innych flotach męczono się, używając powolnych fal radiowych, korzystano z nieco szybszych demonów-posłańców albo znacznym wysiłkiem uruchamiano umiarkowanie stabilne magiczne portale, Drygieł i inni oficerowie łączności TG po prostu rozmawiali z pięknymi kobietami, dla których kosmiczne odległości nic nie znaczyły, ponieważ istotne były dla nich wyłącznie wymiary Malowanej Moskwy.


Dodano: 2017-01-19 17:53:13
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS