Romuald Pawlak jest może znany pewnemu gronu czytelników fantastycznych, ja jednak przed tą książką nie miałem żadnego kontaktu z twórczością autora, którego ‘Inne Okręty’ to w końcu debiut powieściowy. Mimo to po książkę sięgnąłem - z zaufania do wydawnictwa, które zwykle serwuje nam prozę bardzo ciekawą.
Wpierw o realiach, które mają pewien potencjał i pomysł. Losy Nowego Świata potoczyły się inaczej niż w naszej rzeczywistości: nie doszło do konkwisty, Inkowie nie ugięli się pod naporem Europejczyków. Wszystko za sprawą klęski w pewniej bitwie, konkretnie pewnego przypadku podczas niej: Koń Francisco Pizarra podkął się, pozbawiając Hiszpanów dowódcy. Wydarzenie to jest kluczowym momentem, różniącym rzeczywistość z książki od naszej. Po wygranej bitwie Indianie już stale stawiali opór najeźdźcom. W latach, gdy toczy się akcja powieści, oba imperia łączy kruchy sojusz. Chwilowo zawieszono działania wojenne, otworzono handel, Europejczykom pozwolono zamieszkać na wybrzeżach Nowych Indii. Słychać jednak ciche szepty mówiące o nadchodzącej kolejnej wojnie, która pozwoli Europejczykom całkowicie opanować kontynent. Mimo zawartego pokoju, obie strony zbroją się do nieuniknionego.
W takiej scenerii poznajemy Pedro Manjarresa, kapitana statku handlowego, który robi interesy w Tumbez. Powodem częstych wizyt Pedra w Tumbez nie są tylko pieniądze. Poznał tu Asarpay, Indiańską kobietę, która dale mu więcej przyjemności i zrozumienia niż żona zostawiona gdzieś w Europie. Pedro postanawia chociażby siłą zabrać ukochaną do Panamy, na tyle szybko by uciec przed nadchodzącą wojną. W głębi lądu łapią go jednak Indianie, którzy podają mu tak zwane Ziele Prawdy. Indianie biorą go za szpiega i za pomocą napoju chcą dowiedzieć się o nadchodzącej armii Europejczyków. Wizje Pedra są jednak bardziej niepokojące niż mogło by się wydawać i mówią nie tylko o przyszłości wojny, ale wydarzeniach, które będą toczyły się za dziesiątki lat.
Drugi wątek dotyczy dominikanina San Lucara, któremu przypada nadzór nad ewangelizacją pogańskiego społeczeństwa Indian, oraz nowego gubernatora tych ziem, Cristóbala Vaca de Andagoyę. Poznajemy te postacie, gdy już machina wojenna zostaje wprawiona w ruch. Andagoya jest człowiekiem porywczym, bezwzględnym i zbyt pewnym ‘klęski dzikusów’. Jego dowodzenie nad armią dla wielu osób jasno znaczy o tym, że łatwo Hiszpania tej wojny nie wygra.
Przez książkę brnie się dłużej niż trzeba. Trochę ze względu na styl autora – ciężki, archaizowany (czasem mniej, czasem bardziej udanie), nie wprawiony jeszcze w pisaniu, co czuć w porównaniu z bardziej doświadczonymi pisarzami. Często pojawiają się ‘kwiatki’, widać proste dla niedoświadczonych pisarzy zabiegi. Historia nie jest opowiadana umiejętnie, przynajmniej na początku.
Fabuła nie porywa. Na początku Pedro Manjarres bezmyślnie ‘lata jak chłop za babą’ po górach, czego naprawdę nie czyta się z zainteresowaniem. Postacie nie są do końca realistyczne, przez co ich przygody także nie czyta się z chęcią poznania ciągu dalszego. Ciekawszym wątkiem oprócz Manjarresa i jego wizji są Inne Okręty, które powoli lądują na nabrzeżach Nowych Indii. Wątek wojenny czyta się z trochę większym zainteresowaniem, jednak i tu widać braki w przemyśleniu, wiedzy… i poraz kolejny doświadczeniu pisarskim.
Plus za wydanie Runy, zarówno technicznie, jak i pod względem korekty na wysokim poziomie.
Nie znaczy to, że mamy do czynienia z książką bardzo słabą. Polecić można ją szczególnie zafascynowanym kulturą Indiańską, szukającym lekkiej lektury na pewnien czas. Jednak nie wolno spodziewać się niczego porywającego. Ta opinia być może jest tylko moim zdaniem, które w innych wypadkach się zupełnie nie sprawdzi. Z dość ciekawego pomysłu mogło być wiele więcej, lecz zamiast ciekawej książki o konkwiście (czego oczekiwałem ja) otrzymaliśmy ledwie dobrą powieść przygodową. Stąd też 6 punktów.
Ocena: 6/10
Autor:
Vampdey
Dodano: 2006-03-26 16:01:20