Po prawie dekadzie od polskiej premiery debiutanckiej powieści Olgi Gromyko „Zawód: wiedźma” (2007 rok) wydawnictwo Papierowy Księżyc
postanowiło przypomnieć polskim czytelnikom tę wschodnioeuropejską fantastykę. Zrobiło to w dobrym stylu, czyli zachowując numerację i objętość oryginału, w przeciwieństwie do Fabryki Słów, która dwie części pierwszego tomu wydała osobno. Tu mamy wydanie „zbiorcze” (w cudzysłowie, bo w takiej właśnie formie odpowiada oryginałowi), liczące przeszło 500 stron.
To dobra wiadomość dla fanów lekkiej fantastyki, ponieważ książka Gromyko została u nas (i nie tylko u nas) przyjęta całkiem pozytywnie, lecz od dłuższego czasu nakład jej był wyczerpany a książka trudna do zdobycia w drugim obiegu. Już to pokazuje, że mamy do czynienia z tytułem, na który warto zwrócić uwagę, choćby po to, by przekonać się, czy poczytność ukraińsko-białoruskiej pisarki jest zasłużona.
Główną bohaterką „Zawodu: wiedźmy” jest Wolha Redna, studentka wydziału magii Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii. Dzięki uporowi, ironicznemu podejściu i ostremu dowcipowi W. Redna jest unikatem zarówno wśród książkowych bohaterek, jak i w obrębie studentów rzeczonej szkoły. I to właśnie jej – wbrew zdrowemu rozsądkowi. a zgodnie z bardzo pokręconą logiką rektora – zostaje przydzielona dyplomatyczna misja w Dogewie, krainie wampirów.
Wampiry w powieści są dość oryginalne i sztampowe zarazem. Sztampowy jest ich obraz w oczach ludzi, kierujących się stereotypami. Oryginalne okazują się dopiero przy konfrontacji tych stereotypów z rzeczywistością, kiedy wychodzi na światło dzienne (!), że nie są drapieżnymi krwiopijcami.
Pierwsza część książki dotyczy wspomnianej wyprawy Wolhy do kraju wampirów, gdzie poznaje ich władcę, Lena. Len wraca w drugiej części książki, kiedy po raz kolejny rudowłosa studentka magii odesłana zostaje do pomocy władcy wampirów. Tym razem chodzi o odzyskanie skradzionego artefaktu i konflikt z groźnym nekromantą.
Obie części przepełnione są humorem sytuacyjnym, dowcipnymi dialogami i wartką akcją. Fabuła schodzi na plan dalszy, intryga ustępuje kreacjom bohaterów i interakcjom między nimi. To zdecydowanie historia mająca zająć nas na moment, na jeden, może dwa wieczory, zostawić w oczekiwaniu na ciąg dalszy, ale bez głębszych refleksji po zamknięciu książki.
Wracając na koniec do kwestii tego, czy popularność Gromyki w Polsce wynika z jakości tworzonych przez nią tekstów: myślę, że to sprawa nieco bardziej złożona. „Zawód: wiedźma” to lekka lektura, dostarczająca sporo przyjemności z czytania. Ten jej rozrywkowy aspekt sprawił zapewne, że sięgnęła i sięgnie po nią rzesza czytelników o dość dużej rozpiętości wieku. Nie jest to książka płytka i głupia, choć brakuje jej pewnego filozoficznego czy ideologicznego zaplecza. Nie jest to lekkie i humorystyczne fantasy w stylu Pratchetta, choć mniej więcej w tę stronę zmierza. Pamiętajmy przy tym, że to debiut pisarki – a jako debiut jest bardzo obiecujący.
Autor: Aleksander Krukowski
Dodano: 2016-08-02 11:04:49