NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Simmons, Dan - "Trupia otucha"
Wydawnictwo: Mag
Tytuł oryginału: Carrion Comfort
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Data wydania: Luty 2014
ISBN: 978-83-7480-419-6
Oprawa: twarda
Format: 135 x 200 mm
Liczba stron: 1040
Cena: 69,00 zł
Rok wydania oryginału: 1989



Simmons, Dan - "Trupia otucha"

Jest otucha. Ale szału nie ma


Mam problem z prozą Dana Simmonsa. Teoretycznie jest to autor oferujący wszystko, czego oczekuję od literatury. I choć jestem w stanie oddać honory każdej powieści jego autorstwa, jaką przeczytałem, bo to są naprawdę niezłe książki, to jednak nigdy nie pozbyłem się wrażenia, że nadajemy na różnych falach. Może to kwestia tego, jak Simmons operuje erudycją, bo erudytą jest niewątpliwie, przejawiającą się choćby wplataniem w historie ostentacyjnych odnośników do klasyki literatury. Mam wrażenie, że to troszkę erudycja „czarowania prostaczków”, zupełnie inna niż np. u Neala Stephensona, który przerzuca mosty między dziedzinami z entuzjazmem nastoletniego geeka (i tym mnie zaraża). Dla mnie proza Simmonsa sprawiała wrażenie napowietrzonej artystycznym patosem, więc z nomen omen otuchą przyjąłem do zrecenzowania „Trupią otuchę”, która jako monumentalny horror/thriller miała ten balon przekuć. Spodziewałem się czegoś w rodzaju „Reamde” wspomnianego wyżej N. Stephensona, czyli prozy pełnej adrenaliny o ponad 1000-stronicowym kalibrze, inteligentnej, ale bez wielopiętrowych gier intelektualnych. Samego mięsa.

Po krótce: Autor, używając wampiryzmu jako metafory, a telepatii jako zjawiska tłumaczącego, podejmuje tematy socjopatii, dominacji, przemocy i uzależnienia od niej. Jeśli jednak liczycie na model wytłumaczenia wampiryzmu, jak w „Ślepowidzeniu”, to źle trafiliście – Simmons, operując na tych samych przesłankach co Watts, oferuje intelektualną konstrukcję o wiele mniej złożoną i wytłumaczalną. Większy wspólny mianownik w treści i formie można znaleźć z powieścią Morta Castle’a „Obcy”, gdzie – pomijając dodatek w postaci telepatii – również mieliśmy zespołową grę i rywalizację socjopatów ukrytych pod skórą społeczeństwa. Słuszne będą też porównania do prozy Stephena Kinga, który z przymrużeniem oka jest nawet literalnie przytoczony w książce jako przykład na „złą literaturę”, którą czyta jeden z bohaterów. I właśnie dobór tria protagonistów – młodej Afroamerykanki, poczciwego szeryfa strzegącego kontynentalnego zadupia i żydowskiego intelektualisty polskiego pochodzenia, wskazuje na wyraźną inspiracje wytwórcą grozy z Maine.

„Trupia otucha” to thriller wręcz regulaminowy. Zwrot akcji następuje w momencie, w którym zwrot akcji powinien nastąpić. Kolejne rozdziały kończą się cliffhangerami, zawieszającymi naszą wiedzę o danym bohaterze na czas innej narracji (rozciąga to powieść). Jednocześnie na przestrzeni ponad 1000 stron mamy do czynienia z wiarygodną ewolucją postaci, przynajmniej tych całkiem ludzkich. Choć w szeregu narracji poznajemy zarówno perspektywę tych dobrych, jak i złych, najwyższe eminencje zła pozostają nieprzedstawione pierwszoosobowo. To dobry manewr, ponieważ autorowi średnio przekonująco wyszło przedstawienie „wampirzej” perspektywy i najlepiej wypada stojąca na granicy człowieczeństwa postać Tony’ego (jeśli dojdzie do ekranizacji, to niech zagra go Robert Downey Jr., proszę!). Poza tym dochodzi parę wstawek z perspektywy postaci trzeciego czy czwartego planu, które – mimo że fabularnie pozostają raczej zbędne – wnoszą więcej w opis świata. Klimat lat 80. ma swoje smaczki, choć wybór czasu akcji spowodowany był raczej mniejszym dystansem chronologicznym od II wojny światowej, gdzie zakotwiczona jest przeszłość części bohaterów. Te mocne fragmenty przywodzą na myśl „Łaskawe” J. Littella.

Po zakończeniu lektury, poczułem ulgę, że tym razem Dan Simmons oszczędził mi literackiego ekshibicjonizmu i powieściowe motto nie wychodzi poza rolę subtelnie naprowadzającego hasła, nie jest wstępem do dosłownego animowania Keatsa, Dickensa czy Szekspira. Gdy Amerykanin odpuści sobie nimb „ahtysty” stąpającego ścieżkami zmarłych mistrzów i piszącego pamięci im żałobne rapsody, a zamiast tego na patrona wybierze sobie S. Kinga, to dostrzec można, że jest świetnym literackim rzemieślnikiem, doskonale wiedzącym, co chce osiągnąć i jakich środków do tego musi użyć. „Trupia Otucha” trzyma w napięciu przez większość czasu akcji, chociaż już początkowe kilkanaście stron ujawnia, w jakim mniej-więcej kierunku przebiegać będzie fabuła. Nie spodziewajcie się pajęczyny odniesień do wątków naukowych czy literackich oraz niewiarygodnych koncepcji. Tutaj płacicie za ilość thrillu na stronę. A że stron jest dużo i zebrane są w estetycznym wydaniu, „Trupia otucha” wydaje się sensowną inwestycją. Szczególnie dla fanów podobnych dzieł, jakie wymieniłem mimochodem podczas tej recenzji – możecie brać tę cegłę w ciemno. Dla mnie szału nie ma, ale wreszcie odetchnąłem.



Autor: Adam Rotter


Dodano: 2014-06-06 17:27:45
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Polaris - 02:58 07-06-2014
"poczułem ulgę, że tym razem Dan Simmons oszczędził mi literackiego ekshibicjonizmu i powieściowe motto [...] nie jest wstępem do dosłownego animowania Keatsa, Dickensa czy Szekspira"
"Gdy Amerykanin odpuści sobie nimb „ahtysty” stąpającego ścieżkami zmarłych mistrzów i piszącego pamięci im żałobny rapsod, a zamiast tego na patrona wybierze sobie S. Kinga, to dostrzec można, że jest świetnym literackim rzemieślnikiem, doskonale wiedzącym, co chce osiągnąć i jakich środków do tego musi użyć."
Rozumiem, że czyni się tu aluzje m.in. do "Drooda" oraz "Hyperiona". Stąd moje pytania:
1. Cóż "ahtystowskiego" (czyli właściwie jakiego..?) dostrzega Recenzent w owych powieściach?
2. W czym konkretnie miałyby one ustępować "Trupiej otusze" (tudzież poetyce wypracowanej przez S. Kinga w ogóle)?
3. No i dlaczego "branie za patrona" Kinga miałoby być lepsze, niż Dickensa?
Pytam, gdyż to, co Recenzent uważa za wartość samą w sobie (sprawne rzemiosło) ja osobiście postrzegam nie za punkt dojścia, lecz punkt wyjścia jakiegokolwiek pisarstwa w ogóle. Natomiast w przywołanych powieściach ("Drood", "Hyperion") Simmonsowi udało się koncertowo wyjść daleko poza jedynie sprawne rzemiosło, dzięki czemu popełnił znakomite, zapadające w pamięć dzieła.

dzudo-honor - 10:06 07-06-2014
Ja dopowiem od siebie, że Hyperion jest jedną z najlepszych książek jakie czytałem, a Drood chyba najbardziej zapadającą w pamięć z 2013 r. Nie wiem co to takiego "ahtystowskiego" przeszkadza recenzentowi. "Trupią Otuchę" biorę w ciemno.

Shadowmage - 12:25 07-06-2014
Łaku chyba chciał się wyróżnić :)
W każdym razie zwykle (w jednym czy dwóch opowiadaniach było to na siłę) nie mam nic przeciwko tej manierze Simmonsa. W "Trupiej..." jej nie ma, ale też niewiele jest w zamian. W przeciwieństwie do Łaka mnie akurat "TO" podeszła mniej niż większość książek Simmonsa, chociaż i tak jest fajnym, choć nieco przegadanym thrillerem.

Ł - 12:51 07-06-2014
Dla jasności - przeczytałem i lubię, a nawet polecam dylogię Hyperiona. Ale pytany osobiście przyznaje - ta dylogia miała potencjał by mnie oczarować, ale odbiłem się od wspomnianego w recenzji "balonu", zadęcia. Simmons w swoim sposobie łączenia starego z nowym ma w sobie coś z nauczyciela polskiego (angielskiego), co mnie osobiście odrzuca - swoją dobra fantastykę próbuje jeszcze dopalać zapożyczonym zadęciem, patosem, pretensjonalnością. Jeśli was nie odrzuca to dobra wasza, w takim razie trafiliście w punkt, bez ironii gratuluje, to zawsze fajna sytuacja jak ktoś znajduje literaturę która go urządza. Dla mnie natomiast sposób w jaki Pielewin odnosi się do swojej narodowej klasyki literackiej (Dostojewski, Tołstoj) to jest właśnie to. To jest coś co mnie urządza. Odsyłam do recenzji która mam nadzieje wyjaśni sprawę: http://katedra.nast.pl/artykul/5987/Pielewin-Wiktor-T/

PS Tak potraktowałem tą recenzję trochę jako osobiste rozliczenie mojej historii spotkań z prozą Simmonsa. Ale ja pisze osobiste recki, nawet w notce redakcyjnej mam to zastrzeżone. ; ) W każdym razie "Trupia Otucha" i "Terror" choć koncepcyjnie dużo mniej inspirujące niż Hyperion, to jednak bardziej do mnie trafiają jako literatura. Terror w ogóle z Simmonsa najlepszy.

Shadowmage - 12:55 07-06-2014
Ł pisze: Terror w ogóle z Simmonsa najlepszy.
Pod tym mogę się podpisać :)

Ł - 13:26 07-06-2014
Chociaż tam też musiał wcisnąć kawałek z Shakespeara. :P

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS