Patronat
Wyndham, John - "Dzień tryfidów" (wyd. 2024)
Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)
Ukazały się
Kade, Kel - "Smoki i demony"
antologia - "Felix, Net i Nika. Fantologia"
antologia - "PoznAI przyszłość"
Maszczyszyn, Jan - "Mare Orientale"
Watson, Ian - "Pozoranci"
Galina, Maria - "Wilcza Gwiazda. Ekspedycja"
Galina, Maria - "Patrzący z ciemności"
Żelkowski, Marek - "Siewcy niezgody"
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Mag Cykl: Projekt MilkweedTytuł oryginału: Bitter Seeds Tłumaczenie: Robert Lipski Data wydania: Październik 2013 ISBN: 978-83-7480-381-6 Oprawa: miękka Format: 135 x 202 mm Liczba stron: 432 Cena: 39,00 zł Rok wydania oryginału: 2010 Tom cyklu: 1
|
Angielscy czarownicy kontra niemieccy nadludzie stworzeni dzięki zdobyczom nauki na polach II wojny światowej? Brzmi jak scenariusz widowiskowego filmu lub rozrywkowej, pełnej akcji powieści. Niestety tylko brzmi, bo debiutancka powieść Iana Tregillisa więcej obiecuje, niż oferuje.
Wydawnictwo Mag oprócz ambitniejszej fantastyki (np. serii Uczta Wyobraźni) dostarcza czytelnikom szereg powieści rozrywkowych. Zwykle stoją one na dobrym poziomie, ale niestety czasem trafiają się też pozycje niepasujące do tego obrazu. Ostatnio takim tytułem okazała się „Mroczna geneza” Iana Tregillisa.
W założeniach Tregillis chciał stworzyć coś na kształt powieściowej wersji „Hellboya”: z jednej strony faszystowskie Niemcy ze stworzonymi naukowo nadludźmi, z drugiej dzielni (i, jak się później okazuje, bezwzględni) Brytyjczycy, którzy chcą powstrzymać niemiecką inwazję za pomocą zapomnianej już trochę magii. A to wszystko, żeby nie było zbyt nudno, podlane nieco bondowską fabułą z wywiadowczymi akcjami na tyłach wroga. I niby właśnie tym „Mroczna geneza” jest, ale zbyt wiele rzeczy nie zagrało, by można było się cieszyć lekturą.
Potencjalnie najciekawszym elementem powieści, szczególnie dla fantastycznych nerdów, którzy niejedno już w fantastyce widzieli, jest system magii, którym posługują się Anglicy. Jej źródłem są Eidolony, potężne byty przenikające cały wszechświat: czarownicy de facto nie rzucają zaklęć, a negocjują – zawsze krwawą – cenę za ich usługi. Do tego momentu wszystko zdaje się być w porządku (pomijając moralną obojętność większości postaci, ale to można uzasadnić wyższą koniecznością, mniejszym złem i innymi tego typu frazesami), ale z czasem Tregillis wprowadza bardziej (za bardzo!) spektakularne objawy magii, a także przynajmniej częściowe wytłumaczenie, dlaczego Eidolony są zainteresowane targami z ludźmi. Cóż... papier jest cierpliwy, ale czytelnik już taki być nie musi. Być może za tym zabiegiem kryje się coś sensownego, ale na razie nie widać ku temu wskazań.
Pozostawiam w tym miejscu znak zapytania, bo jednak amerykański pisarz prezentuje tylko ułamek informacji o naturze angielskiego czarodziejstwa; zresztą i tak większy niż o odkryciach doktora von Westarpa, które doprowadziły do stworzenia ludzi przenikających przez ściany, telepatów czy człowieka-pochodni. Po lekturze „Mrocznej genezy” wydaje się jednak, że zamysł ograniczył się wyłącznie do bazowych pomysłów niekoniecznie podbudowanych głębszym tłem, a następnie dodaniem wariacji na temat niektórych z hitlerowskich zbrodni i przeniesienia ich na obie strony konfliktu.
Jednakże najbardziej irytującym elementem są autorskie umiejętności – a w zasadzie ich brak – do przedstawiania scen, w których bohaterowie mają przejawiać jakieś, niekoniecznie głębsze, emocje. Gdy tylko nadchodzi taki moment, a jest ich w powieści niemało, z kart książki zaczyna powiewać tandetą, sztuczność wypowiedzi i przemyśleń osiąga poziom znany z co gorszych telenowel, a czytelnik nie wie, gdzie oczy podziać, bo z pewnością nie chce ich skierowywać na kolejne, patetyczne i przy tym żenujące, wynurzenia bohaterów. Ta wada zresztą bezpośrednio wpływa na odbiór tych ostatnich – ciężko zrozumieć ich motywacje lub wyrobić sobie o nich jakieś konkretne zdanie. Również dotykające postaci tragedie oraz ewolucja za sprawą przeżytych wydarzeń nie robią właściwego wrażenia; przechodzi się obok nich obojętnie.
Jak sam tytuł wskazuje, „Mroczna geneza” stanowi dopiero uwerturę. Końcowe sceny sugerują, że opisane wydarzenia są zaledwie przedsmakiem konfliktu zakrojonego na znacznie szerszą skalę. Być może w dalszych częściach pojawią się odpowiedzi na niektóre z pytań nasuwających się podczas lektury? Można mieć też nadzieję, że autor podszkoli się w rzemiośle i zaoferuje coś więcej niż tylko rwaną narrację i sztuczność w opisie uczuć. Jednakże nie jestem przekonany, czy będę chciał się o tym przekonać, bo chociaż Tregillis miał niezły pomysł, to nie potrafił przesłonić nim licznych wad powieści; na tyle istotnych, że konieczna byłaby znacząca poprawa, aby po drugi tom „Projektu Milkweed” sięgnąć.
Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka
Dodano: 2013-12-29 19:45:00
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Kris Of Utumno - 23:41 29-12-2013
Dzięki za recenzję, bo doprawdy nie wiedziałem co z tym począć.
|
|
|
Konkurs
Wygraj "Wiedźmiego króla"
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
Salik, Magdalena - "Wściek"
Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem"
Sherriff, R.C. - "Rękopis Hopkinsa"
Kelly, Greta - "Lodowa Korona"
Harpman, Jacqueline - "Ja, która nie poznałam mężczyzn"
Baldree, Travis - "Księgarnie i kościopył"
Herbert, Brian & Anderson, Kevin J. - "Dziedzic Kaladanu"
Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"
Fragmenty
Marryat, Frederick - "Statek widmo"
Kluczek, Stanisław - "Zamek Gardłorzeziec"
Pettersen, Siri - "Srebrne Gardło"
Wyndham, John - "Dzień tryfidów"
Wells, Martha - "Wiedźmi król. Witch King"
Howey, Hugh - "Zmiana"
Silverberg, Robert - "W dół do ziemi" (Wymiary)
Niven, Larry & Pournelle, Jerry - "Pyłek w Oku Boga"
|