NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Artykuł jest częścią serii Harrison, M. John - "Trakt Kefahuchiego".
Zobacz całą serię

Harrison, M. John - "Światło", "Nova Swing"

Jeśli nawet „Światło” wydało się wam czymś błyskotliwym i olśniewającym, to wcale nie znaczy, że warto czytać dalej. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że spotkanie z „Nova Swing” odbierzecie jako objaw wypalania się potencjału autora.

W recenzjach utworów Harrisona przewija się często wątek skrajnych reakcji na jego prozę. I faktycznie – podobnie jak w przypadku Hala Duncana czy Jeffa VanderMeera – mamy do czynienia z pisarzem, wobec którego trudno przejść obojętnie; którego albo się uwielbia, albo nie znosi. Nietypowe proporcje widać nawet w rozkładzie gwiazdek przyznawanych przez klientów Amazon.com – zamiast krzywej Gaussa nieliczni obojętni czytelnicy osaczeni są przez tych, których opinie ciążą ku krańcom spektrum.

Sam należę do grona tych, którym twórczość Harrisona nie przypadła do gustu. Uznaję niewątpliwy pisarski kunszt autora, przyznaję, że mamy do czynienia z prozą bardzo sprawnie napisaną i doskonałą stylistycznie. Harrison świetnie bawi się konwencjami (w „Nova...” dostajemy ciekawie przetworzone klimaty space-operowe czy noir), sprytnie przemyca nawiązania i aluzje, intryguje niejednoznaczną narracją, która zmusza do myślenia. Tworzy też ciekawych, złożonych i pogubionych bohaterów, wymykających się schematom. I w końcu świat – niebanalny, pchnięty w daleką przyszłość, stający w obliczu zagadkowego fenomenu Traktu Kefahuchiego. Reasumując, Harrison dysponuje niecodziennym pisarskim talentem i tworzy solidny fundament pod zjawiskową opowieść.

Niestety, nie wykorzystuje tego potencjału. Po relatywnie przyjemnej lekturze „Światła”, w kolejnej powieści zabawa w kotka i myszkę staje się już nużąca. W miejscu, w którym można by oczekiwać jakiegoś przełamania konwencji, asa z rękawa, ciekawych rozwiązań, odpowiedzi i pomysłów – Harrison do znudzenia odgrywa wysłużone triki.

Igranie z konwencjami, stylistyczne wysmakowanie i kolejne zagadki zaczynają powoli przypominać sztukę dla sztuki. Tracą na atrakcyjności także sylwetki bohaterów i ich zachowania. Frapujące postacie ze „Światła” – uciekający przed cieniem i stojący u progu ważnego odkrycia naukowiec Michael Kerney, wyrwany z wirtualnej rzeczywistości i odbudowujący swoją tożsamość Ed Chianese czy Serii Mau Genlicher, kobieta zintegrowana ze statkiem kosmicznym – zostają w „Nova Swing” wymienione na galerię bohaterów wtórnych i nie budzących już cienia dawnych emocji, bo zbudowanych z podobnych wad i dylematów, z których na dodatek nic nie wynika. W obsesyjnej zabawie formą Harrison zaniedbuje też fabułę (zbudowane na kilku równoległych wątkach „Światło” wydawało się bardziej niż „Nova...” wciągające), a kilka ciekawych elementów świata przedstawionego (jak swoboda genetycznych modyfikacji czy przemyt ze strefy osobliwego „skażenia”) nie znajduje satysfakcjonującego rozwinięcia.

I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.

Kończąc z wolna litanię pretensji, warto też dodać, że przeciwko „Nova Swing” przemawia przyziemny rachunek ekonomiczny. Od pewnego momentu Uczta Wyobraźni zaczęła kojarzyć się z łączonymi wydaniami, w których oprócz pełnoprawnej powieści czytelnik otrzymuje nierzadko zbiór opowiadań. Takie omnibusy są, oczywiście, droższe, ale już w relacji do objętości – zdecydowanie bardziej opłacalne dla czytelnika. Tymczasem trzy niezbyt obszerne tomy cyklu Harrisona (liczące 304, 240 i 302 strony) wydano w trzech osobnych woluminach, kosztujących łącznie ponad 100zł...

Podróż Traktem Kefahuchiego to, niestety, droga na manowce. Być może jakieś aspekty twórczości Harrisona albo któreś jego pisarskie talenta i sztuczki przykują uwagę czytelnika. Na etapie „Nova Swing” część czytelników napotka już jednak znużenie i nieodparte wrażenie całkowitej bezcelowości tej podróży. Sztuka dla sztuki.


Autor: Krzysztof Pochmara


Dodano: 2013-02-06 14:15:00
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

dzudo-honor - 15:34 06-02-2013
W połowie zgodzę się z recenzją - "Swiatło" mnie zachwyciło, natomiast "Nova Swing" zmęczyła mnie niemiłosiernie, ale nic to - dziś podchodzę do "Pustej Przestrzeni":)

draken - 16:11 06-02-2013
Mam tak samo. Jednak na zasadzie "do trzech razy sztuka" (bo Viriconium nie czytałem) nabyłem trzeci tom Kefahuciego (za grosz, a nawet mniej, bo za punkty pejbek). Z recenzentem także nie sposób mi się nie zgodzić.

draken - 16:59 06-02-2013
Bo Światło było bardzo dobre. Bo tli mi sie gdzieś w obwodach taka możliwość, że to może być jedna z tych lektur, które dopiero odsłonią przede mną swoją pełnię. "Nova Swing" mnie zmęczyła. Nie zrozumiałem o co autorowi chodziło. Ale światło wykupiło mu u mnie duży pakiet zaufania. Dlatego.


EDIT//
Zniknął post na który odpowiedziałem, a brzmiał "To po co w to dalej brniecie" czy jakoś tak

AM - 17:53 06-02-2013
draken pisze:Bo Światło było bardzo dobre. Bo tli mi sie gdzieś w obwodach taka możliwość, że to może być jedna z tych lektur, które dopiero odsłonią przede mną swoją pełnię. "Nova Swing" mnie zmęczyła. Nie zrozumiałem o co autorowi chodziło. Ale światło wykupiło mu u mnie duży pakiet zaufania. Dlatego.


EDIT//
Zniknął post na który odpowiedziałem, a brzmiał "To po co w to dalej brniecie" czy jakoś tak


Skasowałem, bo nie doczytałem Twojego posta.

draken - 18:08 06-02-2013
Jakbym znowu czytał Nova Swing, czyli - nie zrozumiałem. Ale kredyt zaufania, więc - ok.
Postaram się namówić Agrafka by tu wpadł i napisał kilka cieplejszych słów, bo OIDP Nova mu się podobała i znalazł do niej jakiś klucz.

drakoniko - 10:05 08-02-2013
Warto go czytać, bo ma pomysły, chociaż owszem, bywa nudziarzem.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS