NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki


Literackie zgadywanki 01/2013

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.



Dominik W. Rettinger, „Brainman"

Staram się nie sugerować notami wydawniczymi. W większości przypadków staram się nawet ich nie czytać: o większości fantastycznych zapowiedzi mniej więcej wiem co myśleć bez lektury PR-owych wypocin znajdujących się docelowo na czwartej stronie okładki, a rozsyłanych radośnie wszystkim zainteresowanym (albo i nie, ale podającym maila na odpowiednim portalu). Wiem, że to nie zawsze wina biedaka, który musi czasem radzić sobie z materiałem zaakceptowanym przez szefostwo i do nawet totalnie beznadziejnej książki napisać coś sensownego. Czasem jednak wszystkie te elementy tworzą nową – niekoniecznie lepszą – jakość, która budzi fascynację. Niekiedy jednak o książce pierwszy raz słyszę, kiedy trafia mi wydawniczy spam do Outlooka. Los chciał, że przeczytałem blurba „Brainmana” Dominika Rettingera (zainteresowanych odsyłam). Był tak zły, że musiałem napisać zgadywankę z tej książki.

Pomijam błędy (być może zostaną naprostowane przed trafieniem na okładkę), które utrudniają połapanie się kto jest kim i dlaczego – to akurat częsta cecha. Moją podszytą przerażeniem fascynację wywołał całkowity miszmasz wątków i motywów pojawiający się na kartach książki. Z jednej strony ma się wrażenie, że to powieść o bardzo komiksowej (w rozumieniu klasyków z Marvela czy DC Comics) fabule: superbohaterowie, interwencja z kosmosu, czarno-biały świat. Z drugiej chociaż początkowo rzecz się dzieje wśród studentów, a u podłoża jest klasyczny trójkąt macho-laska-kujon, co raczej wskazywałoby na młodocianego odbiorcę. Po trzecie mamy konflikt kosmiczny, który nagle jest wprowadzony w ziemskie realia bez widocznego związku przyczynowo-skutkowego. Mimo wszystko jednak można by nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego i przymknąć oko na głupstwa, ale w blurbie otrzymujemy jeszcze jedno zdanie: mieszanka science-fiction spod znaku superbohaterów ze zjadliwą satyrą na współczesność. Sugeruje to, że w książce jest coś więcej, jakaś analiza współczesnego społeczeństwa. Przyznam się, że z dostępnych materiałów nie jestem w stanie określić, o co też może chodzić.

W tej zgadywance nie zgaduję; a jeśli, to raczej na ile nota wydawnicza oddaje sedno książki. Jeżeli treść „Brainmana” jest tak samo bzdurna i chaotyczna jak blurb, to możemy mieć do czynienia z jedną z niezapomnianych powieści w historii fantastyki. A może winien jest bezimienny PR-owiec i Bogu ducha winny Rettinger tylko cierpi za jego grzechy?

Tymoteusz „Shadowmage” Wronka




Terry Pratchett, Stephen Baxter, „Długa Ziemia"

Według kwantowej teorii wielu światów wszystko, co może się zdarzyć, na pewno się wydarzy, tyle że w innej, równoległej rzeczywistości, bo za każdym razem, gdy na poziomie kwantowym pojawia się alternatywa, powstaje co najmniej jeden nowy świat. Teoria ta została już wykorzystana w literaturze – dość wspomnieć pomysły Moorcocka czy Zelaznego. Ale tym razem obróbce poddaje ją nietypowy pisarski duet: Stephen Baxter, poruszający się swobodnie na polu hard sf i Terry Pratchett, ukazujący rzeczywistość w krzywym zwierciadle absurdu. Czego zatem możemy się spodziewać? Szybkie guglanie zdradza, że ujęcie tematu zdaje się być tym razem nieco inne: „Długa Ziemia”, pierwsza część zaplanowanej dylogii, to nie jest książka o wybrańcach, obdarzonych jakimiś specjalnymi zdolnościami lub wyposażonych w unikatowe gadżety – tym razem pionierem może zostać każdy. I to tanim kosztem. Kuszące, prawda?

Przyznaję, że taki punkt wyjścia zaostrzył bardzo mój czytelniczy apetyt, bo mam nadzieję na science fiction wzbogaconą o humor dobrej jakości, czyli książkę, w której – poprzez losy poszczególnych bohaterów – autorzy mówić będą o procesach. Skoro wędrowanie między światami stanie się masowe, to dojdzie do dużych zmian na staruszce Ziemi: zmniejszy się wszak gęstość zaludnienia, czyli np. wzrośnie dostępność surowców – spodziewam się, że autorzy nie zostawią tego zagadnienia odłogiem. Podobnie obiecujące wydaje się zderzenie powieściowych realiów z organizacją społeczeństwa (może nawet uda się pozbyć polityków?). Nie wspominając już o tym, że dużą frajdą będzie odgadywanie wkładu koncepcyjnego obu autorów w treść książki – stawiam dolary przeciw orzechom, że ziemniak wspomniany w nocie wydawniczej wyszedł spod pióra Terry’ego Pratchetta. Oj, zapowiada się smakowita lektura.

Beata Kajtanowska





Styczniowy debiut Jeffreya Forda w ramach „Uczty wyobraźni” zapowiada się na bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę, której niewiele tytułów w 2013 roku będzie w stanie sięgnąć. Wydawnictwo Mag poda czytelnikom dwa literackie dania – „Asystentka pisarza fantasy” i „Portret pani Charbuque” – zamknięte w pięknej okładce i solidnej oprawie cechujących całą serię.

Polscy czytelnicy nie mieli zbyt wielu okazji do zapoznania się z twórczością amerykańskiego pisarza (a w każdym razie było tych okazji znacznie mniej, niż chciałby ktoś, kto w prozie Forda się rozsmakował). Poza wydaną przed kilkoma laty trylogią „Dobrze Skonstruowane Miasto” („Fizjonomika”, „W labiryncie pamięci”, „Rubieże”) przetłumaczono garść opowiadań rozsypanych dziś w czasopismach (głównie w „Nowej Fantastyce”) i antologiach (głównie w „Krokach w nieznane”).

Ford jawi się w nich jako pisarz o zdumiewającej wyobraźni, zdolnej kreować złożone, niebanalne i oryginalne sytuacje i światy. To jednak, co przesądza o wartości jego prozy, to bohaterowie – niepowtarzalne, zapadające w pamięć, grające na emocjach, złożone i niejednoznaczne sylwetki, łączące w sobie realistyczną kreację i zarazem fantastyczny koncept. Jeffrey Ford pisze doskonałą fantastykę, w kontakcie z którą „zawieszenie niewiary” staje się procesem niemal niezauważalnym, a opowiadane historie, choćby najbardziej nieprawdopodobne, głęboko się przeżywa.

W tym kontekście styczniowa „Uczta wyobraźni” prezentuje się nad wyraz apetycznie. „Asystentka pisarza fantasy” to (przynajmniej w anglojęzycznym oryginale) zbiór 16 opowiadań poprzedzonych przedmową Michaela Swanwicka, a „Portret pani Charbuque” to powieść o portreciście, podejmującym się malowania osoby, której... nie wolno mu zobaczyć.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że dwupak Forda będzie wyśmienitym daniem. Prawdę mówiąc, wybiegam już myślami do kolejnych, niewydanych ciągle w Polsce, powieści Forda, ufając, że styczniowa „Uczta wyobraźni” rozbudzi czytelnicze apetyty i zmotywuje wydawców.

Krzysztof Pochmara




K.J. Parker, „Składany nóż"

Największą tajemnicą otaczającą „Składany nóż” jest tożsamość (a nawet płeć) jego autora. Oczywiście mógłbym sobie pozgadywać i pospekulować, ale nie jest powiedziane, że kiedykolwiek byłoby to możliwe do zweryfikowania, więc odpuszczę... chociaż kusi. Na potrzeby niniejszej notki wystarczy jedynie stwierdzić, że zarówno „Błękit i złoto” z „Kroków w nieznane 2011”, jak i (chociaż w nieco mniejszym stopniu) „Pracowity i urozmaicony dzień” z „Mieczy i mrocznej magii” udowodniły, że jest to autor(ka) potrafiąca napisać dobre fantasy. Mam nadzieję, że i w tym przypadku będzie to miało miejsce.

Mało ukazuje się fantasy, w której nie występuje magia – a ponoć właśnie to jest cechą świata przedstawionego powieści Parker(a). Rozwiązanie to może nie pozwala zastosować jakiś nowatorskich rozwiązań (ani samo nie należy do oryginalnych, chociaż jest rzadko stosowane), ale na tle klasycznego fantasy może stanowić moment wytchnienia. Ułatwia też kreację, bo nie trzeba aż tak bardzo wgłębiać się w trzewia świata i tłumaczyć, dlaczego nadprzyrodzone... no cóż, jest. Z drugiej strony pojawia się inne wyzwanie: jeśli realia są odarte z magii to trzeba w tym aspekcie dać coś ekstra, by zrekompensować to czytelnikowi (no i uzasadnić, dlaczego powieści (para)historycznej się nie pisze). Jak to Parker zrobi? I czy zrobi? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że się uda.

Doświadczenie z nielicznymi opowiadaniami Parker(a) na naszym rynku oraz szybkie przejrzenie opinii w anglojęzycznej sieci sugeruje, że w swym charakterze „Składany nóż” może przypominać powieści Joe Abercrombiego: dość mroczne i brutalne, z dużą dozą czarnego humoru. Jeśli tak miałoby być w istocie, nie miałbym nic przeciwko. Akurat ten rodzaj fantasy jeszcze mnie nie znudził. Zatem właśnie tego sobie (i czytelnikom Katedry), w związku z tą powieścią, życzę.

Tymoteusz „Shadowmage” Wronka






Wbrew moim obawom audiobooka „Bożych bojowników” słucha się wyśmienicie. Raz jeszcze doborowa obsada aktorska, muzyka i efekty dźwiękonaśladowcze tworzą niezapomnianą całość, która powołuje do życia XV-wieczne Czechy i Śląsk. Powiem nawet więcej – książka Sapkowskiego wiele zyskała na wersji dźwiękowej. Nie przeszkadza epizodyczność fabuły, mniej nudzą wykłady wygaszane przez niektóre postaci, lepiej oddane są rozterki bohaterów. Szkoda tylko, że za sprawą samej książki część bohaterów ma, dosłownie, mniej do powiedzenia; szczególnie brakuje postaci Szarleja, który w interpretacji Henryka Talara zyskał drugie życie. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Adam "Tigana" Szymonowicz





„Książę cierni” Marka Lawrence’a, otwierający trylogię „Rozbite imperium” okazał się debiutem ponadprzeciętnej jakości. Powieść bardzo szybko porywa czytelnika, intrygując wydarzeniami, jakie rozegrały się w dalekiej przeszłości i doprowadziły ludzkość do ponownych narodzin – nowego początku, obecnie prymitywnej, dawniej zaś wysoce rozwiniętej cywilizacji. Tak potraktowane sf z licznymi elementami typowymi dla fantasy dostarcza nie tylko rozrywki na poziomie, lecz pozwala również spodziewać się interesującego rozwinięcia historii w kolejnych tomach.

W zgadywance obawiałem się przesadnie pretensjonalnej kreacji głównego bohatera, księcia Jorga Ancratha, opierając się na lekturze fragmentu powieści i nocie wydawniczej. Na szczęście moje wątpliwości nie znalazły potwierdzenia, bohaterowie Lawrence’a nie irytują, wręcz przeciwnie, ich zachowanie i wypowiadane słowa nieraz potrafią rozbawić i wzbudzić sympatię.

Książka okazała się dobrą powieścią rozrywkową. Kolejne części prawdopodobnie tylko to potwierdzą, rozwijając interesującą historię zagłady Budowniczych – ludzi podobnych do nas, żyjących współcześnie. Zainteresowanych odsyłam do recenzji.

Krzysztof Kozłowski





Po „Bohaterach” Abercrombiego spodziewałem się licznych, wyrazistych bohaterów, wciągającej fabuły, oraz sporej dawki cynicznego humoru – tego wszystkiego, co oferują wcześniejsze powieści autora. Nie pomyliłem się, pisarz stanął na wysokości zadania po raz kolejny zapewniając wiele godzin satysfakcjonującej lektury.

W zgadywance zastanawiałem się nad ryzykiem wtórności bohaterów, co przy takiej ilości postaci zaludniających karty powieści mogłoby się wydawać wręcz nieuniknione. Jak się okazało: niekoniecznie. Mimo że archetypy, chcąc nie chcąc, się powtarzają, to każdy z bohaterów pozostaje indywidualnością. Nawet podobni z pozoru Caul Dreszcz, poznany w „Zemście, najlepiej smakującej na zimno” i Curnden Gnat z „Bohaterów” różnią się od siebie w zasadniczy sposób, pomimo wspólnego pochodzenia i ambicji czynienia dobra. Interesujące jest skonfrontowanie ich postaw w omawianej książce, gdzie Gnat wciąż jeszcze usilnie stara się wierzyć w swoje ideały, zaś Dreszcz jedynie przygląda mu się z grymasem, dawno porzuciwszy własne.

Podsumowując, po „Bohaterów” warto sięgnąć, gdyż książka dostarcza wiele rozrywki i naprawdę miło się ją wspomina. Więcej o powieści można przeczytać w recenzji.

Krzysztof Kozłowski




Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski


Autor: Katedra


Dodano: 2013-01-02 17:37:51
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS