NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Swann, Andrew S. - "Spekulant"
Wydawnictwo: Almaz
Cykl: Swann, S. Andrew - "Wrogie przejęcie"
Tytuł oryginału: Profiteer
Data wydania: Październik 2012
Cena: 25,99 zł
Rok wydania oryginału: 1995
Tom cyklu: 1



Swann, Andrew S. - "Spekulant"

Rozpoczynając lekturę powieści, jak również pisanie o niej opinii, cały czas starałem się pamiętać o tym, że powieść ta została wydana w 1995 r. Nie jest to jakaś szczególna data. Po prostu znam z tamtego okresu zbyt mało powieści tego gatunku, aby dokonywać porównań. A ponadto, szczerze pisząc, to nie przepadam za bardzo za... hmm... space operą sprzed „czasów” Alastaira Reynoldsa czy Petera F. Hamiltona. Nie wiem, czy można w ogóle zaliczać „Spekulanta” do tego podgatunku (pomijając jego pogardliwą nazwę). Zaliczanie jej do science fiction też musi być umowne, bo dla mnie pisarzem science fiction mógł być Arthur C. Clarke czy Stanisław Lem. Zatem przyjmuję umownie, wyważając otwarte drzwi, że „Spekulant” to po prostu rozrywkowe science fiction.

Z pewnością przesadą jest stwierdzenie wydawcy, że powieść jest zaliczana do najwybitniejszych osiągnięć „modnego ostatnio” nurtu w science fiction, czyli anarcho-kapitalizmu. Z ciekawości zrobiłem research w internecie na ten temat. Z zaskoczeniem stwierdzając, że taki „nurt” istnieje rzeczywiście. Ale jakoś dominującym, zwartym czy modnym bym go jednak nie określał. Ale rzecz nie w łapaniu wydawcy chwalącego wydawaną przez siebie powieść za słówka przez niedouczonego recenzenta. Chodzi mi w gruncie rzeczy o to, że pospiesznie rzucając takimi pochwałami, można książce wyrządzić krzywdę. Spodziewałem się bowiem po lekturze blurba czegoś więcej, niż otrzymałem w efekcie. Znacznie więcej spekulatywnej fabuły skupiającej się nie tylko na akcji i perypetiach głównych bohaterów, ale i rozwijaniu konceptu funkcjonowania społeczeństwa na planecie Bakunin, którego funkcjonowanie miało być właśnie kwintesencją anarcho-kapitalizmu.

I pod tym względem „Spekulant” zawodzi. Nie mam co do tego wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że w panujący na Bakuninie anarcho-kapitalizm po prostu musimy uwierzyć na słowo. Ustrój społeczny czy polityczny tej planety jest na odległym planie. Autor używa go instrumentalnie, jako tła dla zmagań między bohaterami. I przynajmniej w tej powieści należy całkowicie nastawić się na śledzenie intrygi, bez nadziei otrzymania „ambitniejszego” rozwinięcia tych anarcho-kapitalistycznych kwestii.

To był mój pierwszy zawód. Sprowokowany przez wydawcę, a nie przez mój gust. Kolejnym rozczarowaniem byli bohaterowie. Począwszy od tych pierwszoplanowych, po tych wypełniających scenerię. Dwaj adwersarze, których zmagania koncentrują na sobie większość fabuły są w gruncie rzeczy czarno-biali. Wprawdzie mają jakieś „skazy” czy wady, ale czytelnik nie będzie miał wątpliwości, którego zaliczyć do obozu Dobrych, a którego do obozu Złych. Wiadomo także niemal od początku, że anarcho-kapitalistyczny ustrój i funkcjonowanie Bakunina zakwalifikować należy do tych Dobrych systemów, a reprezentowany przez adwersarza głównego bohatera ustrój międzyplanetarny jest Zły (autokratyczny). Dodać jeszcze należy, że występuje w powieści kilkoro bohaterów, których określić można mianem Niedookreślonych. To jest: jeszcze nie wiadomo, czy będą Źli, czy Dobrzy, choć już można na ten temat wnioskować.

W ten sposób czytelnik pozbawiony większych rozterek i wątpliwości może spokojnie skupić się na śledzeniu fabuły. I tu, przyznaję z radością, jest nieźle. Choć akcja jest konwencjonalna do bólu, to jednak śledzi się ją z przyjemnością i uwagą. Atak na firmę Dobrego bohatera przez siły reprezentowane przez Złego uruchamia ciąg wydarzeń, które nabierają tempa od momentu, kiedy siły Złego lądują na Bakuninie i zabierają się za pacyfikację korporacji Dobrego. Przy tym sam atak jest mocno motywowany politycznie i Swann rozwija przed czytelnikiem intrygę zakrojoną na większą skalę niż starcie dwóch śmiertelnych wrogów. Staje się ona elementem gry toczonej na wyższych poziomach i mającej, jak się okazuje, całkiem inne oblicze, niż wcześniej można było zakładać. To lubię i bez wątpienia sprawność Swanna pod tym względem przysłoniła mi wspomniane minusy (wywołane nie przez Swanna, ale przez wydawcę).

Mimo jednoznacznego podziału bohaterów na Dobrych i Złych (z potencjałem niektórych pozostałych tkwiącym w ich niedookreśloności), fabuła wciąga, potrafi zaangażować czytelnika. Ogólnie pisząc: daje satysfakcję ze spędzonego nad lekturą czasu. Pamiętać tylko należy, że to konwencjonalna powieść rozrywkowa. Jest sprawnie napisana i ciekawa. Nie można od niej oczekiwać ambitnych prób mierzenia się autora z problemami polityczno-społecznymi, choć porusza się on w wykreowanej rzeczywistości dosyć sprawnie. Żałować można, że Zły Dacham nie budzi sympatii jako postać dosyć jednoznaczna, a Dobry budzi tylko sympatię, mimo różnych wad, które dodawane są mu tylko dla pozoru, dla zamaskowania faktu, że to po prostu rycerz w lśniącej zbroi. Jedynym mankamentem fabuły jest ostatnia scena. Domyślam się, że autor dodał ją jako swoisty wstęp do dalszej akcji („Spekulant” jest pierwszą częścią trylogii), niemniej była dla mnie bez wątpienia kiksem z powodu nieprawdopodobieństwa całej przedstawionej w niej sytuacji. Ale to było zasadniczo największe skrzywienie ust w niesmaku podczas całej lektury.

Reasumując, uważam, że „Spekulant” jest powieścią całkiem interesującą i zasługującą na życzliwe przyjęcie. Dla mnie bez wątpienia był znacznie ciekawszy, nawet jako pierwsza część trylogii, od całej makulatury, jaką są cykle Davida Webbera czy Lois McMaster Bujold. Wprawdzie do Iaina M. Banksa czy Alastaira Reynoldsa Andrew Swannowi daleko, ale nie jest to zarzut, który mógłby zdyskwalifikować powieść. Mam wrażenie, że Swann nie aspiruje do pisania ambitniejszego, zdając sobie sprawę, że taka rozrywkowa science fiction wychodzi mu zdecydowanie lepiej. Czekam z zainteresowaniem na kolejne części trylogii, aby nie tylko sprawdzić, w jakim kierunku rozwinie się fabuła, ale też zweryfikować, czy Swann zasługuje na duży kredyt zaufania, którego po „Spekulancie” mu udzieliłem.


Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2012-11-04 14:45:00
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Druss - 21:22 05-11-2012
Recenzji jako samej nie będę oceniał, no cóż jeszcze książki nie czytałem :) Ale zakwalifikowanie twórczości autorki o uznanej reputacji m.in.:
Hugo Best Novel nominee (1989) : Falling Free
Nebula Best Novel winner (1989) : Falling Free
Nebula Best Novella nominee (1990) : Weatherman
Hugo Best Novella winner (1990) : The Mountains of Mourning [short story]
Nebula Best Novella winner (1990) : The Mountains of Mourning [short story]
Hugo Best Novel winner (1991) : The Vor Game
Hugo Best Novel winner (1992) : Barrayar
Hugo Best Novel winner (1995) : Mirror Dance
Hugo Best Novel nominee (1997) : Memory
Nebula Best Novel nominee (1998) : Memory
Hugo Best Novel nominee (2000) : A Civil Campaign
Nebula Best Novel nominee (2001) : A Civil Campaign
do makulatury, bez uzasadnienia stawia pod znakiem zapytania profesjonalizm autora. Wiadomo, że każdy ma swoje sympatie i antypatie, jeśli chodzi o autorów, gatunki... Ale od osoby publikującej recenzję na łamach znanego wortalu wymaga się czegoś więcej, niż stwierdzenia, że twórczość autora to makulatura.

lmn - 22:29 05-11-2012
Romulusa prosimy o esej nt. Barrayaru. Może być zjadliwy. :)

Shadowmage - 22:54 05-11-2012
Bujold cenię wyżej niż Webera i może nie użyłbym słowa "makulatura", a raczej "ok czytadło".
I nie mam pojęcia jak się to ma do Swanna.

Kruk Siwy - 09:38 06-11-2012
Cykl Barryarski studiowałem lata temu. Zostało mi w pamięci, że część pierwsza jest naprawdę niezła, zwłaszcza poruszające jest zakończenie. Pozostałe części cyklu zaczęły celować w młodszą młodzież i znudziły mnie setnie. No opowiastki o garbatym księciu dało się łyknąć. Weber jest /był niezły w początkach sagi o Honor. Przyzwoita space-opera. Ani jedno ani drugie nie zasługuje na miano makulatury.
Swann? Zajrzę to dam wyraz, albo i parę wyrazów. Trochę mnie blokuje ten anarchokapitalizm ale skoro tego ponoć niewiele...

Spriggana - 12:53 06-11-2012
Kruk Siwy pisze:Cykl Barryarski studiowałem lata temu. Zostało mi w pamięci, że część pierwsza jest naprawdę niezła, zwłaszcza poruszające jest zakończenie. Pozostałe części cyklu zaczęły celować w młodszą młodzież i znudziły mnie setnie. No opowiastki o garbatym księciu dało się łyknąć.

Ale tego, pozostałe części cyklu to w przeważającej większości są „opowiastki o garbatym księciu” (sprawdzić czy nie „Barrayar” albo „Captain’s Vorpatril Alliance”)… No i u nas przerwali wydawanie w najlepszym kawałku. „Lustrzany taniec” (który zresztą IMO zdecydowaie nie podpada pod lekturę dla młodszej młodzieży, o wcześniejszych można dyskutować) to rozgrzewka przed świetnym „Memory”, po którym idzie bardzo dobty „Komarr”, dalej świetne (choć w inny sposób) „A Civil Campaign”, potem poziom się lekko obniża do niezłego „Diplomatic Immunity” i średniego „Cryoburn” (z genialną końcówką), a teraz znów bardzo dobre „Captain’s Vorpatril Alliance”.
Przy czym ja osobiście twierdzę że Bujold traci w przekładzie. Nie mówię już nawet o masakrze, jaką urządził jej Prószyński stadem zmieniających się przekładaczy, ale nawet przy świezym podejściu ogólnie niezłej tłumaczki efekt wypada jakoś średnio („Klątwa nad Chalionem” i „Paladyn dusz”). Oryginały sobie od czasu do czasu powtarzam. Przekłady przeczytałam raz każdy…

Kruk Siwy - 16:15 06-11-2012
Widać pamięć sprawiła mi pewnego psikusa, bo ocaliła od zapomnienia tylko jedną (a może dwie?) opowieść o chromym synu księcia: tą w której przypadkowo obejmuje dowództwo nad buntownikami czy innymi dezerterami. Resztę wyparłem. Z dalszych części pozostało mi wrażenie upupionej średnizny.
Chyba nawet nie dokończyłem cyklu (wydanie polskie) bo szkoda mi było na te produkcje czasu. Co do tłumaczenia może rzeczywiście obniżyło poziom tekstu. Jednak nawet genialne tłumaczenie obawiam się nie pomogło by zbytnio cyklowi.

Oczywiście jest to tylko moja prywatna opinia do której jako namętny czytacz czuję się uprawniony.

Druss - 21:29 06-11-2012
Jak widzę moja uwaga spowodowała ostrożność wypowiedzi innych osób. Oczywiście to jest moje prywatne wrażenie, które odniosłem po przeczytaniu wypowiedzi zamieszczonych na forum ;)

A tak na serio. Nie twierdze, że Bujold, czy Weber to wspaniali, genialni autorzy. W zasadzie moja ocena ich twórczości jest bardzo zbliżona do tej zaprezentowanej przez Shadowa czy Spriggane. Ale w moim przekonaniu od recenzji (oceny dzieła artystycznego) należy wymagać więcej niż od "trollowej wypowiedzi na forum". Przykładowo jeśli osoba na forum napisze książki Webera to makulatura i w żaden sposób tego nie uzasadni to nazwie się ją trollem :) Jeżeli to samo napisze autor recenzji to też należy nazwać go trollem? ;)

kurp - 22:01 06-11-2012
Nie. W takiej sytuacji używamy określenia "autorytet" ;)

romulus - 14:48 08-11-2012
Przy okazji recenzji następnej "space opery" - jeśli taka się trafi, obiecuję udać się do miejskiej książnicy, wyciągnąć jakieś części cykli Webbera i Bujold i na ich przykładzie udowodnić tezę, chocby pokrótce (zestawiając z recenzowaną powieścią), że palenie książek nie zawsze musi być złym pomysłem :)
Teraz tylko napiszę, że właśnie dzięki takim autorom termin space opera jest słusznie terminem pogardliwym.

Druss - 17:58 09-11-2012
Ech, zamiast się cieszyć, że ludzie w ogóle czytają książki... to trzeba je od razu na stos posłać :P

romulus - 17:57 10-11-2012
Druss pisze:Ech, zamiast się cieszyć, że ludzie w ogóle czytają książki... to trzeba je od razu na stos posłać :P

Nie możemy zaniżać poziomu tylko dlatego, że społeczeństwo idiocieje i nie czyta, a jeśli czyta to Coelho :)

Gavein - 18:41 10-11-2012
Świnta prawda.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS