NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Uznański, Sebastian - "Herrenvolk"
Wydawnictwo: FOX Publishing
Data wydania: Czerwiec 2011
ISBN: 978-83-930452-2-8
Oprawa: miękka
Format: 130x200 mm
Liczba stron: 416
Cena: 38,00 zł



Uznański, Sebastian - "Herrenvolk"

Waląc nazizm Dickiem po kasku, vol 2


Gdy zaczynałem czytać „Herrenvolk”, zastanawiałem się do którego z nurtów w historii alternatywnej, jakie wyróżniłem w pierwszej części tekstu, będzie można zakwalifikować tę powieść. Dla leniwych, którym nie chce czytać się wcześniejszych wypocin, streszczam moją propozycję klasyfikacji – z problemu probabilistyki w historii alternatywnej wynikły trzy podejścia: historiozoficzne (z przewodnią teorią dziejów porządkującą probabilistyczną lawinę implikacji), historia alternatywna fantasy (ominięcie problemu naukowości przez odejście od niej na rzecz zjawisk magicznych, mistycznych, przeznaczenia) i podejście, jakie zaprezentował P.K. Dick – humanistyczne (historia alternatywna jako podświadomy wyraz aspiracji i pragnień ludzi, w przeciwieństwie do poprzednich podejść z góry zakłada się narracyjność i subiektywność takiej logiki dziejów). Rzecz jasna, piszę to z całą świadomością pewnej modelowości takiego podziału – w życiu zdarzają się przypadki doprawienia jednej konwencji drugą, czy całkowitych mieszanin. Blurb „Herrenvolk” daje dwa odniesienia: do "Do człowieka z Wysokiego Zamku”, który został scharakteryzowany powyżej i do „Xavrasa Wyżryna”. Początkowo myślałem, że „Herrenvolk” pójdzie właśnie drogą Xavrasa, czyli historii alternatywnej, w której ważniejsze od samego namysłu nad historią, jest pokazanie jakiegoś zjawiska z innej strony, nasilenie go. Dukaj opisując zbałkanizowaną Europę Środkową końca XX wieku, pisał o narodowowyzwoleńczym terroryzmie. W tej mikropowieści nie było specjalnie wiele namysłu nad historią, choć zasygnalizowano problem probabilistyki (efekt motyla), który Dukaj obszedł zdolnością prekognicji u jednego z bohaterów. W „Herrenvolk”, za temat przewodni obrano nazizm. I rzeczywiście, do mniej więcej połowy książki, wydaje się, że mamy do czynienia z konwencją socjologizującej fantastyki, która działa na alterhistorycznej podstawie.

Główny bohater, Artur Sosnowski von XXI wiek, niczym bohater pierwszego Terminatora, ląduje nagi i skonfundowany pod Wawelem, w Generalnym Gubernatorstwie. Dostaje się w ręce okupanta. Naziści szybko weryfikują jego przydatność – poznając ją po „futurystycznych” plombach dentystycznych (świetny pomysł, trochę jak w „12 Małpach”, gdzie jedynym dowodem podróżnika w czasie był nabój z I WŚ, jakim został postrzelony). Początkowo dzięki torturom i chęci przeżycia, później dzięki perswazji, a na końcu z własnej woli, Artur pomaga Niemcom. Czyni to zarówno świadomie, jak i nieświadomie – cały czas jest monitorowany i każdy niuans jego wypowiedzi podlega analizie, np. wspomnienie o skuteczności niemieckich Panter, prowadzi do przyśpieszenia prac nad tym czołgiem. Naziści podsłuchują nawet co Sosnowski nuci w czasie golenia, a później na bazie tego produkują hity klubowe (pod tytułem np. „Brunatny U-Boot” – John Lennon przewraca się w grobie). Wieszcza działalność Sosnowskiego wkomponowana jest w modną wśród niektórych notabli nazistowskich ezoterykę. I jak na razie wszystko wygląda względnie wiarygodnie (mimo paru błędów rzeczowych – np. mylenia kwestii Chamberlaina z Churchillem na stronie 176) – III Rzesza przeprowadza m.in. połowicznie udaną inwazję na Anglię, zatrzymując się na Londynie. Punktem przesilenia jest jednak połowa książki, czyli trzeci i czwarty rozdział, gdzie autor dosłownie odlatuje. Następuje niekontrolowane przyspieszenie rozwoju technologicznego. Nagle powstaje Nowy Berlin – Germania. Nie tylko III Rzesza rozwija się w ten sposób – w ZSRR żołnierzami są małpy z przeszczepionymi ludzkimi mózgami, a Żydowska Organizacja Bojowa przy użyciu tajemnej talmudycznej wiedzy produkuje bojowe golemy (co jest o tyle zaskakujące, że realny ŻOB prezentował przecież orientację laicką i lewicową wśród żydowskich organizacji oporu). Po niemieckich ulicach przechadzają się SS-mani ze źrenicami w kształcie swastyk, wyprowadzający na smyczy olbrzymie czarne pająki. Im dalej w książkę, tym więcej tego typu rewelacji, najczęściej zaczerpniętych z popkultury czy publikacji paranaukowych (np. nazi-UFO dla przykładu).

Ale zaraz, zaraz, o co tu chodzi? Jak w fantastyce nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o inwazję demonów z innego wymiaru. Uznański mimo mętnych prób stworzenia jakiegoś przekonywującego historycznego mechanizmu rządzącego dziejami (przemyślenia na stronie 64, czy rozmowa z Himmlerem), po prostu całość w końcu tłumaczy czynnikiem okultystycznym. I takie wytłumaczenie – klasyfikujące „Herrenvolk” jako alterhistorię fantasy – w takim wydaniu jest słabe, ledwie zarysowane, mało oryginalne, artystycznie miałkie. Pozwolę sobie zacytować wypowiedź mojego znajomego, z którym prowadziłem dyskusję o Herrenvolk przed napisaniem tej recenzji: „z rozdziałem trzecim i czwartym nadeszło Cthulhu i zżarło autorowi wenę”. Podpisuję się pod tym całkowicie. Zarówno jako fantastyka historiozoficzna i jako alternatywna historia fantasy „Herrenvolk” ponosi całkowitą gatunkową klęskę. Próbowałem zmienić optykę i zacząć oceniać wobec tego powieść Sebastiana Uznańskiego jako wyżej scharakteryzowaną alterhistorię humanistyczną. Wziąć całe przerysowanie w nawias, potraktować to jak rozgorączkowaną narrację, projekcję innych stanów świadomości, tak jak robiłem czytając „Człowieka z Wysokiego Zamku”, „Księgę Wszystkich Godzin” czy „Wieczny Grunwald”. Niestety konwencja, jaką przyjął autor, broni się przed takim podejściem – prozie Uznańskiego brakuje literackiego zdystansowania wobec opisywanych zjawisk. „Herrenvolk” swoimi opisami próbuje się wpasować raczej w analityczny ton fantastyki dystopijnej (co by było, gdyby totalitaryzm dysponował supertechnologią?) i socjologicznej. I tutaj również zawodzi, choć może moja surowa ocena wynika z tego, że mam za sobą 5 lat studiowania nauk politycznych i wymagam od tego typu prób artystycznych więcej niż tylko…

…analizy nazizmu na tak zwany chłopski rozum. „Herrenvolk” tak przedstawia narodowy socjalizm: skoro narodowy to znaczy ksenofobiczny, tworzy wyimaginowanego wroga, a skoro socjalizm, to znaczy, że przekupujący najgłupszych, najbiedniejszych. I zagadka sukcesu nazizmu rozwiązana. Oczywiście nie odmawiam zupełnie racji takiemu rozumowaniu – ale jest to jednak skrobanie problemu po wierzchu, wciąż powtarzane na kartach powieści, bez głębszej refleksji nad tak złożonym zjawiskiem. Protagonista nie daje wiary, że ktokolwiek inteligentny może wierzyć w nazizm (Weiner od początku jest bardziej niemieckim patriotą mimo nazizmu, niż nazistą), więc przedstawia notabli nazistowskich jako bandę zupełnych kretynów, którym wierzą tylko najgorzej usytuowane klasy społeczne, podczas gdy społeczny środek (dzisiaj zwany „klasą średnią”, wcześniej „drobnomieszczaństwem”) jest wciągnięty w nazizm w sumie tak mimochodem. Warto nadmienić że autor uznaje faszyzm/nazizm za zjawisko nie tyle właściwe pierwszej połowie XX wieku, ale jako tendencję powracającą pod różnymi formami w różnych czasach. Sam protagonista pochodzi nie z naszej rzeczywistości, ale z Polski początku XXI wieku, gdzie rządzi „nowy faszyzm”, wyrosły na trupie III RP (autor nie rozwija tego wątku). Dla mnie niestety takie postrzeganie faszyzmu/nazizmu, wyrywanie go z historycznego kontekstu i zamienienie w dziejowego potwora spod łóżka, niebezpiecznie zbliża nas do zjawiska, jakie opisuje prawo Godwina, znanego również jako argumentum ad Hitlerum. Szczególnie fani science fiction powinni być wyczuleni na tego typu uproszczenia – literatura fantastycznonaukowa bliskiego zasięgu jak np. cyberpunk czy proza posthumanistyczna akcentuje, że jeśli współczesna demokracja będzie obalona, to przez tendencje zupełnie inne, niż te z pierwszej połowy XX wieku. Tendencje, które z nazizmem będą miały wspólne tylko jedno – będą tak samo nieprzewidywalnym novum, jakim był nazizm w swoich czasach. Określanie więc każdego populizmu, każdego postulatu rządów silnej ręki, jako odrodzenia nazizmu, trąci naiwnością i degrengoladą samego pojęcia.

Kolejnym problemem „Herrenvolk” jest wątpliwe poczucie humoru powieści i ekspresja seksualności. W polskiej kulturze popularnej utarła się fraza „niemieckie porno”. O ile sama konwencja pornograficzna jest powszechnie i nie bez przyczyny utożsamiana z miałkością artystyczną, to wyżej wspomniany termin symbolizuje najbardziej siermiężne i toporne przykłady tego gatunku, w których dosadność przekazu wyprzedzana jest tylko przez drętwotę dialogów. I czytając opisy odnoszące się do seksualności bohaterów w „Herrenvolk” miałem poczucie, że oglądam „niemieckie porno”. Może był to zabieg celowy autora, żeby zażenować czytelnika w ten sposób przedstawiając mu, jak wedle autora wygląda nazistowskie postrzeganie seksu. Ale skoro tak, to czemu taka forma opisu jest uskuteczniana również w przypadku zbliżeń nie-nazistowskich bohaterów? Autor ponadto potrafi wsadzać w usta bohaterów prawdziwe złote myśli typu: „Proszę pamiętać, że nikt się tak nie zajmuje pańskim członkiem, jak Führer”. To jest właśnie problem z humorem w „Herrenvolk” – większość zwartych tam żartów, to tak zwane podkreślanie grubej linii. Choć rozumiem intencję i szpilę takiego humoru, to jego toporność częściej żenuje, niż śmieszy.

Jeśli chodzi o bohaterów to Sebastiana Uznańskiego należy pochwalić za kreację postaci męskich – szczególnie protagonisty, Artura Sosnowskiego i jego przewodnika, SS-mana Gerharda Weinera. Są to postacie żywe, złożone, reagujące swoimi dylematami na zmiany w otoczeniu. Niestety, główne postacie żeńskie, czyli w zasadzie kobiety głównego bohatera, są płaskie w przeciwieństwie do atrybutów, jakie przypisuje im autor. Jeszcze gorzej wyglądają szwarccharaktery, głównie z powodu opisanego wyżej – autor prezentuje ich jako bandę przerysowanych, seryjnych idiotów. Sam Adolf Hitler zaprezentowany jest w mniej więcej taki sposób (0.33-0.43). Nawet mag Batholomäus von Blankenknohr, chyba pretendujący do bycia głównym antagonistą Sosnowskiego, po prostu w swoim wątku się rozmywa, a raczej zamienia w odlatujące stadko kruków (sic!) i tyleśmy go widzieli. Wszyscy ci bohaterowie, niezależnie od swojej jakości i wiarygodności, jednak są połączeni dość przemyślanym fabularnym spiskiem, co doceniam. Niestety ten spiskowy background nieco odbija się na fabule, która przez większość czasu sprowadza się do tego, że Artur jest prowadzony za rączkę, od jednej do drugiej nazistowskiej imprezy.

W ostatnim czasie na polskim gruncie mieliśmy kilka przykładów naprawdę świetnych alterhistorii; można wręcz mówić o swoistej modzie w polskiej fantastyce. Mieliśmy Dukaja i jego „Lód”, który uznaję za reprezentanta twardego, historiozoficznego podejścia w nurcie, czy Twardocha z jego egzystencjonalnym i humanistycznym „Wiecznym Grunwaldem”. „Herrenvolku” Uznańskiego nie powinno się oceniać przez ich pryzmat czy szukać porównań, gdyż autor wybrał, koniec końców, własną konwencję. Jednak nawet rozpatrując tę powieść autonomicznie, sprawia ona wrażenie klęski. Moja surowa i negatywna ocena „Herrenvolk” wynika z założenia, że im wyżej się mierzy, tym z większym upadkiem powinno się liczyć. Powieść Sebastiana Uznańskiego jest pełna ambicji, ale pod ciężarem tej ambicji się załamuje. Jako historiozoficzna historia alternatywna – wypala się w połowie. Jako historia alternatywna fantasy – nie proponuje żadnej oryginalnej czy olśniewającej wizji (w zasadzie proponuje fantasy-pustkę, bo same demony z innego wymiaru są zdawkowo wspominane). Jako fantasmagoryczna wizualizacja szaleństwa nazizmu – bez dystansu, popada w komediowość. Jako fantastycznonaukowa analiza nazizmu – płytka. Jako satyra na nazizm – toporna. Dobrze prezentuje się, jeśli rozpatrywać ją jako powieść spiskową czy psychologiczne studium „wkręcania się” w nazizm mimo woli. Niektóre patenty dystopijne są również całkiem sensowne. Całość dobrze się czyta – nie męczy, Uznański ma wyrobioną narrację. Książka została też naprawdę dobrze wydana – niezła oprawa graficzna, staranna redakcja. Niestety, mimo błysków recenzowanej prozy, „Herrenvolk” jest powieścią, która – wedle kategorii, jakie nakreśliłem powyżej – przegrywa na większości frontów.


Autor: Adam Ł Rotter


Dodano: 2011-09-14 16:59:54
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Shadowmage - 13:57 15-09-2011
Ale pojechałeś... a tyle pozytywnych ocen w sieci się znajduje. Może inni skupiają się na fabularnej stronie powieści, że się "czyta"?

Ł - 19:50 15-09-2011
@Shadow - widocznie, być może moja recenzja jest skierowana do tych dla których liczą się w fantastyce nieco inne aspekty niż "fajnieczytalność". Tekst mi się rozrósł właśnie dlatego że musiałem swoje stanowisko inaczej uargumentować, zaproponować pewną systematykę oceniania alterhistorii, której w innych recenzjach mi brakowało.

Shadowmage - 10:11 16-09-2011
Łaku, ja nie krytykuję, bo argumentację oceny rozumiem (nie mówię, że się z nią zgadzam, bo nie czytałem książki... i szczerze powiedziawszy nigdy nie zamierzałem, mimo zachwytów, bo coś tak podskórnie czułem, że to raczej nie dla mnie). Zdziwiła mnie po prostu aż tak ostra ocena, kiedy inni nie poruszyli tych kwestii ani trochę, a w sumie by wypadało przynajmniej wspomnieć.

Ł - 18:52 16-09-2011
Ja Ci tam książkę polecam - skoro są o niej tak skrajne opinie znaczy ma tą zaletę że jest dyskusyjna. Dyskusyjne książki, są dużo lepsze od książek nudnych. Powieść-klęska jest w sumie ciekawsza od powieści przynudzającej swoją przeciętnością.

Shadowmage - 19:10 16-09-2011
Pewnie, że najlepiej jest rozmawiać o książkach kontrowersyjnych: parę razy na Stolyku Lyterackim przecież stwierdzaliśmy, że książka jest ok... i kończyły nam się tematy.
Niemniej aż tak bardzo nie jestem zachęcony różnymi ocenami, by samemu to zweryfikować. Może jakąś nominację załapie? Wtedy przeczytam, żeby wiedzieć jak głosować :D

Ł - 19:15 16-09-2011
W sumie skoro "Krzyż Południa" miał nominacje do Zajdla to i w przypadku Herrenvolk to bardzo możliwe...

Shadowmage - 19:25 16-09-2011
Chyba jednak nie taka popularność autorów.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS