Patronat
Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"
Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"
Ukazały się
Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)
Sutherland, Tui T. - "Szpony mocy"
Sanders, Rob - "Archaon: Wszechwybraniec"
Reynolds, Josh - "Powrót Nagasha"
Strzelczyk, Jerzy - "Helmolda Kronika Słowian"
Szyjewski, Andrzej - "Szamanizm"
Zahn, Timothy - "Thrawn" (wyd. 2024)
Zahn, Timothy - "Thrawn. Sojusze" (wyd. 2024)
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Ars Machina Cykl: Trylogia RyfterówTytuł oryginału: Starfish Tłumaczenie: Dominika Rycerz-Jakubiec Data wydania: Kwiecień 2011 Wydanie: I ISBN: 978-83-932319-1-1 Oprawa: miękka Format: 125 x 195 mm Liczba stron: 370 Cena: 37,90 zł Rok wydania oryginału: 1999 Wydawca oryginału: Tor Books Tom cyklu: 1
|
KOWBOJE OCEANU, CZYLI PEDOFIL W ODMĘTACH
„Rozgwiazda” Petera Wattsa to rzadki w fantastyce przykład literatury oceanicznej. Rzecz rozgrywa się w głębinach morskich, bohaterami są tzw. „ryfterzy”, którzy nadzorują pobory energii termicznej z oceanicznego dna. Oczywiście, istnieją pewne precedensy w „suchej regule” literatury science fiction. Pomijając marynistyczne akcenty u Verne’a, trzeba tu wspomnieć o słynnej ramotce Arthura C. Clarke’a „Kowboje oceanu”, w której tytułowe pastuchy hodują i doglądają wieloryby. Nawiasem mówiąc, wydaje się, że Watts oddaje autorowi „Ramy” swoisty hołd – chrzcząc główną bohaterkę mianem Clarke. Inna bohaterka z kolei nazywa się Ballard. Kiedy autor zamieszcza w książce taką frazę: Clarke zazdrości Ballard, to być może informuje nas, w sposób nieco zawoalowany, o swych preferencjach literackich?
Słyszałem głosy, jakoby twórczość Wattsa była oznaką renesansu twardej fantastyki naukowej. Nie wydaje mi się. Wprawdzie wykazuje się autor niewątpliwymi kompetencjami, wprawdzie zna się na opisywanych technologiach, na głębinowym życiu; lecz nie jest to główny temat jego dzieła. Gadżety zajmują go w takim stopniu, w jakim wydaje się to niezbędne; nie dominują fabuły, czytelnik nie czuje, że podczas lektury zgrzytają mu w zębach śruby albo czipy. Głównym tematem książki jest bowiem człowiek, a dokładniej – granice człowieczeństwa. Jest to zatem fantastyka antropologiczna, z ducha humanistyczna, co bardzo mnie cieszy.
Kimże bowiem są nasi ryfterzy? To ludzie podwójnie zmodyfikowani. Po pierwsze, przeobrażeni są fizycznie – by egzystować swobodnie w znacznych ciśnieniach, poddaje się ich bioformacji, co oddala ich od obiegowych definicji człowieczeństwa. Po drugie, są to społeczne wyrzutki – pedofile, permanentne ofiary przemocy bądź też przemocy apologeci itd. itp. Zatem wcześniej zdeformowało ich społeczeństwo – garby nie są oczywiste, bo wewnętrzne. Wydaje się, że społeczeństwo przyszłości kreślone przez Wattsa wyzbyło się wszelkich zbędnych luksusów w postaci praw człowieka czy też politycznej poprawności. Gdy okazuje się, że w ekstremach przetrwać mogą jedynie niedostosowani, rośnie popyt na nieprzydatnych – korporacje nie patyczkują się; reformują ludzi tak, by przynosili zyski.
Znów nawiedza mnie zgubna skłonność do dygresji. Poprawność polityczna stała się chłopcem (dziewczynką?) do bicia w pewnych środowiskach; pamiętam, że sam kpinki sobie urządzałem. Ale jest to przecież zjawisko wielowymiarowe – jej odpryski tchną oczywistym absurdem: jak np. zmienianie w Biblii płci Boga itp. Nie zapominajmy jednak, że korzenie postawy tkwią w wydarzeniach wojennych – ideologiczna trauma spowodowała chęć niwelacji różnic, również światopoglądowych, które generują konflikty. Poprawność polityczna, podlana kulturowym sosem postmodernizmu, była jeszcze jedną utopią, która się nie sprawdziła. Mam szacunek do utopistów (niektórzy z nich na przestrzeni dziejów spędzili w więzieniach wiele lat, albo wręcz podlegali dekapitacji); ich intencje są szlachetne; skutki ich działalności – zwykle opłakane. To nie ich wina, to determinacja naszej natury sprawia, żeśmy tacy, a nie inni. Ale jaki byłby świat bez poprawności politycznej? Watts kreśli nam jego wizję, a mam takie wrażenie, że rzeczywistość za oknem już zaczyna nam skrzeczeć. Wystarczy rozejrzeć się po necie – jak pięknie kwitnie nam antysemityzm w kraju, w którym prawie nie ma Żydów; jak świetnie, jak łatwo nasi rodacy odnajdują odpowiedzialnych za całe zło, którego doznają. Ujmując rzecz szerzej: prawa człowieka, swobody obywatelskie – w świecie przeludnionym, pozbawionym energii, żywności i wody pitnej, z szalejącym klimatem – staną się luksusem, na który nie będzie nas stać. Należy zacząć się przyzwyczajać do tej myśli – nadchodzą bardzo ciężkie czasy i trzeba zdać sobie z tego sprawę.
Ważnym tematem „Rozgwiazdy” wydaje mi się transformacja. Przepoczwarza się ludzkość na szerokim planie; pojawia się niebezpieczeństwo alternatywnej biosfery, która przyczajona jest na dnie oceanu i szykuje się do ewolucyjnego skoku. Ale przeistaczają się też – w wymiarze indywidualnym – nasi ryfterzy. Znakomity, choć wstrząsający jest podany przez Wattsa swoisty „przepis na ryftera”: Weź tuzin dzieciaków, jakichkolwiek. Utłucz je i wymieszaj dokładnie, aż powstaną grudki. Duś na wolnym ogniu przez dwie czy trzy dekady; powoli doprowadź do gwałtownego wrzenia. Wybierz i usuń psychotyków, schizofreników oraz osoby z zaburzeniami dysocjacyjnymi. Zostaw do ostygnięcia. Podawaj z sosem dopaminowym. Co otrzymasz? Coś nagiętego, ale nie złamanego. Coś, co potrafi wpasować się w szczeliny zbyt powykręcane dla wszystkich innych.
Mistrzynią transmutacji literackich postaci oraz ich światów wewnętrznych była niewątpliwie Kathe Koja – wydaje się, że Watts sporo jej zawdzięcza. Nie osiąga wprawdzie jej głębi i dziwności wejrzenia; ale rezultaty i tak są frapujące. To przecież jeden z przeklętych problemów science fiction – opisać coś nie do opisania: stany wewnętrzne superkomputera, mentalność istot wyrosłych pod innymi słońcami. Albo ludzi poddanych bioformacji, wystawionych na permanentną oceaniczną deprywację sensoryczną. Eksperyment, jak zawsze, wymyka się spod kontroli – ryfterzy dostosowują się do środowiska znakomicie. Na tyle znakomicie, że właściwie przestają być ludźmi.
Jeszcze taka rzecz – jeden z bohaterów jest pedofilem. To bardzo odważna decyzja artystyczna Petera Wattsa. Gdy przeczytałem tego zapowiedź w ckliwym i niepotrzebnym wstępie autora do książki (napisanym wyłącznie do polskich czytelników; po jaką cholerę – nie mam zielonego pojęcia), zjeżyłem się odruchowo. Obawiałem się, że Watts przeszarżuje, przejaskrawi, przedobrzy. Nic z tych rzeczy – wątek poprowadzony jest z wyczuciem. Nie ma tu prostych usprawiedliwień, zarazem jest próba szukania zrozumienia. Zawsze to powtarzam – pisarz ma obowiązek zrozumieć postać przez siebie kreowaną, znać jej motywację. Nawet jeśliby była Adolfem Hitlerem, Józefem Stalinem czy... pedofilem. Rozumieć – nie oznacza usprawiedliwiać, tylko obronić ją jako wiarygodną kreację psychologiczną. Watts wywiązuje się wybornie i z tego zadania.
Dobra, inteligentnie napisana książka. Fantastyka odległa od wytartych szlaków, nieszablonowa, odważna obyczajowo – prawdziwa rzadkość.
Autor: Jacek Sobota
Dodano: 2011-06-25 18:44:24
-Jeszcze nie ma komentarzy-
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"
Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia
Fosse, Jon - "Białość"
Hoyle, Fred - "Czarna chmura"
Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"
Brzezińska, Anna - "Mgła"
Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"
Lindgren, Torgny - "Legendy"
Fragmenty
Grimwood, Ken - "Powtórka"
Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"
Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"
Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2
Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"
Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"
Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)
Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1
|