NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)


 Sutherland, Tui T. - "Szpony mocy"

 Sanders, Rob - "Archaon: Wszechwybraniec"

 Reynolds, Josh - "Powrót Nagasha"

 Strzelczyk, Jerzy - "Helmolda Kronika Słowian"

 Szyjewski, Andrzej - "Szamanizm"

 Zahn, Timothy - "Thrawn" (wyd. 2024)

 Zahn, Timothy - "Thrawn. Sojusze" (wyd. 2024)

Linki


Podsumowanie 2010: fantastyka polska

Od zakończenia minionego roku upłynęło już dużo czasu. Był czas na lekturę zaległości; wszak nie wszyscy od razu sięgają po nowości. Również emocje związane z zeszłorocznymi premierami mogły opaść. Zatem za analizę przeczytanych książek można się zabrać na chłodno, przemyśleć lektury, spróbować zidentyfikować trendy: co niniejszym stara się uczynić grupa redaktorów naszego serwisu.
Podsumowanie nie ma aspiracji bycia jedynym słusznym zeszłorocznym bilansem. Wiadomo, że wszystkiego nie da się przeczytać, ale staraliśmy się tak dobrać dyskutantów, by ich zainteresowania obejmowały jak najszersze spektrum gatunkowe. Postaraliśmy się wymienić najciekawsze pozycje, ale chcieliśmy również wskazać, co się działo na naszym rynku wydawniczym: czy nastąpiły jakieś zmiany, czy pojawiły się nowe trendy, czy wydarzyło się coś wartego uwagi? Można było na przykład dyskutować o Crossgate, ale to już melodia przebrzmiała, chociaż od czasu do czasu nadal odbija się echem. Stąd też staraliśmy się skupić na zjawiskach trwających nieco dłużej, nie tylko będących krótkotrwałymi porywami zajmującymi internetową społeczność. Czy to nam się udało? Sami oceńcie: zapraszamy do lektury podsuwania polskiej fantastyki anno domini 2010.

Tymoteusz „Shadowmage” Wronka: Zacznę trochę przewrotnie i cofnę się o dwa lata. Rzadko się zdarza, by jak w 2009 roku niemal wszystkie głośne nazwiska polskiej fantastycznej wydały powieści: Dukaj, Grzędowicz, Sapkowski, Brzezińska, Orbitowski... do tego jeszcze kilku autorów z drugiego szeregu (Kańtoch, Guzek, Protasiuk) i liczni debiutanci. Wydawałoby się, że walka o serca czytelników powinna być zacięta. Tymczasem, przynajmniej według mnie, większość głośnych premier roku 2009 okazała się niewypałami... a przynajmniej sporymi rozczarowaniami. Wśród powieści wyboru mogłem dokonywać między „Letnim deszczem. Sztyletem” a „Świętym Wrocławiem”, reszta książek odpada chwilę po pierwszym kontakcie lub nawet przedbiegach. Jak „Wroniec”, który – niezależnie od liczby znaków – powieścią dla mnie nie jest, i w takich kategoriach nie powinien być rozpatrywany. W tym roku natomiast mamy może i mniej głośnych nazwisk (chociaż jest to dyskusyjne), za to więcej lepszych książek.
Adam „Tigana” Szymonowicz: Coś w tym jest. Z tych pierwszoligowych pisarzy warto, jak zwykle, wyróżnić Annę Brzezińską, za jej opowiadania i Jacka Dukaja, chociaż część tekstów z „Króla Bólu” była już wcześniej znana. Poza nimi idzie młodość: Robert M. Wegner, Joanna Skalska, Jakub Żulczyk.
Shadowmage: Powtórzę: rok 2009 zapowiadał się świetnie, większość autorów z dużymi nazwiskami wypuściła na rynek nowe powieści. Rzeczywistość okazała się jednak zawodna i szczerze powiedziawszy nie było z czego wybierać. Na tym tle rok 2010, który zapowiadał się na rok posuchy w literaturze rodzimej, przyniósł wiele ciekawych i niezapowiedzianych premier. Nie zawaham się stwierdzić, że był jednym z lepszych, od kiedy interesuję się fantastyką.
Jan „Żerań” Żerański: No właśnie – jesteśmy wręcz świadkami zmiany pokoleniowej wśród fantastów. Z jednej strony autorzy, którzy debiutowali w czasie boomu Fabryki Słów i Runy (Twardoch, debiutujący w 2004, jest chyba najlepszym dowodem na to, jak bardzo in plus może zmienić się autor), chyba dopiero teraz rozwinęli się w pełni i pokazują sto procent talentu. Z drugiej zaś strony popatrzcie tylko – nowe dorasta. Do listy Tigany dodałbym jeszcze Pawła Palińskiego, Annę Kańtoch (powieści mnie nie zachwycają, ale opowiadania miewa naprawdę dobre) czy Jakuba Małeckiego (choć pierwsza dwójka książek w zeszłym roku nie wydała) – to przecież jest mniej więcej ten sam rocznik! Jest dobrze?
Shadowmage: Dobrze? Powiedzmy, że nieźle. Nowi autorzy wchodzący na rynek jeszcze nie zawsze są w stanie sprostać wszystkim wymaganiom. Niemniej warto nadal ich obserwować, bo potrafią zaserwować rzeczy, które starszym (stażem) autorom nie przyszłyby do głowy. Z drugiej strony Szostak czy Twardoch to uznane marki, a również potrafią zaskoczyć.
Tigana: Patrząc na te wszystkie nazwiska jedna rzecz uderzyła mnie mocno – większość ciekawych pozycji ukazuje się nie w Fabryce Słów czy Runie (poza Brzezińską), ale w wydawnictwach, które dopiero zdobywają rynek (Powergraph) albo do tej pory nie były zbytnio kojarzone z fantastyką (Znak, Lampa i Iskra Boża etc.).
Mariusz „Galvar” Miros: Trafna uwaga. Do tego nie ma, może oprócz Pilipiuka, Dukaja czy Komudy, jakiegoś większego przywiązania do wydawnictw. Owszem, część wydaje w jednym, ale większość, nowe i/lub młodsze nazwiska, przewija się to tu, to tam. Wydaje mi się, że zarówno oficyny, jak i autorzy, gdzieś tam, po cichu, zabiegają o siebie, co skutkuje rożnymi transferami. Kupując książkę jakiegoś autora, następną możemy nabyć w innym wydawnictwie.
Shadowmage: Po części jest to spowodowane zapewne lekkim załamaniem rynku. W ostatnim roku nie tak łatwo było zadebiutować, a problemy finansowe wydawnictw (jeśli dawać wiarę różnym informacjom, które wyszły na jaw przy okazji konfliktu Ćwiek-Fabryka Słów) skłoniły pisarzy do szukania alternatywnych miejsc publikacji.
Żerań: Faktycznie można zauważyć otwarcie się wydawnictw głównonurtowych na fantastykę – szerzej niż do tej pory – jednak przede wszystkim bardzo cieszy cieplejsze spojrzenie autorów głównonurtowych. Wspomnieliście Żulczyka, a zatem jego „Instytut”, ale przede wszystkim z fantastyki garściami czerpią Sieniewicz, Tokarczuk czy Daniel Odija, który napisał horror. Proces będzie postępował, bo – jak zauważyliście – wydawcy też zainteresowali się fantastyką, czego najlepszym dowodem byłaby znakomita seria wydawnicza Narodowego Centrum Kultury i wydanie w niej jednej z najciekawszych powieści dekady, „Wiecznego Grunwaldu” Szczepana Twardocha. Ale ważnym znakiem jest także opublikowanie znakomitych „Chochołów” Wita Szostaka przez Pawła Dunina-Wąsowicza z Lampy.
Tigana: Zwrotnice Czasu dość niespodziewanie, okazały się strzałem w dziesiątkę. Chwytliwy temat, sprawdzeni autorzy, co najmniej solidne wykonanie. Najwyżej oceniam wizję z „Wallenroda” Wolskiego, ale Parowski w „Burzy”, po wielu latach milczenia, też pokazał na co go stać. Obu literacko przebija Twardoch – podziwiać należy przy tym szefów NCK, że mieli odwagę wydać „Wieczny Grunwald”. A co do Szostaka i kilku innych autorów – ostatnio Rafał Dębski powiedział mądre zdanie: „Jak fantasta pisze za dobrze, to połyka go mainstream”.
Shadowmage: W przypadku pisarzy głównonurtowych należy się przede wszystkim zastanowić, czy oni faktycznie świadomie korzystają z narzędzi fantastycznych (zresztą wielu z nich, a także inni, niewymienieni, czynią to od lat, więc nie jest to zjawisko, które pojawiło się teraz)? Światowa literatura głównego nurtu od lat przecież korzysta z nieracjonalnych (ale czy fantastycznych?) założeń świata przedstawionego. Dla nas, czytelników fantastyki, klasyfikacja tekstu posiadającego elementy nadnaturalne jest jednoznaczna, ale w przypadku pisarzy wymienianych przez Żerania nie wydaje mi się to aż tak oczywiste. Przypuszczam nawet, że takie „Chochoły” – nota bene najlepsza powieść zeszłego roku – gdyby nie „fantastyczna przeszłość” Szostaka, przez krytyków spoza środowiska mogłaby być postrzegana jako powieść głównonurtowa. Ta teza ma tę słabość, że mainstreamowi krytycy „Chochołów” raczej ciepło nie przyjęli.
Nawet z przywoływanym tu Żulczykiem też jest pewien problem; ale dotyczy on wielu innych horrorów. „Instytut” wszak elementów fantastycznych nie posiada, co najwyżej logika świata jest miejscami nieco naciągana. Niemniej straszy, czyli horror, czyli fantastyka. Proste, ale czy aby do końca prawdziwe?
Faktem jest jednak, że powstaje coraz więcej powieści z tak zwanego pogranicza, tworzonych przez osoby z obu środowisk. Czy to dobrze? Oczywiście. Każdy proces powodujący zwiększenie się liczby dobrych książek na rynku jest mile widziany.
Galvar: A nie uważacie, że autorzy piszą teraz rzeczy bardziej przemyślane, dłużej, dopieszczają książki lub mają w głowie plan na większą, bardziej obszerną całość. Na przykład Wegner z „Opowieściami z meekhańskiego pogranicza” przypomina w swych zamiarach Eriksona. Oby tylko nie skończyło się to syndromem Martina (niekończąca się opowieść o pisaniu) czy Jordana (lanie wody).
Tigana: Teraz prawie każdy debiutant ma wizję napisania dzieła o rozmiarach, co najmniej, trylogii. Jak czytam Science Fiction, Fantasy i Horror, co drugie opowiadanie wydaje się być częścią większej całości, a w co trzecim obowiązkowo w cieniu czai się Wielki Zło.
Shadowmage: Pisanie cykli jest modne, a w dodatku opłacalne dla wydawcy. Podczas jednego z konwentów panie z Runy na spotkaniu dla debiutantów wprost przyznały, że pierwsza książka nowego się nie sprzedaje, efekt dopiero jest widoczny przy trzeciej. Stąd wręcz nie chcą wydawać tomu pierwszego, póki następny nie jest gotowy. Przypuszczam, że mechanizm ten zadziałałby (chociaż słabiej) również przy trzech samodzielnych powieściach. Niemniej chyba łatwiej pisać jest cykle, choć i tutaj mamy pełno zagrożeń.
Galvar: Chyba jednak przyznacie, że na tle innych Wegner wypada po prostu... normalnie. Nie wiemy co prawda, czy wspomniane Wielkie Zło nie wystąpi również u niego, ale można na razie mieć nadzieję, że Wegner pozostanie po prostu kronikarzem Meekhanu. W roli, w której jak dotąd świetnie się odnajduje. Pytanie jak wypadnie w powieści?
Tigana: Wielkie zło wystąpi na pewno – widać, że powoli z opowiadań wysnuwa się wątek walki bogów, który prawdopodobnie zdominuje książki Wegnera. A co do jego powieści – jak dla mnie – jedna wielka niewiadoma. Są autorzy, którzy piszą świetne opowiadania, a nie potrafią tego przełożyć na dłuższą formę.
Żerań: Wracając jeszcze do wcześniej poruszanych kwestii: Zwrotnice czasu znakomicie wstrzeliły się tematyką i pod względem artystycznym to jedno z najciekawszych polskich przedsięwzięć literackich, natomiast wpisują się w szerszy trend obecny w fantastyce od długiego czasu. Zauważyliście, jak dużo teraz książek fantastycznych o polskiej historii? Parowski, Wolski, Przechrzta, Komuda, Guzek, ale też Orbitowski, Skalska, Dukaj, Szostak, Twardoch – oni wszyscy w mniejszym lub większym stopniu sięgają do historii Polski, także debiutanci powieściowi. Skalska w „Eremancie” do emigracji i PRL-u, Guzek do Kapuścińskiego, „Burza” Parowskiego to zaś przykład książki totalnej, fundamentalistycznego marzenia o II RP, która nie upadła z wielką ceną, jaką musielibyśmy zapłacić. (A przecież jeszcze mamy przedwojenne kryminały Lewandowskiego i Krajewskiego). Jakiś znak czasów, czy jak? Po dwudziestu latach od uzyskania niepodległości fantaści rozliczają się z przeszłością? Coś może być na rzeczy. Za najważniejszą powieść fantastyczną ostatniej dekady czytelnicy Polityki uznali „Lód” Dukaja, w którym Polski nie ma. Wspomniani autorzy to także dowód na to, co mówi Galvar, czyli dopieszczanie książek. Profesjonalizacja zawodu, rynku i większa świadomość artystyczna cieszą.
Shadowmage: Pisanie o naszej przeszłości i historii jest chyba ukryte gdzieś w naszym genomie; pisaliśmy, piszemy i będziemy pisać. Dlaczego? Złośliwi mogą powiedzieć o leczeniu kompleksów, bardziej przychylni o życiu historią i patriotyzmie. Jaki by nie był powód, motyw ten cały czas tkwi gdzieś pod powierzchnią, od czasu do czasu bardziej obficie wypływając na wierzch. Tak właśnie stało się w zeszłym roku, w dużej mierze dzięki przywoływanej tutaj serii Narodowego Centrum Kultury. Czy ta tendencja się utrzyma? Myślę, że przez jakiś czas (wiemy, że w zapowiedziach lub wśród tytułów już w tym roku wydanych znajdują się „historyczne” książki m.in. Guzka, Piskorskiego i Orbitowskiego), a później inny mem opanuje świadomość pisarzy; co innego będzie popularne. W literaturze też panują mody, a pisarze czasem świadomie, a czasem w efekcie niezamierzonych inspiracji (wszak pisarze to również ludzie – rozmawiają ze sobą, a z tych rozmów rodzą się pomysły) im ulegają.
To, co podoba mi się w tych utworach (chociaż regułą nie jest), to brak zadęcia, trzeźwe – a czasem nawet brutalne – podejście do historii naszego kraju. I ta tendencja mogłaby się utrzymać dłużej; bo jeśli nawet z wizją autora się nie zgadzamy, to i tak ciekawiej się czyta coś odbiegającego od jedynej słusznej linii.
Tigana: A propos wspomnianych przez Ciebie mód – jak sądzicie, doczekamy się w końcu krajowych hitów na miarę „Zmierzchu”? Jedna Katarzyna Miszczuk to trochę mało, a przecież patrząc na zalew anglojęzycznych tytułów rynek wciąż jest chłonny. Na dobrą sprawę nikt, oprócz Andrzeja Pilipiuka na początku roku bieżącego, z liczących się autorów nie próbował podjąć się takiego wyzwania. Czyżby wciąż pokutował u nas pogląd, że literatura musi być tylko i wyłącznie wysokich lotów i dla pokrzepienia serc?
Shadowmage: Nawet Pilipiuk za wampiry – w sensie paranormal romance – się nie bierze. I nie sądzę by ktokolwiek z autorów fantastyki wziął się za to na poważnie: zwróć uwagę, że wśród anglojęzycznych pisarzy również wampirze (traktujmy je jako termin-klucz) powieści piszą osoby spoza środowiska. To przede wszystkim proza kobieca, bazująca na romansie, a nie elementach fantastycznych: te są tylko ozdobnikami. Nie wykluczam więc, że polskie paranormale się pojawią, ale ich autorów nie szukałbym wśród fantastów.
Żerań: Mam nadzieję, że polskie wampiry się nie przyjmą. Po prostu rynek już się przejada – doskonały przykład to Amber, który wrzuca sam kilka zagranicznych tytułów miesięcznie...
Natomiast tendencja „historyczna”, powinna się utrzymać, ponieważ dotyczy nie tylko literatury. Taki Orbitowski na przykład pracuje nad „Hardkorem 44”, Wajda reżyseruje film o Wałęsie, Hoffman o Bitwie Warszawskiej. Kultura nakręca kulturę. Ale czy to jest efekt genomu? Wątpię. Wszak Amerykanie od lat robią znakomite filmy historyczne, piszą książki, tworzą seriale. My dopiero zaczęliśmy odkrywać, co można zrobić z historią i może rzeczywiście wciąż istnieje u nas taki postromantyczny etos Wielkiego Artysty.
Jestem jednak pewien, że najciekawsze powieści – przy rozwijającym się talencie pisarzy – jeszcze przed nami. No właśnie. Czy autorzy, o których w tym kontekście rozmawiamy, się rozwijają? Co to znaczy: rozwój autora?
Tigana: Wydaje mi się, że nieco za bardzo skoncentrowaliśmy się wokół wątku historia w fantastyce. Może na zakończenie przyjrzyjmy się temu, co zasugerował przed chwilą Żerań? O których autorach w kontekście 2010 roku możemy powiedzieć, że się rozwinęli?
Shadowmage: Szczerze powiedziawszy nie zauważyłem postępu, przynajmniej jeśli chodzi o autorów początkujących. Inaczej ma się rzecz z autorami uznanymi. I Szostak, i Twardoch napisali powieści świetne. O ile w przypadku pierwszego nadal nie jestem pewien, czy wolę „Chochoły”, czy „Oberki do końca świata”, to drugi zdecydowanie napisał najlepszą książkę w swym dorobku. Także Orbitowski tekstem „Nadchodzi” wspiął się na wyżyny talentu.
Tigana: Jeśli nie ma spektakularnych przykładów rozwoju autorów, to czy są tacy, którzy nie obniżyli lotów? W tym kontekście wymieniłbym przykładowo Jacków Komudę i Piekarę, którzy w pocie czoła wciąż obrabiają to samo poletko. Ani lepiej, ani gorzej – po prostu po swojemu. W końcu nie od dziś wiadomo, ze czytelnicy lubią te książki, które już kiedyś czytali.
Shadowmage: Masz po części rację. Nawet jeśli kilku autorów nie zrobiło kroku naprzód, to nadal piszą na poziomie nieosiągalnym dla większości polskich twórców... lub tworzą dzieła na tyle charakterystyczne, że ciężkie do podrobienia. Anna Brzezińska napisała świetny zbiór („Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny”), Dukaj wreszcie wydał „Króla Bólu” i stworzył dzieła totalne, zamykające dyskusję. Wegner, o którym już szerzej dyskutowaliśmy, również nie wypuścił półproduktu, a Ćwiek nadal produkuje przyjemne czytadła w odcinkach (na przykład „Krzyż Południa. Rozdroża”).
Tigana: Przy czym wzmiankowana przez ciebie trójka (bez Dukaja) to, jak dla mnie, specjaliści od krótkiej formy. Inna sprawa, że Wegner jeszcze powieści nie popełnił. A będąc przy temacie, czytaliście w tym roku jakieś dobre polskie opowiadania?
Shadowmage: Opowiadania? W moim odczuciu jeśli już coś ciekawego się ukazało, to przede wszystkim w książkach (głównie zbiorach autorskich): Dukaj, Brzezińska czy Wegner to najlepsze przykłady. W pismach pojedyncze teksty udane też się trafiały oczywiście – na przykład opowiadania Jakuba Nowaka czy Krzysztofa Piskorskiego. Niemniej od jakiegoś czasu wyraźna jest tendencja, że autorzy uznani wolą puszczać teksty w książkach, a nie pismach. W tych, jeśli już, pojawiają się utwory mające na celu promocję wydanej lub zbliżającej się pozycji.
Warto też zauważyć, że znacznie mniej było krajowych antologii (trzy, jeśli dobrze liczę), co nie znaczy, że autorzy opowiadań nie pisali. Sporo niezłych tekstów jest chwilowo zamrożonych, ale w 2011 r. powinny zostać opublikowane. Zapowiada się pod tym względem mocne uderzenie.
Tigana: Faktycznie. W tym roku czasopisma są w odwrocie i obawiam się, że to będzie stała tendencja. Wspomniane już przez mnie SFFiH nie potrafiło wylansować tekstu, który wygrałby w ich własnym plebiscycie. Chcesz dobrego opowiadania: kup książkę. Inna sprawa, że dzięki temu otwiera się szansa przed debiutantami. Bodajże dwa lata temu zwracałem uwagę na Pawła Ciećwierza i Mariusza Kaszyńskiego, którzy dziś mają na sumieniu własne książki. Jestem pewien, że niedługo podobny los spotka Macieja Musialika i Andrzeja Miszczaka. Obaj panowie mają spory potencjał, który pozwala patrzeć z optymizmem na ich i polskiej fantastyki przyszłość.
Shadowmage: Myślisz, że nastąpi powrót do tego, że pisma staną się kuźnią talentów? Przy skurczeniu się rynku, co według pesymistów nastąpi, może znów się tak stać, bo wejście na rynek książką będzie mocno utrudnione. Niemniej jednak za wcześnie, by o tym wyrokować. Wpływ VATu i zawirowania rynkowe swoją moc pokażą dopiero w bieżącym roku. Poczekamy, zobaczymy.

Na tym kończymy podsumowanie polskiej fantastyki w roku 2010. Czy poruszyliśmy wszystkie tematy? Czy z czymś się nie zgadzacie? A może macie coś do dodania? Zapraszamy do komentowania i dyskusji.


Autor: Katedra


Dodano: 2011-05-20 15:00:08
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Szamajim - 11:22 21-05-2011
Macie ograniczony aparat poznawczy widać, bo pominęliście paru pisarzy z zeszłego roku, którzy bardziej się wybili niż "starzy wyjadacze". Były ciekawe debiuty, z których coś może ciekawego wyjdzie, a może znikną szybciej niż byli. Co do wydawnictw: to temat dużo bardziej złożony niż piszecie, warto się przyjrzeć bardziej temu, co wydają takie wyd. jak Znak, WAB itd. itp., i dokładniej spojrzeć na zapotrzebowanie rynku.

Tigana - 10:56 22-05-2011
A które nazwiska według ciebie zostały pominięte? Co do Znaku czy WAB - nie pamiętam żeby wydali jakieś (polskie) książki związane z fantastyką, chyba, ze jakieś pozycje z pogranicza.

toto - 12:34 22-05-2011
Jest "Kronika umarłych" (W.A.B.) Daniela Odiji, o którym wspominał Żerań.

Tigana - 22:06 23-05-2011
Plus Małecki.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"


 Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia

 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS