NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Žamboch, Miroslav; Prochazka, Jiří W. - "Agent JFK. Armie Nieśmiertelnych"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Žamboch, Miroslav; Prochazka, Jiří W. - Agent JFK
Tytuł oryginału: JFK. Armády nesmrtelných
Data wydania: Kwiecień 2011
Wydanie: I
ISBN: 978-83-7574-265-7
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 214
Cena: 29,40 zł
Seria: Obca Krew
Tom cyklu: 4



Žamboch, Miroslav; Prochazka, Jiøí W. - "Agent JFK. Armie Nieśmiertelnych"

Poruszenie na cesarskim dworze

Rudolfa II otoczyły płomienie. Cesarz skrzyżował ręce w obronnym geście, ale wcale nie odstraszył w ten sposób diabelskich mocy, które wtargnęły do sali koronacyjnej. Infernalny spektakl dopiero się zaczynał. Władca wiedział wprawdzie, że ogień jest tylko świetlną iluzją, lecz sprawiał wrażenie aż nadto realne. Jęknął i skulił się na tronie jak zbity pies w budzie. Szambelan Lang z Langenfelsu ukradkiem spojrzał na rabbiego Löwa. Uczony stał we wnętrzu purpurowo połyskującej kuli. Pociągłą twarz otaczała srebrzysta broda, rozdzielona w dolnej części na dwa warkoczyki. Oczy miał zamknięte.
Rabbi Jehuda Löw ben Bezalel nie należał do rzeszy pokątnych szarlatanów, uzdrawiaczy albo samozwańczych czarnoksiężników, którzy starali się dostać na listę płac cesarskiego dworu. Rabbi Löw był najprawdziwszym i największym czarodziejem, jaki kiedykolwiek żył na tym świecie.
– Rabbi, Jego Wysokość zapewne rad byłby odzyskać swobodny oddech – zauważył szambelan.
Mag kiwnął głową i powoli opuścił ręce. Płomienie opadły, kurtyna iluzji zniknęła. Rudolf II spoglądał na tlące się szczątki eleganckiego parku, opalone rzędy cyprysów i tuj, zburzone świątynie oraz ruiny domów. Po chwili wrócił do równowagi, pogładził wąsy i zamyślony oznajmił:
– Tak właśnie zginęły Sodoma i Gomora. Przynajmniej w tym, jak to nazywasz, równoległym świecie. Ale w podobny sposób może zginąć i nasz świat, nieprawdaż?
Rabbi Löw przytaknął:
– Racja, Wasza Wysokość. Tak to opisują pergaminy. A ja potrafię wydobywać ukryte w nich obrazy.
Wyszedł z przygasającej już purpurowej kuli. Przeniknął przez migoczącą powierzchnię i odwrócił się przodem do świetlistej sfery. Poruszeniem rozwartej dłoni zmniejszył ją do wielkości kuli wróżbiarskiej. Opalizujący kryształ przepłynął ku niemu i skrył się w fałdach długiego płaszcza. Rabbi podszedł do cesarza, w jego ręce pojawił się nagle zwój pergaminu, który podał zdumionemu władcy. Ten rozwinął dokument, ale zobaczył tylko niezrozumiałe znaki pisma hebrajskiego.
– Z tych znaków potrafisz wywołać w przestrzeni ruchome obrazy?
– Wiem, że brzmi to niedorzecznie. – Uśmiechnął się mag. – Ale tak właśnie jest. W zamierzchłych czasach pergamin został poddany procedurom alchemicznym i od tej pory służy jako źródło obrazów optycznych. Działa na podobieństwo księgi, która zawiera w sobie zarówno pismo jak i ilustracje.
– Gdy tak to tłumaczysz, wszystko wygląda bardzo prosto – zaśmiał się cesarz, może nieco sztucznie.
Tym niemniej był to sygnał dla towarzyszącej władcy elity i reszty dworaków. Wszyscy zaczęli się uśmiechać i po cichu wymieniać uwagi, jaki otwarty umysł ma cesarz. Nachylali się ku sobie, gestykulując żywo. Damy wachlowały się, wszyscy szczebiotali i przybierali miny, jakie etykieta przewiduje w podobnych okolicznościach. Cesarz uniósł ramiona i dwór umilkł niczym ptaki przed burzą.
– Wystarczy więc zapisać obecne dzieje na takim pergaminie – ciągnął – a przekażemy przyszłym pokoleniom wszystko, czego dokonaliśmy na tej ziemi. Aby nasi potomkowie mogli ocenić umiejętności i czyny swoich przodków.
– A szczególnie Waszej Wysokości – uzupełnił Lang z lekkim ukłonem.
– Sam bym lepiej tego nie wyraził, mój wierny Langu. – Uśmiechnął się monarcha, a potem odwrócił się znów do Löwa: – Czcigodny rabbi, przygotowałeś nam piękne przedstawienie, frapujące, wzbudzające przestrach. Słyszałem jednak, że masz w zanadrzu jeszcze inne cuda.
– Nie wiem, co Wasza Wysokość ma na myśli. – Rabin badawczo spojrzał na Rudolfa.
– Mam na myśli twego sługę, glinianego golema – powiedział cesarz, wstając.
Rozpostarł ramiona i zwrócił się do obecnych:
– No, powiedzcie sami, nie chcielibyście obejrzeć tej tajemniczej figury?
– O tak, Wasza Wysokość – zaszumiała sala.
– Nie dosłyszałem! – Rudolf II szelmowsko spojrzał na rabina. – Może wielki rabbi też nie usłyszał aplauzu w odpowiedzi na moje niezwykłe życzenie.
– Tak! Golema! Chcemy golema! – zaczęli skandować dworzanie.
Lang dyrygował laseczką, a zadowolony władca stukał do rytmu obcasem i czubkiem buta w podest tronu.
– Golema! Golema! – wołali dworzanie.
– Sam osądź, rabbi, miałbyś serce odmówić tak gorącym prośbom? – rzekł Rudolf, uciszając entuzjastyczne, choć nie spontaniczne okrzyki.
– Wasza Wysokość, zostawiłem sługę w domu i...
– Mój drogi, przecież od czasu, gdy ludzkość wynalazła powozy i zaprzęgła do nich konie, przewiezienie kogoś lub czegoś na dowolną odległość nie stanowi już wielkiego problemu.
– Za pozwoleniem, panie. Golem sam przyjdzie. Muszę go jednak ożywić.
– Czy coś temu przeszkadza? Niesprzyjający układ gwiazd lub moje kiepskie trawienie?
– Golem nie jest przyzwyczajony do tak licznej publiczności, panie.
– Dobrze. Służący odejdą, a dworzanie ukryją się za filarami albo w przyległych komnatach. Czy to będzie odpowiadać twemu tajemniczemu słudze?
Rabbi Löw skinął lekko głową. Nie chciał sprzeciwiać się cesarzowi, był zadowolony, że zdołał wzbudzić w nim zainteresowanie starym Miastem Żydowskim, a szczególnie jego mieszkańcami.
– A więc za godzinę możemy kontynuować, rabbi?
– Jak sobie Wasza Wysokość życzy. – Skłonił się mag i ruszył ku wyjściu. Na zewnątrz oczekiwał powóz z cesarskim herbem. Czarodziej wsiadł i zza szyby jeszcze raz spojrzał na wieczorne niebo.
Wśród ciemnych chmur pojawiła się pierwsza błyskawica.

* * *

Cesarz Rudolf II był szczególnym władcą. Europa znała go jako zapalonego mecenasa i kolekcjonera sztuki. Był również zwolennikiem alchemii, astrologii i magii. Szambelanom z wielkim trudem udawało się czasem przekonać monarchę, że przyjmowanie posłów, zajmowanie się notami dyplomatycznymi lub rozsądzanie sporów jest ważniejsze niż pasja kolekcjonerska. Rudolf nigdy nie ukrywał, że swoje obowiązki wykonuje tylko na zasadzie zła koniecznego, co go nieustannie odrywa od czynności o wiele bardziej interesujących. Cesarz wykazywał coraz większe upodobanie do zamkniętego, prawie obskuranckiego świata, jaki wytworzył się wokół dworu przez minione lata. Musiałby jednak zapełnić zdolnymi czarodziejami trzy Złote Uliczki, aby dorównać wiedzy i umiejętnościom jednego żydowskiego rabina.
U drzwi wejściowych rozległ się odgłos potrójnego uderzenia ceremonialną laską o dębową podłogę. Cesarz otarł usta serwetką i odłożył soczysty kawałek udźca na alpakową misę. Opłukał palce w porcelanowej misce, wytarł je podanym białym ręczniczkiem i ruszył z powrotem w stronę tronu. Jeszcze przełykał ostatni kawałek mięsa, gdy od progu zabrzmiało:
– Rabbi Jehuda Löw ben Bezalel i jego... – mistrz ceremonii zająknął się: – jego asysta.
Za rabinem do Sali Władysławowskiej wkroczył olbrzym.

* * *

Rudolf II o mało się nie zakrztusił. Miał jakieś wiadomości o osobliwym słudze maga, ale zawsze wyobrażał go sobie jako ponad miarę wyrośniętą marionetkę wędrownych komediantów. To, co właśnie zobaczył, zasadniczo zmieniło jego wyobrażenia o „służącym”.
Za żydowskim czarodziejem kroczył kolos wzrostu mniej więcej trzech metrów. Wbrew licznym plotkom powtarzającym, że jest zbudowany z gliny, wyglądał potężniej niż rycerz w pełnej zbroi. Do korpusu miał przymocowane stalowe płyty. Łokcie i kolana zakrywała kolczuga. Na głowie tkwiła siatkowa osłona. Na jego twarzy zastygł wyraz, jaki mogłaby mieć rzeźba antycznego imperatora.
– Wasza Wysokość, oto golem – oznajmił rabbi Löw. – Stworzyłem go do ciężkich prac, żeby oszczędzić ludziom trudu i czasu przy wykonywaniu czynności, które dla niego są błahostką. Abyśmy mogli spokojnie zająć się tym, co najważniejsze. Badaniami natury i wszechświata, drobnymi pracami ręcznymi lub odkrywaniem tajemnic materii i ducha. Golem i podobne do niego stworzenia mogą zdjąć z barków ludzkości większość prostych, ale najcięższych prac.
Cesarz z zainteresowaniem obserwował ożywioną magią istotę, gdy nagle w jego polu widzenia pojawił się marszałek polny Basta. Rudolf II ujrzał również szambelana Langa, który nieznacznymi gestami zachęcał oficera do większej śmiałości. Marszałek musnął gęsty, niestarannie przycięty wąs i stanął przed panującym.
– Wasza Wysokość! – Z trzaskiem stuknął obcasami. – Pozwalam sobie uzupełnić wypowiedź mojego przedmówcy stwierdzeniem, że golem i podobne do niego homunkulusy najlepiej sprawdzą się na polu walki.
Rudolf II uprzejmym, lecz zdecydowanym ruchem ręki uspokoił podnieconego oficera i nakazał mu zejść ze schodków podestu pod tronem.
– Coś w tym jest – oznajmił zamyślony, a potem wstał.
Obszedłszy glinianego olbrzyma, zatrzymał się przed nim. Podniósł głowę i spojrzał na jego nieruchome oblicze.
– Rzeczywiście, rabbi – powiedział cicho. – Z takim wyglądem golem doprawdy bardziej pasuje do zażartych walk niż do ciągnięcia wózków w kopalni.
Owiany legendą sztuczny człowiek miał ostre rysy twarzy. Małe, przenikliwe oczy przypominały wnętrze paleniska kowalskiego. Pod haczykowatym nosem prawie bez dziurek rysowały się wargi zaciśnięte tak mocno, że trudno było odgadnąć, czy kiedykolwiek się otwierały i jaki dźwięk mógłby się z nich wydostać. Oddech czy słowa? Na glinianym obliczu nie znać było ani śladu emocji.
Golem, wkraczając do rozległej sali urządzonej w stylu gotyckim, obserwował i zapamiętywał każdy szczegół przestrzeni, każdy kąt, każdą możliwą kryjówkę. Pan od początku nauczył go przezorności.
– Golemie – mawiał mu – nie wszyscy ludzie przyjmą cię chętnie jako pomocnika przy ciężkich pracach. Niektórzy będą cię nienawidzili, inni będą chcieli cię zniszczyć.
Mądry i dobry rabin głęboko wszczepił swemu dziełu swoje wątpliwości i porady.
– Niektórzy będą pragnąć, żebyś w ich imieniu niszczył i zabijał... Ale nie do tego jesteś stworzony, golemie! Możesz się tylko bronić! Tylko i wyłącznie bronić! Pamiętaj, golemie, to jest pierwsza zasada twojego istnienia!

* * *

– Rabinie, nadszedł czas, żeby twój sługa zademonstrował swoją zręczność – zwrócił się władca do żydowskiego maga.
– Oczywiście, Wasza Cesarska Mość – odpowiedział rabin. – Golem pociągnie powóz pełen podróżnych, przejdzie przez pogorzelisko, usunie palące się wiązania dachu, zdoła też stawić czoła innym katastrofom, chyba że...
– Chyba że idzie o zagrożenie życia? – wpadł mu w słowo szambelan Lang.
Cesarz odwrócił się do niego.
– Co to właściwie ma oznaczać, Lang?
Szambelan wzruszył ramionami i wskazał marszałka. Basta uśmiechał się obłudnie. Siwe wąsiska sterczały mu z twarzy jak wiechcie, a oczy miał kłujące niczym owoce łopianu. Kiedy tylko spostrzegł, że władca na niego patrzy, krzyknął:
– Moim pierwszym i ostatnim zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa Jego Cesarskiej Mości!
– No pewnie – mruknął Rudolf. – Tego przecież nikt ci nie broni.
– Dlatego koniecznie musimy znać zdolności bojowe tego homunkulusa!
Rabin, słysząc to, tylko w milczeniu pokręcił głową.
– Cóż na to powiesz, rabbi? – zapytał panujący.
– Golem potrafi władać powszechnie stosowaną bronią. To są dla niego tylko narzędzia. – Odchrząknął mag. – Ale jak dotąd nie miał okazji użyć tych umiejętności.
– Zatem możemy je wypróbować, czyż nie?
– Jak sobie Wasza Cesarska Mość życzy – westchnął Löw.
Cesarz skinął ręką i ponownie zasiadł na tronie. Marszałek polny wyszedł na środek sali. Dobył szabli i wydał rozkazy. Po chwili zatupotały dziesiątki par nóg. Oddział osobistej straży cesarskiej, ponad stu pięćdziesięciu trabantów, ustawił się przed rzędem filarów. Żołnierze wydawali się nieco wyprowadzeni z równowagi posągowym przeciwnikiem.
– Pierwszych ośmiu, do ataku! – Marszałek Basta nie zostawił im czasu na uspokojenie nerwów. – Halabardy, kordy!
Czterech żołnierzy z halabardami ruszyło naprzód, za nimi druga czwórka z kordami. Golem stał bez ruchu, tylko w oczach pojawiał mu się od czasu do czasu żółty odcień żaru. Obraz przeciwników miał głęboko zanotowany w krzemiennej pamięci, a teraz oceniał, którego stopnia samoobrony powinien użyć. Odwrócił głowę ku rabinowi, który pokazał mu trzy uniesione palce.
– Co mu wskazujesz, rabbi? – zapytał władca z napięciem w głosie.
– Że może użyć aktywnej obrony trzeciego stopnia. Nie wolno dopuścić do poważnego zranienia.
– A ile jest tych stopni?
– Sześć.
– To wystarczająco dużo. Co golem potrafi, na przykład, w piątym stopniu?
– Przy użyciu siły piątego stopnia zdołałby rozbić filar Mostu Karola.
– Zuch z tego twojego golema – powiedział cesarz przeciągle. – Mam nadzieję, że masz go pod kontrolą. Niechętnie jeździłbym na Stare Miasto promem.
– Bez obaw, Wasza Cesarska Mość. Jest w mocy szemu1, a nim władam tylko ja. Bez niego golem jest bezsilny; gliniana figura obita pancernymi blachami.
– Gdzie ukrywasz ten cudowny szem?
– W bezpiecznym miejscu – oznajmił rabbi. – W głowie golema.
Za oknami błysnęło. Salę przepełniło fioletowe światło. Rabbi niespokojnie spojrzał w okno.


Dodano: 2011-03-29 18:27:21
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS