Patronat
Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)
Wells, Martha - "Protokół buntu. Strategia wyjścia"
Ukazały się
Greathouse, J.T. - " Struktura świata"
Seliga, Aleksandra & Kujawska, Katarzyna - "Serce kniei"
King, Stephen - "Chudszy" (2024)
Le Guin, Ursula K. - "Ziemiomorze. Wydanie rozszerzone" (2024)
Lovecraft, Howard Phillips - "Listy wybrane 1906-1927"
Szostak, Wit - "Oberki do końca świata"
antologia - "Rocznik fantastyczny 2024"
Gwynne, John - "Cień bogów"
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Albatros Cykl: ManitouTytuł oryginału: Blind Panic Tłumaczenie: Bogusław Stawski Data wydania: Marzec 2010 ISBN: 978-83-7659-047-9 Liczba stron: 400 Cena: 29,30 zł Tom cyklu: 5
|
„Armagedon” Grahama Mastertona to już piąta książka opowiadająca o zmaganiach jasnowidza-oszusta Harry’ego Erskine i indiańskiego szamana Misquamacusa. I chociaż pisarz raz za razem zastrzega, że to już definitywny koniec cyklu, fakty nie kłamią – co trzy, cztery lata powstaje kolejna powieść. Nie zdradzę chyba zatem żadnej tajemnicy, że pomimo zamkniętego zakończenia powieści, Misquamacus obiecuje rychły powrót. Na razie czas przyjrzeć się bliżej „Armagedonowi”.
Książkę otwiera opis epidemii ślepoty, spowodowanej rzecz jasna przez indiańską magię, która nawiedza całe USA. Masterton nie skąpi przy tym opisów karamboli na autostradzie, wypadków lotniczych, ale również dramatu pojedynczych ludzi. Amerykę ogarnia panika, a wraz z nią nadchodzi anarchia i przemoc; bezradna jest armia, policja, a nawet prezydent. Jedynie garstka wybrańców domyśla się przyczyn nieszczęścia i próbują powstrzymać kataklizm. Początek jest więc spektakularny; inna sprawa, że wystarczy zerknąć do dużo wcześniejszych powieści autora, jak „Głód” czy „Zaraza”, aby bez trudu odnaleźć podobne sceny. Zmienia się jedynie przyczyna katastrofy, opis wydarzeń i ludzkich zachowań jest bardzo zbliżony.
Ku mojemu zdziwieniu dużo słabiej niż w poprzednich częściach cyklu wypada wątek indiańskiej magii. Na dobrą sprawę przez całą książkę autor stosuje jedną sztuczkę z oślepianiem i dopiero końcówka wprowadza pewne urozmaicenie. Szkoda, bo do tej pory to właśnie wynajdywanie, a nierzadko i tworzenie własnych mitów i przekazów ludowych stanowiło niezaprzeczalny atut powieści Mastertona. Czyżby nastąpiło zmęczenie materiału? Warto również odnotować znikomą ilość innych znaków firmowych autora - nie ma co liczyć na szczegółowe opisy wypruwania żołądków czy wyłupywania oczu. Zabrakło też miejsca na łóżkowe atrakcje.
Spore zastrzeżenia budzi sama konstrukcja powieści. Według Hitchcocka dobry film powinna rozpoczynać scena trzęsienia ziemi, a następnie napięcie powinno stopniowo rosnąć; niestety w wypadku „Armagedonu” sprawdza się tylko pierwsza część tych słów. Po opisie wybuchu pandemii z książki zaczyna wiać nudą. Bohaterowie, w zależności od przydzielonych im ról, przenoszą się z miejsca na miejsce szukając bezpiecznego miejsca lub znalezienia sposobu na pokonanie Misquamacusa. Problem tkwi w tym, że wszystko to zostało podane bez krzty napięcia. Owszem, jedna czy dwie sceny powodują szybsze bicie serca, ale jak na liczący prawie czterysta stron utwór to zdecydowanie za mało. Akcja zaczyna się rozkręcać dopiero na ostatnich dwudziestu, może trzydziestu stronach – czytelnicy dostają wtedy łopatologiczne wyjaśnienie co i jak, a zło zostaje pokonane. Na koniec pojawia się sam prezydent USA i wszystko wraca do normy.
W kwestii samych bohaterów – również i pod tym względem autor zbytnio się nie wysilił. Teoretycznie główny bohater, Harry Erskine, po raz kolejny gra rolę uroczego jasnowidza, który wciska kit leciwym, aczkolwiek zamożnym kobietom. Piszę „teoretycznie”, ponieważ jego rola w książce została mocno zredukowana, a obok niego pojawia się grupa równorzędnych postaci: kilkoro pechowych turystów odważny kaskader, dzielna pani kierowca, lekko „nawiedzona” ciotka. Do kompletu otrzymujemy jeszcze wspomnianego wyżej prezydenta USA Dawida Perry’ego, będącego ucieleśnieniem marzeń o idealnym mężu stanu. Uczciwy do bólu, nieugięty, traktujący swój urząd jako misję. Nawet w sytuacji, kiedy traci wzrok, nie powala sobie na chwilę słabości i kontynuuje pracę. Aż żal, że nie można na niego zagłosować.
W moim odczuciu saga o Misquamacusie powinna skończyć się na „Duchu zagłady”. Powód jest prozaiczny – kolejne powieści nie wnoszą nic nowego do tematu, jeśli nie liczyć kuriozalnych pomysłów w postaci wampirów będących na usługach szamana ( „Krew Manitou”). Może już nadszedł czas, aby wysłać Harry’ego Erskine na zasłużoną emeryturę? Sam „Armagedon” nie jest złą książką, ale jej lektura daje więcej powodów do ziewania niż emocji. A to chyba nie jest najlepsza rekomendacja dla horroru.
Autor: Adam "Tigana" Szymonowicz
Dodano: 2010-08-21 19:18:58
-Jeszcze nie ma komentarzy-
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
McDonald, Ian - "Hopelandia"
antologia - "PoznAI przyszłość"
Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"
Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"
Esslemont, Ian Cameron - "Powrót Karmazynowej Gwardii"
Sanderson, Brandon - "Słoneczny mąż"
Swan, Richard - "Sprawiedliwość królów"
Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"
Fragmenty
McCammon, Robert - "Łabędzi śpiew"
Vaughn, S.K. - "Astronautka"
Howey, Hugh - "Pył"
Simmons, Dan - "Lato nocy"
McCammon, Robert - "Pan Slaughter"
Spinrad, Norman - "Żelazny sen"
Wyndham, John - "Poczwarki"
Holdstock, Robert - "Lavondyss"
|