NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki


Literackie zgadywanki 06/2010

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.




Każda historia ma swój koniec. Nie inaczej będzie z trylogią Marcina Mortki, „Miecz i kwiaty”. Trzeci tom ma stanowić dopełnienie przygód młodego Gastona de Baideaux, a także jego towarzyszy Bernarda i Vittoria. I tu zaczynają się schody. Poprzednia część domykała większość wątków fabularnych, w tym ten najważniejszy: dotyczący postaci brata głównego bohatera. Co zatem pozostaje?
Podejrzewam, że na pierwszy plan wysunie się walka z demonami kierującymi zakonem templariuszy, w której kluczową rolę odegra pewna dziewczynka. Spodziewać się można również dokończenia wątków pobocznych dotyczących kobiet, które nie raz zaważyły na losach Gastona. A wszystko to na tle trzeciej krucjaty, spisków możnowładców i zabójczych ataków assasynów. Bardzo ciekawe, jak na kartach książki zaprezentuje się Ryszard Lwie Serce – wzór rycerza i wytrawnego polityka dla jednych, miernota dla innych. Czy Mortka zdecyduje się na odbrązowienie mitu, czy będzie dla króla Anglii surowym sędzią?
Oczywiście sama nawet najsprawniej skonstruowana fabuła nie uratowałaby książki, gdyby nie talent samego autora. Miłośnik skandynawskich klimatów udowodnił już, że pustynna scenografia nie przeszkadza w snuciu znakomitych opowieści. Przemawiające do wyobraźni opisy, wyraziste postaci bohaterów, wartko tocząca się akcja powinny być i tym razem atutem książki.
Pozostaje tylko liczyć, że Mortka nie strąci wysoko zawieszonej przez poprzednie tomy poprzeczki i znów oczaruje czytelników.

Adam "Tigana" Szymonowicz





W pierwszej wersji zgadywanki, opublikowanej kilka miesięcy temu, znajdował się akapit, w którym komentowałam kolejne opóźnienie w wydaniu drugiej części trzeciego tomu przygód Torkila Aymore, części, która powstała na skutek sztucznego (w znaczeniu: nieplanowanego przez autora) podziału powieści. Co tu dużo mówić, w tamtym tekście dawałam upust swojej niecierpliwości – w końcu, jako czytelnik, zostałam porzucona w połowie opowieści. Ale to było niemal rok temu... a teraz, szczerze mówiąc, zdołałam się z tym porzuceniem pogodzić, straciłam zapał do narzekania, a niecierpliwość zamieniła się w rezygnację – na szczęście oczekiwania wobec książki pozostały.
A przyznam, że wobec tej książki mam oczekiwania – i to wcale niemałe. Dotychczasowe opowieści o dokonaniach Toriego coraz bardziej wciągały mnie w świat wykreowany przez autora, a każda kolejna co najmniej dorównywała poprzedniej. Od stosunkowo prostych opowiadań – lecz na tyle interesujących, by utrzymać zainteresowanie czytelnika – relacjonujących poszczególne epizody z życia głównego bohatera, aż do opowieści znacznie bardziej rozbudowanej, bogatej w szczegóły (nie tylko techniczne, ale i społeczno-obyczajowe), cechującej się zdecydowanie większym rozmachem w kreacji świata i stopniem komplikacji losów bohaterów. Zatem, czego oczekuję? Najkrócej rzecz ujmując – utrzymanej w dobrym tempie serii przygód, zwieńczonej eleganckim i prostym (czyli zgodnym z zasadą brzytwy Ockhama), a jednocześnie zaskakującym rozwiązaniem. I choć tym razem los wplątał gamedeca w nie lada kabałę, jestem przekonana, że Tori sobie poradzi...

Beata Kajtanowska





Na naszym rynku ukazuje się coraz więcej zagranicznych tytułów dedykowanych młodszym czytelnikom. Jednakże tak samo, jak w przypadku innych książek, wiele jest wśród nich pozycji nudnych, gubiących gdzieś to, co stanowi o istocie dobrej książki. Zwłaszcza wtórnych, na co szczególnie narażona jest literatura dziecięca i młodzieżowa. Trzeba niezłego wyczucia i umiejętności pisarskich, by nawiązując do znanych dzieciom motywów, rozpoznawalnych przez nie schematów nie napisać jednocześnie książki wtórnej i zwyczajnie przyprawiającej o ziewanie.
Historia opowiedziana w „Kluczu do zaświatów” obfituje w straszne rytuały, pradawne klątwy i piętrzące się na każdym kroku tajemnice. Jej bohaterowie, grupa przyjaciół, wielbicieli książek grozy autorstwa Nathaniela Olmsteada, trafia do zamieszkiwanej przez niego miejscowości, gdzie nic nie jest takie, jak być powinno. Autor zaginął bez śladu wiele lat temu, śledzi ich policja, a drzwi domów i sympatia ich mieszkańców są poza zasięgiem młodych bohaterów. Mimo przeciwności losu spróbują rozwikłać zagadkowe zniknięcie ulubionego pisarza oraz wyjaśnić obecność istot, które znają z opowieści Olmsteada… I które powinny w nich pozostać, na zapisanych stronicach zamkniętych pomiędzy okładkami.
Zagraniczni czytelnicy przyznali debiutanckiej powieści Poblockiego cztery i pół gwiazdki na pięć możliwych w rankingu serwisu amazon.com. Tak wysoką notę uzasadniają wystawione książce opinie. Możemy przeczytać, że książka, adresowana do czytelników w przedziale wiekowym 4 – 15, czyta się nie tylko szybko i łatwo, co ważne w przypadku literatury młodzieżowej, lecz zarazem cieszy barwną, pobudzającą wyobraźnię narracją i interesującą formą. Obok fabuły, niepokojącej, zagadkowej i dającej wiele radości z tej odmiany strachu, któremu towarzyszy mała nocna lampka i kubek gorącej czekolady, przyciąga zwłaszcza ciekawą, szkatułkową formą. Fragmenty zapisków autorstwa postaci będących bohaterami czytanej przez nas książki to znany, ale i lubiany element wielu powieści.
Te pozytywne opinie oraz towarzyszące im oczekiwanie na ekranizację książki pozwalają przypuszczać, że „Klucz do zaświatów” to rewelacyjna pozycja dla wszystkich maluchów, które lubią się bać. Tylko pamiętajcie o czekoladzie!

Krzysztof Kozłowski





„Malowany człowiek” Petera V. Bretta miał być oszałamiającym debiutem, świeżym powiewem w fantasy, wręcz arcydziełem gatunku. Miał być. W efekcie otrzymaliśmy przeciętną powieść, nieróżniącą się zbytnio od innych. Zamiast skomplikowanej fabuły otrzymaliśmy prostą historię trojga wybrańców, których przeznaczeniem stało się zbawienie ludzkości od plagi demonów. Nowe spojrzenie okazało się zlepkiem znanych schematów. Błyskotliwy debiut – przeciętnym czytadłem. A jaki los spotka „Pustynną Włócznię”?
Wydaje się, że „Malowany człowiek” był jedynie wstępem do kolejnych tomów. Znamy już główne założenia stworzonego świata, poszczególne role zostały już rozdane. Teraz, być może, nadszedł czas na rozwinięcie fabuły: nowe wątki, pojawienie się kolejnych, oby ciekawszych, przeciwników; komplikację losów bohaterów.
Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie tytuł, można założyć, że na pierwszy plan wysunie się konflikt pomiędzy Shar’Dama Ka’lem i Malowanym Człowiekiem. Czy dawni towarzysze broni będą ze sobą walczyć, czy też stworzą sojusz? A może dla odmiany Brett wprowadzi jakiś wątek polityczny i włączy do gry nowych zawodników? W końcu czy zobaczymy jakąś inteligentną rasę demonów, które będą potrafiły coś więcej niż tylko bezmyślnie niszczyć? Pytań jest wiele, możliwych odpowiedzi jeszcze więcej – tylko czy autor sprosta wyzwaniu?

Adam "Tigana" Szymonowicz





„Drugie życie M.M.” to książką łącząca w sobie wątki obyczajowe, komediowe oraz właściwe dla romansu – dla których tłem pozostaje prowadzone na kartach powieści śledztwo. Wydawca zapewnia, że to historia pełna ciepła, a zarazem zmuszająca do refleksji. Biorąc pod uwagę, czym tak naprawdę jest opowieść o Molly Marx można w to uwierzyć.
Sally Koslow uśmierciła swoja bohaterkę nim czytelnik mógł się jej dobrze przyjrzeć. Jednak to nie zakończyło jej egzystencji, a jedynie przeniosło ją na inny, wyższy wymiar, gdzie nadal może śledzić obroty sfer niebieskich, a przy okazji poczynania najbliższych jej osób. Co więcej, uzyskała ku temu specjalne zdolności. Rodzina oraz policja starają się wyjaśnić okoliczności jej tragicznej śmierci, które pozostają tajemnicze także dla denatki.
Taka forma książki daje autorce ogromne możliwości komentowania świata i ludzi, ich problemów i wartości, pozwala przelać na papier pochwałę bądź naganę dowolnego elementu codziennej rzeczywistości. Bohaterka przeżywająca na nowo minione wydarzenia, oceniająca je z innej perspektywy, bardziej surowa i doświadczona swym nagłym „zejściem” to fundament dla naprawdę dobrej książki. Niczym Scrooge czy Bruce Wszechmogący będzie mogła zweryfikować swoje postępowanie, nawet jeżeli w odróżnieniu od nich nie dostanie drugiej szansy. Nieco kryminału, nieco humoru, wątek fantastyczny – czego chcieć więcej? Chyba tylko jednego – by na solidnym fundamencie wznosiła się stabilna, ciesząca czytelnicze oko konstrukcja. Zobaczymy.

Krzysztof Kozłowski




Charlaine Harris, „Martwy dla świata”

Czwarty tom cyklu zapowiada się bardziej interesująco niż poprzednie, a to ze względu na gwałtowne zakończenie trzeciej części, którego tutaj nie zdradzę. Dość powiedzieć, że życie Sookie Stackhouse wywróciło się do góry nogami i nawet ona sama, a tym bardziej Czytelnik, nie wie, co będzie dalej. Jaką tym razem zagadkę szykuje polskim fanom serii Charlaine Harris? I jakie tortury przewidziała dla swojej bohaterki? Nie wiadomo, bowiem inaczej niż w poprzednich tomach, trzeci nie zwiastował nadciągających kłopotów kryminalnych. Ciekawe, czy autorka wprowadzi nowe postaci, oczywiście nadprzyrodzone, czy też dalej będzie bawić się stereotypem wampira i wilkołaka. Po niezbyt udanej, żeby nie rzec nudnej, trzeciej części, chciałabym dostać powieść znowu iskrzącą specyficznym, prześmiewczym humorem Harris, w której nie będzie się liczyło tylko to, z kim tym razem Sookie pójdzie – bądź nie – do łóżka...

Anna "Eruana" Zasadzka





Zbiorem trzech nowel pod tytułem „Za garść czerwońców” Robert Foryś starał się połączyć popularne ostatnimi czasy kryminały retro z elementami fantastycznymi. Podobne rozwiązania, z mniejszymi lub większymi wariacjami (czasem z kryminału było niewiele, innym razem element historyczny był zmarginalizowany), wyszły spod piór rodzimych autorów. Książka Forysia nie była więc zaskoczeniem, jeśli chodzi o treść... i tego samego można się spodziewać po „Początkach nieszczęść królestwa” – w końcu Foryś dalej pisze o poruczniku Joachimie Hirszu i ciężko oczekiwać, iż za zmianą wydawnictwa, autor zdecydował się na zmianę konwencji i charakteru głównego bohatera.
Debiutancka książka Forysia była ułomna pod kilkoma względami, przede wszystkim językowym i konstrukcyjnym. Wady te można kłaść na karby debiutu i, ewentualnie, braku odpowiedniego redaktora. Mam nadzieję, iż w „Początkach nieszczęść królestwa” autor wyciągnął wnioski, a praca w wydawnictwie nad tekstem wykroczyła ponad poprawienie literówek i jawnych stylistycznych potknięć.
Jestem też ciekaw, jak rozłożą się proporcje między wątkiem detektywistyczno-akcyjnym, a próbami zarysowania szerszego tła. Sam tytuł powieści odnosi się wszakże do przezwiska, jakiego dorobił się król Jan Kazimierz. Zastanawiam się, czy autor postanowi wpleść naszego władcę głębiej w fantastyczną intrygę i uczynić go głównym winowajcą porażek Rzeczypospolitej? Daje to spory potencjał, jeśli chodzi o snucie kameralnych intryg, lecz osobiście nie jestem przekonany, czy Foryś zdecydował się na ten krok. Przypuszczam, że prędzej, wzorem Sienkiewicza, uczynił z Jana Kazimierza człowieka niedorastającego do obejmowanego stanowiska, podatnego na manipulacje i niezdolnego do drastycznych decyzji w obliczu zagrożeń dla kraju. Być może za problemami i mrocznymi tajemnicami będą stać zaufani władcy, ale nie sądzę, by sam król był świadomie w to zamieszany... choć, przyznam szczerze, że chciałbym się mylić, gdyż dodałoby to pikanterii fabule.

Tymoteusz "Shadowmage" Wronka





Prawdopodobnie wielu z was wychowało się w dużym mieście, ale przynajmniej jedne wakacje spędziliście na wsi – u rodziny, znajomych, kwaterze. Wiecie, jak to jest zostać przeniesionym do zupełnie innego środowiska, zapoznać się z zupełnie innym stylem życia i zbliżyć się do przyrody. Ja sam, mając kilka lat, zafascynowany byłem zwierzętami gospodarczymi, później z chęcią poddawałem się innemu rytmowi życia, który panuje na wsi – chociaż prawdopodobnie dochodzę do tego dopiero po latach; wtedy to była, po minięciu niepokoju i niechęci, dziecięca fascynacja obcością.
Wydaje mi się, że Tad Williams i Deborah Beale uderzają w „Smokach ze Zwykłej Farmy” właśnie w tę tematykę – chcą pokazać dziecięcą umiejętność do dziwienia się otaczającym ich światem, w połączeniu ze znacznie łatwiej przebiegającym procesem akceptacji inności. Oczywiście wyolbrzymiają i podkręcają całość – zamiast koni i krów bohaterowie książki spotykają fantastyczne stworzenia z legend; nie wątpię, iż za początkowym ogromnym zdziwieniem nastąpi później odpowiednio wielka fascynacja otaczającym ich światem.
W literaturze pomysł na „Smoki ze Zwykłej Farmy” nie jest nowy; już przecież w „Opowieściach z Narnii” C.S. Lewisa można się doszukiwać podobnych elementów, a wraz z upływem lat był on maglowany na setki sposobów w książkach, komiksach, filmach. W zasadzie większość fantastyki z udziałem dziecięcych/nastoletnich bohaterów z naszego świata opiera się przynajmniej na takim schemacie. Nie spodziewam się więc, by książka Williamsa i Beale wniosła powiew świeżości; bardziej jestem ciekaw wykonania. O Beale wiele nie wiem; tylko tyle, że była m.in. redaktorką powieści dla dzieci – przypuszczam więc, że to ona jest w tym duecie odpowiedzialna za formę i przycinała pomysły męża do wymogów powieści dla młodszego czytelnika. Czy to się udało? Okaże się po lekturze, ale myślę, iż czekało ją nieliche wyzwanie, gdyż „Pamięć, Smutek i Cierń”, „Inny Świat” czy „Marchia cienia” pokazały, iż Williams lubuje się w wolnym wprowadzaniu czytelnika w wykreowany świat, a także preferuje liczne opisy i szczegóły; elementy te niekoniecznie sprawdzą się w przypadku książki dla dzieci.

Tymoteusz "Shadowmage" Wronka





Czy lektura drugiej części cyklu „Gone. Zniknęli” Michaela Granta spełniła moje oczekiwania? I tak, i nie.
Przede wszystkim autor nie zrezygnował z komiksowych schematów. W efekcie nadal mamy do czynienia z opowieścią o obdarzonych cudownymi właściwościami dziećmi, które potrafią strzelać z oczu czy przechodzić przez ściany. Nic wiec dziwnego, ze sporą część książki stanowią mniej lub bardziej efektowne opisy pojedynków pomiędzy poszczególnymi superherosami. Do tego należy dodać klasyczny podział na bractwa złych i dobrych „mutantów”, a także wątek ruchu zrzeszającego wrogów odmieńców. Ot, „X-man” w wersji książkowej. Co prawda nikomu jeszcze nie wyrosły szpony, ale macki – jak najbardziej.
Spore nadzieje pokładałem w wątku o głodzie i muszę przyznać, że autorowi poszło nieco lepiej. Grant przekonująco przedstawia wizję dziecięcej społeczności, która staje przed widmem śmierci głodowej. Poszukiwanie nowych źródeł żywności, ciągłe konflikty, szukanie kozłów ofiarnych całej sytuacji – to tylko kilka wątków poruszonych w książce. Oczywiście o opisach śmierci głodowej nie ma mowy, ale w trakcie powieści niejednego bohatera będzie ssać w żołądku.

Adam "Tigana" Szymonowicz





Zgodnie z przypuszczeniami, „Miłość i sen” Johna Crowleya jest ideologiczną i emocjonalną kontynuacją „Samotni”. Jest również kontynuacją fabularną, chociaż o ciągłości pod tym względem nie można za bardzo mówić w przypadku „Ægiptu”; przeszłość (chociaż ta ma znacznie mniejsze znaczenie, niż przypuszczałem) i teraźniejszość się przeplatają, wątki zdają się biec w różnych kierunkach, by nagle, nawiązać do siebie w subtelny sposób.
Mimo powyższego, między tymi dwoma książkami daje się zauważyć pewne różnice. „Miłość i sen” jest napisana lżej, z większym polotem (chociaż, może, jest to kwestia zmiany tłumacza?), a wszechobecne w cyklu idee hermetyczne nie są prezentowane dosłownie; prędzej można powiedzieć, iż są one elementami życia bohaterów, integralną częścią świata ich otaczającego.
Odnosząc się do domów astrologicznych wyznaczających rytm opowieści, faktycznie poszczególne części mają treść zgodną ze swym tytułem, choć nie zawsze w sposób sugerowany przeze mnie w zgadywance. Liczba możliwych znaczeń i interpretacji w tym zakresie jest olbrzymia, przez co utrafienie w zamysł autora z wyprzedzeniem było ciężkim zadaniem... choć i tak przynajmniej częściowo się to udało.

Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski



Autor: Katedra


Dodano: 2010-06-07 17:19:39
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS