NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Hamilton, Peter F. - "Judasz Wyzwolony. Pościg"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: Hamilton, Peter F. - "Saga Wspólnoty"
Tytuł oryginału: Judas Unchained
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Data wydania: Marzec 2010
Format: 125×183mm
Liczba stron: 596
Cena: 37,90 zł
Tom cyklu: 2, część 2



Hamilton, Peter F. - "Judasz Wyzwolony. Pościg"

Zawrotna końcówka


Po space operze czytelnik oczekuje przede wszystkim porywającej, wielowątkowej akcji, która wciągnie go od początku i wypuści dopiero po zakończeniu książki. Choć to science fiction, nie element naukowy jest istotny: stanowi on wyłącznie tło, scenerię, w której rozgrywa się akcja powieści. Można nawet posunąć się do twierdzenia, że jest on całkowicie zbędny – space opera to po prostu przeniesiona w kosmos epicka fantasy, w której miecze zamieniono na pistolety, armie na eskadry gwiazdolotów, obce rasy na kosmitów, a magię na zdobycze nauki. Wydawałoby się więc, że napisanie dobrej space opery nie powinno być zbyt skomplikowane; a jednak na palcach jednej ręki można policzyć autorów, spod piór których wyszły naprawdę udane pozycje należące do tego gatunku. Wśród nich Peter F. Hamilton uważany jest za jednego z najlepszych – a zakończeniem „Sagi Wspólnoty” udowadnia, że nie jest to przekonanie bezpodstawne.
Na przestrzeni trzech (w polskim wydaniu) książek Hamilton zarysował liczne wątki, które przez większość czasu biegły niepowiązane i dopiero pod koniec „Judasza Wyzwolonego. Śledztwa” zaczęły się zazębiać. Niemniej jednak sporo nici nadal pozostawało luźnych i w głowie kiełkowało podejrzenie, iż autorowi nie uda się powiązać ich tak, by uzyskać satysfakcjonujący dla czytelnika finał. Obawy okazały się bezpodstawne, gdyż Hamilton w bardzo dobrym stylu (określenie „po mistrzowsku”, które zwykle ciśnie się na usta w takich wypadkach, byłoby jednak przesadą) wybrnął z plątaniny, jaką stworzył na przestrzeni poprzednich części. Widać zresztą, że miał całość od początku zaplanowaną, nie improwizował – liczne szczegóły zamieszczone nawet na początku cyklu nabierają znaczenia w końcówce.
W poprzednich tomach duża ilość wątków wymuszała spowalnianie akcji, snucie intryg i prowadzenie śledztw przez postaci. Znacznie upraszczając można powiedzieć, że było dużo gadania, ale mało się działo – chociaż z drugiej strony przecież książki nie były ani przegadane, ani pełne dłużyzn. Sytuacja ta diametralnie się odmienia w „Judaszu Wyzwolonym. Pościgu”. Akcja nabiera zawrotnego tempa, a wydarzenia następują po sobie w błyskawicznym tempie. Wraz z łączeniem się poszczególnych wątków, następuje akceleracja fabuły, by w finale sprowadzić narrację do dwóch zasadniczych nurtów: kwestii ostatecznego rozstrzygnięcia konfliktu z alfami oraz polowania na Gwiezdnego Podróżnika (od którego zresztą wziął się podtytuł tomu).
Chociaż Hamiltonowi udało się zgrabnie zamknąć całość cyklu, to jednak nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nieco rozczarowało zakończenie wątku Ozziego: przez całość cyklu miałem nadzieję, że będzie on kluczowy dla rozwiązania sytuacji, tymczasem równie dobrze mogłoby go nie być, a uzyskane za jego pomocą informacje można by było wprowadzić znacznie oszczędniejszym sposobem. Można rzecz jasna założyć, iż autor specjalnie budził nadzieję, by z premedytacją wystrychnąć czytelnika na dudka, ale nie posądzałbym Hamiltona o aż tak wyrafinowaną grę; prędzej jednak jest to efekt zmiany koncepcji (lub jej braku) w trakcie pisania „Sagi Wspólnoty”. Niemniej oprócz powyższego rozczarowania, pozostałe wątki spełniają swoje role, a autor stara się przynajmniej kilka razy zaskoczyć czytelnika... i jeśli nawet ów przejrzy fortel wcześniej niż bohaterowie, to i tak nie czuje się rozczarowany, gdyż pozostałe atuty powieści przesłaniają tę drobną niedogodność.
Po pewnym znudzeniu, jakie wywołały u mnie ostatnie tomy „Świtu Nocy”, zakończenie drugiego z wydanych u nas cykli Hamiltona znów odbudowało moje zaufanie do książek angielskiego pisarza. W związku z tym z pewną niecierpliwością oczekuję premiery w naszym kraju jego kolejnego cyklu: „The Void Trilogy”, którego pierwszy tom powinien ukazać się już niebawem.
Space opery nie należą do tak zwanej ambitnej fantastyki, jednak łączą w sobie – a powieści Hamiltona są tego najlepszym przykładem – bogate w detale scenografie oraz żywiołową akcję. Są to książki, których nie czyta się dla piękna języka czy też niezwykle oryginalnych treści, ale przede wszystkim dla rozrywki; możliwości bycia porwanym w przestworza kosmosu, na powierzchnie obcych planet, by przeżywać tam wraz z bohaterami niebezpieczne przygody. Z tej funkcji „Saga Wspólnoty” wywiązuje się doskonale, a jej zakończeniem Hamilton potwierdza, że należy do najciekawiej piszących spaceoperowych autorów. Nie jest to może literatura, którą chciałoby się czytać na co dzień, ale raz na jakiś czas stanowi wręcz pożądane urozmaicenie w literacko-fantastycznej diecie.


Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Dodano: 2010-05-15 20:31:14
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Yans - 10:29 17-05-2010
Zgadzam się, że ta seria jest zdecydowania lepsza, od trochę przewlekłej DYSFUNKCJI i jej dalszych części !!! Ale nie zgodzę się, że takiej space opery nie chciałoby się czytać na co dzień !!! Takiej, chcciałoby się !!! :)

AdamB - 11:34 17-05-2010
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ta seria jest "zdecydowanie lepsza" od Dysfunkcji. Jest równie znakomita. Dysfunkcja jest za długa tylko dla analityków, krytyków itp (za dużo czasu trzeba poświęcić na jej przeczytanie w celu napisania recenzji. :)
Zakończenie recenzji tyczące gatunku space opery niezwykle trafne z tym, że podobnie jak kolega Yans taką space operę chciałbym czytać na co dzień.

Yans - 14:29 17-05-2010
AdamB ====> Moim zdaniem DYSFUNKCJA po świetnym początku, miała później wzloty oraz lekkie upadki (w sensie dłużyzny właśnie) i może nie raziły by mnie tak bardzo, gdyby nie to tragiczne zakończnie na sam koniec ;) I dalej będę się upierał, że cykl o Wspólnocie jest zdecydowanie lepszy :)

Shadowmage - 18:21 17-05-2010
Przygodę z "Dysfunkcją..." rozpocząłem zanim popełniłem pierwszą recenzję, więc raczej teza AdamaB jest raczej naciągana :) - już wtedy w pewnym momencie mnie dłużyzny zmęczyły (i nadal męczą, bo od dłuższego czasu nie mogę się zabrać za ostatnią część).
A gdyby czytać space opery codziennie, nawet tak dobre, to i tak moim zdaniem szybko można by było się nimi znudzić.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS