NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)


 Psuty, Danuta - "Ludzie bez dusz"

 Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

 Martin, George R. R. - "Gra o tron" (wyd. 2024)

 Wyrzykowski, Adam - "Klątwa Czarnoboga"

 Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

Linki

Jakobsze, Róża - "Rhezus", t.1 ks.1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Jakobsze, Róża - "Rhezus"
Data wydania: Kwiecień 2010
ISBN: 978-83-7574-135-3
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 344
Cena: 29,99 zł
seria: Asy polskiej fantastyki



Jakobsze, Róża - "Rhezus", t.1 ks.1

Rusałki

Przysiadam się do najbliższej grupy, kilku mężczyzn spogląda na mnie niechętnie, ale zamawiam dla wszystkich piwo, co od razu niesie za sobą poklepywanie po plecach i szerokie uśmiechy.
– Egzorcysta śpi na górze – mówi jeden, wracając do przerwanej rozmowy. – Kazał zbudzić się godzinę po zachodzie słońca.
– Poprzedni nie wrócił, ten też niech lepiej sobie porządnie podje przed wyjściem. W końcu to ostatni posiłek w jego życiu – dodaje ze śmiechem brodacz po mojej prawej, wychylając kufel.
– Co tu się tak właściwie dzieje? – wtrącam się do dyskusji. – Słyszałem tylko jakieś niespójne plotki.
Przyglądają mi się ze zdumieniem, ale i dumą, że właśnie oni mnie wtajemniczą.
– Nie słyszałeś?! Lepiej nie wychodź z miasta po zmroku! Dzieją się straszne, niewytłumaczalne rzeczy!
– Ludzi znajduje się bez jednej kropli krwi...
– Wyglądają łagodnie, jakby spali. Uśmiechają się nawet.
– Zawsze w tym samym miejscu, bestia porzuca ich pod bramą miasta.
– Same dziewczęta i młodzi chłopcy...
Nie podoba mi się to, co słyszę. Wzdycham. Agresja pewnie znów miała rację. Kolejna historyjka, którą karmi się turystów. Miałbym wierzyć, że hipotetyczny potwór zadaje sobie trud podrzucania swych ofiar prosto pod nos strażników? Że ludzie, których pozbawiono krwi wyglądają, jakby spali? Widziałem wielu wykrwawionych ludzi, nigdy się nie uśmiechali. Prawie słyszę drwiący chichot Agresji, wiem już, co powie i zgadzam się z nią. Na kilometr śmierdzi robotą ludzi.
– Jak często pojawiają się trupy? – pytam, zachowując resztki nadziei.
– Co kilka dni.
– A od jak dawna w mieście znikają bez śladu ludzie?
Moi rozmówcy wyglądają na urażonych, zawiedli się na mnie. Po co zadaję takie głupie pytania? Powinienem przecież wydawać okrzyki zgrozy i kiwać skwapliwie głową, mieć oczy wielkie jak spodki. Wiem, nie jestem wdzięcznym słuchaczem, lecz ogarnia mnie coraz większe zniechęcenie. Nagle zdaję sobie sprawę, że moje pytanie było naprawdę głupie. W mieście, przez które w każdym miesiącu przewijają się setki podróżnych, nie da się zaobserwować zniknięcia kilku z nich. Nawet brak stałych mieszkańców da się łatwo wytłumaczyć: dziewczęta uciekają z przystojnymi przejezdnymi, chłopcy ruszają w świat za przykładem innych wędrowców. Jeśli morderstw dokonuje jakaś sekta, zaginięcia mogą trwać od wielu, wielu lat. Ale w takim razie czemu ostatnio złoczyńcy ujawnili swe zbrodnie, nie ukryli zwłok? Wymagają tego jakieś nowe rytuały? Czy to naprawdę tylko przynęta, na którą dają się łapać żądni wrażeń podróżni i głupcy, tacy jak ja?
Jeśli tak, ktoś powinien się tym zająć. Nie jestem pozbawiony poczucia humoru, lecz zabójstwa kilkunastu młodych ludzi, by wsławić miasteczko, to lekka przesada. A może faktycznie pojawił się potwór? Przecież właśnie na to liczę.
– Ofiary mają na szyi ślady ugryzienia – oznajmia mi człowiek, siedzący przy sąsiedniej ławie.
– Ugryzienia? – dziwię się. – Więc może chodzi po prostu o wampira?
Nie powinno się mówić „po prostu”, jeśli chodzi o wampira. W przypadku wampirów nic nie jest po prostu, zresztą nie widziano żadnego od ponad wieku, dziwi mnie tylko, że moi rozmówcy nie biorą pod uwagę najprostszego rozwiązania. Bogowie, jak byłoby pięknie, gdyby sprawcą mordów faktycznie okazał się wampir!
Wiele lat temu tropiłem jednego, lecz nie udało mi się go odnaleźć. Nigdy nie widziałem żadnego na własne oczy, chociaż miałem okazję parokrotnie oglądać ofiary. Tutaj z kolei znowu nie zgadza się opis zwłok – zabici przez wampira ludzie nigdy nie wyglądają, jakby spokojnie spali. Niektórzy wierzą w bajki, że wampir swą cudowną mocą uspokaja człowieka, którego pozbawia krwi, usypia go, odurza. Wampir musiałby być głupi, żeby inwestować energię w kogoś, kto zaraz zginie, a wampiry z pewnością nie należą do głupich istot. Ich ofiary mają zwykle twarze wykrzywione przerażeniem, ale nie tylko o to chodzi. Ofiary wampirów są zniekształcone, jakby wymięte, wampir pije dziko, namiętnie, nie zlizuje cieknącej krwi, on ją wysysa z wielką mocą.
– Wampir? – Słyszę czyjś niski, drwiący śmiech.
Wszyscy odwracamy się w kierunku, z którego dobiega. Na schodach stoi wysoki i barczysty mężczyzna, obwieszony talizmanami, z wymalowanymi na policzkach czarnymi wężami Agatona. Ma długie, rude włosy i zielone oczy, kilkudniowy zarost. Nosi szkarłatny płaszcz, pokryty magicznymi symbolami, a jego dłonie błyszczą od pierścieni i bransolet. Więc to ten wspomniany egzorcysta. Uprzejmie powstrzymuję śmiech. Znam jednego egzorcystę. Jest wysoki i szczupły, chudy nawet. Zawsze trochę przygarbiony, z krótkimi, jasnymi włosami, w skromnym, czarnym ubraniu i w okularach. Wygląda niepozornie ze swoim jedynym nożem, który nosi za pasem, zresztą nie zawsze porządnie naostrzonym. Nie ma medalionów, sygnetów, tatuaży na całym ciele. Wydaje się młodszy, niż jest w rzeczywistości. Lewy kącik jego ust zniekształca gruba, krótka blizna, przez co wygląda zawsze na lekko uśmiechniętego. Ludzie biorą go zazwyczaj za biednego adepta któregoś z uniwersytetów. Zwykle nawet nie wyprowadza ich z błędu. Maximilian Ozysh, zwany Okularnikiem. Wspaniały egzorcysta.
– Wampir?! – powtarza rudzielec, ruszając w dół schodów. – Nie ma tu mowy o żadnym wampirze, wierzcie mi.
– To tylko hipoteza – ośmielam się zaznaczyć.
– Posłuchaj mnie, młodzieńcze. – Zwraca ku mnie oblicze pełne troski, a ja prawie parskam śmiechem, słysząc to „młodzieńcze”. – Masz wielkie szczęście, że tu przybyłem, bo z wiedzą tubylców to miasto byłoby skazane na zagładę!
Sprytny z niego człowiek, wiadomo, że im większe odegra przedstawienie, tym więcej mu zapłacą. Dziwię się tylko, że ludzie dookoła mnie, wyglądający na inteligentnych, wsłuchują się z zapartym tchem w każde jego słowo.
– Wampir, mój drogi – mówi znów bezpośrednio do mnie – to przerażająca bestia. Jego ofiary są poskręcane jak bluszcz, mówię ci to ja, Gilbert Rosenkrac, egzorcysta oddanego bogom miasta Pax Nuenda!
Może niezbyt zgrabne porównanie, ale jednak ma blade pojęcie na temat swojego fachu, chwali mu się to, w końcu papiery ze stolicy do czegoś zobowiązują.
– Z czym w takim razie mamy do czynienia, szlachetny panie? – pytam uprzejmie.
– Z rusałkami – odpowiada Gilbert Rosenkrac z przekonaniem.
– Miasto otaczają bagna, a na bagnach żyje jedna z odmian rusałek. To bardzo złośliwie stworzenia, nie zdziwiłem się, gdy mi powiedziano, że podrzucają trupy na szlak.
Bogowie, za co pokaraliście mnie niezwyciężoną naiwnością?! Co mnie przywiodło do tego miasta, gdzie postrzelony egzorcysta opowiada o złośliwych rusałkach hasających po gościńcu i pijających ludzką krew?! Jeśli przeżyję i spotkam Okularnika, muszę mu koniecznie opowiedzieć o tym człowieku, pęknie ze śmiechu.
– Coś cię bawi, mój panie? – pyta chłodno Rosenkrac,
chyba nie udało mi się tym razem zachować kamiennej twarzy.
– Nie, mistrzu. Chciałbym tylko zobaczyć te rusałki, które opuszczają swe bagniska i wędrują przez las z trupami na plecach, by złożyć je u bram miasta.
Rosenkrac czerwienieje na twarzy i chce coś odpowiedzieć, ale ktoś go uprzedza.
– Egzorcysta! Egzorcysta!
Na wszystkie demony, staruszkowie zawsze byli moim najgorszym przekleństwem. Bo drobny, siwy mężczyzna, który zadał sobie trud wstania na nogi, obute w coś, co przypomina kłębek szmat i który dotychczas drzemał przy piecu, patrzy na mnie, a nie na czcigodnego Gilberta Rosenkraca. Tak, miewam czasem genialne pomysły, ale czemu ich skutki prześladują mnie przez dziesięciolecia? Pamiętam dobrze, że będąc w Pilaf Mare poprzednim razem udawałem egzorcystę i nawet nieźle na tym wyszedłem, nie przypuszczałem jednak, by ktoś inny pamiętał jeszcze tamtą dawną historię. Starzec pamięta, lecz na moje szczęście nie odróżnia zdarzeń z wczoraj od tych sprzed lat. Wydaje mu się chyba, że spotkaliśmy się całkiem niedawno, bo nie wygląda na zdziwionego, że mimo upływu czasu nie zmieniłem się zewnętrznie.
– Pamiętam cię – woła radośnie, uśmiecha się, brakuje mu wielu zębów. – Egzorcysto.
– Nie jestem egzorcystą – odpowiadam łagodnie. – Musiałeś mnie z kimś pomylić, dziadku.
– Pamiętam cię – powtarza tylko spokojnie, pewny swojej racji.
Nie wszyscy mu wierzą, ale niektórzy przypatrują mi się niepewnie. Bogowie, czy ja wyglądam na egzorcystę? W zasadzie to głupie pytanie, bo Rosenkrac wygląda jeszcze mniej, za to wydaje się wyraźnie wściekły.
– Mam zatem do czynienia z kolegą po fachu? – pyta z lodowatym uśmiechem.
– Nie, nie. – Śmieję się i macham ręką. – Nie jestem żadnym egzorcystą i nie mam zamiaru przeszkadzać panu w jego pracy.
Jednak nie mogę cofnąć słów starca i widzę wątpliwość na twarzach wielu z obecnych. Nie chcąc dodatkowo denerwować mistrza, który ma tu przecież zadanie do wykonania, żegnam wszystkich skinieniem głowy i opuszczam salę, w której roi się od szeptów na mój temat. Syn oberżysty, na oko dwunastoletni blondynek o zalęknionych oczach, prowadzi mnie do niewielkiego pokoju z czystym łóżkiem. Zostawia mi świecę i odchodzi. Przez chwilę przyglądam się plecionej narzucie. Ma kolor krwi, jak ta, na której leżałem z Ruth. Nalewam wody do miednicy, ściągam skórzane opaski, obmywam ręce i twarz. Wyczuwam czyjąś obecność, odwracam się gwałtownie. W drzwiach stoi ten sam chłopiec z czystym ręcznikiem w dłoni, wpatruje się bez słowa w moje tatuaże.
– A więc naprawdę jesteś egzorcystą, panie – szepcze po chwili.
Wzdycham i nie komentuję. Wolę, żeby brał mnie za egzorcystę, niż wszczął panikę, że Himmelberg odwiedził miasto. Na szczęście mój młody gość najwyraźniej nie wie, co oznaczają cierniowe symbole. Wyciągam w jego stronę monetę, prosząc go o zachowanie tajemnicy.
– Nie chcę pieniędzy. – Patrzy mi prosto w oczy, jest odważniejszy, niż mi się początkowo wydawało i bardzo naiwny, jak widać. – Nie płać mi, panie, nie powiem ani słowa. Tylko ich powstrzymaj.
– Ich? – powtarzam za nim ze zdziwieniem
– Powstrzymaj – szepcze i znika na drzwiami. Użył liczby mnogiej. Miał na myśli rusałki szlachetnego Gilberta? A może wie coś, czego nie wiedzą inni, co odkrywają tylko dzieci, wędrujące całymi dniami po okolicznych lasach?Notuję w pamięci, by porozmawiać z nim później. W tym samym momencie rozlega się przeraźliwy krzyk, na dole szurają odsuwane ławy, słychać odgłos szybkich kroków i nawoływania. Otwieram okno i dostrzegam tłum ludzi, biegnących w stronę bramy. Wyskakuję prosto na ulicę, kolana chrupią, gdy spadam na bruk. Syczę z bólu, ale zrywam się i biegnę w kierunku murów.


Dodano: 2010-04-17 12:07:08
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS