NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

antologia - "Wielka Księga Opowieści o Czarodziejach", tom 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: antologia - "Wielka Księga Opowieści o Czarodziejach"
Tytuł oryginału: The Mammoth Book Of Sorcerer's Tales
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Data wydania: Kwiecień 2010
ISBN: 978-83-7574-126-1
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria: Antologie



antologia - "Wielka księga opowieści o czarodziejach", tom 2

Lawrence Schimel & Mike Resnick
"Odarcie z iluzji"

Zgromadzili się w Wielkiej Sali, kiedy Edward uniósł wzrok. Uśmiechał się, jakby wiedział, że coś zaraz nastąpi.
Chwilę później ropuchy zaczęły spadać ludziom na głowy. A działo się to wszystko pod dachem.
Goście podnieśli wrzask. Edward machnął dłonią i dywan natychmiast zamienił się w tysiące ust, z których każde pożarło przynajmniej jedno zwierzę. Jednakże z chwilą, gdy znikły ostatnie ropuchy, okazało się, że apetyt ust bynajmniej nie został zaspokojony i ich celem stały się meble.
Edward machnął dłonią po raz wtóry i meble zmieniły się w lite złoto. Gdy pierwsze zęby pękły w starciu z nowym przeciwnikiem, usta zaczęły się cofać, a wtedy meble wypuściły skrzydła i uniosły się kilka cali nad wielousty dywan, rzucając mu tym samym kolejne wyzwanie.
Usta jednakże znikły, więc meble delikatnie opadły na ziemię i znieruchomiały. Ich złote nogi na powrót stały się drewniane, a Edward uśmiechnął się szeroko i ukłonił głęboko rozentuzjazmowanej publiczności.
Vivian westchnęła, żałując, że musi tu być, ale powstrzymała się od jawnego okazywania nudy. Śmiała się wraz z innymi zgromadzonymi członkami Trzynastu Rodzin. Próbowała sobie przypomnieć, do którego momentu jej związku z Edwardem istniała między nimi magia i w którym wyparowała. Był bowiem taki okres, kiedy oczarowywał ją każdą sztuczką, i to tylko i wyłącznie dlatego, że to on je wykonywał. Teraz, gdy się kochali, mamrotała pod nosem zaklęcia, udając, że są to jęki ekstazy, zaklęcia, które zamieniały jego twarz w oblicze innego mężczyzny. Nieważne jakiego – wszystko, byle nie patrzeć na Edwarda. Gdzieś po drodze coś się zwyczajnie popsuło.
Jej serce, swego czasu równie niezachwiane w uczuciach jak galeony Imperatora na falach, zamieniło się w zwykły wrak, plątaninę jedwabnych żagli i hebanowych belek, zupełnie jakby magia wynosząca je ponad fale zawiodła. Vivian miała wrażenie, że talent Edwarda wysmyknął mu się z rąk i upadł w błoto. Wszyscy konstantynopolitańczycy wyglądali zresztą dla niej jak ubłoceni – wspaniały splendor chwili zniknął, przyćmiony jej ponurym nastrojem, zupełnie jakby słońce zostało przesłonięte tumanem pyłu lub po prostu przestało świecić.
Pyton o skomplikowanym wzorze na łuskowatej skórze wyłonił się zza fotela mistrza ceremonii, a Edward rozwarł usta na tyle szeroko, by zmieścić w nich grube cielsko gada i pożarł go pospiesznie. Zgromadzona elita po raz kolejny wybuchła śmiechem niczym grupka trzpiotowatych dziewczynek słysząca najnowszą plotkę. Vivian była tym wszystkim skrajnie znudzona, a Edwardem w szczególności. Czegoś w nim brakowało, czegoś, czego ona rozpaczliwie potrzebowała, choć nie potrafiła wskazać precyzyjnie, cóż by to miało być.
Nie po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, jaki był naprawdę, skryty za tymi wszystkimi czarami i iluzjami. Gdyby choć raz, nawet i przypadkowo, udało jej się spojrzeć na prawdziwego Edwarda – nawet wtedy, gdy przydawała mu twarze innych mężczyzn, by jakoś przetrwać trudne chwile... Vivian sama korzystała z czarów i iluzji, by odpędzić oznaki starości i polepszyć swą urodę, ale prawdziwego Edwarda wyobrażała sobie jako człowieka pustego, pozbawionego wnętrza, zupełnie jakby składał się jedynie z wyrafinowanych, potężnych czarów.
Pomimo młodego wieku – choć wcale młody się nie wydawał – Edward był niewątpliwie najpotężniejszym magiem w mieście, a przez to najbardziej cenionym członkiem Trzynastu Rodzin. Tworzyli je najwybitniejsi czarodzieje Konstantynopola, którzy o swój status dbali metodą żelaznej ręki (choć zawsze wymierzali sprawiedliwość z daleka i przy użyciu magii, nigdy dosłownie nie plamili rąk). Zwrócenie na siebie jego uwagi, a tym bardziej utrzymanie jej tak długo, stanowiło dla Vivian nie lada powód do dumy, choć teraz, gdy poznała Edwarda lepiej, wiedziała, że tak naprawdę nie było to trudne zadanie.
Pomimo wielkiego kunsztu magicznego Edward wydawał się zupełnie nieświadomy sztuczek i podstępów stosowanych w prawdziwym życiu, pozwalał sobą manipulować i wodzić się za nos. Vivian poświęciła sporo czasu na próby zamaskowania naiwności kochanka, by bronić tak jego, jak i własnej pozycji przed ludźmi, którzy chcieli go wykorzystać. Do tego bowiem zastrzegła sobie wyłączne prawo.
Niemniej nawet i ten przywilej stracił powab i stał się dla niej zaledwie obowiązkiem. Musiała po prostu bronić tronu przed napastnikami, obojętnie, czy groźnymi, czy mało istotnymi.
Niespodziewanie w podłodze, z szybkością bąbelka szampana odrywającego się od dna kieliszka, tuż pod krzesłem Vivian powstała dziura i kobieta runęła w dół.
Przez głowę przemknęło jej pytanie, czy aby nie rzucić jakiegoś czaru dla ratowania życia na wypadek gdyby właśnie spadała z zamku, w którym gościli, ale miała nadzieję, że Edward o niej nie zapomni i w porę ją ocali (chyba że była to kolejna z jego sztuczek).
Znalazła się w powietrzu. Świadomość, że oto uwolniła się od towarzystwa członków Trzynastu Rodzin, których w grupie uważała za nużących i komicznych, zalała ją poczuciem ulgi. Spojrzała na rozpościerające się u jej stóp miasto: Wielki Dworzec w centrum i bramę, przez którą przybywali wszyscy przyjezdni, złocisty glob, znad którego słońce oblewało miasto swym blaskiem, i leżącą nieopodal Katedrę. Ta zaś, choć wzniesiona z kamienia niemagicznym dziełem ludzkich rąk, konkurowała lub zgoła przyćmiewała splendorem magiczne konstrukcje wyrastające wzdłuż ulicy wiodącej od Wielkiego Dworca do Katedry, mizerne i niematerialne wytwory fantazji.
Jej zadumę przerwał nagle Edward, który znalazł się za jej krzesłem i uwięził ją w ramionach.
– Nie byłaś ani odrobinę przejęta czy wystraszona? – zapytał, nurzając twarz w jej długich, czarnych lokach i przesuwając dłoń z brzucha na piersi. – Wyglądasz tak olśniewająco, że nie mogłem się powstrzymać przed porwaniem cię z zamku. Dalej, kochajmy się w powietrzu – szepnął jej do ucha.
– By cały świat to zobaczył? Jak pierwszy lepszy żeglarz z byle dziwką, na oczach wszystkich?
– Jesteśmy niewidzialni – odparł, manipulując przy sznurowaniu jej sukni, a Vivian wiedziała, że z chwilą, gdy to powiedział, rzeczywiście tak się stało.
– Proszę, Edwardzie, wiesz, że nie chodzi o brak zaufania do twoich czarów. Z pewnością bez trudu utrzymałyby nas w powietrzu, ale ja po prostu wolę wygodę, jaką daje mocny grunt pod nogami, łóżko i...
Vivian miała w pogotowiu długą listę preferencji, licząc na to, że któraś wreszcie zniechęci Edwarda, lecz oto nagle znaleźli się nad jego pałacem. Pomimo czarodziejskiego talentu wzniósł tę budowlę z ziemskich materiałów, choć była równie wspaniała i luksusowa jak wyśnione, latające zamki innych czarodziejów. Skoro Vivian musiała się godzić na emocjonalny dyskomfort związany z uprawianiem seksu z Edwardem, wolała, by miało to miejsce pośród wygód, do których się przyzwyczaiła jako jego towarzyszka życia.
Edward uniósł ją i ułożył na grubej, wypchanej pierzem kołdrze na ich wspólnym łożu, a sam położył się na niej. Słowa zaklęcia, które miało zmienić wygląd Edwarda, przemknęły jej przez umysł i wypowiedziała je przy pierwszej okazji, drapiąc jego plecy palcami uformowanymi w odpowiednie dla czaru kształty. Edward odebrał jej gesty jako ponaglenie, co jeszcze bardziej go podnieciło.
Nie przejmował się dłużej klamrami i zapięciami jej ubrania – jednym zaklęciem sprawił, że znikło, odsłaniając nagie ciało. Na szczęście w kilka minut było po wszystkim i Edward szybko zasnął.
W chwili, gdy zaczął chrapać, Vivian wyślizgnęła się z łóżka. Zaryglowała za sobą drzwi w łazience, choć wiedziała, że takie środki ostrożności nie powstrzymają na długo ani Edwarda, ani tak naprawdę żadnego mieszkańca Konstantynopola. W tym mieście czarodziejów dzieci poznawały prosty czar otwierania zamków, jeszcze zanim oduczyły się moczyć w spodnie, ale Vivian mimo to czuła taką konieczność. Był to dla niej emocjonalny sygnał, iż oto właśnie całkowicie odgradza się od Edwarda. Pozwoliła, by spłynęły z niej wszystkie iluzje i przyjrzała się sobie w lustrzanej ścianie, a potem pochyliła się, aby napuścić gorącą wodę do wanny. Gąbką i mydłem zaczęła ścierać z siebie zapach mężczyzny. Minęło sporo czasu, nim znów poczuła się czysta.
Wytarła ciało do sucha, choć równie dobrze mogła w tym celu wykorzystać proste zaklęcie. Nie chodziło bynajmniej o to, że gardziła magią czy jej dobrodziejstwami.
Życie Vivian, podobnie jak życie większości mieszkańców Konstantynopola, było przesycone magią do cna. Sama korzystała z niej codziennie, rzucała czary i iluzje niemal odruchowo, nawet o tym nie myśląc, i dlatego właśnie wolała sama się wycierać i sama wykonywać setki innych manualnych czynności. Wiedziała, że człowiek uzależniony od magii prędzej czy później całkiem się w niej zatraca. Świadomie rezygnując z niej przy drobniejszych sprawach, zachowywała czujność, a dzięki owej czujności umysłu oraz uwadze, jaką przywiązywała do szczegółów, była w stanie uwieść Edwarda i zapewnić sobie jego miłość na długie lata.
Przyglądając się swemu odbiciu, Vivian nie mogła jednakże uniknąć pytania, czy cały ten wysiłek w jakikolwiek
sposób się opłacił. Z pewnością nie żałowała zdobytego w ten sposób doświadczenia, tego nie wyrzekłaby się nawet za wszystkie moce Edwarda. Chodziło raczej o niego samego. Nie ulegało wątpliwości, że dzięki jego pozycji w Konstantynopolu awansowała do dobrego towarzystwa i zapewniła sobie przywileje, o jakich bez niego nawet by nie śniła. Cóż z tego jednak, skoro wspiąwszy się na sam szczyt, dotarłszy nawet do latających pałaców lewitujących wysoko nad wieżami miasta, Vivian odkryła, że się nudzi?
Życie było zbyt proste.
To chyba właśnie nużyło ją w Edwardzie. Przez niego przymus rywalizacji całkiem zniknął z jej życia, nie musiała stawiać czoła żadnym wyzwaniom. Mocą czarów Edward spełniał każdą jej zachciankę, a że manipulowanie nim nie należało do rzeczy trudnych, korzystała z tego przywileju do woli. Nie było już niczego, co by ją nadal motywowało do działania, a frustracja prowadziła ją na dno. Mogła się włóczyć po Konstantynopolu, będąc zarazem więźniem własnego związku.
Zerknąwszy w lustro, spostrzegła, jak bardzo się postarzała, mimo że poświęcała ciału tak wiele uwagi. Jej włosy, ongiś kruczoczarne, zaczynały już siwieć pod warstwą iluzji. Jak długo będzie w stanie żyć w ten sposób?
Vivian czuła, że kiedyś udusi się nudą życia pośród niezliczonych iluzji. Zaczynała dochodzić do wniosku, że byłaby o wiele szczęśliwsza, gdyby nigdy do Konstantynopola nie przyjechała. Gdyby została, na przykład, żoną rolnika i wraz z nim rok w rok w niekończącej się walce wydzierała naturze dość plonów, by zapewnić rodzinie przetrwanie. Zdawała sobie sprawę, jak próżne są to rozważania, zwłaszcza gdy się je snuje w otoczeniu takich luksusów. Mimo to sądziła jednak, że tocząc życie proste, czułaby przynajmniej, że żyje. Cóż, pewnie byłoby to trudne życie, pomyślała, ale teraz też nie jest mi łatwo, i to z o wiele błahszych powodów.
Tylko czy potrafiłaby to wszystko porzucić? Czy potrafiłaby zrezygnować ze statusu, z władzy, jaką sprawowała dzięki Edwardowi? A także z poczucia przemożnej nudy i niezadowolenia, które towarzyszyły jej przez całe życie? Nie miała pewności. Od zawsze była nastawiona na pięcie się w górę i zejście w dół znaczyłoby dla niej tyle, co porażka. Poza tym nie miała nowego celu, który mógłby zastąpić obecny.
Westchnęła i wyszła z łazienki, po czym przemknęła szybko przez sypialnię, gdzie pod skotłowaną niebieską kołdrą nadal chrapał Edward. Wślizgnęła się do garderoby i nałożyła na siebie lekką szatę. Już miała opuścić ich pokoje i zaszyć się w bardziej ustronnej części zamku, na przykład nieopodal zmieniającej się bezustannie mozaiki, by dumać nad swym dylematem, gdy zerknęła w jedno z mniejszych luster i zauważyła, że nie nałożyła na siebie iluzji. Natychmiast przypomniała sobie słowa stosownego zaklęcia i zaczęła je wymawiać, nim jeszcze położyła dłoń na klamce, lecz nagle zawahała się. W myślach zadała sobie pytanie, jak by to było, gdyby wyszła stąd pod własną, prawdziwą postacią i spróbowała chociaż raz odrzucić życie, którym pogardzała. Z pewnością nie napotkałaby wielu ludzi z zewnątrz – co najwyżej jakiegoś służącego.
Uwolniwszy się od ciężaru iluzji maskujących wygląd, Vivian ruszyła doskonale znanymi korytarzami, zadowolona z siebie i zachwycona nową wolnością. Mury również były materialne i prawdziwe, a kamienna podłoga chłodziła jej stopy. Mało który pałac w Konstantynopolu mógł się tym poszczycić, wszystkie tworzono na sposób magiczny. Jej bose stopy stąpałyby tam po iluzjach wyobrażających miękkie dywany lub po kamieniach o odpowiedniej, zawsze tej samej temperaturze. Edward jednakże ostentacyjnie zarzucił pomysł stworzenia magicznego pałacu, a zamiast tego wykorzystał magię, by zgromadzić w nim ogromną różnorodność wszelakich dóbr. Członkowie innych rodzin uznali to za wyraz ekscentryzmu, zaś fakt, że zdecydował się wybudować pałac na ziemskich fundamentach, nazwali dziwactwem – ich pałace unosiły się między chmurami.
Tymczasem to właśnie jego prostota i autentyczność przyciągnęły Vivian do Edwarda, nie wspominając już o niewyobrażalnej ilości magii koniecznej do budowy – o wiele trudniej manipulować tym, co już istnieje, niż stworzyć coś z niczego.
Teraz Vivian spoglądała przez okno na leżące poniżej miasto, na wszystkie te wymyślne i nieprawdopodobne budowle opromienione blaskiem złocistego globu zawieszonego nad Wielkim Dworcem. Kiedyś przepadała za tym widokiem, nie mogła się tego wyprzeć, ale coś się wydarzyło i jej uwielbienie wyparowało niczym jedna z iluzji. Prask – i nie ma.
Równie dobrze – myślała Vivian – równie dobrze pewnego dnia cały ten złocisty glob mógłby po prostu zniknąć.
A wtedy, jakby w milczącej odpowiedzi na myśli kobiety, świetlista kula rozpłynęła się w powietrzu.
Vivian zamrugała, oszołomiona półmrokiem. Usiłowała znaleźć wyjaśnienie dla tego, co się właśnie stało. Czy to za jej sprawką złoty glob zniknął? Ależ ludzie się wściekną! Gdy tak patrzyła na ciemne miasto, poczuła, jak wzbiera w niej beztroska wesołość. Wciąż skądś dochodził jakiś blask... Ach tak, było przecież jeszcze słońce! Jakże łatwo zapomnieć o jego istnieniu, żyjąc w cieple jaśniejszego, magicznego globu, który powstał wieki temu, a utrzymywał się w powietrzu dzięki potędze zbiorowej nieświadomości Konstantynopola. Vivian była przerażona, że samotnie zdołała stawić czoła tak wielkiej sile woli.



Dodano: 2010-04-15 16:53:44
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS