NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Bottero, Pierre - "Granice lodu"
Wydawnictwo: W.A.B.
Cykl: Bottero, Pierre - "Ewilan z dwóch światów"
Tytuł oryginału: Les frontières de Glace
Tłumaczenie: Barbara Wicher
Data wydania: Maj 2010
ISBN: 978-83-7414-724-8
Oprawa: twarda obwoluta
Format: 14,2 x 20,2 cm
Liczba stron: 304
Cena: 39,90
Tom cyklu: 2



Bottero, Pierre - "Granice lodu"

WPROWADZENIE DO TAJEMNIC GWENDALAVIRU

- Młodzi ludzie...
Doume Fil' Battis położył pomarszczone dłonie na kamiennym pulpicie. Zapowiadało się niezbyt dobrze...
- Młodzi ludzie, czy moglibyście, proszę, usiąść i się uciszyć?
Ogłuszająca wrzawa w sali wykładowej nie uspokoiła się. Żaden z kandydatów nie zwracał najmniejszej uwagi na nauczyciela.
- Proszę, żeby wszyscy usiedli i zamilkli...
Twarz Doume'a Fil' Battisa, ukryta częściowo pod gęstą brodą, nagle poczerwieniała.
- Siadać, psiakrew, i zamknąć się!
Wybuch gniewu mężczyzny, zaakcentowany gwałtownym uderzeniem pięścią w marmurowy pulpit, podziałał na wszystkich jak huk pioruna. Zapanowała martwa cisza. Stary człowiek skinął z uznaniem głową.
- Tak lepiej - stwierdził, mierząc wzrokiem słuchających teraz z uwagą zebranych. - Nazywam się Doume Fil' Battis, jestem kronikarzem Imperium, i jeżeli nie będziecie odpowiednio się zachowywać, zadbam o to, żeby jedyną akademią, na którą będziecie mieli wstęp, była akademia zamiataczy ulic w Al-Poll. Zrozumiano?
Mężczyzna podniósł rękę na znak, żeby nie odpowiadano na to retoryczne pytanie, po czym podjął:
- Jak co roku, tematem mojego pierwszego wykładu będzie Ewilan Gil' Sayan. Nie zrozumiecie tej legendarnej postaci, jeżeli nie postaracie się wyobrazić sobie Gwendalaviru takiego, jaki ona odkryła i jeżeli nie skupicie się na trzech zasadniczych punktach. Chodzi mi o: niezwykłość, wojnę oraz Sztukę Rysunku. Po pierwsze, niezwykłość, ponieważ żyjemy w innym świecie niż ten, z którego przybyła Ewilan; w świecie, którego istnienia absolutnie nie podejrzewała, w pewnym sensie równoległym*... Ewilan pochodziła z Gwendalaviru, jednak nie wiedziała o tym. Nie zachowała żadnych wspomnień z wczesnego dzieciństwa i żyła, pod nazwiskiem Camille Duciel, w niezbyt kochającej rodzinie adopcyjnej, aż do dnia, w którym, w celu uniknięcia wypadku, przeniosła się tutaj.
Kronikarz zamilkł na chwilę, sprawdzając, czy słuchano go uważnie. Tak właśnie było, jak na większości jego wykładów. Usatysfakcjonowany, podjął:
- Po drugie wojna, gdyż walczyliśmy wtedy z najazdem naszych nieczłowieczych sąsiadów Raïsów, manipulowanych przez inną złowrogą rasę, Ts'żerców. Wartownicy, jedyni ludzie zdolni zmienić przebieg wojny, byli więźniami Ts'żerców, ponieważ Éléa Ril' Morienval, sama również będąca Wartowniczką, zdradziła. Kiedy przybyła Ewilan, hordy Raïsów zalewały Imperium, miażdżąc stopniowo alaviriańską armię. Sytuacja wydawała się rozpaczliwa, gdy...
- A trzeci punkt?
Osobą, która przerwała wykładowcy, była wysmukła, młoda dziewczyna o figlarnym spojrzeniu i płomiennie rudych włosach. Doume Fil' Battis postanowił nie zareagować wybuchem gniewu.
- Zaraz do tego dojdę. Sztuka Rysunku jest narzędziem, które pozwoliło Ewilan zbudować legendę, będącą dzisiaj tematem naszych studiów. Ta Sztuka nie jest znana w tamtym świecie i tylko przypadkiem Ewilan odkryła, że jest w stanie, wyłącznie za pomocą woli, uczynić prawdziwym to, co sobie wyobraziła, czy też przenieść się w jednej chwili z jednego miejsca w drugie, z jednego świata do drugiego, wykonując tak zwane przejście w bok. Nadążacie za mną?
Ruda dziewczyna skinęła z szacunkiem głową i kronikarz uśmiechnął się. W sumie nie wszyscy ci młodzi ludzie byli źle wychowani...
- Postanowiłem rozpocząć opowieść o Ewilan w nietypowy sposób, przedstawiając najpierw postać, o której właśnie wspomniałem: Éléę Ril' Morienval. Éléa była Wartownikiem, tak jak rodzice Ewilan. Istniało dwunastu Wartowników, których zadaniem było nadzorować Wyobraźnię, wymiar pozwalający rysownikom uczynić prawdziwym to, co sobie wyobrażą, jak również Zwoje, czyli ścieżki, które przez nią przebiegają. Éléa Ril' Morienval była ambitna i pozbawiona skrupułów. Zapragnęła zawładnąć Imperium. W tym celu nie zawahała się zawrzeć paktu z Ts'żercami oraz bojownikami Chaosu, grupą satanicznych ludzi. Altan i Élicia Gil' Sayan...
- Powszechnie wiadomo jednak, że bojownicy...
Tym razem odezwał się kandydat o pewnej siebie minie. Doume Fil' Battis zareagował niezwłocznie.
- Jeszcze słowo i wyleci pan za drzwi! - zagrzmiał. - Może chce mi pan udzielić lekcji na temat faktów historycznych, które badam od lat? Przemądrzały karaluch!
Chłopak, który spowodował wybuch gniewu wykładowcy, skulił się, a siedzący obok niego koledzy na wszelki wypadek odsunęli się. Kronikarz zaczerpnął głęboko powietrza.
- Altan i Élicia Gil' Sayan, jak mówiłem, byli jedynymi Wartownikami, którzy sprzeciwili się Éléi Ril' Morienval. Wcześniej przedsięwzięli pewne środki ostrożności. Umieścili swoje dzieci, Ewilan i Akiro, w drugim świecie, dla bezpieczeństwa wymazując ich wspomnienia. Dobrze zrobili, gdyż wkrótce ponieśli klęskę i zaginęli. Sytuacja wymknęła się jednakże spod kontroli Éléi. Z kolei ona została zdradzona, przez Ts'żerców, i uwięziona z dziewięcioma innymi Wartownikami na skrajnej północy Imperium, w opuszczonym mieście, legendarnym Al-Poll, stworzonym częściowo przez Merwyna. Tajemniczy i budzący trwogę Strażnik miał za zadanie uniemożliwienie komukolwiek zbliżenia się do nich. Następnie Ts'żercy zablokowali dostęp do Wyobraźni, zakładając zatrzask w Zwojach, i hordy Raïsów napadły na Imperium. Gwendalavir, pozbawiony wsparcia ze strony rysowników, opierał się z wielkim trudem. Jakieś uwagi?
Nikt ze słuchających nie zareagował. Doume zmarszczył brwi. Z roku na rok kandydaci stawali się bardziej tchórzliwi, zanikały tradycje. Mężczyzna z trudem powstrzymał pomruk rozczarowania i podjął:
- Tak wyglądała sytuacja w momencie przybycia Ewilan i jej przyjaciela Salima. Ewilan natychmiast została wciągnięta w wir rozbieżnych interesów. Posiadała właściwie nieograniczoną moc, przewyższającą zdolności jakiegokolwiek rysownika. Świadomi tego Ts'żercy chcieli jej śmierci, podczas gdy Éléi Ril' Morienval, której udało się z nią skontaktować, zależało, aby dziewczyna odnalazła swojego brata, który uwolniłby więzionych Skrzepłych Wartowników, co w jej mniemaniu potrafił uczynić. Wrócimy jeszcze do tematu Skrzepłych i przestudiujemy rysunek Ts'żerców, który zdołał unieruchomić elitę alaviriańskich rysowników i pozbawić ją władzy. Wiedzcie po prostu, że zbudzenie Skrzepłych było zadaniem niesłychanie skomplikowanym, wymagającym wyjątkowej mocy. Na szczęście Ewilan otoczona była przyjaciółmi. Edwin Til' Illan, Generał Alaviriańskiej Armii i legendarny wojownik; Duom Nil' Erg, słynny analityk, który w tamtych czasach nie był już młodzieńcem; Bjorn, rycerz o lojalnym sercu; Maniel, żołnierz o barkach tytana; jak również...
Kronikarz przerwał, widząc, że dziewczyna o rudych włosach podniosła rękę.
- Słucham?
- Czy Edwin Til' Illan, o którym pan mówi, to ten sam, który jako pierwszy pokonał Ts'żercę w pojedynku?
- Tak, to właśnie ten. Gratuluję bystrości.
- I pięknych oczu... - szepnął ktoś z przekąsem.
Uwaga wywołała dyskretne śmiechy, które kronikarz, jako doświadczony mówca, zignorował.
- Nieco później do tej grupy dołączyła Ellana Caldin, tajemnicza i buntownicza kobieta należąca do gildii cieniołazów. Wszyscy razem wyruszyli do Al-Jeit, naszej stolicy, stawiając czołotysiącu niebezpieczeństw. Mistrz Duom, chociaż przekonany o zdradzie Éléi Ril' Morienval, mimo wszystko zgodził się z jej słowami. Akiro, starszy brat Ewilan, wydawał się najodpowiedniejszą osobą do zbudzenia Skrzepłych. Należało umieścić Ewilan w bezpiecznym miejscu, do czasu, aż będzie w stanie wyruszyć na jego poszukiwanie. Los Imperium spoczywał w jej rękach.
W sali rozległ się lekki szmer zaniepokojenia, świadczący o tym, że słuchano z uwagą. Doume położył mu kres jednym chrząknięciem.
- W czasie podróży - kontynuował - Ellana została ciężko ranna, ratując życie Ewilan. Ponieważ Ewilan opanowała już wykonywanie przejścia w bok, postanowiła dłużej nie czekać. W towarzystwie Salima opuściła nowo odkryty świat w celu odnalezienia Akiro i przekonania go, żeby uratował Gwendalavir. Niestety ich wysiłek na nic się nie zdał. Akiro nie miał najmniejszej ochoty rzucić się w wir przygód i, co najistotniejsze, zdawał się posiadać tylko zalążkową moc, niewspółmierną do zadania, które zamierzano mu powierzyć. W zaistniałej sytuacji Ewilan i Salim zdecydowali się wrócić sami, żywiąc jednak w sercach nikłą nadzieję: Élicii Gil' Sayan udało się nawiązać kontakt z córką. Matka Ewilan żyła.
Kronikarz zamilkł. Kandydaci wpatrywali się w niego zasłuchani, czekając w prawie nabożnej ciszy, aż podejmie opowieść. Doume wypił niespiesznie szklankę wody, wytarł usta wierzchem dłoni i ze swadą zamiłowanego mówcy rozpoczął drugą część historii:
- W tym czasie w Ondianie Edwin i jego towarzysze wypatrywali powrotu Ewilan i psuli sobie krew...

BRAMA GHULA

1.

Wyobraźnia jest wymiarem. Przebiegające przez nią niezliczone ścieżki noszą nazwę Zwojów. Ci, którzy przemieszczają się po nich, to rysownicy. Mogą oni uczynić realnym wszystko to, co sobie wyobrażą.
Elis Mil' Truif, mistrz rysunku Akademii w Al-Jeit

Drzwi otworzyły się i mężczyzna ubrany w zwykłą burkę wszedł do długiego korytarza z jasnego kamienia. Był wysoki, chudy, miał pociągłą twarz i wygolone do skóry włosy. Poruszał się niepewnym krokiem, pogładził się dłonią po głowie i westchnął przeciągle.
Artis Valpierre był marzycielem z Ondiany.
Dziesięć lat temu zdecydował się poświęcić życie temu powołaniu i doszedł do czwartego kręgu wtajemniczenia. Od dawna rozumiał, iż bractwo żywiło ambicje i posiadało cele daleko wykraczające poza samą naukę i medytację. Cała prawda zostanie mu wyjawiona, kiedy dojdzie do piątego kręgu, co zajmie jeszcze lata. Tymczasem jego umysł zaprzątało jednak coś innego.
Kilka dni wcześniej w Ondianie zatrzymała się grupa podróżnych, prosząc o udzielenie pomocy ciężko rannej kobiecie. To nie było rzadkością. Marzyciele często posługiwali się swą sztuką w celu ulżenia potrzebującym. Ciągnęli z tego skromne korzyści materialne i przyczyniali się do umacniania dobrej reputacji bractwa.
Artis Valpierre uczestniczył w rysowaniu uzdrowicielskiego snu wokół nieprzytomnej, młodej kobiety, która była ranna w brzuch i bez interwencji marzycieli z pewnością by zmarła. Uzdrawianie myślą uszkodzonych organów nie było trudne. Marzyciele posiadali solidną wiedzę z zakresu anatomii i mogli wyleczyć wszystko, z wyjątkiem niektórych ran głowy.
Skład grupy, która przywiozła ranną, był osobliwy: dwoje nastolatków, gwardzista z Al-Vor, błędny rycerz, wojownik doświadczony w dowodzeniu i stary rysownik. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby tak zróżnicowana grupa podróżnych zapukała do bram bractwa.
Ondiana jedynie wyjątkowo użyczała komukolwiek gościny. Jednak, o dziwo, stary rysownik wyszeptał zaledwie dwa zdania do ucha mistrza marzycieli i natychmiast uzyskał zaproszenie.
Jeszcze bardziej zdumiewające było to, że zwierzchnik Ondiany powierzył jemu, Artisowi Valpierre'owi, obowiązek zadbania o wygodę podróżnych, wyznaczając go, jeśli można tak powiedzieć, do usługiwania im.
Wszystko to można by jeszcze ścierpieć, gdyby nie ta... Nie! Tego już było za wiele. Niezwłocznie należało coś z tym zrobić!


Znalazłszy się u drzwi mistrza Carboisty, Artis zapukał z szacunkiem i poczekał, aż pozwolono mu wejść. Kancelaria przełożonego Ondiany znajdowała się w wieży zachodniej. Pomieszczenie było przestronne. Trzy z okien wychodziły na dolinę. Przy ścianach stały regały z książkami, a na środku imponujące, ciemne biurko. Rosnąca w żółtej doniczce bałamutka hulmska wydawała z siebie słodkie trele, ale żaden owad nie zbliżał się do jej wąsów i roślina pozostawała głodna.
Mistrz Carboist siedział przy biurku, pogrążony w pracy.
Kiedy Artis Valpierre stanął przed nim, mężczyzna podniósł wzrok znad listu, który właśnie pisał.
- Tak, o co chodzi? - zapytał mocnym głosem.
Marzyciel poczuł, że jego determinacja słabnie. Mistrzowie zawsze go onieśmielali. Ten, którego miał przed sobą, doszedł do siódmego kręgu wtajemniczenia. Mistrz Carboist był mężczyzną około sześćdziesięcioletnim o wciąż atletycznej sylwetce. Jak wszyscy rezydenci Ondiany, ubrany był w burkę. Z jego spojrzenia emanowała siła, niepozostawiająca wątpliwości, że ma się do czynienia z kimś wyjątkowym. Z szefem.
Artis Valpierre spróbował zebrać się w sobie.
- Przyszedłem w sprawie podróżnych - odezwał się w końcu.
- Tak?
- Wie brat przełożony, że tych dwoje nastolatków znikło zaraz po tym, jak tu przybyli...
- Wiem - uciął mistrz Carboist. - I wyjaśniłem już bratu, że to nie nasza sprawa.
- Tak, tak - wybąkał Artis. - Ale to nie o tym chciałem rozmawiać.
Mistrz marzycieli westchnął i usiadł wygodniej w fotelu.
- A więc słucham - powiedział cierpliwie.
- Ellana wyzdrowiała i...
- Ellana?
Artis Valpierre zaczerwienił się.
- To ta młoda, ranna kobieta, którą przywieźli do nas podróżni. Nazywa się Ellana Caldin.
Przełożony marzycieli nie zareagował, więc Artis podjął:
- Wojownik o imieniu Edwin korzysta, sądzę, że za brata przełożonego pozwoleniem, z podwórza ze źródłem, żeby zaprawiać dwóch pozostałych mężczyzn do walki. Spędzają tam co najmniej sześć godzin dziennie.
Mistrz Carboist nie mógł się powstrzymać od przewrócenia oczami.
- Wiem o tym wszystkim. Już się brat skarżył na hałas oraz zwracał uwagę, że rozprasza to naszych nowicjuszy. Buntował się już brat również przeciwko wizytom mistrza Nil' Erga w naszej bibliotece. Wyraziłem na to wszystko zgodę. Niech mi brat teraz wyjaśni, jaki to ma związek z panną Caldin.
Artis wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie:
- Wygląda na to, że ta młoda kobieta zupełnie już wyzdrowiała i...
- Niezmiernie się z tego cieszę.
- A dzisiaj, od rana - ciągnął marzyciel, starając się nie bełkotać - uczestniczy w ćwiczeniach na podwórzu.
- Czy to wszystko?
Artis Valpierre wybuchnął:
- Jak to, czy to wszystko? Jakim sposobem moi uczniowie mają się skoncentrować na naukach, których im udzielam, przy tej młodej kobiecie, która robi z siebie widowisko? Sądzę, że nieodzowne jest podjęcie bardzo szybkiej decyzji o...
- Czy jest ładna?
- Przepraszam?
- Zapytałem brata, czy ta Ellana Caldin jest ładna.
- Eee... to znaczy... bo...
- Bracie Artis, zadałem proste pytanie. Niech więc brat udzieli mi jasnej odpowiedzi. Czy jest ładna?
Marzyciel załamywał ręce. Nie był pewny, czy jego przełożony mówi poważnie czy też kpi sobie z niego. Wolałby znajdować się o kilometry od tego miejsca.
- Tak, jest... jest ładna.
Na ustach mistrza marzycieli pojawił się lekki uśmiech, którego bezgranicznie zażenowany Artis Valpierre nie zauważył.
- Uczniowie mają więc rację, że na nią patrzą - oświadczył mistrz Carboist. - Stanowi z pewnością większą inspirację do marzeń niż brat. Nie ma jednak powodu do zazdrości, to natura tak chciała. Tak więc, bracie Artis, skoro rozwiałem już brata wątpliwości, byłbym wdzięczny, gdyby teraz pozwolił mi brat pracować. Zawsze bardzo przyjemnie mi się z bratem rozmawia, ale mam tyle rzeczy do zrobienia...
Artis Valpierre potarł dłońmi twarz i westchnął. Pomimo argumentów, które sobie wcześniej przygotował, sytuacja ponownie wymknęła mu się spod kontroli. Zamierzał już wyjść, ale mistrz Carboist zatrzymał go na chwilę.
- Bracie Artis, kiedy będzie brat przechodził przez podwórze, czy byłby brat tak miły i poprosił mistrza Nil' Erga, żeby przyszedł do mojego biura? Muszę porozmawiać z nim o kilku drobnych sprawach.
Marzyciel przytaknął bez słowa i wyszedł. Znowu przemaszerował długim korytarzem i wspiął się po schodach prowadzących do pracowni. Następnie przeszedł przez pracownie i dotarł do kuchni, gdzie pozdrowił marzycieli zajmujących się w tym tygodniu przygotowywaniem posiłków. Przebył ogródek i wkroczył do nowego skrzydła budowli, przemierzył ciąg korytarzy, zszedł po jeszcze jednych schodach, minął bibliotekę i wszedł do dużego holu.

Dziedziniec ze źródłem rozciągał się za przeszklonymi drzwiami. Wbrew temu, co insynuował mistrz Carboist, nie było tam oczywiście uczniów Artisa.
Stary rysownik, mistrz Nil' Erg siedział na murku w jednym z nielicznych skrawków cienia, a inni jak zwykle trenowali, tym razem walkę wręcz.
Artis zastanowił się, dlaczego podróżni właściwie nigdy nie opuszczali podwórza. Można było tam przyjść, obojętnie o której godzinie w dzień lub w nocy, będąc pewnym, że przynajmniej jeden z nich się tam znajdował, czekając nie bardzo wiadomo na co.
Rycerz Bjorn wydał okrzyk.
Artis przykleił czoło do szyby, żeby lepiej przyjrzeć się scenie.
Obnażone torsy trzech walczących na słońcu mężczyzn spływały potem. Na skórze młodej kobiety, ubranej tylko w cienkie, czarne bawełniane spodnie i koszulkę bez rękawów, także błyszczał pot. Bjorn wstał z trudem.
- Twoja kolej, Maniel! - rzucił Edwin.
Żołnierz zbliżył się z otwartymi dłońmi i rozłożonymi ramionami. Był to studwudziestokilogramowy kolos, mierzący dobrych dziesięć centymetrów więcej od Bjorna, którego wzrost już był imponujący. Pod jego skórą drgały potężne, węzłowate muskuły.
Edwin wydawał się przy nim prawie wątły.
- To nie jest pozycja do walki - wrzasnął jednak, nie okazując niepokoju.
- Być może - mruknął żołnierz. - Ale skuteczna.
Edwin wzruszył ramionami.
- Chyba w walce z babciami, Maniel, nie z prawdziwymi bojownikami. Ellana, pokaż mu!
Młoda kobieta zbliżyła się z wyrazem pewności siebie na twarzy.
- Start! - krzyknął Bjorn, który usiadł nieco dalej.
Maniel postąpił krok do przodu i jego ramiona zamknęły się wokół Ellany.
A przynajmniej niemalże się zamknęły...
Ellana złapała nadgarstek żołnierza, gruby jak jej łydka, i wykonała zwrot, wzmagając rozpęd olbrzyma. Z chrapliwym krzykiem Maniel upadł dwa metry dalej.
Bjorn wybuchnął śmiechem.
- Zbyt wielkie z nas tłuściochy, Maniel, to nas zgubi.
Żołnierz wstał, krzywiąc się, i ponownie zbliżył się do Ellany, tym razem ostrożniej.
- Twoja pozycja nadal nie jest właściwa - skomentował Edwin.
Jakby dla potwierdzenia tych słów, młoda kobieta zrobiła zwód w bok, przykucnęła i podcięła stopą nogi swego przeciwnika, który ponownie znalazł się na ziemi.
Maniel wstał, wzruszył z rozgoryczeniem ramionami i przerwał walkę.
Artis Valpierre zdecydował się wyjść w tym momencie. Skierował się do mistrza Nil' Erga, starannie unikając patrzenia na Ellanę, która skrzywiła się za jego plecami.
- Zajmiesz miejsce Maniela? - zwróciła się do Edwina.
- Jeżeli chcesz...
Maniel i Bjorn odwrócili się zaciekawieni.
Ellana i Edwin poruszali się z taką samą lekkością, a płynność ruchów zacierała różnicę wagi. Upłynęło kilka sekund i Ellana rzuciła się naprzód.
Działała o wiele szybciej niż w starciu z Manielem. Jej prawa noga wyprostowała się nagle, zarysowując półokrąg w kierunku szczęki Edwina.
Której już tam nie było.
Młoda kobieta poczuła pociągnięcie w bok za kostkę i straciła równowagę. Odzyskała ją z trudem i ponownie przyjęła pozycję do walki.
- Rzadko się zdarza, żeby uderzenie stopą podobne do smagnięcia biczem było skuteczne w walce z czujnym przeciwnikiem - skomentował Edwin. - Nie zapominaj nigdy, że...
Przerwał mu krzyk mistrza Duoma.
Stary analityk wstał i nie przejmując się Artisem Valpierre'em, wskazał palcem źródło.
- Wyczuwam jej rysunek! - zawołał. - Przybywają!
Głowy wszystkich odwróciły się w kierunku wskazanym przez mistrza Duoma.
Nie było tam niczego. Dziedziniec był pusty, biały od słońca.
Po chwili dwie postacie zmaterializowały się koło zbiornika z wodą.
Camille i Salim wrócili.

2.

Przejście w bok! Moc ponad mocami! Zarezerwowane dla najpotężniejszych rysowników, umożliwia natychmiastowe przemieszczenie się z miejsca na miejsce, a nawet ze świata do świata...
Elis Mil' Truif, mistrz rysunku Akademii w Al-Jeit

- Przeszłaś samą siebie, staruszko! Znaleźliśmy się obok źródła, a nie w źródle...
Salim rozejrzał się wokół i zauważywszy spieszących w ich kierunku przyjaciół, uśmiechnął się szeroko.
Camille poczuła, że jej serce bije szybciej.
Zdała sobie sprawę, jak strasznie byłoby tu nie powrócić. Jeszcze mocniej utwierdziła się w przekonaniu, że to tutaj było jej miejsce, tak jak i tutaj były jej korzenie. Pomyślała o swoim bracie, który wybrał Paryż. Żałowała, że rozstali się tak szybko, ale gdyby Akiro naprawdę posiadał Dar i zgodził się na wyprawę do Gwendalaviru, ona zmuszona byłaby zostać, a nie miała pewności, czy byłaby w stanie to znieść.
- Ewilan, Salim, cieszę się... cieszymy się, że wróciliście - odezwał się Edwin.
Pozostali patrzyli na nich błyszczącymi oczami, a ich twarze wyrażały szczerą radość. Serce Camille zalała fala szczęścia.
Duom Nil' Erg miał jednak zatroskaną minę.
- Co się stało, Ewilan? - zapytał. - Nie odnalazłaś Akiro?
- Odnalazłam - odpowiedziała lakonicznie Camille.
- A zatem? Co się wydarzyło? Gdzie on jest? Dostałaś moją wiadomość? - analityk zarzucił Camille pytaniami.
Ellana roześmiała się.
- Jestem pewna, że ci młodzi ludzie woleliby opowiedzieć nam swoje przygody w cieniu, z chłodnym napojem w ręku, o ile to możliwe - powiedziała, po czym odwróciła się do stojącego z tyłu Artisa Valpierre'a.
Marzyciel był świadkiem przybycia dwójki nastolatków i trudno było mu się pogodzić z tym, co zobaczył.
- Czy moglibyśmy dostać coś do picia? - zapytała młoda kobieta.
Mówiła, jak zwykle, patrząc mu prosto w oczy, i Artis, jak zwykle, zaczerwienił się.
- Eee... oczywiście... - wybąkał. - Już idę.
Odszedł pospiesznie, a Ellana uśmiechnęła się. Zawsze zdumiewało ją działanie zwykłego spojrzenia na niektórych mężczyzn.
- Ellana ma rację - oświadczył Edwin. - Cokolwiek mają nam do opowiedzenia Camille i Salim, możemy zaczekać, aż zaspokoją pragnienie.
- Faktycznie, chce mi się pić - stwierdziła Camille - ale przede wszystkim padam z niewyspania i mam straszną ochotę się umyć.
Ellana odepchnęła Edwina i otoczyła ramieniem Camille.
- Jesteście bandą nieokrzesanych brutali - rzuciła pod adresem mężczyzn. - Zabraniam wam rozmawiać z tą młodą dziewczyną, dopóki nie wypocznie.
Pełna troski, poprowadziła ją do zacienionego murka, na którym kilka minut wcześniej siedział mistrz Duom.
- A ja? - zaprotestował Salim. - Ja też jestem zmęczony...
Bjorn złapał chłopca i zmiażdżył go w swych ramionach.
- Nie martw się, ja się tobą zajmę! - zawołał.
- Już dobrze, Bjorn - zdołał wydusić z siebie Salim. - W sumie myślę, że poradzę sobie sam.
Rycerz nie podzielał jego zdania.
- Nie ma mowy. Należą ci się specjalne względy.
Podniósł Salima jednym ruchem i bezceremonialnie zarzucił go sobie na ramię.
- Nie, Bjorn - jęknął Salim. - Ellana obeszła się z Camille delikatniej!
- Każdy ma swoje metody - odparł kolos, ruszając przed siebie. - Ja właśnie w ten sposób okazuję uczucia.
- Nie potrzebuję miłości goryla! - wrzasnął Salim.
Bjorn tylko się roześmiał i położył swoje brzemię przy grupie, która usadowiła się w cieniu. Camille już zaczęła opowiadać.
Przerwał jej Artis Valpierre, który przyniósł napoje. Marzyciel z pewnością chętnie posłuchałby zajmującej historii, którą opowiadała dziewczyna, ona jednak zamilkła, kiedy zobaczyła, że nadchodzi. Wszyscy patrzyli, jak Artis stawia na murku tacę z dużym dzbankiem i kubkami. Ponieważ zwlekał z odejściem, Ellana postanowiła interweniować.
- Dziękuję. Jest pan słodki - szepnęła.
Salim patrzył ze zdumieniem, jak purpurowy marzyciel ucieka prawie biegiem.
- Jestem pewny, że nikt nigdy nie powiedział ci, że jesteś słodki! - rzucił pod adresem Bjorna. - I wiesz dlaczego? - Nie czekając na odpowiedź, ciągnął: - Ponieważ można powiedzieć o tobie wszystko, oprócz tego, że jesteś słodki!
Salim dostał od rycerza szturchańca, który odrzucił go dwa metry w bok. Camille, nie obdarzywszy przyjaciela nawet przelotnym spojrzeniem, podjęła opowieść. Kiedy wspomniała o Mentaï, przerwała i odwróciła się do Ellany. Młoda kobieta przeszkodziła pewnemu bojownikowi Chaosu w zamordowaniu jej w czasie snu. Camille nie miała jeszcze okazji jej podziękować.
- Kiedy stąd odchodziłam, była pani ciężko ranna - rzekła. - Nigdy nie zapomnę tego, co pani dla mnie zrobiła. Jestem za młoda, żeby złożyć przysięgę podobną do tej, która wiąże panią z Edwinem, ale chcę, żeby pani wiedziała, że do końca życia będzie pani miała we mnie sprzymierzeńca.
Ellana z uśmiechem pokiwała głową.
- Dobrze powiedziane, Ewilan - pochwalił Edwin. - Teraz opowiedz nam o waszych przygodach. Umieramy z niecierpliwości, żeby usłyszeć dalszy ciąg.
Kiedy Camille doszła do momentu, w którym złożył jej wizytę szeptacz, włożyła rękę do kieszeni. Wyciągnęła z niej zwierzątko, położyła je na kolanach i delikatnie pogłaskała.
- Został z tobą? - zdziwił się mistrz Duom. - To osobliwe! Szeptacze są bardzo niezależne. Nie przywiązują się, że tak powiem, nigdy do ludzi.
- Nie zgodzę się z tym - zaprotestował Salim. - Ten jest szczególny, on...
Camille spojrzała na przyjaciela znacząco i Salim zamilkł. Dziewczyna nie chciała poruszać tematu wiadomości, którą otrzymała od swojej matki, i roli, którą zdawała się ona odegrać. Jeszcze nie teraz.
Podjąwszy opowieść, pominęła niektóre szczegóły, które wymagałyby zbyt wiele wyjaśnień, i doszła do najistotniejszego: spotkania ze swoim bratem.
Duom Nil' Erg słuchał jej uważnie, po czym uniósł brwi. Miał zamiar się odezwać, ale Edwin położył dłoń na jego ramieniu.
- Pozwól jej skończyć, Duom - poprosił. - Chciałbym się dowiedzieć, jak poradzili sobie z bojownikiem. Mimo wszystko był to przecież Mentaï...
Camille spełniła jego życzenie. Kiedy skończyła, twarz Edwina wyrażała uznanie, a Bjorn, który łatwiej okazywał uczucia, bił brawo.
- Doskonale! - zawołał rycerz. - Tak właśnie trzeba negocjować z tymi typami! Częstując ich głazem ważącym piętnaście ton!
Twarz mistrza Duoma nie rozchmurzyła się. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął:
- Przestańcie się cieszyć, głupcy! Ewilan i Salim wrócili cali i zdrowi, i jestem z tego powodu niezmiernie zadowolony, ale znaleźliśmy się w ślepym zaułku. Gorzej! Ulotniła się nasza ostatnia nadzieja.
- Co chce pan przez to powiedzieć? - zdumiał się Bjorn.
- Naprawdę jesteś tylko niedźwiedziem w garnku na głowie! - oburzył się stary analityk. - Przypominam ci, że przetrwanie Imperium uzależnione jest od jak najszybszej interwencji Wartowników. Oni są jednakże uwięzieni, unieruchomieni i pozbawieni mocy. Nie bez powodu nazywa się ich Skrzepłymi! Jeżeli Akiro nie posiada Daru, to kto ich obudzi?
Zapadła chwila przykrej ciszy. Spojrzenia wszystkich spoczęły na Camille. Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
- Ja! - oznajmiła.
- Ale ty... - zaczął mistrz Duom.
- Nie ma innej możliwości! - przerwała mu Camille. - Jak sam pan powiedział, sytuacja jest dramatyczna. Będzie to trudne zadanie, z pewnością niebezpieczne, ale jestem, jak się wydaje, jedyną osobą, która może się go podjąć. Wyruszę zbudzić Wartowników!
- Ewilan ma rację! - rozstrzygnął Edwin głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Może tego dokonać i dokona. Wesprzemy ją w tym.
Stary analityk otworzył usta, ale pod spojrzeniem Edwina zdecydował się zachować milczenie.
- Mała da sobie radę! Zobaczycie! - odezwał się Maniel. - A jeśli ktoś stanie na jej drodze, będzie miał z nami do czynienia!
Maniel wygłosił swoje najdłuższe zdanie od początku podróży. Zrobił to z takim przekonaniem, że na ustach analityka pojawił się uśmiech.
W tym momencie wrócił Artis Valpierre, oznajmiając, że mistrz Carboist zaprasza ich do siebie. Wstali i ruszyli za mnichem. Kiedy przekraczali próg Ondiany, Salim złapał Bjorna za ramię.
- Zdumiewa mnie zmysł obserwacji mistrza Duoma - szepnął. - „Niedźwiedź w garnku na głowie". Jakie doskonałe porównanie.
Mocne kopnięcie w pośladki pomogło mu w przyspieszonym tempie przekroczyć próg.

3.

Bałamutka hulmska: roślina owadożerna o szerokich, lśniących liściach. Bałamutka wydaje z siebie zachwycający śpiew, który przyciąga owady, co pozwala jej złapać je za pomocą chwytnych wąsów.
Encyklopedia wiedzy i mocy

Mistrz Carboist stał przy oknie wychodzącym na płaskowyż i wpatrywał się w horyzont. Kiedy jego goście weszli do salonu, odwrócił się i ruszył im na spotkanie.
Podłoga pokoju, w którym się znajdowali, podobnie jak inne pomieszczenia Ondiany, wyłożona była parkietem z białego dębu i pachniała pastą. Umeblowanie było proste, masywne, złożone głównie z ciężkich foteli ze skóry i kilku niskich mebli. Wąsy bałamutki poruszały się łagodnie, jednak na razie roślina nie śpiewała.
- Usiądźcie - powiedział na początek mistrz marzycieli. - Mój drogi Artis Valpierre właśnie poinformował mnie o powrocie waszych młodych przyjaciół. Wnioskuję z tego, że wkrótce nas opuścicie, i chciałbym nacieszyć się jeszcze trochę waszą obecnością.
Mówiąc o Artisie, mistrz Carboist wskazał mnicha, co spowodowało, że ten znowu się zaczerwienił. Na szczęście nikt na niego nie patrzył i mężczyzna szybko odzyskał równowagę. Kiedy zajmowali miejsca, Duom Nil' Erg pochylił się do Camille.
- Nie daj się zwieść dobrodusznemu wyglądowi mistrza Carboist - szepnął jej do ucha. - To człowiek prawy, ale przebiegły i zawsze dowiaduje się tego, co chce wiedzieć.
Camille skinęła głową i usiadła obok Ellany. Mistrz Carboist niezwłocznie skupił wzrok na niej.
- A więc to ty jesteś tym niespodziewanym gościem, którego przybycie tak wstrząsnęło Valpierre'em.
Camille zawahała się. Nie śmiała odpowiedzieć, obawiając się, że zapędzi się na niebezpieczny teren. Nie miała pojęcia, co przełożony Ondiany już wiedział i co jeszcze mogła mu wyjawić.
Rzuciła okiem na mistrza Duoma, ale ten zachował kamienną twarz. Na pomoc przyjaciółce pospieszył Salim.
- Przybyłem równocześnie z nią. Jestem pewny, że to ja wystraszyłem tego pana.
Bjorn poparł tę tezę ze śmiechem, co rozluźniło atmosferę. Rycerz skorzystał z tego, żeby zmienić temat rozmowy.
- Ten chłopak to prawdziwy koszmar!
Mistrz Carboist uśmiechnął się, nie spuszczając wzroku z Camille.
- Nie obawiaj się, nie będę próbował wyciągnąć od ciebie sekretów. Mój przyjaciel Nil' Erg oberwałby mi za to uszy, co najmniej... Poza tym widzę, że ty i twój towarzysz jesteście wyczerpani. Proponuję więc wam, żebyście się odświeżyli i trochę odpoczęli. Jeżeli wam to odpowiada, spotkamy się ponownie wieczorem przy kolacji.
Nie czekając na odpowiedź, mistrz Carboist wstał, a pozostali poszli jego śladem.
Kiedy znaleźli się za drzwiami, Ellana powiedziała do Camille:
- W Ondianie mieszkają wyłącznie mężczyźni. Udostępniono mi jedyny pokój z bieżącą wodą, a ponieważ marzyciele unikają mnie, więc jestem tam sama i mam spokój. Zamieszkasz ze mną?
- Chętnie, jeżeli to pani nie przeszkadza! - zawołała Camille. - Marzę o kąpieli i łóżku.
- Chodź więc ze mną. Ale, proszę, mów mi po imieniu. Mam tylko dwadzieścia pięć lat. Mogłabym być twoją siostrą, nie babcią.
- Dobrze - zgodziła się Camille, powstrzymując ziewanie.
Mężczyźni ruszyli w górę po schodach, a Ellana i Camille podążyły korytarzem prowadzącym w drugą stronę.
- Do zobaczenia, staruszko - krzyknął za przyjaciółką Salim. - Bądź grzeczna.
- Czy on zawsze jest taki? - zapytała z uśmiechem Ellana.
- Nie, czasami naprawdę jest pobudzony. Teraz wydaje mi się raczej przemęczony...

Przeszły przez znaczną część Ondiany, by dostać się na skraj północnego skrzydła, tam gdzie budowla wspierała się na skalnej ścianie góry.
Ellana otworzyła drzwi i odsunęła się, przepuszczając przodem Camille. Pokój był przestronny, ładnie umeblowany, z królującym na środku miękkim łóżkiem.
Camille pomacała materac, ale zamiast wydać okrzyk zachwytu, odwróciła się do Ellany z zatroskaną miną.
- Czego od nas chciał ten mistrz Carboist? - zapytała. - Nie rozumiem, dlaczego odesłał nas, porozmawiawszy z nami krótko o banałach, ani dlaczego mistrz Duom radził mi uważać.
- Nie wiem, czego chciał Carboist - odparła Ellana. - Znam jednak mężczyzn i zapewniam cię, że osiągnął to, na czym mu zależało.
- Sądzisz, że...
- Nic nie sądzę. Łazienka jest tutaj.
Ellana otworzyła niskie drzwi, za którymi znajdowało się pomieszczenie wydrążone w skale. Światło wpadało do środka przez lukarnę wychodzącą na pokój. W głębi pomieszczenia podłoga wygładzona tysiącami przejść opadała gwałtownie, tworząc obszerny zbiornik wypełniony czystą wodą. Camille nie mogła powstrzymać okrzyku radości.
- Nie ciesz się za bardzo - ostrzegła ją Ellana. - Woda płynie prosto ze źródła i jest przeraźliwie zimna. Krystalicznie czysta, ale lodowata...
- Czuję się taka brudna, że byłabym zdolna wykąpać się pod lodowcem - odparła Camille.
- Nie zwlekaj więc, tylko wskakuj.
Camille nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Rozebrała się i zbliżyła do zbiornika. Kiedy zamoczyła palce stopy, przebiegł ją dreszcz. Woda naprawdę była lodowata. Wstrzymując oddech, wśliznęła się do zbiornika. Kiedy już zanurzyła się po szyję, przyzwyczaiła się do temperatury i rozluźniła się stopniowo.
- Czy dla mnie także znajdzie się miejsce? - zapytała Ellana. - Po treningu, który urządził nam Edwin, mnie również przyda się kąpiel.
Camille uśmiechnęła się.
- Bardziej to przypomina basen niż wannę, na pewno się zmieścimy.
Ellana rzuciła Camille kostkę mydła i szybko weszła do wody. Myły się, żartując, aż w końcu Camille zaczęła szczękać zębami.
- Wychodzę, inaczej zamarznę.
- Obok łóżka są moje ubrania. Powinnaś tam znaleźć tunikę, która nie będzie na ciebie za duża.
Po chwili Ellana także wyszła z wody. Przyjrzała się cienkiej bliźnie przebiegającej przez jej brzuch, jedynym śladzie po okropnej ranie, przez którą omal nie zginęła. Często ocierała się o śmierć, ale nigdy jeszcze tak blisko. Chwała marzycielom i ich darowi uzdrawiania...
Młoda kobieta przeszła do pokoju. Camille, ubrana w jedną z jej tunik, leżała w poprzek łóżka z szeptaczem przytulonym do szyi. Spała głęboko.
Ellana usiadła w fotelu, żeby na nią popatrzeć. Czasy, kiedy sama była nastolatką, wydawały jej się odległe o setki lat, a Camille otaczała aura dobroczynnej świeżości. Pozwoliła jej spać do chwili, gdy zobaczyła, że za oknem zachodzi słońce. Wtedy delikatnie dotknęła jej ramienia.
Camille otworzyła oczy.
- Spałam?
- Tylko kilka godzin. Przepraszam, że cię obudziłam, ale czas iść na kolację.
Camille przeciągnęła się.
- Co ja na siebie włożę? Moje ubrania są w opłakanym stanie.
- Wyprałam je, ale jeszcze nie wyschły. Myślę, że dziś wieczorem możesz zostać w tej tunice. Sięga ci do kolan, jeżeli dodamy pasek, będzie doskonale.
Nie tracąc czasu, Ellana przepasała talię Camille skórzanym paskiem, do którego przypięła futerał ze sztyletem.
- Ale... - zdumiała się Camille.
- To prezent - wyjaśniła z uśmiechem Ellana. - Prezent od starszej siostry. Czuję się całkiem naga, kiedy nie mam pod ręką dobrego stalowego ostrza. Jeżeli mam cię ubrać, muszę to zrobić do końca. Było coś w kieszeni twoich spodni... Nie ruszałam tego.
Camille podeszła do krzesła, na którego oparciu suszyły się jej ubrania. Wyjęła sferograf i odwróciła się do Ellany. Młoda kobieta wypowiedziała ostatnie zdanie, nie zmieniając tonu, i Camille nie była w stanie określić, czy Ellana odkryła dziwne właściwości klejnotu. Sferograf był wyrobem Ts'żerców, którego ludzie, z wyjątkiem Camille, nie byli w stanie dotknąć i który znalazła, kiedy po raz pierwszy przybyła do Gwendalaviru. Mistrz Duom określił go jako narzędzie mocy używane przez Ts'żerców do przemierzania Wyobraźni.
Nie będąc pewna, co wiedziała Ellana, Camille postanowiła nie poruszać tematu kamienia. Podziękowała gorąco za prezent, po czym opuściły pokój i poszły do refektarza.

Pomieszczenie, w którym mieściła się jadalnia, miało imponujące rozmiary. Przykryte było sklepieniem, a na całej długości sali stały masywne stoły, przy których marzyciele z Ondiany właśnie jedli kolację. Camille oszacowała, że braci było około pięćdziesięciu.
Przyjaciele Ellany i Camille czekali nieco z boku, wokół bufetu zapełnionego żywnością.
- Nareszcie! - zawołał Bjorn na ich widok. - Umieramy z głodu!
- Ty zawsze jesteś głodny - zażartowała Ellana. - A damy powinny kazać na siebie czekać.
- Po laniu, które sprawiłaś Manielowi dziś po południu, nie jestem pewny, czy określenie dama jeszcze do ciebie pasuje - stwierdził Bjorn.
Camille uśmiechnęła się, słuchając tej przyjacielskiej sprzeczki. Czuła się dobrze. Usiadła obok Salima, który pochylił się do niej.
- Widzę, że udało ci się umyć.
- Tak, marzyłam o tym od dwóch dni. A ty?
- Bjorn wrzucił mnie do fontanny głową do przodu - powiedział Salim zrezygnowanym tonem. - I nie wymyślił nic lepszego od wyszorowania mnie piaskiem. Myślałem, że zedrze mi skórę!
Pomimo zbolałego spojrzenia przyjaciela, Camille nie mogła powstrzymać śmiechu.
Dania ruszyły w obieg i Edwin zabrał głos.
- Wyruszymy jutro rano, o ile mistrz Carboist nie widzi ku temu przeszkód.
- Nie rozumiem, dlaczego miałbym się temu sprzeciwiać. Czy mogę zapytać, jaki kierunek obieracie?
- Udajemy się do Al-Jeit.
- Ach tak? - zdumiał się mistrz Carboist. - To jedyna nazwa, której nie spodziewałem się usłyszeć.
- A to dlaczego? - zapytał Duom Nil' Erg.
Mistrz marzycieli pochylił się do niego.
- Znamy się wystarczająco długo, Duom, żeby nie owijać w bawełnę, jak obcy ludzie. Co może popchnąć starego analityka jak ty do wyruszenia w drogę, w towarzystwie dowódcy armii cesarskiej i młodej dziewczyny zdolnej wykonać przejście w bok, pomimo zatrzasku założonego w Zwojach przez Ts'żerców?
Duom Nil' Erg zakaszlał zażenowany, podczas gdy mistrz marzycieli ciągnął, patrząc na Camille.
- Znałem tylko jedną osobę o takich oczach. Chcesz, żebym mówił dalej?
Zapadła na moment nieprzyjemna cisza.
- Opowiem wam pewną historię - podjął mistrz Carboist. - Zwykłą baśń powstałą w mojej wyobraźni. Pewne państwo, właściwie imperium, zagrożone było przez zatrważających wrogów. Jedyne osoby, nazwijmy je Wartownikami, które mogły ocalić ten kraj, były więzione w niewiadomym miejscu. Prawie stracono już wszelką nadzieję, gdy pojawiła się młoda dziewczyna. Miała takie same fiołkowe oczy jak jej matka i tak jak ona ogromną moc. Fechtmistrz Cesarski, wspomagany przez starego przyjaciela o uszczypliwym charakterze, zaplanował doprowadzenie dziewczyny do Wartowników i uwolnienie ich, aby następnie wraz z nimi walczyć z wrogami, nazwijmy ich Ts'żercami, i pokonać ich...
Edwin podniósł rękę.
- Wystarczy już tej gierki. Camille to Ewilan Gil' Sayan, córka Élicii i Altana. Istotnie pokładamy w niej ostatnią nadzieję na zbudzenie Skrzepłych Wartowników. Dowiedzieliśmy się, gdzie są, ale najpierw jedziemy do Al-Jeit. Musimy spotkać się z Cesarzem i zebrać ważne informacje. Następnie wyruszymy uwolnić Wartowników. Czy takie wyjaśnienie wystarczy?
Mistrz Carboist z grzeczności udał zakłopotanie.
- Tak, oczywiście, za nic nie chciałbym być niedyskretny.
- Oczywiście za nic... - szepnął Bjorn do ucha Salima.
- Jakiekolwiek są wasze cele - mówił dalej mistrz marzycieli - rozumiem, że lepiej zachować je w tajemnicy. Sądzę jednak, że mogę wam pomóc.
- Chętnie skorzystamy - zgodził się Duom Nil' Erg, który nie miał ochoty skłócić się ze starym przyjacielem. - Co proponujesz?
- Na drogach nie jest bezpiecznie; kto twierdzi inaczej, zwyczajnie się okłamuje. Marzyciel biegły w sztuce uzdrawiania bardzo by wam się przydał.
Edwin i mistrz Duom popatrzyli na siebie porozumiewawczo. W końcu Edwin skinął głową i analityk uśmiechnął się.
- Z przyjemnością przyjmujemy twoją propozycję.
- Muszę zająć się wyborem odpowiedniej osoby. Skończycie więc posiłek beze mnie - oświadczył przełożony Ondiany, po czym oddalił się, skinąwszy im ręką na pożegnanie.

Kiedy tylko wyszedł, Ellana wybuchnęła:
- Pozwoliliście sobą manipulować jak dzieci! Carboist nie proponuje nam pomocnika, tylko szpiega!
- Nie tak szybko... - zaczął mistrz Duom, ale Edwin wszedł mu w słowo:
- Jeżeli ten szpieg może kogoś zeszyć i uratować mu życie, nie sądzisz, że warto?
Ellana nagle wydała się zmieszana.
- Masz rację - przyznała. - W mojej sytuacji nie powinnam protestować. Nadal jednak uważam, że ten Carboist coś przed nami ukrywa.
- Marzyciele mają swoje tajemnice - wyjaśnił mistrz Duom. - Od wieków. Tak już jest i nie zmienimy tego. Carboist pełni rolę ważnego doradcy Saï Hil' Murana, pana miasta Al-Vor, i nie można zaprzeczyć, że ma na niego pozytywny wpływ. Z pewnością potrzebował informacji...
- W każdym razie jutro rano wyruszamy do Al-Jeit - oświadczył Edwin. - Podróż potrwa około dziesięciu dni, o ile wszystko dobrze pójdzie. Na miejscu spotkamy się z Cesarzem, żeby opracować dalszy plan podróży. Myślę, że dostaniemy się do jeziora Chen północnym szlakiem, następnie wyruszymy w górę Pollimage aż do zboczy łańcucha Poll. Znajdziemy się wtedy w obszarze walk z Raïsami i to bez wątpienia będzie najtrudniejszy etap naszej wyprawy, ale jeszcze odległy.
- W sumie jak długo potrwa podróż? - zapytała Camille.
Edwin zastanowił się chwilę przed udzieleniem odpowiedzi.
- Miesiąc. Być może dłużej, z pewnością nie krócej.
Bjorn wziął dokładkę mięsa, a Salim przeciągnął się.
- Padam ze zmęczenia - stwierdził. - Chyba nawet masaż piaskiem nie powstrzymałby mnie od zaśnięcia.
Świadomi tego, że wyruszą o świcie, wszyscy wstali, żeby wrócić do swoich sypialni. Pomimo zmęczenia, Camille poczuła, jak po jej plecach przebiega dreszcz emocji. Czekały ich dalsze przygody!

4.

Struktura ekonomiczna Imperium opiera się na gildiach. Jedne z nich, na przykład gildie kupców, rolników, szklarzy, żeglarzy, są oficjalne. Inne: marzycieli, cieniołazów, rzeźbiarzy gałęzi, łapaczy snów - bardziej tajne, ale równie potrzebne do utrzymania równowagi Gwendalaviru... Tylko jedna jest zbędna, ponieważ z natury niszczycielska i szkodliwa - gildia bojowników Chaosu.
Mistrz Carboist, Kronika siódmego kręgu

Słońce zaledwie wschodziło, kiedy uczestnicy wyprawy zgromadzili się na dziedzińcu Ondiany.
W nocy Camille spała głęboko i jej zmęczenie było już tylko wspomnieniem. Natomiast Salim nie miał zbyt dobrego humoru.
- Bjorn chrapie jeszcze głośniej niż mistrz Duom. Można by pomyśleć, że żywi się wentylatorami! - poskarżył się przyjaciółce. Kiedy jednak zauważył sztylet, który Camille miała przy pasku, od razu się rozchmurzył.
- Ładny! - pochwalił. - To Ellana ci go podarowała?
- Tak, ale przyznam się, że nie mam pojęcia, do czego mi się przyda.
- Jeżeli ci przeszkadza, chętnie cię od niego uwolnię - zaproponował Salim. - Zawsze marzyłem o posiadaniu noża takiego jak ten.
- Nie będziesz go, chłopcze, potrzebował - odezwał się Bjorn. - W czasie podróży znajdę czas, żeby nauczyć cię posługiwania się toporem i szablą. Zostaw sztylety kobietom i tchórzom.
- Nie, Bjorn! - powiedziała ostro Ellana.
Zdumiony rycerz odwrócił się do niej.
- Nie będziesz uczył chłopca i nie zrobisz z niego zarozumiałego mięśniaka - oznajmiła. - To ja się nim zajmę.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Salim nie jest stworzony na wojownika, świadczy o tym całe jego ciało. Nie widzisz tego?
Edwin poprosił wszystkich o uwagę, co uwolniło Bjorna od udzielenia Ellanie odpowiedzi, co było trudnym zadaniem.
- Naszych pięć koni jest gotowych, a wóz załadowany. Brakuje jeszcze tylko naszego nowego towarzysza i będziemy mogli wyruszyć w drogę. Przyjmiemy mniej więcej taki sam szyk jak przy wyjeździe z Al-Vor. Mistrz Duom będzie powoził, Camille i Salim usiądą z tyłu, Bjorn i Maniel zajmą się ochroną bezpośrednią, Ellana i ja wyjedziemy na zwiady. Jakieś pytania?
- Gdzie mam się uplasować?
Na dziedzińcu pojawił się właśnie Artis Valpierre. Niósł dużą torbę, którą wrzucił na tył wozu.
- Nie wydaje się zachwycony, że go wybrano - szepnął Salim do ucha Camille.
Edwin przez chwilę mierzył marzyciela wzrokiem.
- Nie masz konia? - zapytał w końcu.
- Nie. W Ondianie nie ma koni. Ale umiem jeździć konno i mam pieniądze, żeby jakiegoś kupić, kiedy będzie ku temu okazja.
Marzyciel sprawiał wrażenie bardziej pewnego siebie niż zazwyczaj. Ellana uśmiechnęła się.
- Podróż bardzo dobrze zrobi naszemu nowemu przyjacielowi - stwierdziła półgłosem.
- Weźmiesz konia, który należał do Hansa - zdecydował szybko Edwin. - Później zobaczymy, czy jest potrzeba, żebyś kupił innego. Wszyscy są gotowi?
Mistrz Carboist szepnął kilka słów do Duoma Nil' Erga, po czym podszedł do Camille. Trzymał w dłoni gruby zwój papieru.
- To mapa Gwendalaviru - wyjaśnił, podając ją dziewczynie. - Pozwoli ci zorientować się w twoim położeniu, a być może także odzyskać niektóre wspomnienia. Chociaż wątpię, żebyś w wieku sześciu lat znała dobrze geografię Imperium.
Camille podziękowała mu spokojnie. Mistrz marzycieli chyba oczekiwał, że zada jakieś pytania, ale nie zrobiła tego i mężczyzna zdawał się trochę zawiedziony.
- Szerokiej drogi! - rzucił, cofając się o krok. - Będę przy was myślami.
Edwin zaczekał, aż Artis Valpierre wsiądzie na konia, po czym dał sygnał do wyjazdu. Mistrz Duom potrząsnął lejcami i wóz ruszył z miejsca.
Kiedy wyjeżdżali z bramy Ondiany, słońce oświetlało jej wysokie kamienne mury.
- Wyruszamy na spotkanie nowych przygód! - zawołał Salim.
Zwieńczone blankami mury szybko znikły z pola widzenia, a jednak Artis Valpierre nadal często oglądał się za siebie. W końcu Ellana, która jechała niedaleko niego, zapytała:
- Aż tak trudno jest opuścić dom?
Marzyciel zaczerwienił się i chociaż nie odpowiedział, od tej chwili zmuszał się do patrzenia prosto przed siebie. Edwin dał znak młodej kobiecie i oboje wyruszyli na zwiady.
Podróżowanie z tyłu wozu nie było zbyt wygodne. Wkrótce Camille przeszła usiąść obok mistrza Duoma. Starzec uśmiechnął się do niej.
- A więc Ewilan? Cieszysz się, że jesteś tutaj?
- Tak, z całego serca! Nareszcie czuję się u siebie.
- Nie martwisz się o swoją zastępczą rodzinę?
- Nie, raczej nie. Mentaï zranił mojego ojca, ale w gazecie pisali, że rana nie jest groźna. Szybko wyzdrowieje.
- Nie obawiasz się, że twoje zniknięcie załamie twoich adopcyjnych rodziców?
- Widać, że ich pan nie zna. Szczerze mówiąc, sądzę, że nigdy nie udało im się mnie pokochać. Będą zaskoczeni, zirytowani, zażenowani, ale nie nieszczęśliwi.
Stary człowiek wyczuł, że był to dla Camille przykry temat, i zmienił go.
- A szeptacz? Nadal siedzi w twojej kieszeni?
- Nie, zniknął wczoraj wieczorem. Wróci, kiedy będzie miał na to ochotę.
- Obawiam się, że masz złudne wyobrażenia o tych zwierzątkach - powiedział Duom Nil' Erg. - Nie wiem, dlaczego to podążało za tobą tak długo, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że już nigdy go nie zobaczysz.
Camille tylko się uśmiechnęła, co zaskoczyło analityka.
- Nie wierzysz mi, czy coś przede mną ukrywasz?
- Jedno i drugie, generale! - odezwał się Salim, wetknąwszy głowę między nich. - Jeżeli nie ma pan przy sobie otwieracza do konserw, nie ma sensu naciskać. Kiedy ta dziewczyna się uprze, jest jak prawdziwy sejf.
Camille westchnęła, ale nie skomentowała porównania. Nieopodal Maniel i Artis Valpierre, jadący konno obok siebie, prowadzili ożywioną rozmowę. Salim nie mógł powstrzymać się od rzucenia uszczypliwego komentarza:
- Nie wiedziałem, że Maniel umie mówić. Zawsze myślałem, że jest niemową.
Camille złapała go za ucho i wykręciła je.
- Jesteś jedyną osobą, która zasługiwałaby na to, żeby być niemową! - stwierdziła. - Jeżeli nadal będziesz taki zgryźliwy, zawołam Bjorna i powiem mu, żeby cię wyszorował piaskiem.
- Jak zawsze jestem do usług! - zawołał rycerz, który słyszał całą rozmowę.
Salimowi udało się uwolnić ucho i schronił się z tyłu wozu.
- Nikt mnie tu nie lubi... - zaburczał. - Gdybym wiedział, zostałbym w domu.
Camille obrzuciła go bacznym spojrzeniem i Salim natychmiast przestał udawać męczennika.
- Żartowałem, staruszko - uściślił. - Określiłem się wczoraj i nigdy nie zmienię zdania.
Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego czarująco i Salim poczuł, że mięknie.
- To niesprawiedliwe! - powiedział buńczucznie do Bjorna, kryjąc zmieszanie. - Jak można się bronić przed podobnymi atakami?
- Mówisz o twoim uchu czy o jej uśmiechu? - zapytał rycerz.
- O obu, generale! - rzucił mistrz Duom i wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

5.

Stawić czoło Edwinowi Til' Illanowi, z szablą w dłoni, równa się rzuceniu się nagim w szpony zgłodniałego tygrysa preriowego. Tak przynajmniej twierdzą liczni specjaliści, nie wiedząc, o czym mówią. Zgłodniałego tygrysa preriowego można pokonać!
Saï Hil' Muran, pan miasta Al-Vor, Dziennik okrętowy

Słońce było już wysoko i panował przytłaczający upał, kiedy podróżni dotarli do miasteczka położonego nad brzegiem rzeki Aimante. Usiedli na tarasie tawerny, zacienionym drzewami o ogromnych, idealnie okrągłych liściach. Maniel i Artis Valpierre poszli zająć się zakupem konia, a tymczasem mistrz Duom zamówił obiad.
- Mam nadzieję, że Cesarz dopilnuje, żeby wynagrodzono mi straty - westchnął, zerkając z troską do sakiewki. - Ta wyprawa drogo mnie kosztuje.
- Doskonale wiesz, że za nic w świecie nie opuściłbyś tych wydarzeń - stwierdził Edwin. - Nawet jeżeli miałbyś wydać co do ostatniej monety.
- To prawda - przyznał stary analityk. - I byłbym gotowy oddać znacznie więcej! Niemniej zwrot kosztów ze strony Sil' Afiana byłby mile widziany.
Edwin uśmiechnął się, daleki od współczucia, po czym odwrócił się do Camille.
- Dzisiaj po południu przejedziemy przez kilka wiosek. Region jest dość zaludniony, więc nie jest tu szczególnie niebezpiecznie. Wieczorem powinniśmy dotrzeć do jeziora Ostengard. Tam rozbijemy obóz. Jutro zaczniemy przeprawę przez Wzgórza Taj. To, obok wielkiej prerii, jedno z najdzikszych miejsc na południu. Będziemy musieli zachować ogromną ostrożność, gdyż może tam dojść do dziwnych spotkań.
- Jakiego rodzaju spotkań? - zainteresował się Salim. - Z ludźmi czy ze zwierzętami?
- Z czymś pomiędzy. Wzgórza są dzikie, ale do niedawna straż cesarska pilnowała szlaku, który przez nie przebiega. Sytuacja się zmieniła. Kiedy byłem tam ostatnio, zauważyłem ślady ogrów.
- Ślady czego?! - wykrzyknął Salim.
- Ogrów. Myślałem, że nie występują na południe od Cienistego Lasu, ale najwidoczniej niektóre znalazły schronienie na Wzgórzach Taj.
Salim zrobił powątpiewającą minę.
- Nabiera nas pan, prawda? Ogry istnieją tylko w baśniach! - powiedział, po czym przyjrzał się kolejno twarzom dorosłych siedzących przy stole.
Ellana spojrzała na niego wyrozumiale, ale to Bjorn potwierdził słowa Edwina.
- Istnieją, chłopcze - poświadczył. - Wprawdzie jedyny, którego widziałem, był wypchany. Wystarczyło to jednak, żeby odebrać mi wszelką chęć spotkania żywego.
- Jak wyglądają? - zapytała Camille.
- Mają do trzech metrów wzrostu i połowę z tego szerokości - wyjaśnił Edwin. - Są to mięsożerne, niewiarygodnie agresywne humanoidy, żyjące pojedynczo lub w małych grupach.
Salim zagwizdał.
- Niesamowite zwierzęta! - stwierdził.
- To nie są zwierzęta, a przynajmniej niezupełnie - odezwał się mistrz Duom. - Wykazują pewne zachowania społeczne i używają elementarnego języka. Posługują się narzędziami, prostą bronią, a niektóre widziano w ubraniach.
- Czy będzie więcej podobnych niespodzianek? - zaniepokoił się Salim.
- Im bardziej będziemy przesuwać się na północ, tym te, jak mówisz, niespodzianki będą liczniejsze - potwierdził Edwin. - Ogry to nic w porównaniu z ghulami albo podpalaczami. Tego typu potwory to dla Przygranicznych chleb powszedni.
- Przygranicznych?
- Mężczyzn i kobiet, którzy mieszkają w Cytadeli Prowincji Północnej. Od pokoleń strzegą tych gór, a szczególnie Granic Lodu, jedynego przejezdnego szlaku w łańcuchu Poll.
- Myślałam, że toczą się tam walki - zauważyła Camille. - I że Raïsi przeszli już przez góry.
- Tak, to prawda, ale Cytadela wciąż tam jest. Przygraniczni są twardzi, nawet jak na zęby Raïsów. Niektórzy twierdzą, że gdyby Imperium upadło, tylko ludzie północy dalej stawialiby opór.
Niezwykła duma pobrzmiewająca w głosie Edwina zaintrygowała Camille.
Klucz do rozwiązania zagadki podsunął im mistrz Duom.
- Na wypadek gdybyście tego nie odgadli, dodam, że nasz mężny przewodnik urodził się w Cytadeli Przygranicznej. To tam dorastał i stał się tym, kim jest. Mam rację, Edwin?
Powrót Maniela i Artisa przerwał rozmowę. Mężczyźni kupili dla marzyciela pięknego, siwego, jabłkowitego konia, którego przywiązali z pozostałymi.
Ruszyli w dalszą drogę wczesnym popołudniem, po posiłku zjedzonym w prawdziwie przyjacielskiej atmosferze.
- Mam wrażenie, że zawsze mieszkałem w tym kraju - szepnął Salim do Camille, kiedy wspinali się na wóz.
Camille pokiwała głową. Odczuwała dokładnie to samo.

Kiedy dotarli do jeziora Ostengard, była jeszcze pełnia dnia, ale Edwin, trzymając się tego, co wcześniej zdecydował, zarządził postój.
- Czemu nie jedziemy trochę dalej? - zdumiał się Bjorn.
- Zrobilibyśmy głupio, zapędzając się w nocy na wzgórza. Będziemy zmuszeni spędzić tam dwie noce i to aż nadto wystarczy - wyjaśnił Edwin. - W żadnym wypadku nie udałoby nam się znaleźć tam równie przyjemnego miejsca na obozowisko jak to tutaj.
Miejsce naprawdę było wspaniałe. Majestatyczne drzewa, przypominające cedry, rosły aż po brzeg przejrzystego jeziora. Ziemia pokryta była dywanem z igliwia, a duże białe skały zalegały nabrzeże.
Camille i Salim, którzy dzielnie znieśli upał, pobiegli ochłodzić się w wodzie.
- Idę upolować naszą kolację - oznajmił Edwin. - Umiesz strzelać z łuku? - zapytał Bjorna.
- Mniej więcej tak dobrze, jak szyć - odparł rycerz.
Edwin odwrócił się do Ellany.
- Nie umiem szyć, ale trafiam strzałą w monetę z odległości stu kroków.
Bjorn popatrzył na młodą kobietę powątpiewająco.
- Mogę to udowodnić! - oświadczyła zadziornie. - Stań przy tamtym drzewie z monetą w palcach.
Rycerz wydał się nagle mocno spłoszony. Niemniej Ellana stwierdziła chyba, że kwestia jej umiejętności została rozstrzygnięta, i nie naciskała. Pogrzebała w swojej torbie i wyciągnęła z niej trzy wygięte kawałki drewna, które poskładała w mgnieniu oka. Zmontowana broń bardzo różniła się od dużego łuku łowieckiego Edwina, ale nie wydawała się przez to mniej niebezpieczna. Młoda kobieta umocowała na plecach skórzany kołczan, po czym odwróciła się do Edwina.
- Jestem gotowa.
Po chwili zniknęli między drzewami.
Bjorn przyglądał się z zazdrością nastolatkom bawiącym się w wodzie.
- Sądzę, że jeżeli Edwin odszedł, nie wydając żadnych poleceń, to znaczy, że nie jest tu niebezpiecznie - zawyrokował mistrz Duom. - Ze spokojnym sumieniem możesz iść się wykąpać.
Rycerz odwrócił się do Maniela i Artisa.
- Pociąga was przygoda, towarzysze broni? - rzucił.
Marzyciel natychmiast odmówił, ale Maniel z przyjemnością przystał na propozycję. Mistrz Duom i Artis Valpierre, siedząc na brzegu, przyglądali się, jak dwaj mężczyźni wchodzą do wody.
- Niezbyt cię raduje, że znalazłeś się wśród nas... - zauważył analityk.
- Nie sądzę, żeby chodziło tu o kwestię zadowolenia - odparł marzyciel. - Złożyłem śluby posłuszeństwa. Mistrz Carboist polecił mi, żebym wam towarzyszył i towarzyszę wam. To wszystko.
- Niezbyt to dla nas pochlebne - stwierdził Duom.
- Nie rozumiem, co chce pan przez to powiedzieć.
- To bez znaczenia - westchnął stary analityk. - Rozbijmy obóz, w czasie gdy dzieci się bawią.
Kiedy Edwin i Ellana wrócili z dwoma gryzoniami przypominającymi olbrzymie króliki, krzyki dochodzące z jeziora skłoniły ich, żeby zbliżyć się do brzegu.
Salim, siedzący na ramionach Bjorna, i Camille znajdująca się na barkach Maniela, prowadzili zawziętą walkę, a ich wierzchowce dopingowały im dzikim rżeniem. Para, którą tworzył Salim i Bjorn, w końcu się przewróciła i ich przeciwnicy wydali radosne okrzyki zwycięstwa.
- Kąpiemy się? - zaproponowała Edwinowi Ellana.
- Doskonały pomysł.
Znajdujący się koło wozu Artis wybałuszył oczy.
- Ona chyba nie ma zamiaru się rozebrać? - rzucił do mistrza Duoma.
- Uważasz, że jestem aż tak brzydka? - zapytała Ellana, która wszystko usłyszała. - Nie wiedziałam. To nieco przykre i zniechęca mnie do kąpieli nago. Twoja strata...
Marzyciel spurpurowiał.
Camille patrzyła, jak Edwin i Ellana wchodzą razem do jeziora. Uśmiechnęła się na myśl, że tworzyli naprawdę dobraną parę.
- O czym myślisz? - zapytał Salim.
- O niczym, mikrobie! O niczym, co mógłbyś tymczasem zrozumieć!

Kiedy kąpiący się wyszli z wody, Edwin rozpalił ognisko. Wsadzał właśnie na rożen upolowanego gryzonia, gdy Ellana zawołała Salima.
- Jesteś gotowy? Czas na twój pierwszy trening.
Chłopak zerwał się z miejsca z uradowaną miną.
- Mogę popatrzeć? - zapytała Camille.
Ellana mierzyła ją przez chwilę wzrokiem, ale w końcu pokręciła przecząco głową.
- Przykro mi, ale nie! Zaczniemy prawdziwy trening i nie może być przy nim widzów.
Ellana miała niezwykle poważną minę i Camille postanowiła nie nalegać.
- Chyba mimo wszystko nie ma zamiaru zrobić z niego cien... - zaczął Bjorn, kiedy Ellana i Salim znikali pomiędzy drzewami.
Urwał jednak, gdyż Camille trąciła go łokciem w żebra.
- Nie ma potrzeby wymierzać ciosów temu mężczyźnie z mojego powodu - poinformował Artis Valpierre. - Byłem w grupie marzycieli, którzy uzdrowili pannę Caldin. Wiem, że jest cieniołazem. Widziałem jej narzędzia i całą resztę.
- Całą resztę? - powtórzył Bjorn. - Jaką resztę?
Artis ponownie spurpurowiał. Mistrz Duom roześmiał się krótko i nerwowo.
- Cieniołazi tworzą bardzo skrytą gildię. Nieliczni są ci, którzy mogli rozebrać i zbadać jednego z jej członków. O to chodzi, Artis?
Marzyciel nie odpowiedział.
- Nic z tego nie rozumiem - mruknął Bjorn.
Stary analityk potrząsnął ręką.
- To nieważne, to nieważne...


Dodano: 2010-04-07 18:01:25
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS