NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Wyndham, John - "Dzień tryfidów / Poczwarki"
Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: Styczeń 2010
ISBN: 978-83-7590-039-2
Oprawa: twarda
Liczba stron: 450
Seria: Klasyka SF



Wyndham, John - "Dzień tryfidów/Poczwarki"

John Wyndham to urodzony w 1903 roku brytyjski pisarz science fiction. Pod pseudonimem debiutował już w latach dwudziestych, ale dopiero powieści napisane po wojnie przyniosły mu sławę i uznanie czyniąc z Johna Wyndhama jednego z najpopularniejszych twórców anglojęzycznej fantastyki naukowej lat pięćdziesiątych.

Dzień tryfidów

„Dzień tryfidów” ukazał się w roku 1951. Od tamtego czasu literatura science fiction przeszła daleką drogę i dzieło Wyndhama nie może już aspirować do miana odkrywczego czy zaskakującego. Wizja krwiożerczych, kroczących roślin trąci myszką, a w powieści pobrzmiewają tematy i lęki, które nie zawsze korespondują z zainteresowaniami i troskami współczesnego odbiorcy. Wyndham odwołuje się do wojny jako przekleństwa ludzkości, beztroski naszego gatunku sprowadzającej samozagładę, obawy przed bronią masowego rażenia i ryzykownymi eksperymentami naukowymi. W kilka lat po zakończeniu II wojny światowej i w obliczu rozpoczynającej się zimnej wojny siła wizji Wyndhama musiała być o wiele większa.
Jeśli wiek dzieła może być w ogóle jakimkolwiek zarzutem względem klasyki gatunku, to będzie to zarazem zarzut ostatni. Czas obszedł się bowiem z „Dniem tryfidów” całkiem łagodnie, a powieść – pomysłem i dynamiką – może spokojnie konkurować z literackimi nowościami. Pod tym względem dzieło Wyndhama przypomina nieco „Jestem legendą” Richarda Mathesona również opublikowane w połowie minionego stulecia, a jednak z sukcesem zekranizowane i wznowione przed kilku laty.
„Dzień tryfidów” należy do tej kategorii powieści fantastyczno-naukowych, które zmyślają pewne – na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne – zjawiska czy wydarzenia, aby potem konsekwentnie pokazać ich wpływ na ludzkość i bohaterów. W przypadku Wyndhama punktem zwrotnym jest deszcz meteorytów, którego obserwacja dla niemal całej ludzkości kończy się ślepotą. Wzrok zachowali jedynie nieliczni szczęśliwcy, którzy feralnej nocy nie spoglądali w niebo – i to oni będą mieli szansę na przetrwanie. Jednak niewidzącej ludzkości, oprócz własnej ślepoty, przyjdzie stawić czoła również śmiertelnemu zagrożeniu ze strony tryfidów – niebezpiecznych roślin, które, wykorzystawszy panujący na świecie chaos, wydostają się na wolność i rozpoczynają polowania na bezbronnych ślepców.
Powieść skupia się na losach Billa i Joselli, biotechnologa i pisarki, którzy spotykają się w apokaliptycznym świecie i rozpoczynają wspólną walkę o przetrwanie. Wyndham z niezwykłą precyzją i konsekwencją opisuje kolejne stadia katastrofy – od początkowego chaosu i nadziei, przez masowe wymieranie i stopniowe wyzbywanie się złudzeń, aż po zalążki nowego świata, kiełkujące na gruzach upadłej cywilizacji.
Kreacja bohaterów nie jest zbyt skomplikowana, a wizja drapieżnych roślin kwalifikuje się do literackiego lamusa, jednak „Dzień tryfidów” to ciągle kapitalne czytadło z dynamiczną akcją i nadzwyczaj wiarygodną wizją upadku ludzkości. Wyndham, bez zbędnych wtrętów, samą konstrukcją fabuły, dotyka ważkich problemów – pokazuje zasady moralne zawodzące w warunkach ekstremalnych i dylematy garstki widzących wobec milionów oślepionych ludzi oczekujących ratunku, rozważa schematy postępowania wobec katastrofy, spekuluje nad metodami ocalenia dorobku cywilizacji, podkreśla rolę społeczeństwa i współpracy, przejmująco opisuje osamotnienie, tęsknotę za drugim człowiekiem i minionym światem.
Czytając tę książkę trudno wyzbyć się żalu, że jest tak krótka – chciałoby się zagłębić w psychologię bohaterów, przyjrzeć bliżej ich walce o przeżycie, czy w końcu dowiedzieć się, jakie były dalsze losy tak bohaterów, jak i całej ludzkości. Z drugiej strony – zapewne to właśnie dzięki zwięzłości „Dzień tryfidów” jest opowieścią o niezwykłej sile. Na trzystu stronach Wyndham zmieścił problemy, do analizy których Brian W. Aldiss potrzebował trzech tomów „Helikonii”, a jednocześnie uniknął popadania w przynudzanie i moralizatorstwo, których nie ustrzegł się José Saramago w „Mieście ślepców”.


Poczwarki

Druga z powieści również przenosi nas w świat postapokaliptyczny, tyle że tutaj przyjdzie czytelnikowi obserwować skutki kataklizmu z perspektywy wielu pokoleń. Wyndham opisuje niewielką społeczność, która po upływie wielu lat zapomniała większość z koszmaru, jaki przeszła ludzkość.
Autor zręcznie dozuje kolejne elementy układanki, nie pozwalając czytelnikowi zrozumieć nazbyt szybko, jak wygląda świat i co jest przyczyną takiego, a nie innego kształtu rzeczywistości. Choć „Poczwarki” nie są utworem obszernym, autor zręcznie pokazuje ewolucję bohatera od niewiele rozumiejącego chłopca po świadomego swojej odmienności buntownika. Zarazem doskonale ilustruje świat, poczynając od wąskiej perspektywy zamkniętej społeczności, po kolejne, coraz szersze plany.
„Poczwarki” to powieść niezwykle gęsta, w której proporcje objętości do bogactwa wizji i refleksji są doprawdy zdumiewające. Znalazło się w niej miejsce na refleksję nad normą i odmiennością, na rozważania o wrogości wobec obcych, o przeciwstawnych siłach stagnacji i zmiany, o dynamice natury, dla której każdy stan jest tylko przejściowym etapem, a zarazem o sile życia, dla którego nawet katastrofa jest katalizatorem ewolucji.


* * *

Świetnie, że znalazł się w Polsce wydawca, gotów przypomnieć czytelnikom twórczość Wyndhama. Książkę wydano w serii „Klasyka SF”, łącząc dwie powieści w jednej, twardej oprawie. Szkoda tylko, że zawiodła redakcja – w książce sporo jest literówek i niezręcznych sformułowań. Być może to jedynie moje subiektywne odczucie, ale im bliżej końca, tym ich ilość była większa. Zupełnie, jakby korektor w pośpiechu kończył pracę na godzinę przed oddaniem książki do druku.
Jeśli przymknąć oko na redakcyjne mankamenty – a nie jest to trudne, bo wciągająca fabuła skutecznie odwraca uwagę od pojawiających się od czasu do czasu językowych niedoskonałości – dwie powieści Wyndhama oferują solidną dawkę czytelniczej przyjemności. Warto przeczytać choćby po to, by przekonać się, na czym polega magia i nieśmiertelność klasyki.


Autor: Krzysztof Pochmara


Dodano: 2010-03-28 17:59:08
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS