NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Sadow, Siergiej - "Spadkobierca Zakonu. Księga 1", tom 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Sadow, Siergiej - "Rycerz Zakonu"
Tytuł oryginału: Рыцарь Ордена Книга первая. Наследник Орд
Tłumaczenie: Ewa Skórska
Data wydania: Luty 2010
ISBN: 978-83-7574-154-4
Oprawa: miękka
Format: 125×205mm
Tom cyklu: 1
seria: Obca Krew



Sadow, Siergiej - "Spadkobierca Zakonu. Księga 1", tom 2 #2

Teutonia

W zasadzie ciężko nazwać Teutonię jednym państwem. Tworzyły je posiadłości poszczególnych baronów - każdy miał swój zamek, w którym czuł się niemalże jak król i spędzał czas na swoim ulubionym zajęciu, czyli prowadzeniu wojny. Baron wkładał zbroję, gromadził swoich ludzi i nie zaprzątając sobie głowy znalezieniem sensownej przyczyny, najeżdżał ziemie sąsiada. Nic takiego, człowiek chciał się po prostu trochę rozerwać, pokazać, na co go stać...
Baron-najeźdźca zaczynał oblężenie zamku barona-obrońcy. Baronowie ościenni zwykle się nie wtrącali, chyba że któraś ze stron poprosiła o pomoc. Rzadko się to zdarzało, ponieważ taka prośba nie licowała z godnością barona, przekonanego, że poradzi sobie o własnych siłach.
Oblężenie mogło trwać dość długo, choć zwykle nie dłużej niż pół roku, a w razie zwycięstwa oblegających zamek zmieniał właściciela. Zarówno zwycięzca, jak i zwyciężony spotykali się w zamku, niczym dwaj starzy przyjaciele i waląc się po plecach, chwalili już to umiejętnie prowadzone oblężenie, godne przejścia do legendy, już to heroiczną obronę, godną ballad. Następnie były właściciel zamku urządzał dla zwycięzców ucztę, wytaczano z piwnic beczki wina, wyciągano zapasy, spraszano sąsiadów i przez kilka dni z rzędu trwała gigantyczna popijawa.
Nie żałowano ni jadła, ni napojów - bo z jakiej racji zwyciężony miałby żałować zapasów zamku, który już do niego nie należał? Często zdarzało się tak, że po kilku dniach nieprzerwanej libacji zwycięzca z trudem zbierał swój oddział, uprzejmie żegnał się z gościnnym gospodarzem i wracał do domu absolutnie przekonany, że tylko odwiedzał gościnnego przyjaciela. Jeśli spostrzegł wokół zamku pozostałości po pracach oblężniczych, dochodził do wniosku, że jakiś łajdak, zwyrodnialec ośmielił się najechać jego najlepszego przyjaciela, a on sam przyszedł temuż przyjacielowi z pomocą. Dopiero gdy z głowy barona wywietrzały resztki oparów alkoholu, docierało do niego, w czym rzecz i był szalenie niezadowolony, że nie utrzymał zamku. Jednak rychło pocieszał się myślą, że wkrótce zabawę będzie można powtórzyć i z przyjemnością opowiadał dzieciom i wnukom: „A świętowaliśmy tak hucznie, jak już dzisiaj nikt nie świętuje. Wy, młodzi, nie możecie się równać ze starą gwardią...”.
Jeśli zaś zwycięzca nie był pijany w sztok i orientował się, co jest grane, to zamek opuszczał jego były właściciel. Uprzejmie żegnał się z przyjacielem-zwycięzcą i ruszał do swoich przyjaciół czy też do suwerena, gdzie skarżył się na nikczemnego łajdaka, który ośmielił się zająć jego rodowy zamek! Zwykle działo się tak, że poruszony opowieściami nieszczęśnika suweren albo przyjaciel przydzielał mu konkretną liczbę żołnierzy i zabawa zaczynała się od nowa. Trzeba jednak pamiętać, że zasadniczo zamki były bardzo porządnie umocnione, obrona stała na wysokim poziomie, dlatego z rzadka udawało się je zająć, częściej dochodziło do starć w otwartym polu.
Potyczki owe były tak częste, że ci, którzy nie brali w nich udziału, właściwie już nie zwracali na nie uwagi. Co ciekawe, jednocześnie wszyscy zachowywali się tak, jakby króla w ogóle nie było. Jednak sam król wcale nie był tym zmartwiony — nieodrodny władca swoich poddanych, sam nie miał nic przeciwko temu, żeby się trochę rozerwać. Dlatego też ci baronowie, których posiadłości sąsiadowały z ziemiami królewskimi, zawsze byli w pełnej gotowości. A gdy już król zaczynał oblężenie jakiegoś zamku, wszyscy sąsiedzi w cichości ducha liczyli na jego sukces. Nie dlatego, że nie lubili obleganego, i nie dlatego, że szanowali króla. Po prostu królewskie uczty po zwycięstwie były najbardziej imponujące. Oczywiście, gdy królewska biesiada dobiegała końca, nic już nie stało na przeszkodzie, by zjednoczyć siły i usunąć wojska monarchy z zajętego zamku, zwracając go prawowitemu właścicielowi.
Te niekończące się potyczki miałyby zapewne fatalny wpływ na sytuację kraju w ogóle i samych baronów w szczególności, gdyby nie pewna okoliczność. Baronowie byli zazwyczaj ludźmi rozumnymi i świetnie zdawali sobie sprawę z tego, że ich ulubiona rozrywka sporo kosztuje. Otrzymać niezbędne środki mogli jedynie ze swoich posiadłości, a sęk w tym, że do gospodarzenia zwykle nie mieli ani chęci, ani talentu. Dlatego do takich przyziemnych spraw najmowano rządców. Dobry rządca był wysoko ceniony i zarabiał krocie, nie mówiąc już o tym, że miał w posiadłości barona pełnię władzy, zaś rola samego barona sprowadzała się do żądania: „Daj tyle i tyle”. Jednym słowem, rządcy robili w baroniach, co chcieli i rozumiejąc, że ich dochód zależy bezpośrednio od dochodu barona, zbudowali bardzo efektywny system gospodarowania. Przeforsowali ustanowienie kilku żelaznych zasad. W efekcie, bez zachwytu, ale i bez sprzeciwów przyjęły je wszystkie warstwy rządzące Teutonii. Najważniejsze z owych zasad głosiły: nie walczyć na obsianych polach, nie zabijać bezbronnych, nie napadać karawan kupieckich, podróżujących przez Teutonię, nie odbierać chłopom zapasów ziarna. Zasady były jak najbardziej słuszne, co wszyscy szybko przyznali. Rzecz jasna, znaleźli się i tacy, którzy próbowali gwizdać na wszelkie zasady, ale tych odszczepieńców taktowano podobnie, jak w Hiszpanii czasów inkwizycji traktowano heretyków. W krótkim czasie wszystkie walczące strony uznały owe normy za obowiązujące prawa.
Oczywiście, trafiali się nierozumni baronowie, którzy woleli sami, bez rządców, zajmować się swoimi majątkami i w krótkim czasie przekonywali się, że prowadzenie interesów to nie machanie mieczem. Tacy „gospodarze” Szybko popadali w ruinę, sprzedawali zamek i wyruszali w świat, by dokonywać czynów bohaterskich, jeśli zaś nie byli rycerzami, najmowali się do armii innego barona.
Nieraz zdarzało się, że sąsiadom, obserwującym wewnętrzne porządki w Teutonii, zaczynało się wydawać, że ten kraj stanowi łatwą zdobycz i najeżdżali na nią. O, wtedy baronowie chwytali broń przodków i ruszali do kościołów, gdzie modlili się o zdrowie dla wroga, który sprawił im tak wspaniały prezent — rozpoczął wojnę! Teraz dopiero pokażą swoją brawurę i wojskowe umiejętności! Oby tylko wróg nie rozmyślił się i nie wycofał! Po tej żarliwej modlitwie wraz ze swoimi oddziałami spieszyli do najbliższego punktu zbornego. Spędzając całe życie na niekończących się starciach i potyczkach, baronowie doskonale wiedzieli, jak ważna jest dyscyplina wojskowa. Zaprowadzali iście teutoński dryl, zaś surowa hierarchia dowodzenia wykluczała niewłaściwe rozumienie rozkazów. Rzecz jasna, taka armia miała kilka słabych punktów: na przykład, praktycznie nie istniała w niej struktura zaopatrzenia na tyłach - baronowie nie mieli głowy do zorganizowania czegoś takiego, ponadto uważali, że im to niepotrzebne. Ich zamki stały tak gęsto, że mogły swobodnie służyć za bazy wojskowe, zwłaszcza że w chwili wybuchu wojny chłopi zwozili do nich całe zapasy żywności.
Wrogiej armii pozostawała wątpliwa przyjemność maszerowania przez ziemie, ogołocone z prowiantu i paszy dla zwierząt. Najeźdźcy mieli dwie możliwości: szturmować niekończącą się liczbę zamków w celu zdobycia zapasów (niestety, istniało ryzyko, że znajdą tam tylko spalone magazyny) albo ciągnąć za sobą tabory z aprowizacją, stale narażone na ataki ze strony teutońskich lotnych oddziałów. Jeśli najeźdźca próbował atakować te oddziały, salwowały się ucieczką i chroniły za murami najbliższego zamku. Baronowie nie byli głupcami i nie uważali za hańbę wycofania się z placu boju wobec przeważających sił przeciwnika.
Inną słabością teutońskiej armii był brak piechoty. Istniało zaledwie parę oddziałów, w skład których wchodzili chłopi, słabo uzbrojeni i prawie nieprzeszkoleni. Do takich wojowników baronowie nawet nie czuli pogardy. Mimo to teutońska armia stanowiła prawdziwą potęgę: żelazna dyscyplina, kompetentne dowództwo, odwaga i dzielność pozwalały jej nie bać się najgroźniejszych przeciwników.
Gdy już niedobitki armii niefortunnych najeźdźców powracały do ojczyzny, baronowie swoim zwyczajem urządzali wielodniową popijawę, a potem życie wracało do normy. Za wziętych do niewoli oficerów otrzymywano okup, szeregowych żołnierzy przeważnie wypuszczano, zapraszając, żeby jeszcze kiedyś wpadli, a ci zaklinali się na wszystkie świętości, że prędzej zaatakują rozwścieczone smoki, gargulce i harpie, niż powtórnie przekroczą granice tego kraju.
Zdarzało się, że teutońska armia próbowała prześladować wroga na jego terytorium, ale tu już dawały o sobie znać wspomniane słabości armii. Nikt nie dowoził prowiantu, nikt nie chciał ochraniać podbitego terytorium, ponieważ było to nudne i nie wróżyło żadnej sławy; nie było piechoty, która broniłaby tyłów... Wszystkie takie wyprawy nieodmiennie kończyły się fiaskiem.
I właśnie przez ten kraj biegła nasza droga.


Dodano: 2010-02-26 18:02:28
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS