NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Resnick, Mike - "Starship: Pirat"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Resnick, Mike - "Starship”
Tytuł oryginału: Starship: Pirate
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Data wydania: Styczeń 2010
ISBN: 978-83-7574-147-6
Oprawa: miękka
Format: 125 x 205 mm
seria: Obca Krew
Tom cyklu: 2



Resnick, Mike - "Starship: Pirat" #2

Achilles

Co to za jednostka? – zapytał Cole, gdy tylko wszedł na mostek.
– Klasa LJD, sir – zameldowała Rachel.
– Uzbrojenie?
– LJD to klasa luksusowych jachtów, sir. Nie montuje się na nich żadnego uzbrojenia, ale ten egzemplarz posiada dwa dosztukowane działa pulsacyjne ulokowane po obu stronach dzioba.
– Mogą nimi obracać?
– Jestem pewna, że potrafią prowadzić ogień w różnych kierunkach – odparła Rachel. – Ale nie potrafię odpowiedzieć, czy zdołają je odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni i strzelać za własną rufę.
– Mają tylko dwa działa? – upewnił się Cole. – Na pewno nie więcej?
– Na pewno, sir.
– Luksusowy jacht? Ci chłopcy lubią komfort, muszę przyznać – powiedział kapitan. – Gdyby to ode mnie zależało, pewnie kupiłbym jakiś potężny okręt wojenny z demobilu, może od którejś z pokonanych potęg, jak choćby Settów, i przerobiłbym go na potrzeby załogi. – Odwrócił się do Domak. – Wiemy już, z kogo składa się załoga?
– Sensory wykryły czternaście form życia na pokładzie jachtu – zameldowała natychmiast Polonoi – ale na razie nie mogę określić... Zaraz! Na pewno oddychają tlenem.
– Ludzie?
Wzruszyła ramionami.
– Istoty dwunożne. Nie określę ich rasy, dopóki nie podejdą bliżej.
– Czy ich działa zostały uaktywnione?
– Tak, sir.
Nagle na mostku pojawiła się Christine Mboya.
– Dowiedziałam się, że już tu są. Proszę o pozwolenie zajęcia stanowiska.
– Pani nie ma już stanowiska. Została pani awansowana na drugiego oficera.
– W takim razie proszę o pozwolenie na zajęcie mojego poprzedniego stanowiska – nie ustępowała.
Cole stał nieruchomo przez kilka sekund, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, potem skinął w stronę konsoli.
– Jest pani wolna – powiedział do Rachel.
– Ale, sir... – zaczęła chorąży Marcos.
– Nie mam czasu na dyplomatyczne podchody – przerwał jej Cole. – Christine jest najlepsza w swoim fachu, a w tej grze idzie o nasze życie. Ale pani też może nam się przydać. Śliski przenosi pewne rzeczydo doków, proszę mu w tym pomóc. – Rachel wyglądała, jakby za moment miała się rozpłakać, a tego akurat najmniej mu było teraz trzeba. – To naprawdę ważne zadanie – zapewnił ją. – Wystarczy, że jedna z tych przesyłek wam upadnie, i piraci nie będą już musieli nas rozwalać.
Marcos zasalutowała i opuściła mostek, a Cole mógł się ponownie skupić na Domak.
– Czy już wiemy, do jakiej rasy należą?
Polonoi pokręciła głową.
– Jeszcze chwilę.
– Christine, zerknij, czy te działa faktycznie są obrotowe, czy mogą tylko prowadzić ogień przed dziobem jachtu?
– Niewiele można powiedzieć tak na oko – odparła Mboya – ale logicznie rzecz biorąc, powinny się obracać. Pirackie okręty częściej strzelają do pościgu niż do ofiar. Przecież nie da się okraść kompletnie zniszczonego wraku.
– Tak, to ma sens. – Tak, pomyślał jednocześnie – w podobnych chwilach lepiej mieć cię na mostku.
– Sir? – tuż przed nim pojawił się hologram Śliskiego.
– Dlaczego pan tak wypytuje o możliwość obracania tych dział, skoro i tak mam je wysadzić?
– Nie chcę wpędzać cię w konsternację – odparł kapitan – ale w czasie, gdy będziemy odwracali ich uwagę od twojej osoby, któryś z nich może się zorientować, co robisz, i dzięki tym działom rozpylić ciebie i Goriba na cholerne atomy. Inaczej mówiąc, jeśli te działa mogą się obracać, wysyłanie kogokolwiek, aby dokończył twoją robotę, może okazać się bezcelowe.
– Dziękuję za wyjaśnienia, sir – powiedział Śliski, który prawdę mówiąc, nie wyglądał na specjalnie
zdenerwowanego. – Byłem ciekawy i to wszystko.
– Postaraj się powściągnąć na razie swoją ciekawość – poprosił Cole. – Przez kilka najbliższych minut wszyscy będziemy bardzo zajęci.
Następnym razem odezwał się dopiero, gdy Christie dała mu znać o wiadomości nadanej ze zbliżającej się jednostki.
– Daj ją na holo – rozkazał – i módl się, żeby to nie był okręt ratowniczy wysłany nam na pomoc.
Na mostku pojawił się hologram człowieka – wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny z brodą. Miał na sobie coś, co mogło być mundurem z demobilu, tyle że bez rękawów, które zostały równo odcięte. Niewielki pornograficzny tatuaż poruszał się nieustannie na jego lewym przedramieniu, ale wyglądał bardziej śmiesznie niż erotycznie. Facet miał przy sobie palnik, piszczałkę i broń pulsacyjną, ale trzymał cały ten sprzęt nie w kaburach, lecz za paskiem.
– Uwaga tam na frachtowcu – powiedział. – Nazywam się Montegue Windsail i jestem kapitanem "Achillesa”. Odebraliśmy wasz sygnał ratunkowy i przybyliśmy najszybciej, jak się dało. Jaki macie problem?
– Tutaj frachtowiec Linii Przewozowych „Samarkanda” numer czterdzieści osiem – odparł Cole. –
Nazywam się kapitan Jordan Baker – ciągnął dalej, przedstawiając się nazwiskiem swojego obrońcy
z urzędu, którego przydzielono mu podczas procesu, ponieważ uznał, że użycie własnego mogłoby ich zbyt szybko zdemaskować. – Padł nam napęd nadprzestrzenny, a przynajmniej jeden z zewnętrznych stabilizatorów uległ uszkodzeniu. Przeszliśmy już na zasilanie rezerwowe, ale nie potrafi my powstrzymać rotacji. Dziękujemy za przyjście nam z pomocą. Montegue Windsail pozwolił sobie na luksus uśmiechu.
– Prawdę powiedziawszy, nie wspominałem nic o przychodzeniu na ratunek. Raczej chodziło mi o zrobienie z wami pewnego rodzaju wymiany.
– Wymiany?
– Da mi pan te cztery piękne działa laserowe, które macie na pokładzie, a ja w zamian przetransportuję pańską załogę do najbliższej kolonii.
– To szantaż!
– Raczej interes – odparł ze spokojem Windsail. – A jeśli nie podoba się panu moja oferta, może pan
tu poczekać, aż pojawi się ktoś z lepszą.
– A może powinniśmy panu pokazać, jak sprawne są nasze działa – zaproponował Cole.
– To bardzo uczciwa propozycja – ucieszył się Windsail. – Proszę wycelować w nas swoją artylerię,
zobaczymy, czy podczas tej rotacji będzie strzelała celniej niż moje stacjonarne działa pulsacyjne.
– Chwileczkę! – zawołał Wilson, mając nadzieję, że w jego głosie jest wystarczająca doza desperacji. – Potrzebuję chwili na rozważenie pańskiej propozycji.
– Dam panu dwie minuty, kapitanie Baker – zaproponował Windsail. – Ale po upływie tego czasu albo przyjmie pan moje warunki, albo od razu otworzymy ogień. Nie będziecie mieli trzeciego rozwiązania.
„Achilles” przerwał połączenie.
– Widzieliście tego gościa? – zapytał Cole, z trudem powstrzymując śmiech. – Wyglądał jak postać
pirata żywcem wyjęta z kreskówek. Ten tatuaż... I ta broń! Ciekaw jestem, czy on zdaje sobie sprawę, że wygląda idiotycznie?
– Co teraz zrobimy, sir? – zapytała Christine.
– To zależy, czy prześlą swoją grupę abordażową na pokładzie wahadłowca, czy raczej przycumują
„Achillesa” do „Teddy’ego R.” – oparł kapitan. – Za dziewięćdziesiąt sekund połączcie mnie z nim
ponownie.
– Mamy ich załatwić zaraz po wejściu na pokład? – zapytał hologram Forrice’a.
– Nie – odparł Cole. – Zostańcie w okolicach włazu i nie zwracajcie na siebie uwagi. Przygotujcie się
do zajęcia „Achillesa”.
– Wilsonie – powiedział Cztery Oczy. – Będziemy mieli tutaj bandę uzbrojonych piratów. Jeśli my ich
nie załatwimy, nie będzie nikogo, kto powstrzyma ich przed dotarciem na mostek.
– Może zostawisz ten problem mnie? – poprosił kapitan.
– Dobrze... Ale mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
– Skoro nasze sensory potrafią wykryć ich pozycje na tamtym okręcie, oni także wiedzą, gdzie my
jesteśmy – powiedział Cole. – Jeśli zobaczą, że grupujemy się przy włazie albo na mostku, odpuszczą sobie wchodzenie na pokład.
Christine dała mu znak, że minęło dokładnie dziewięćdziesiąt sekund. Przerwał połączenie z Forrice’em, skinął ręką i znów stanął twarzą w twarz z Windsailem.
– I co pan ma mi do powiedzenia? – zagaił pirat.
– Zanim wyrażę zgodę, proszę obiecać, że nikomu z mojej załogi nie stanie się krzywda – powiedział
Cole.
– Interesują nas wyłącznie wasze działa i ładunek – odparł Windsail. – A skoro już o tym mowa, co macie w ładowniach?
– Nic – powiedział kapitan. – Wracamy właśnie na Daleki Londyn.
– Lepiej, żeby to była prawda, kapitanie Baker – ostrzegł go pirat. – Jeśli pan mnie okłamał, ja też nie
dotrzymam warunków.
– Chwileczkę – poprosił Cole, udając naprawdę zdruzgotanego.
– Tak?
– Przewozimy sto sześćdziesiąt trzy dzieła sztuki obcych ras dla galerii Odyseusz z Dalekiego Londynu.
– Dziękuję za informację, kapitanie Baker. Zapewne utraci pan ładunek, ale za to ocali pan załogę. Spotkamy się z wami za około trzy minuty. Poprowadzę osobiście grupę abordażową na wasz mostek, gdzie rozkaże pan w mojej obecności, aby oddano nam cały ładunek i przysięgnie w imieniu swoich ludzi, że nie dojdzie do żadnych ataków w czasie demontażu dział.
Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?
Cole spoglądał na niego w milczeniu.
– Czy to jasne? – powtórzył złowieszczo Windsail.
– Tak – odparł kapitan.
– Świetnie. Zatem do zobaczenia za kilka minut.
Pirat przerwał połączenie.
– Dawać mi Odoma! – wrzasnął Cole.
Hologram mechanika stanął przed nim kilka sekund później.
– Panie Odom, chcę, żeby pan na mój sygnał odciął całe zasilanie w jednym z szybów wind.
– Mam ją pozbawić poduszki grawitacyjnej? – zapytał mechanik.
– Ma pan ją pozbawić wszystkiego, nawet tlenu.
– Nie ma sprawy. O który szyb chodzi?
– O ten, który wybiorą piraci, żeby dostać się na mostek.
– Upadek z tej wysokości zabije ich, zanim zdążą się podusić – zauważył Odom.
– Cóż mogę na to odpowiedzieć? Decydując się na piractwo, trzeba też liczyć się z podobnym końcem...
– Zamilkł na krótką chwilę. – Przyszło mi na myśl, że będziemy musieli wysłać z nimi kogoś, żeby
nie wywęszyli pułapki. Śliski byłby idealny do wykonania tego zadania. Dzięki Goribowi może wytrzymać bez tlenu nawet kilka godzin. Czy możemy mu zorganizować coś, czego będzie się mógł przytrzymać, gdy zniknie grawitacja? Jak tylko spadną na dół, może pan ponownie wszystko włączyć. Oczywiście oprócz tlenu.
– Nie dam rady umieścić tam czegoś, czego oni nie zauważą – powiedział Odom.
– Mogę zaryzykować, sir – wtrącił Śliski. Jego hologram pojawił się po drugiej stronie mostka. – Jeśli
będę gotowy na ten moment, powinienem wylądować na nich i tym sposobem zamortyzować upadek.
– Nie podejmę takiego ryzyka – powiedział Cole. – Masz do wykonania inne zadanie. Jesteś jedynym członkiem tej załogi, którego nie mogę poświęcić.
– Sir – odezwał się Sokołow, jego hologram pojawił się obok Tolobity. – Pracowałem ze Śliskim
w przedziale bojowym i słyszałem, co pan powiedział. Mogę się tym zająć.
– Ma pan dzisiaj wyjątkowo samobójcze zacięcie, poruczniku? – zapytał Cole. – Wybrałem Śliskiego,
ponieważ potrafi wytrzymać bez tlenu nawet do kilku godzin. Pan nie może się pochwalić podobną
umiejętnością.
– Nie, sir – przyznał Sokołow – ale zamiast tego mogę tak namieszać po drodze, że jestem gotów iść
o zakład, iż sami mnie wykopią z tej windy.
– Stawką w tym zakładzie będzie pańskie życie – powiedział kapitan. – Jest pan pewien, że chce to
zrobić? Możemy im przygotować naprawdę gorące przyjęcie na mostku, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale wówczas mamy na to najwyżej półtorej minuty.
– Proszę pozwolić mi spróbować, sir. Oni wejdą na mostek z odbezpieczoną bronią. Ryzykuje pan
większą ilość ofiar.
– Jeśli nawet przeżyje pan upadek, w szybie nie będzie powietrza – przypomniał mu Cole. – Możemy
nie zdążyć na czas z pomocą.
– W końcu jesteśmy na wojnie, sir – odparł Sokołow.
– Może nie na tej samej, na którą się pisałem, ale jej zasady niewiele się zmieniły. Piraci są naszym wrogiem i muszę zrobić wszystko, żebyśmy z nimi wygrali.
– Dobrze, czas mi się skończył – oświadczył kapitan zdecydowanym tonem. – Proszę zaczekać na
nich przy włazie i miejmy wszyscy nadzieję, że jest pan tak dobrym aktorem, za jakiego się uważa.
Pół minuty później „Achilles” dobił do „Teodora Roosevelta”. Wysunięto rękaw łączący włazy i obie
jednostki zaczęły wspólnie wykonywać kolejne kręgi. Nawet Cole musiał przyznać, że piraci wykonali
kawał dobrej roboty manewrowej.
Po chwili Montegue Windsail, wyglądający dokładnie jak statysta z tanich produkcji holo, wkroczył
dumnie na pokład okrętu-pułapki, prowadząc ze sobą siedmiu członków załogi, wyłącznie ludzi.
– Witam, kapitanie Windsail – pozdrowił go hologram Cole’a zaraz po tym, jak pojawił się na przeciwnym końcu krótkiego korytarza. – Człowiek, którego wysłałem, aby was powitał przy włazie, nazywa się Władimir Sokołow. Zaprowadzi was do windy łączącej ten pokład z mostkiem.
– Dlaczego on jest uzbrojony? – zapytał dowódca piratów. – Zawarliśmy umowę. Nikomu z pańskich
ludzi nie spadnie włos z głowy, jeśli dotrzymacie jej ze swojej strony.
– Piraci zabili mi brata i żonę – wycharczał porucznik.
– Nie ufam wam, cholerne gnoje.
– Może zostali zabici, ponieważ nie zechcieli oddać na czas broni? – zasugerował mu Windsail. –
Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli natychmiast odłożysz swoją.
– Nie liczcie na to – odparł hardo Sokołow. – Otrzymałem rozkaz zaprowadzenia was do windy.
Ruszajcie.
– Za tobą – stwierdził Windsail.
– Nie odwrócę się plecami do piratów – odparł porucznik. – Właźcie do windy i trzymajcie ręce na
widoku.
– To jest winda? – zapytał kapitan piratów, wskazując na najbliższy szyb.
– Tak.
– Zatem wydaje mi się, że nie skorzystamy z twoich usług.
– Otrzymałem rozkaz, aby iść z wami – oświadczył chłodno Sokołow. – Kapitan Baker kazał mi dostarczyć was prosto na mostek i mam zamiar to zrobić. Nie przeginaj chłopie, pomyślał Cole. Już ci powiedzieli, żebyś nie wchodził. Trzymaj się tego.
Ale Sokołow najwyraźniej nie zamierzał go słuchać.
– Ja tu teraz dowodzę – oświadczył tymczasem Windsail. – I rozkazuję ci zostać. Nie potrzebuję
uzbrojonego wroga stojącego pomiędzy mną a mostkiem.
– Pieprz się! – ryknął nienawistnie porucznik. – Nie przyjmuję rozkazów od piratów!
– Władimir – Wilson uznał, że musi się wtrącić w tym momencie – zrób, co ci każe kapitan Windsail.
– Ale, sir...
– Słyszałeś, co powiedziałem – dodał Cole.
– Tak jest – burknął porucznik, obrzucając hardym spojrzeniem piratów.
– Dziękuję, kapitanie – powiedział Windsail, wprowadzając siedmiu podwładnych do kabiny. Gdy
poduszka grawitacyjna uniosła się do połowy szybu, Cole zawołał: „Teraz!” i ośmiu mężczyzn spadło
z wysokości czterech pięter. Ich krzyki umilkły wraz z wypompowywanym z szybu powietrzem.
– Nie byli najbystrzejszymi adeptami tego zawodu – stwierdził Cole. – Christine, włącz wszystkie
sensory i sprawdźcie razem z Domak, ilu ich jeszcze pozostało na pokładzie „Achillesa” i gdzie się teraz znajdują. Śliski! – zawołał zaraz potem. – Czas zaczynać robotę.
Przed jego twarzą pojawiło się w powietrzu oblicze Forrice’a.
– Możemy już przystąpić do abordażu? – zapytał Molarianin.
– Za moment – odparł kapitan. – Musimy najpierw zlokalizować wszystkich brzydkich chłopców.
Lada chwila zrozumieją, że ich ludzie nie żyją.
– Chyba powinniśmy się pospieszyć – zasugerował Cztery Oczy. – Mogą się wystraszyć i prysnąć.
– Nic im z tego nie przyjdzie – stwierdził Cole. – Nasze okręty są teraz jednością. – Sir? – wtrąciła się Christine.
– Tak?
– Jest ich jeszcze sześciu na pokładzie. Zgromadzili się w sterowni.
– Masz na myśli mostek?
– Luksusowe jachty nie posiadają mostków, tylko coś, co przypomina z grubsza sterownię.
– Słyszałeś, Cztery Oczy. Są w sterowni. Christine, rzuć przekrój tego jachtu na wszystkie ekrany prywatne i publiczne. Forrice, Luthor, Jabol i reszta grupy, przestudiujcie je uważnie, żebyście wiedzieli, gdzie się udać.
– To za mała jednostka, żeby zdołali się przed nami ukryć – uspokoił go Molarianin. – Albo się
poddadzą, albo ich pozabijamy.
– Daj im chociaż szansę na dokonanie wyboru – poprosił Cole. – Christine, połącz mnie z „Achillesem”, przekaz audio i wideo na wszystkich częstotliwościach.
– Jest pan na wizji – powiadomiła go kilka sekund później.
– Do załogi „Achillesa”, mówi Wilson Cole, kapitan „Teodora Roosevelta”, którego wasz dowódca
wziął omyłkowo za uszkodzony frachtowiec. Tylko was sześciu pozostało przy życiu. Za chwilę wysyłamy na wasz pokład grupę abordażową... – Zamilkł na moment. – Macie trzy wyjścia. Możecie skorzystać z okazji i przyłączyć się do załogi „Teodora Roosevelta”, do niedawna okrętu wojennego floty Republiki, a obecnie... – przez chwilę szukał odpowiedniego określenia – jednostki operującej na własną rękę. Możecie się też poddać, nie przystępując do nas. W tym wypadku skonfi skujemy waszą broń i wysadzimy was na najbliższej planecie posiadającej atmosferę tlenową i pożądaną grawitację. Możecie też odmówić oddania się w nasze ręce i ponieść surowe konsekwencje tej decyzji. Daję wam pięć minut do namysłu. Ten kanał komunikacyjny pozostanie do tego czasu otwarty.
Na mostku zapanowała cisza. Po mniej więcej trzech minutach pojawił się na nim hologram Śliskiego.
– Zadanie wykonane, sir – zameldował.
– Wróciłeś już na pokład? – zapytał Cole.
– Tak jest – odparł Tolobita. – Udaję się właśnie do przedziału bojowego.
– Wysadzaj ładunki.
Chwila przerwy.
– Zrobione, sir.
– Do załogi „Achillesa” – powiedział Cole. – Jeśli to pomoże wam w podjęciu decyzji, informuję was,
że właśnie wysadziliśmy wasze działa pulsacyjne.
Minęły kolejne dwie minuty, ale z pokładu „Achillesa” nie nadeszła żadna odpowiedź. Wilson przesunął dłonią po szyi i Christine natychmiast przerwała połączenie.
– Możemy ruszać? – zapytał Forrice.
– Coś jest nie tak – odparł Cole. – Jest ich sześciu i nie posiadają żadnej ciężkiej broni, którą mogliby
pokonać załogę regularnego okrętu wojennego. Pozwólmy im się jeszcze podenerwować przez chwilę.
– Jak pan sądzi, co tam się teraz dzieje? – zapytała Christine.
– Nie mam pojęcia – odparł kapitan. – To nie są działania wojenne. Ci ludzie mogą zechcieć wysadzić swój jacht w przypływie patriotyzmu albo złości. Łupy, które mają w ładowniach, nie są warte poświęcania naszych ludzi. Coś przeoczyłem i nie poślę tam nikogo, dopóki nie zrozumiem, na czym polega mój błąd.
– Sir! – zawołała Christine, wpatrując się w sensory i marszcząc brwi. – Tam dzieje się coś bardzo dziwnego.


Dodano: 2010-01-18 16:42:24
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS