NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Sapkowski, Andrzej - "Żmija"
Wydawnictwo: SuperNowa
Data wydania: Październik 2009
ISBN: 978-83-75-78-021-5
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 250
Cena: 33,90



Sapkowski, Andrzej - "Żmija"

W krainie śmierci


Zaczynając lekturę powieści miałam w pamięci wcześniejsze recenzje, co tu dużo mówić, nie najlepiej wyrażające się o niej. Starałam się nie nastawiać pesymistycznie, chociaż sama nie byłam pewna choćby tego, czy „Żmija” spodoba mi się ze względu na tematykę – nie przepadam za literaturą wojenną. Ale przecież to Sapkowski, tłumaczyłam sobie, na pewno jest tam coś więcej niż pełen patosu dramat żołnierzy, jaki znam z innych książek czy filmów. Miałam nadzieję, że nie będzie to typowa męska rzecz.
I cóż... Ogólnie rzecz biorąc, książka zła nie jest, ale też i wiele więcej w niej nie ma. Wszak liczy sobie zaledwie dwieście trzydzieści stron, nie uwzględniając słowniczka „afgańskiego” na końcu. I to jest mój główny zarzut wobec „Żmii” – przy tak niewielkiej objętości, cała, interesująca przecież, historia robi wrażenie przeładowanej informacjami, w której bohaterowie nie mają szansy „ożyć”. O ile też potrafię zrozumieć zakończenie „Wiedźmina”, czy nawet doprawdy nie najlepszy koniec „Cyklu husyckiego”, o tyle finał „Żmii” jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem. Czytelnik, zwłaszcza ten szanujący osiągnięcia Andrzeja Sapkowskiego, ma pełne prawo czuć się oszukany, „nabity w butelkę”, przez podanie właściwie wszystkich odpowiedzi w wielkim skrócie. Ostatnie piętnaście stron książki bowiem sprawia wrażenie napisanych w pośpiechu, nie pozostawia po sobie żadnych emocji poza rozczarowaniem. A rozczarowanie jest tym większe, że przecież to Sapkowski!
Dla tych jednak, którzy z literaturą ASa jeszcze się nie zapoznali, będzie to całkiem przyjemna przygoda na jeden, góra dwa wieczory. W „Żmii” znajdziemy wszystko, co w prozie tego pisarza najlepsze. Jak zwykle podziwu godny styl, mniej lub bardziej ironiczny. Znajdziemy też wiele aluzji do literatury i kultury, jedne odczytamy od razu (czasem są zbyt oczywiste), nad innymi będziemy musieli się nieco zastanowić. Brakowało mi natomiast odautorskich sentencji, które tak ceniłam w wiedźmińskim cyklu i których wiele znaleźć można w „Trylogii husyckiej”. Zupełnie nie rozumiem zarzutów o znikomą obecność humoru, którego jest w powieści naprawdę dużo pod różnymi postaciami: jest więc subtelny, nasączony sarkazmem komentarz do wydarzeń charakterystycznych dla każdej z wojen, który wywołuje uśmiech w stylu „skąd ja to znam”; jest też dowcip typowo żołnierski, niejednokrotnie rozbawiający do łez. Trzeba przecież pamiętać, że nie jest to fantasy, chociaż fantastyki tutaj nie brakuje.
Wbrew pozorom książka ma też więcej wspólnego z cyklem wiedźmińskim, niż by się mogło wydawać. Główny bohater, potomek polskich emigrantów, Paweł Sławomirowicz Lewart, posiada pewne cechy Geralta – to wyrzutek nie potrafiący znaleźć sobie miejsca w świecie, mający tę samą zuchwałą manierę erudyty kontrastującą z jego profesją (dopiero później dowiadujemy się, że był studentem), goniący za marzeniem wbrew zdrowemu rozsądkowi. Lewart poszedł do wojska nie dlatego, że był zagorzałym patriotą, ale dlatego, że nie miał pomysłu, co zrobić ze swoim życiem. Jego postawa przypomina jako żywo Geralta z „Mniejszego zła”, chcącego za wszelką cenę zachować neutralność, zrezygnowanego i pokonanego przez los rębajłę do wynajęcia. Oleg Jewgieniewicz Stanisławski vel „Łomonosow” to ni mniej ni więcej Regis, który z wielkim zapałem częstuje Lewarta uczonymi wywodami historycznymi, botanicznymi, psychologicznymi i literackimi. To on, podobnie jak wampir z „Wiedźmina”, tłumaczy koledze, co z człowiekiem robi wojna, czym grozi bezczynne „płynięcie z prądem”. Odnaleźć też można wiele innych powiązań, jak choćby przebijającą między wierszami refleksję nad człowieczeństwem i potwornością. Nie wspominając już o głównym wątku i tytułowej żmii (kolejne wcielenie bogini-matki?), które Sapkowski połączył z mitami różnych kultur, podobnie jak zrobił to w przypadku motywów z „Wiedźmina” i mitem arturiańskim.
Pochwalić można „Żmiję” także za stronę merytoryczną. Sapkowski po raz kolejny pokazał, że potrafi korzystać ze źródeł wszelakich i umiejętnie wplatać je w opowieść. O ile przez pierwsze kilka stron „wgryzienie” się w język sprawia pewne problemy i trzeba posługiwać się słownikiem, o tyle dalej idzie coraz lepiej. Gorzej jest już ze stroną redakcyjną – błędy w słowniku, polegające na powtórzeniu informacji z książki lub braku wyjaśnień czy pojęć, a także całkiem sporo podstawowych potknięć (głównie interpunkcyjnych) przy tak niewielkiej objętości i czasie redagowania (pół roku z okładem) może zirytować. Nie byłabym sobą, gdybym nie wypomniała też paskudnej okładki, która aż krzyczy „nie bierz mnie do ręki!”.
Czytając, nie mamy wątpliwości, jakie jest przesłanie powieści, które również powtarza się we wcześniejszych książkach Andrzeja Sapkowskiego. „Żmija” obnaża wojnę z wszelkiego patosu i bohaterskości. Krew wkrótce wsiąka w pustynny piasek i jedyne co zostaje to strach jutra. Od zarania dziejów, czy były to podboje Aleksandra Wielkiego, czy radziecka interwencja, wzgórza Hindukuszu nie są przyjazne dla nikogo poza jego rdzennymi mieszkańcami. Wprowadzenie retrospekcji uzmysławia jedno – historia toczy się kołem i lubi się powtarzać. Szkoda, wielka szkoda, że te wątki nie zostały rozbudowane, że bohaterowie są ledwie naszkicowani, że książka nie ma zwyczajnie chociaż tych pięćdziesięciu stron więcej, bo „Żmija” miała potencjał na dobrą, naprawdę dobrą powieść wojenną.


Autor: Anna "Eruana" Zasadzka
Dodano: 2009-12-07 00:17:30
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS