NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki


Literackie zgadywanki 11/2009

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.



Connie Willis, „Śmierć na Nilu”

W czytelniczych podróżach trafiamy na autorów, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, a którzy po kilku spotkaniach zyskują status kogoś, komu niecierpliwie patrzymy na ręce, oczekując każdej kolejnej książki. „Śmierć na Nilu” jest dla mnie taką właśnie książką.
Na Connie Willis trafiałem przypadkiem – a to kupując za kilka złotych „Nie licząc psa”, a to napotykając w prasie jej opowiadania, a to wygrzebując ze sterty książek podniszczone wydanie „Przewodnika stada”. I – prawdę mówiąc – nie przypominam sobie, bym choć raz nie był urzeczony lekturą. Z czasem, niczym w eksperymencie Iwana Pawłowa, na dźwięk jej imienia – zaczynam przeczuwać literackie frykasy.
Connie Willis to dziś starsza pani, zafascynowana brytyjską kulturą, z kilkudziesięcioletnim pisarskim dorobkiem, wielokrotnie nagradzana najcenniejszymi laurami literatury science fiction (że wspomnę tylko kilkanaście nagród Hugo i Nebula). Za lekki styl i kapitalne poczucie humoru podziwiają ją czytelnicy, a krytycy rozpływają się w zachwytach nad historycznymi smaczkami tudzież igraniem z motywami kultury i literackim kanonem.
Tak się złożyło, że „Nie licząc psa” czytałem jeszcze zanim dane mi było poznać „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” i do dziś żyję w przekonaniu, że idealny moment na lekturę Connie Willis jest na emeryturze, kiedy, poznawszy kanon angielskiej literatury i zwiedziwszy Brytanię, można rozkoszować się mnóstwem nawiązań i błyskotliwych żartów. Tyle tylko, że trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek, kto poznał talent autorki, zdołał odstawić nieprzeczytaną „Śmierć na Nilu” na półkę na dłużej niż kilka chwil.

Krzysztof Pochmara





Pięciotomowa saga o Normanach z Sycylii osadzona w realiach wczesnośredniowiecznej Francji? Kryminalna intryga z fantastycznym tłem, której początkiem jest tajemnicza śmierć syna pana na zamku w Pirou? Oparty na przyciąganiu przeciwieństw wątek miłosny głównych bohaterów? Czego więc można spodziewać się po „Ludziach wiatru” Viviane Moore, oprócz klasycznego romansu historycznego? Sądząc po popularności francuskiej pisarki (chociaż nazwisko ma kompletnie niefrancuskie), przede wszystkim w rodzinnym kraju, mam nadzieję przeczytać dobrą (chociaż raczej nie wybitną) powieść, napisaną barwnym językiem i z obiecanym przez recenzentów rozmachem. Liczę też na doskonale przygotowane tło historyczne. O wiekach średnich wiem bowiem niemało i chętnie sprawdzę Moore pod tym kątem, chociaż zadanie miała dużo łatwiejsze – o średniowiecznej Francji pozostały liczne źródła z epoki. Ciekawa jestem wątku miłosnego, który z opisu wydawcy wydaje się być sztampowym, pierwszym poważnym zauroczeniem dwojga młodych bohaterów. Znając jednak skłonność Francuzów do przełamywania schematów, może i Moore postanowiła przedstawić pierwszą miłość oryginalnie, a przy tym w sposób rzeczywisty. Mówiąc krótko, mam nadzieję na przyjemne spędzenie jesiennych wieczorów z „Ludźmi wiatru”.

Anna "Eruana" Zasadzka





Nie ukrywam, że lektura noty wydawniczej drugiego tomu Ery Pięciorga Trudi Canavan pozostawiła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony jestem zadowolona, bo autorka najwyraźniej zdecydowała się pogłębić wizerunek najciekawiej, moim zdaniem, zarysowanej w „Kapłance w bieli” postaci – Emerahl oraz wyjaśnić zagadkę nękających Tkacza Snów Leiarda wspomnień Mirara. Spodziewam się, że przy tej okazji słów kilka Trudi Canavan poświęci wyjaśnieniom „historycznym”, odsłaniającym kulisy dawnego konfliktu między bogami. I że na dotychczas mocno stereotypowo odmalowanym (Biel oznacza Dobro; a Czerń – Zło) obrazie powieściowego świata pojawią się plamy szarości.
Z drugiej zaś strony – jestem zaniepokojona zapowiedzią konieczności przeżywania wraz z główną bohaterką pojawiającego się u niej poczucia winy. Towarzyszenie Aurai w koszmarach i rozpamiętywaniu przeszłości nie wydaje mi się jakoś specjalnie atrakcyjne. Mam nadzieję, że to obawy na wyrost i że autorka potraktuje ten wątek jako element dojrzewania psychicznego postaci i nie przesadzi w nurzaniu się w cierpieniu psychicznym, a sama powieść nie przerodzi się w książkę obyczajową o skrzywdzonej, nadwrażliwej emo-czarodziejce.

Beata Kajtanowska




Margaret Atwood, „Rok Potopu”

„Akcja najnowszej powieści Atwood zaczyna się wtedy, kiedy kończy się świat.” – tak reklamuje książkę wydawca. Zatem – książka postapokaliptyczna, a przynajmniej tak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Nasz świat, znany i oswojony przestaje istnieć, w końcu ludzkości udało się sprowadzić na siebie zagładę i to w nie byle jaki sposób, a poprzez powtórkę z biblijnego Potopu. A podobno nic dwa razy się nie zdarza...
Jednak abstrahując od takiego punktu wyjścia opowieści, nie wydaje się, żeby autorka skupiała się na heroicznej walce o fizyczne przetrwanie dwóch ocalonych przypadkiem bohaterek – raczej postapokaliptyczna wizja przyszłości Ziemi jest jedynie pretekstem do rozliczeń z teraźniejszością, ostrzeżeniem, odzwierciedleniem stanowiska autorki.
Na podstawie dalszej lektury noty wydawcy można dowiedzieć się o książce wszystkiego: że jest „antyglobalistyczna, drapieżna, prorocza, obnażająca patologie systemów, wieszcząca wielką zagładę i wreszcie ochraniająca to, co najcenniejsze”. Nie ukrywam, że bardzo nie lubię takiego odsłaniania tajemnic – wszak nic już nie pozostało dla mnie, jako czytelnika, do odkrycia, do zinterpretowania. No, może poza jednym – znalezieniem powodu, dla którego obie bohaterki walczą o przetrwanie. Bo chyba nie w celu przedłużenia gatunku?
I – mimo złośliwości, jaką wyzwala we mnie lektura noty wydawniczej – książkę z pewnością przeczytam. Nie dlatego, że zostałam jakoś specjalnie zachęcona czy sprowokowana, ale dlatego, że jednej akurat rzeczy jestem pewna – maestrii językowej autorki.

Beata Kajtanowska




Elfriede Jelinek, „Dzieci umarłych”

Laureatka literackiego Nobla, pisarka poruszająca tematy kontrowersyjne i nie bojąca się otwartej krytyki wobec społeczeństwa, w którym żyje. Wstyd się przyznać, ale nigdy nie zetknęłam się z jej prozą, a widzę, że najwyższy czas to zrobić, choćby ze względu na intrygującą fabułę „Dzieci umarłych”. Jak wskazuje opis książki, głównymi bohaterami są duchy trzech osób, które kosztem żywych pragną wydostać się z krainy umarłych. Ciekawa jestem, czy autorka wykorzystała tutaj motyw nekromancji, a jeśli tak, to w jaki sposób, bo nic nie wskazuje na to, że będzie to klasyczna opowieść o przywoływaniu zmarłych. Bardziej jeszcze intryguje mnie powiązanie historii bohaterów ze współczesnymi problemami społeczeństwa konsumpcyjnego i holocaustem, który w Austrii (nie tylko w niej zresztą) wydaje się być tematem tabu. Czy postaci te są jedynie pretekstem dla Jelinek czy może główną osią omawianych kwestii? Zapowiada się przypowieść filozoficzna o ludzkiej tożsamości, o życiu po życiu, o duchowym rozrachunku z przeszłością. To nie będzie lektura łatwa, ale z pewnością ważna i warta przeczytania, sama autorka twierdzi wszak, że to jej opus magnum.

Anna "Eruana" Zasadzka





W przededniu polskiej premiery kontynuacji „Radia Darwina” i po lekturze noty wydawcy długo zastanawiałam się, czy sięgać po tę książkę. Bo przecież już wszystko wiemy – nastąpiło uaktywnienie wirusów endogennych i mutacja na powszechną skalę – ludzie przekroczyli kolejny próg ewolucji. Oczywiście, nic nie dzieje się w próżni – mutacja, traktowana jak choroba, uruchomiła wszystkie państwowe procedury epidemiologiczne, a w Stanach Zjednoczonych wprowadzono tak duże ograniczenia praw obywatelskich, że kojarzą mi się przede wszystkim z naszym niesławnej pamięci stanem wojennym. Zatem oczywistym jest, że w kontynuacji tej historii autor opisze konflikt między ludźmi, a dziećmi SHEVY oraz drugi – między szeregowymi obywatelami USA, a administracją federalną, usiłującą zapanować nad sytuacją kryzysową. Na pierwszy rzut oka wygląda, że pod względem fabularnym pozostało niewiele do odkrycia.
Cóż, cały ambaras w tym, że najważniejsze wydaje się w tej książce nie to, jak daleko autor posunie się na przykład w spekulacjach BIO, ale jak to zrobi. Czy zdoła przekonująco ukazać motywacje bohaterów, na tyle przekonująco, by uwieść czytelników? Czy uda mu się nie przekroczyć cienkiej granicy dzielącej sugestywne wizje od taniego moralizatorstwa? Jaki wątek będzie wiodący – czy konflikt między dwoma podgatunkami człowieka i rozważania na temat istoty człowieczeństwa, czy też nacisk zostanie położony na sprawy społeczne, na próbę przemiany niepokornych Amerykanów w zatomizowany zbiór zniewolonych jednostek? I jak nam – Polakom, którzy sami na sobie doświadczyli opresji władz, będzie się czytało taką książkę – czy wyda nam się prawdopodobna?

Beata Kajtanowska





„Trzeci Świat” okazał się lekturą satysfakcjonującą pod każdym względem, a w dodatku większość moich przypuszczeń na jego temat okazało się trafnych. Książka Macieja Guzka znacząco różniła się od swojej poprzedniczki – w formie, treści i wydźwięku. Zgodnie z moimi domniemaniami, fabule bliżej było do klasycznego fantasy, ale myliłby się ten, kto uznałby, że poznański autor podąża drogą wyznaczoną przez Tolkiena. Powiedziałbym, że książka stoi gdzieś pomiędzy „Władcą Pierścieni” a „Królikarnią”, czerpiąc z obu te lepsze elementy – a jednocześnie wprowadzając elementy nieznane z tych książek.
Znaczną część zgadywanki poświęciłem domniemaniom dotyczących formy książki... i byłem w nich jednocześnie blisko i daleko celu. Z jednej strony Guzek wychodzi od wspomnień i impresji związanych z wydarzeniami i pamiątkami z podróży, ale z drugiej nie stworzył kolażu, który w całość układa się pod koniec powieści – poszczególne fragmenty od początku do końca układają się w spójną całość. Nie ma więc mowy o alinearnej narracji, na co miałem nadzieję w zgadywance. Na szczęście to, co napisał Guzek, w obranej formie prezentuje się więcej niż zadowalająco.

Tymoteusz Wronka





Przyszedł ten czas, kiedy muszę zweryfikować swoje oczekiwania z „Literackich zgadywanek” z książką. Czy wszystko było takie, jak sobie wcześniej wyobrażałem? Ciężko jest trafić w stu procentach, do tego potrzebna byłaby znajomość książki, co wyklucza oczywiście jakiekolwiek przewidywania. Jednak w wypadku powieści Dawida Juraszka moje oczekiwania w dużej mierze się spełniły.
„Xiao Long. Biały Tygrys” to powieść osadzona w realiach podobnych do Państwa Środka, w tym punkcie nie mam żadnych zastrzeżeń, otrzymałem w dużej mierze to, czego się spodziewałem. Przypadł mi też do gustu język, którym autor opisuje historię Xiao Longa. Może raptem raz czy dwa razy oczy zakłuło zbyt współczesne zdanie, niepasujące do języka stylizowanego na daną epokę. Nie miałem również większych zastrzeżeń do samej konstrukcji fabuły czy połączenia poszczególnych historii. A to, że czasem widać było szwy, w końcowym rozrachunku nie okazało się wadą, która zmieniałaby drastycznie końcową ocenę. Dobrze też bawiłem się czytając powieść Dawida Juraszka, przygody Xiao nie nużyły, więc i trzeci punkt się zgadza.
Można zatem powiedzieć, że moje przewidywania pokryły się w większości z rzeczywistością. „Xiao Long. Biały Tygrys” to dobrze napisania powieść w klimacie dalekowschodnim, zapewniająca rozrywkę na kilka wieczorów.

Łukasz Najda



Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski


Autor: Katedra


Dodano: 2009-11-01 13:30:34
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS