NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki


Literackie zgadywanki 07/2009

Poniżej znajdziecie subiektywne oczekiwania redaktorów Katedry wobec wybranych zapowiedzi wydawniczych na ten miesiąc. Nazwa dość dobrze oddaje charakter prezentowanych krótkich opinii, będących swego rodzaju przewidywaniami, zabawą w typowanie czy zaklinaniem rzeczywistości. Należy podkreślić, że prezentowane tytuły nie pretendują do rangi jakiegokolwiek zestawienia, w szczególności nie są to „jedyne warte uwagi” pozycje, mające ukazać się na rynku.

Polecamy Wam również lekturę weryfikacji naszych zgadywanek. Warto się przekonać jak prawdziwe były szumne zapowiedzi wydawców i jak wiele udało się uchwycić w przewidywaniach naszych redaktorów.




Jakiś czas temu, spragniona powrotu do klasyki kryminału, natrafiłam w sieci na nazwisko Marthy Grimes, publikującej od niemal trzydziestu lat, której cykl powieści o inspektorze Scotland Yardu, Richardzie Jurym1), jest porównywany do twórczości Agathy Christie. Niestety, na tym moje ówczesne poszukiwania się zakończyły, do etapu lektury nie doszłam, zapamiętałam jedynie nazwisko autorki. A teraz, przy okazji lipcowej premiery „Pod Anodynowym Naszyjnikiem”, trzeciej odsłony przygód inspektora Jury’ego, będę w końcu miała okazję porównać przedstawione przez amerykańską autorkę nastroje angielskiej prowincji czy londyńskiego pubu z własnymi wyobrażeniami i doświadczeniami. Ale przede wszystkim ciekawa jestem wątku kryminalnego – mam nadzieję, że do samego końca nie będę w stanie wskazać mordercy.
A przy okazji, pojawienie się określenia „angielska atmosfera” w nocie wydawniczej od razu sprowokowało mnie do zastanowienia, co zostało uznane za probierz owej angielskości. Czy miałby nim być herbaciany stereotyp, gra w krykieta lub w polo, a może pełen eufemizmów i subtelnej ironii język lub też przeciwnie – dowcip w stylu Benny’ego Hilla? Nie ma innego sposobu – tylko lektura może rozwiać moje wątpliwości.

Beata Kajtanowska





Elfriede Jelinek jest austriacką laureatką literackiej Nagrody Nobla z 2004 roku. Mam jednak wrażenie, że w przeciwieństwie do wielu innych pisarzy uhonorowanych tym wyróżnieniem, w naszym kraju nie było zbyt głośno o jej książkach, choć W.A.B. od kilku lat regularnie publikuje jej powieści. Teraz przyszła pora na jej debiut prozatorski, czyli napisaną już niemal czterdzieści lat temu powieść „jesteśmy przynętą kochanie!”.
Zdobyte laury świadczą o tym, że Jelinek wspięła się na wyżyny kunsztu literackiego, nie ma tu czego zgadywać. Można się zastanawiać jednak, czy dysponowała świetnym warsztatem już od początku kariery? Zakładałbym się, że tak – w końcu zaczynała od pisania poezji, umiejętność konstruowania pięknych fraz powinna mieć opanowaną już w czasach, kiedy powstawało „jesteśmy przynętą kochanie!”. Być może pokusiła się o coś więcej niż tylko poprawność stylistyczną. Wszak nota wydawnicza obiecuje eksperymenty formalne... ale wszyscy wiemy, jak to bywa z materiałami promocyjnymi.
Jelinek znana jest ze swoich kategorycznych i nie zawsze politycznie poprawnych poglądów. W „jesteśmy przynętą kochanie!” prawdopodobnie nie będzie jeszcze dobitnej krytyki systemu, ani propagowania lewicowych poglądów społecznych... choć mogę się oczywiście mylić. Przypuszczam, że raczej autorka skupi na roli kobiety w XX-wiecznej cywilizacji i jej seksualności. Oczywiście w odważny i bezkompromisowy sposób.

Tymoteusz Wronka




Charlaine Harris, „Martwy aż do zmroku”

Od jakiegoś czasu, również w Polsce, za sprawą książek Stephenie Meyer popularność zyskuje paranormal romance. Nie trzeba było długo czekać, by także inni wydawcy sięgnęli po książki z tego gatunku. W czerwcu wydawnictwo Mag na rynek wypuściło „Miasto Kości” Cassandry Clare, zaś w lipcu ukaże się „Martwy aż do zmroku” Charlaine Harris. W recenzji „Grobowego zmysłu” tak podsumowałem książkę Harris: „Grobowy zmysł” to nic innego jak romans (ale bardzo przeciętny) ukryty pod płaszczykiem kryminału z elementami paranormalnymi. Nie inaczej zapowiada się pierwsza książka z cyklu o Sookie Stackhouse. Choć pewnie różnić się będzie fabułą czy inaczej porozkładanymi akcentami pomiędzy romansem, kryminałem i elementami paranormalnymi.
Jeśli ufać opisowi z czwartej strony okładki, przed tobą czytelniku historia o wampirach, które dzięki wynalezionej syntetycznej krwi (oczywiście wynalezionej przez Japończyków) będą mogły wyjść z ukrycia i zacząć żyć jak normalni ludzie. W małym miasteczku Luizjanie spotkamy Sookie Stackhouse, która zapewne dzięki swym paranormalnym zdolnościom wpadnie w jakieś tarapaty. W tej chwili zapala się w mojej głowie czerwona lampka. To już gdzieś było. Bardzo podobnie prezentuje się „Grobowy zmysł”, choć tam wampirów nie spotkamy, to postać głównej bohaterki jest skonstruowana w oparciu o ten sam schemat.
Oczywiście trzeba pamiętać, do jakiej grupy skierowane są książki napisane w konwencji paranormal romance. W wypadku „Martwego aż do zmroku” grupa odbiorców poszerzy się także o fanów serialu nakręconego na podstawie cyklu Harris. Kto nie zaczytywał się w powieściach Meyer, komu serial nie przypadł do gustu, ten, obawiam się, nie ma po co po tę książkę sięgać. Nie powiem, że czas jej poświęcony będzie zmarnowany, gdyż czytając ją, zapewne przynajmniej można utwierdzić się w swojej opinii na temat takiej literatury… ale ja zamierzam trzymać się od niej z daleka.

Łukasz "Maeg" Najda





Pierwszy tom trylogii Era Pięciorga oferuje czytelnikowi historię spod znaku klasycznego fantasy, z całą plejadą ciekawych bohaterów, mnogością wątków (w tym jednym romansowym), wartką akcją umieszczoną w świecie na wskroś przesiąkniętym magią, a jednocześnie – z bardzo oszczędnie dawkowanymi informacjami o historii i ontologicznych korzeniach tego świata oraz z przewidywalną fabułą momentami opartą na uproszczonych schematach. Opowieść jest bardziej epicka niż dotychczas opublikowane utwory autorki i nieco bardziej „dorosła”, a to dzięki wprowadzeniu do utworu barwnej i nieprzewidywalnej postaci Emerahl. Seksowi, narkotykom i przemocy autorka poświęciła parę słów, jest o nich mowa, lecz w tle, w formie sugestii, bez scen drastycznych. Elementem, którego się nie spodziewałam, i traktuję jako premię, są nawiązania do kanonu fantasy – zarówno w literackiej, jak i filmowej wersji. W sumie – nie rozczarowałam się, choć pewne elementy wzbudziły moją irytację. Jakie? Zapraszam do lektury recenzji.

Beata Kajtanowska





„Miasto ślepców” Jose Saramago to powieść, w której zastosowane środki literackiego wyrazu podporządkowane są jednemu celowi – uwypukleniu odautorskiego przesłania. Służy temu przede wszystkim forma utworu – w narracji nie ma wyodrębnionych dialogów, a kwestie wypowiedziane przez bohaterów są podane w tekście w taki sposób, w jaki zapisuje się myśli. W pierwszej chwili może to powodować dezorientację, ale już po lekturze krótkiego fragmentu okazuje się, że tak naprawdę problem autorstwa konkretnej wypowiedzi staje się drugorzędny, wręcz marginalny. Ważniejszy jest nastrój, myśli przebiegające przez głowę; jednostajny ciąg narracji ułatwia czytelnikowi utożsamienie się z sytuacją tych, którzy nagle utracili wzrok – nie wiadomo, czy na skutek zakaźnej choroby, czy jakiegoś urazu, nie wiadomo, czy ślepota kiedyś ustąpi – ta niepewność potęguje wymiar ich osobistej tragedii. Na dodatek chorzy zostali przewiezieni na czas kwarantanny do całkowicie obcego im miejsca i w ten sposób całkowicie wykorzenieni. Dla wielu z nich wokół nie ma nic znajomego, żadnej kotwicy dla zmysłów, której mogliby się uchwycić. Może dlatego autor nie podaje ich personaliów, ani nie lokalizuje akcji w konkretnym mieście.
I gdyby tylko Jose Saramago ograniczył się do zapisu przeżyć bohaterów... gdyby pozostawił wolne pole dla czytelniczej interpretacji... gdyby nie próbował za wszelką cenę narzucić czytelnikowi wyjaśnień... ta powieść mogłaby być Powieścią. Niestety, wszechwiedzący i momentami irytująco przemądrzały narrator, wygłaszając w najprzeróżniejszych momentach truizmy („Jak widać, nie każdemu można dać broń do ręki.”) lub też katując nieuprawnionymi wnioskami („Od razu widać, że to ludzie wykształceni, bo zawsze mieli sobie coś do powiedzenia, nie tak jak inne małżeństwa, (…)”), odebrał mi połowę przyjemności płynącej z lektury. Szkoda.

Beata Kajtanowska





Ze zgadywanek, które do tej pory miałem okazję weryfikować, ta dotycząca „Podziemi Veniss” Jeffa VanderMeera okazała się być najbardziej trafna. Fakt, trochę oszukiwałem, do czego zresztą w zgadywance się przyznałem – w większości przypadków nie tyle strzelałem w ciemno, co bazowałem na różnych znalezionych w sieci informacjach. Siłą rzeczy więc ciężko było się pomylić. Stąd realia świata udało mi się w miarę nieźle odgadnąć, a i wysnute przypuszczenia fabularne okazały się prawdziwe, choć przyznam się, że nie doceniłem rozmiarów ingerencji autora w mit o Orfeuszu.
Znacznie mniej pewne były przypuszczenia dotyczące wrażeń estetycznych, uzależnionych od subiektywnych preferencji. Z mojego punktu widzenia jednakże okazały się trafione; „Podziemia Veniss” zaoferowały mi prawdziwą mieszankę gatunkową, ucztę wyobraźni. VanderMeer puścił wodze fantazji znacznie bardziej niż śmiałem przypuszczać.
Więcej o książce można przeczytać w mojej recenzji.

Tymoteusz Wronka





Pisząc „zgada” książki Roberta M. Wegnera „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe” zawiesiłem autorowi wysoko poprzeczkę. Książka miała być wciągająca, interesująca, pełna akcji i humoru. Na dobrą sprawę jedynie tego ostatniego nieco mi zabrakło. Owszem, znajdziemy na kartach książki nieco elementów humorystycznych, ale do poziomu opowiadania „Każdy dostanie swoją kozę” sporo zabrakło. Trochę zazgrzytała mi też koncepcja autora, by połączyć utwory jedną klamrą – jest to jednak tylko kwestia gustu.
Poza tym rewelacja. Bardzo dobrze czyta się książki, które z jednej strony dostarczają dużo frajdy z samej lektury, a jednocześnie od czasu do czasu zmuszają do myślenia. Być może pisanie o tym, że mamy do czynienia z „drugim Sapkowskim” jest nieco na wyrost, niemniej książkowy debiut Wegnera powoduje, że z niecierpliwością oczekują kolejnej odsłony cyklu.

Adam "Tigana" Szymonowicz



Redaktor prowadzący: Krzysztof Kozłowski



1)W Polsce w tym cyklu ukazały się: „Pod Huncwotem” (2008), „Pod Przechytrzonym Lisem” (2008), „Pod Anodynowym Naszyjnikiem” (2009).



Autor: Katedra


Dodano: 2009-07-01 10:11:47
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Lord Turkey - 10:26 02-07-2009
W artykule dodana została weryfikacja zgadywanki książki Roberta M. Wegnera "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe". Cały tekst polecamy Waszej lekturze.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS