Literatura dla młodszych i starszych
Trudnym zadaniem dla dorosłego czytelnika jest oceniać książki przeznaczone raczej dla młodszego odbiorcy. Często są one pełne uproszczeń, które potrafią irytować, ale ich zastosowanie w powieści dla nastolatka jest uzasadnione. Konieczne jest wtedy zastosowanie swoistego ćwiczenia umysłowego, trochę pokrewnego do schizofrenii – trzeba sobie wyobrazić, jak się odbierałoby daną książkę, gdyby się miało te kilkanaście, kilkadziesiąt lat mniej i ocenić książkę znacznie łagodniej, niż robiłoby się to z pozycją pisaną dla dojrzałego czytelnika.
Czasami jednak trafia się książka, która mimo iż teoretycznie przeznaczona jest dla młodzieży, równie wiele radości daje starszemu czytelnikowi. Właśnie tego rodzaju powieścią jest „Ostatni elf” Silvany De Mari.
Z pozoru „Ostatni elf” osadzony jest w typowym świecie fantasy, gdzie stare rasy są wypierane przez ludzi. Yorsh, a w zasadzie Yorshkrunsquarkljolnerstrink – bo tak właściwie brzmi jego pełne imię – jest małym elfem, jedynym ocalałym z powodzi, jaka zatopiła obóz dla elfów. Sam we wrogim świecie odnajduje jednak ludzi, którzy na przekór przesądom i prawu, postanowili zaopiekować się malcem. Na całe szczęście, bo na małego Yorsha czeka przeznaczenie, które zgodnie z elfią tradycją, zawarte jest w jego pełnym imieniu.
Mamy więc do czynienia z typowymi dla fantasy schematami: rywalizacja ras, misja, przeznaczenie czekające na sierotę. Wydaje się, że z takich elementów nie może powstać nic oryginalnego, a co za tym idzie – nic mogącego zainteresować czytelnika znużonego wciąż powtarzającymi się w fantasy wątkami. Jednakże włoska autorka tak zestawia poszczególne elementy, że nawet przez chwilę nie ma się wrażenia, że czytany tekst jest wtórny. De Mari bawi się konwencją i co chwilę mruga do czytelnika. W efekcie kreuje świat fantasy ukazany w krzywym zwierciadle. To mniej więcej coś takiego, jak zrobili twórcy Shreka – niby wszystkie części składowe są, ale ułożone w taki sposób, że nie sposób stawiać znak równości między nimi, a klasycznymi rozwiązaniami.
Skojarzenia do filmu o zielonym ogrze pojawiają się nie tylko ze względu na konstrukcję świata. „Ostatni elf” jest pełen ciepłego humoru, który nie raz doprowadził mnie do wybuchu śmiechu. Szczególnie bawi pierwsza część powieści, kiedy Yorsh zaczyna stykać się z obcą, ludzką logiką i sposobem myślenia. Wraz z jego dorastaniem jest nieco mniej śmiesznie, ale od czasu do czasu nadal pojawiają się zabawne fragmenty.
Mimo humorystycznej konwencji, w której utrzymana jest większość książki, nie zawsze jest do śmiechu. De Mari tworzy raczej ponury świat, w którym ludzie głodują, szerzy się totalitaryzm i strach przed odmiennością, a dzieci tkwią w obozach pracy. Włoska pisarka jasno daje do zrozumienia, jakie ma poglądy. Jednakże udaje jej się przedstawić je bez zbytniego moralizatorstwa. Nie wkłada kategorycznych stwierdzeń w usta bohaterów, a jedynie subtelnie wplata je w fabułę, przez kontrast wyrażając sprzeciw wobec wszelkich form opresji.
W.A.B. wydał powieść De Mari w serii „literatura dla młodszych i starszych” i nie znam wielu innych pozycji, które tak bardzo pasowałyby do tego hasła. „Ostatni elf” nie jest przesadnie dziecięcy, tak więc zarówno nastolatkowie (być może nawet ci starsi), jak i dorośli czytelnicy powinni się nieźle bawić przy lekturze. Dla młodszych czytelników zapewne najbardziej interesująca będzie fabuła, natomiast starsi powinni docenić delikatne gry z konwencją. Dowcip słowny i sytuacyjny powinny odpowiadać wszystkim posiadającym choćby cień poczucia humoru.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Brzuzka - 19:50 19-06-2009
trudno żeby przy napisie Ostatni Elf, który jest synonimem sieroty pojawiła się uśmiechnięta buźka, oczywiście możliwość jest ale raczej mała.
Shadowmage - 15:38 19-06-2009
Raczej uderza w ten poważniejszy ton obecny w powieści.
Ł - 15:33 19-06-2009
Bardzo estetyczna okładka - ale chyba za mało humorystyczna jak wynikałoby z twojej recki.