NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Dębski, Eugeniusz - "Władcy nocy, złodzieje snów" (wyd.2)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Czerwiec 2009
ISBN: 978-83-7574-095-0
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 520
Cena: 33,90
seria: Asy polskiej fantastyki



Dębski, Eugeniusz - "Władcy nocy, złodzieje snów"

Madame, ukradłem pani lodówkę!

– Sprawa jest taka. Opowiem ci mój sen. Z przedwczoraj.
Teraz między plomby trafił język, więc nic im się nie stało. Język zabolał. Wystarczyło mi inteligencji, by nie otwierać ust, bo mogłem tylko mówić na „h”: Hale ha hie hestem hecjalistą hod hnóf!
Ale ona nie czekała, aż mi się poprawi.
– Tak więc śniło mi się, że szłam sobie przez stary targ warzywny... Ten, który był w Rennita – sprecyzowała.
Skinąłem głową, choć nie pamiętałem, gdzie leży taki kraj. – Idę więc przez ten targ i nawet pamiętam, czego szukałam – takich małych perłowych cebulek. Ale tych fałszywych! – uzupełniła pośpiesznie, żebym sobie nie pomyślał. – Wiesz, ścinasz główkę nasienną pora i na korzeniu robią się te wspaniałe małe, niby perłowe cebulki. Niektórzy uważają, że prawdziwe są lepsze, ale ja nie! – Najwyraźniej czekała na moją opinię, więc pośpiesznie przychyliłem się do małych, niby perłowych.
Pani Groddehaar kontynuowała: – Idę więc między straganami, wszystko jest takie realne i realistyczne... Poznaję niektórych sprzedawców, witamy się i tak dalej. I nagle wkracza absurd. – Uniosła brwi, tak więc zrozumiałem, że na scenę wkracza absurd. – W tym śnie, na tym targu, przypominam sobie, że za takim dużym kramem stoi moja lodówka! – Teraz ja uniosłem brwi. Żeby okazać, że widzę dobrze ten absurd. – Moja lodówka... A w niej jest jeszcze spory zapas perłowych cebulek! – Plasnęła dłonią o kolano. Plaśnięcie się nie udało z powodu spiczastości tej części ciała. Zaczęło mnie to wszystko nieźle bawić. – Zachodzę za kram... – zawiesiła dramatycznie głos.
– A lodówki nie ma! – wskoczyłem w lukę.
Oniemiała, a ja, widząc to, też skamieniałem. Po cholerę otwierałem ten głupi dziób?!
– Skąd wiesz?
– Jestem detektywem – wykrztusiłem. I nagle poniosło mnie: – Ludzie opowiadają mi różne rzeczy, a zazwyczaj na końcu jest zadanie dla mnie. Rozumiem – mam odnaleźć pani lodówkę i...
– Czyś ty zwariował?! Jaką lodówkę?
– Przecież pani powiedziała...
– Ale to był sen! Jak chcesz szukać wyśnionej lodówki?
– No to nie wiem – poddałem się.
– Bo to nie wszystko. – Sięgnęła po golden gate’y, poderwałem się i podałem jej ogień. Przypalając, rzuciła mi spojrzenie. Chytre i badawcze. Poczułem, że robi mnie w konia. – Lodówki rzeczywiście nie było. Ukradli mi ją. W tym śnie byłam bardzo zła. I obudziłam się. – Puściła kółeczko. – Pośmiałam się trochę z siebie... – przyznała, a ja pomyślałem: A kto jeszcze by się odważył?
– No i wyglądało na to – kontynuowała pani Groddehaar – że to tyle. Po prostu zabawny sen: moja lodówka na targu, ukradziona... – prychnęła cicho. Strzepnęła popiół. – Jadę tegoż dnia do Verinciego po kapelusz. Miałam odebrać poprzedniego dnia, ale mnie zirytował przy przymiarce i postanowiłam go trochę ukarać.
Oczyma duszy zobaczyłem, jak personel biednego Verinciego czeka cały dzień, a on sam trzyma w drzwiach kapelusz, podczas gdy jej nie ma i nie ma... Boże! To ten Verinci?!
– Przyjeżdżam, kapelusz gotowy, nawet ładnie się trzyma... A Georgio podchodzi do mnie i mówi: „Madame, muszę panią przeprosić...”. Uśmiecha się przy tym, szelma. Te jego białe zęby... No, nie o tym miałam... Więc ciągnie: „Madame, ukradłem dzisiaj we śnie pani lodówkę!”. I czeka, że się roześmieję, a mnie... – przyłożyła rękę do piersi i pochyliła się ku mnie – aż ciarki przeszły! Chwyciłam go za klapę marynarki, przyciągnęłam i syczę: „Opowiadaj, łobuzie!”. A on zbladł i zaczyna mamrotać, że to we śnie, że on nawet nie wie, jak naprawdę wygląda moja lodówka, i że to przecież jakaś paranoja, żeby lodówka stała na targu... Rozumiesz? Z każdym zdaniem... jak wy to mówicie: wkopuje się coraz bardziej?
Nagle cała ta scena przed oczami duszy rozwiała się i nie wiadomo, dlaczego przestało być śmiesznie.
– W końcu wyciągnęłam z niego wszystko: to był jakby ten sam sen, tylko od strony sprawcy. On w swoim śnie szedł po targu, zobaczył lodówkę pełną wspaniałego jedzenia, nie mógł się powstrzymać i ją ukradł, i gdy tylko wyszedł z targu, to się obudził. – Zaciągnęła się i chwilę trzymała dym w płucach.
Zrobiłem mądrą minę i poruszyłem językiem. Mogłem już mówić.
– No... To rzeczywiście zadziwiający zbieg okoliczności.
To, co widniało w jej spojrzeniu, było politowaniem.
Ale nie zrażałem się:
– Miliardy ludzi codziennie udają się do jakichś łóżek, większość z nich śni. Część zapamiętuje sny. Ze statystyki wynika, że niektóre sny muszą się powtórzyć. – Przypomniałem sobie coś, ale mi przerwała:
– Tylko mi nie mów o milionie małp, które wystukają „Iliadę”!
Nie powiedziałem więc. Milczałem.
– Nie jestem... głupia. Wiem, że milionom ludzi śnią się sny erotyczne, śni im się, że są ścigani, że latają. Ale żeby taki sam absurdalny sen, tylko z innego, że tak powiem, ujęcia, śnił się tej samej nocy dwojgu znajomych ludzi? Owen?! Owen?
Tak, to było politowanie.
Mógłbym odetchnąć, ale wtedy nieładnie wypiętrzał mi się brzuch. Właśnie – za mało ruchu! Siedzę i piszę, kiedy siedzę i piszę, a poza tym nic. Zero ruchu...
– Słucham więc?
– To proste. Wyjaśnienie. Potrzebuję wyjaśnienia!
A nie lepiej by było zaangażować jakiegoś naukowca od snów? Jakiegoś psy... Idiota! – proponować jej psychologa?! Zająknąłem się: – Psy...najmniej by był kompetentny... – dokończyłem niezręcznie.
– Nie sepleń. – Potrząsnęła głową. – Nie. Żadne tam uczelnie, stypendia, fundacje... Ja wierzę w ciebie i wierzę, że jeśli się zainteresujesz, to wyjaśnisz ten fenomen. – Pochyliła się do mnie i poklepała, przysięgam, po kolanie.
– Jak nie masz w ustach papierosa albo brzegu szklanki, to masz taki fajny bulterierczy zacisk, łapiesz i nie puszczasz. To lubię.
Odsunęła się i popukała w stolik czubkiem palca. Tak czasem gliny stukają czubkiem lufy w drzwi podejrzanego.
Omal się nie roześmiałem – to mój dom, mój stolik, tu nie zadziałają żadne mikrofony, nikt nie zareaguje na jej wezwanie! Coś jednak nade mną czuwało, bo zanim nieelegancko parsknąłem, drzwi otworzyły się i stanęła w nich pokojówka.
– Lucy, kochanie, wychodzimy! – Pani Groddehaar odłożyła papierosa i podała mi dłoń.
Zanim zdążyłem jakoś zareagować, wyszły, a potem coś subtelnie pstryknęło, zapewne drzwi do jej rolls-royce’a. Wyszedłem na ganek, pełną piersią odetchnąłem świeżym powietrzem, oddychałem i oddychałem. Dobrze jest żyć! Kto to powiedział? Ktoś, na kogo opadała pięciotonowa prasa, a w ostatniej chwili włączony został dopływ prądu? Ja?
Odwróciłem się, słysząc ciche postukiwanie. Oszołomiony wpatrywałem się w Monty’ego. Drzwi do jego chłodziarki były otwarte, na tacy leżała porcja sprasowanej masy mięsno-kostnej, jakieś dodatki witaminowo - -mikro -makroelementarne i cała reszta. A on wpatrywał się w tę porcję, machał ogonem i pytał się mnie, czy może już jeść! Czyli robił to, czego nigdy nie robił i nie zanosiło się na to również w przyszłości. Wizyta starszej pani zreedukowała psa, czego nie udało się dokonać mnie, Pymie i dwóm treserom.
– Weź – powiedziałem spokojnie.
Wziął.
Odłożyłem do jutra naprawę wyrwanej z uchwytów tacki.
Wyszedłem do ogrodu i zwaliłem się w hamak.
Od roku świadomie nie miałem żadnego zlecenia, nie chciałem mieć żadnej roboty, a kiedy w końcu zacząłem się łamać i nawet postanowiłem odwiedzić biuro, to, w którym „zdechł z nudów ostatni pająk”, zjawia się pani Groddehaar i zatrudnia mnie. Do wykrycia złodzieja jej wyśnionej lodówki.
Zaraz, co ja plotę? Przecież złodziej jest znany, sam się przyznał...
No to co mi zostaje? Aha – mogę pojechać do zleceniodawczyni i powiedzieć, że przyśniło mi się rozwiązanie problemu. Przez chwilę smakowałem ten pomysł, choć wiedziałem, że wobec niej nie odważyłbym się na taki numer, nawet mając lufę Globmasera przytkniętą do tyłu głowy.


Dodano: 2009-06-16 18:46:38
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS