NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Waszkiewicz, Wiesław - "Much i dateria"
Wydawnictwo: SuperNowa
Data wydania: Marzec 2009
ISBN: 978-83-7578-017-8
Oprawa: miękka
Liczba stron: 312
Cena: 29,50 zł



Waszkiewicz, Wiesław - "Much i dateria"

A z fioletową trawką było tak:
Puściłem sobie Frankiego Sinatrę, wafla mojego od lat, przyszykowałem kubek herbaty z mlekiem i puszkę orzeszków ze względu na gastrofazę, a następnie skręciłem i odpaliłem to fioletowe ziółko. Jak wszystko w nim, także strzał był nietypowy. Najpierw przez mój mózg przeleciał taki szybki, intensywny zgrzyt, jakby ktoś przeciągnął pazurami po szkle. Nie było to przyjemne, ale jakby “oczyszczające” po fakcie. Z jakiegoś powodu pomyślałem sobie: “Skanowanie mózgu zakończone, przechodzimy do następnego punktu.” I bardzo mnie to rozśmieszyło – kapujecie, prawda?
A potem włączył się mój komputer. Tak sam z siebie! “Co jest?” zapytałem sam siebie. “Nie wiem, ale to dziwne!” odpowiedziałem sam sobie. I pewnie jeszcze tak sam z sobą bym gawędził, gdyby na ekranie monitora nie pojawiła się czyjaś twarz. “No nie! To jakiś halucynogen czy co?”. Przyjrzałem się temu pyskowi dokładnie i stwierdziłem, że skądś go znam. “Przecież to ja!” – odkryłem po chwili. “O, w mordę!” – dodałem. Odkryłem też, dlaczego nie rozpoznałem siebie od razu. Przyzwyczajony jestem do swego widoku w lustrze, a więc w układzie odwrotnym, ten zaś był odbiciem jak z aparatu fotograficznego. Poznałem po pieprzyku na prawym policzku. Ledwo to zauważyłem, a obraz zmienił się na lustrzany. “Co się dzieje?” – pomyślałem, ale niepokoju nie poczułem – trawka była bardzo relaksująca.
– Siemasz, Władziu! – powiedział nagle typek z ekranu.
“O, kurwa!” – wyświetliło się w mojej sieci neuronów. Ale zapowiadało się na ciekawą zabawę, więc nie pękałem.
– O, kurde! – wyraziłem swe zdziwienie bardziej elegancko.
– Musimy pogadać – walnął tamten “ja”.
Skąd ja znam ten tekst? Nigdy nie zapowiadał niczego dobrego.
– O, kurde! – powtórzyłem inteligentnie. “Mój komputer chce sobie ze mną pogadać!” przebiegło przez moje nasycone chemią zwoje, zaśmiałem się i dorzuciłem: – No, to zasuwaj, brachu!
– Wiemy, że jesteś trochę zdziwiony, ale nie obawiaj się – zasuwa tamten. – Wszystko jest w porządku. Chcemy cię uprzedzić, zanim się pojawimy.
Zauważyliście, że używał liczby mnogiej? Ja zauważyłem.
– Pojawicie się? A to dobre! – Poczułem się tak, jakbym wlazł do jednego z moich komiksów o tematyce fantastyczno oderwanej. I czym tu się niepokoić? Przecież wszyscy pojawiają się w ten sposób. A szczególnie ja sam! A w ogóle, co to znaczy: “Pojawimy się”? We łbie zafalowało mi coś ciemnego. – I niby, kurka, gdzie?
– U ciebie.
– U mnie? – Błyskawica rozdarła ciemną chmurę. – Tu? W domu?
– Tak.
– Aha! Ładnie! – Wychodziło na to, że będzie niekiepska jazda.
– Jesteś gotów? – zapytał “ja”.
Czy ja byłem gotów? Wymyślałem już bardziej niesamowite historyjki, ale co innego wykombinować intrygę, a co innego zostać podmiotem takiej. Jednak nie targała mną jakaś szczególnie bolesna obawa. Byłem raczej rozluźniony i rozbawiony, choć cień czegoś mrocznego, ksenofobicznego pętał się gdzieś po podświadomości.
– Nie macie wrogich zamiarów, przybysze z jaźni? – zapytałem lekko frasobliwie.
– Ależ skąd! – odpowiedzieli jakby oburzeni. – I nie jesteśmy przybyszami z twojej jaźni.
– A skąd?
– Wytłumaczymy ci, ale nie chcesz chyba rozmawiać z monitorem, co?
Fakt, dyskutowanie ze swoim komputerem wydało mi się nazbyt schizofreniczne, czy jak to określają doktorzy od głowy. Cwaniaczki.
– Niech będzie! – Zgodliwy ze mnie człowiek po fai, nie ma co. – No to wskakujcie. Byle nie całą kupą! – dodałem ostrzegawczo. – To małe mieszkanko.
Pyk! Obraz na monitorze zniknął, za to przede mną pojawił się fotel, a w nim “ja”. Jak żywy! Pomachał do mnie i rzekł radośnie:
– Cześć, Władziu!
Byłem niby przygotowany na coś ekstraordynaryjnego, ale realizm wizji powalał. Wszystko było na miejscu, nie falowało, nie było widmowo przejrzyste, ulotne ani nic w tym rodzaju. Powtarzam: jak żywe! Jednak coś było nie tak, coś ledwo uchwytnego, czego nie mogłem sobie uzmysłowić, a co intuicyjnie czułem. Ale byłem na niezłym diapazonie, więc odwzajemniłem się równie swobodnie:
– Cześć, kimkolwiek jesteś. – A potem dodałem do siebie (a może pomyślałem?): – Niezły towar! Tybetańska jakość.
– To nie towar – powiedział mój gość. – Jesteśmy realni.
– A jakże! Po prostu się rozdwoiłem. W języku matematycznym: zbifurkowałem.
– To oznacza – ciągnął mój wizerunek – że jesteśmy tylko projekcją w twoim umyśle, ale realne jest nasze istnienie. – I dodał: – Powaga!
– No, jasne! Powaga – roześmiałem się.
Tamten “ja” roześmiał się także.
– Tak naprawdę nas tu nie ma – wyjaśnił – i nie wyglądamy tak, jak nas widzisz, ale komunikujemy się z tobą na poważnie.
– Na poważnie? – upewniłem się. – I smuci mnie, że nie wyglądacie jak ja. To byłoby takie urocze.
– Tak, na poważnie – zapewnił mnie uroczyście. – Nadajesz się!
Nadaję się! “O, w dupę!”, zaniepokoiłem się nieco.
– A do czego? Lub na co? – zapytałem ostrożnie.
– Do misji Ducha w Materii!
“Misja Ducha w Materii! Fajno. A niby czego się, Władziu, spodziewałeś?” – pomyślałem i wtedy pojąłem to coś nieuchwytnego w wizerunku przede mną. Trudno to wyjaśnić, ale każdy, kto miał do czynienia z malarstwem, zrozumie: to jak obraz namalowany na czarnym tle. Wszystko jak trzeba, ale brak światła od spodu. Jednak zaintrygował mnie tym Duchem.
– To fajno – rzekłem – że nadaję się do tej misji. Cieszę się niezmiernie. Jakieś szczegóły?
– Po pierwsze: nie obawiaj się.
– Tak?
– Tak. Rzuć we mnie orzeszkiem!
Rzucić orzeszkiem? Proszę bardzo! Wyciągnąłem jedno ziarenko z puszki i ciepnąłem w typka. A orzeszek przeleciał przez niego, przez fotel i wylądował pod przeciwległą ścianą. Niezłe, co?
– Widzisz? – powiedział uspokajająco. – Jestem tylko obrazem. Nie masz się czego bać.
– A kto powiedział, że się boję? – zakozaczyłem odrobinkę.
– My to wiemy.
– Aha! A niby skąd?
– Lubimy cię.
A to piękne! Facet, który wygląda jak ja i pojawił się w mojej głowie, twierdzi, że mnie lubi. Pardon: “lubią”. Jest ich więcej! Ciekawe, jak zdiagnozowałby to stary Freud? Narcyzm? Schizo? A może to projekcja mojego id? Lepiej nie. To musi być grząskie bagienko!
– To nie tak – wtrącił tamten “ja”.– Jesteśmy projekcją obrazu, który widzisz, ale na przekaz informacyjny nie masz żadnego wpływu. Rozmawiasz z “kimś”, a nie z sobą.
– Taa? Jasne! A dlaczego mówisz ciągle “my”?
– Tworzymy wielość w jedności. W pewnym sensie.
– Wy?
– My.
– To znaczy kto? I jak mam do was mówić?
– Yyy... – Facio podrapał się po czole. – Mów do nas: “kolesie”, lubisz to określenie, prawda?
– Owszem – przyznałem. A potem zapytałem: – To kim jesteście, Kolesie?
– Jesteśmy z sąsiedniej fraktali czasoprzestrzennej – wyjaśnił Kolesie. – Tak to nazwijmy dla naszych potrzeb.
Rozbawili mnie serdecznie.
– No pewnie! – zaśmiałem się złośliwie. – Że też od razu was nie rozpoznałem! Przecież to widać gołym okiem, że jesteście z sąsiedniej fraktali czasoprzestrzennej.
O dziwo, ich/jego także to rozbawiło.
– Lubimy twoje poczucie humoru – wychichrali.
– Poważnie?
– Poważnie.
– To może powinienem kasować za bilety?
– Nie da rady, my nie mamy pieniędzy.
– Szkoda – zmartwiłem się. – A czy przypadkiem nie chcecie ich ode mnie? – zaniepokoiłem się natychmiast.
– Nie potrzebujemy pieniędzy.
– To super! Kamień spadł mi z serca. Bo wiecie, różni się tu kręcą. – Zachowałem swój chemiczny luzik, ale zdecydowałem potraktować ich poważniej, więc zapytałem: – To jak wam tam leci, na tej sąsiedniej fraktali?
– W porzo, koleżko – odpowiedział wesolutko Kolesie.
– To klawo! – ucieszyłem się. – A jeżeli nie wyglądacie tak, jak was widzę, to jak wyglądacie?
– My nie wyglądamy.
– Tak? – Coś mi tu nie pasowało. – To dlaczego wyglądacie tak, jak wyglądacie?
Trochę to się komplikowało.
– To po to, żeby ci się spodobać i nie przestraszyć. I żeby ułatwić porozumienie. Kapujesz, psychologia i te pe. Ale możemy zmienić wygląd, jeżeli wolisz inną postać.
– Możecie zmienić? Na kogokolwiek?
– Tak.
To pobudziło moją fantazję. “Kogo by tu...?” – zacząłem się zastanawiać. “Aha! Mam!”
Przypomniałem sobie mieszkającą w pobliżu laseczkę, która jeździ sportowym autkiem, ubiera się drogo i skąpo, a zachowuje wyniośle i chłodno. Wiem, bo dokonałem próby abordażu. Niestety, jest to jedna z tych, co to mają rentgen w oczach i potrafią bez zaglądania przeliczyć zawartość twojego portfela. Tutaj pan Władek usuwa się z wdziękiem.
– A moglibyście...
Pstryk! I dziewuszka siedzi naprzeciw mnie. “Skąd wiedzieli?” – niepokojąca myśl ta przecwałowała przez pola i ugory mojego mózgu. Ale najpierw wykorzystajmy sytuację!
– A moglibyście...
Pstryk! I lalunia siedzi sobie dalej, ale już naga.


Dodano: 2009-04-17 14:32:31
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS