Fabryka Słów w zeszłym roku wprowadziła do swojej oferty książki kilku anglojęzycznych autorów. Charlaine Harris jest jednym z nich, a wydawnictwo z Lublina wybrało z jej bogatej bibliografii rozpoczęty niedawno cykl książek o przygodach Harper Connelly. „Grobowy zmysł” to pierwszy tom serii.
Harper jest w pewnym sensie prywatnym detektywem, choć zajmuje się szukaniem martwych a nie żywych. Martwych ludzi. W dzieciństwie porażona piorunem zyskała pewien dar bądź przekleństwo. Wyczuwa zmarłych, jeśli znajduje się blisko miejsca ich spoczynku. Owa zdolność ma jeszcze jedną cechę i to ona właśnie wpędza główną bohaterkę w tarapaty…
Tym razem Connelly została wezwana do Sarne, małego miasteczka, które tętni życiem tylko w czasie sezonu turystycznego. Proste z pozoru zlecenie oczywiście komplikuje się, a główna bohaterka wraz ze swoim bratem zostają wciągnięci w toczące się już od dłuższego czasu gierki samych mieszkańców. Brzmi znajomo, prawda? Taka właśnie jest fabuła „Grobowego zmysłu”. Niczym się nie wyróżnia, jest to kalka starego schematu, w którym rozwiązanie zagadki przedstawia nam bohater w jednej z ostatnich scen, demaskując złoczyńcę.
Przeciętność to słowo, które najlepiej oddaje charakter „Grobowego zmysłu”. Historia przedstawiona przez Harris ani razu nie przykuła mnie na dłużej do powieści. Bardzo możliwe, że powód takiego stanu jest o wiele prostszy, niż mi się wydaje. Nie należę do grupy, do której zaadresowano książkę. Jaki jest target? Jeśli zdradzę, że Harper to młoda kobieta, która nie potrafi sobie ułożyć życia, a w powieści równie ważne jak trupy są rozterki miłosne głównej bohaterki, odpowiedź staje się prosta. „Grobowy zmysł” to nic innego jak romans (ale bardzo przeciętny) ukryty pod płaszczykiem kryminału z elementami paranormalnymi. Przeciętni są także bohaterowie czy samo miasteczko Sarne. Równie dobrze mogłoby być to zupełnie inne miejsce, z inną nazwą, innymi mieszkańcami. W samych Stanach Zjednoczonych pewnie udałoby się znaleźć dziesiątki miasteczek pasujących do opisu.
Gdyby porównać to, co znajdziemy w książce, z tym, co można przeczytać w blurbie, chciałoby się, aby ktoś odgórnie zakazał zamieszczania w tym drugim informacji tak niewiele mających wspólnego z treścią. Zawsze traktuję tekst na czwartej stronie okładki jako reklamę, ale tym razem ktoś grubo minął się z prawdą. „Grobowy zmysł” nie jest książką, w której martwi są dosłownie wszędzie, jest natomiast następnym etapem przygody literackiej dla osoby, która wcześniej zaczytywała się w książkach z serii „Harlequin”, a teraz nabrała ochoty na coś trochę innego.
Autor:
Łukasz "Maeg" Najda
Dodano: 2009-04-06 21:32:22