Utwory o Ence i Gilu Łukasz Orbitowski i Jarosław Urbaniuk piszą już od dobrych kilku lat, ale stosunkowo niedawno ukazała się pierwsza powieść cyklu – „Przeciwko wszystkim”. Książka nieszczególnie przypadła mi do gustu, lecz nie zaważyło to na decyzji o kontynuowaniu czytelniczej przygody z tymi dwoma dosyć oryginalnie zestawionymi protagonistami. I słusznie, bo druga powieść z cyklu, „Tancerz”, znacznie bardziej trafiła w moje gusta.
O przewadze „Tancerza” nad „Przeciwko wszystkim” decyduje rozmach fabularny obu powieści. Nowsza z książek jest pod tym względem znacznie bardziej kameralna, a wydarzenia nadprzyrodzone nie są przedstawione na zbyt szeroką skalę. W tym przypadku powiedziałbym, że ich skala jest dostosowana do rozmiaru i możliwości intrygi. A ta z pozoru prezentuje się banalnie: w Polsce w straszliwy sposób giną osoby związane ze środowiskiem literackim. Wkrótce okazuje się, że w grę wchodzą dziwne rytuały, w których kluczową rolę odgrywają fragmenty ostatniego, zaginionego dzieła Adama Mickiewicza. W tym momencie dla Enki i Gila zaczyna się poważny problem; by go rozwiązać, odbędą podróże do Paryża i Stambułu, a na ich drodze stanie wiele osobliwych indywiduów.
Z racji natury wydarzeń, nie może w tym przypadku być mowy o potworze wchodzącym na Pałac Kultury i Nauki, ani też o obłędzie ogarniającym cały szpital, nomen omen, psychiatryczny. I bardzo dobrze, bo dzięki temu uwaga czytelnika nie ucieka gdzieś w bok, podążając za fabularnymi gadżetami, a koncentruje się na głównej, i co warto nadmienić, zajmującej intrydze.
Powiem jednak szczerze, że to nie fabuła czy postaci podobają mi się najbardziej w powieści Orbitowskiego i Urbaniuka. Przede wszystkim na uwagę zasługuje udane odwzorowanie klimatu początku lat 90. ubiegłego wieku, oddanie problemów, z jakimi stykało się nasze społeczeństwo w okresie transformacji. Dla młodszych czytelników niektóre sceny mogę wydać się niezrozumiałe lub śmieszne, ale inni odnajdą w nich prozę ówczesnego życia. Autorzy nie byliby jednak sobą, gdyby niektórych rzeczy nie pokazali w krzywym zwierciadle, wyolbrzymiając lub zniekształcając w celu podkreślenia pewnych elementów.
Nie obyło się również bez licznych mrugnięć do czytelnika. Przynajmniej kilkukrotnie Enka i Gil wypowiadają kwestie, można by rzec profetyczne, dotyczące wizji świata za kilkanaście lat – jednym słowem współczesnej rzeczywistości. I jak to z wyroczniami bywa, nie zawsze rację mają. Innym dość zabawnym elementem są sceny w Paryżu – bazując na opowieściach autorów z konwentów i spotkań, wnioskuję, że bardzo wiele z opisanych tam wydarzeń (rzecz jasna tych niefantastycznych) było udziałem duetu Urbi et Orbi podczas zbierania materiałów do książki w stolicy Francji.
Uczynienie elementem przewodnim powieści prozy narodowego wieszcza, zaważyło również na stronie formalnej książki. W „Tancerzu” pojawiają się fragmenty twórczości romantyków, a czytelnikowi udaje się przynajmniej musnąć ducha tamtych czasów. Istotne, że zostało to umiejętnie wkomponowane w treść i nie tworzy dysonansu z „prostym” językiem środowisk, w których obracają się Enka i Gil.
Czy czegoś zabrakło? Osobiście marzyłoby mi się rozbudowanie postaci, rzucenie snopa światła na ich przeszłość – przynajmniej w takim stopniu, jak to miało miejsce w przypadku Gila w „Przeciwko wszystkim”. Przypuszczam jednakże, że i na to przyjdzie czas, w końcu plany autorów co do „Psa i klechy” są ambitne. Pozostaje jedynie kibicować, by progres następował w dotychczasowym tempie.