NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Cichowlas, Robert & Rostocki, Jacek M. - "Sępy"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Marzec 2009
ISBN: 978-83-7574-074-5
Oprawa: miękka
Format: 125 x 205
Liczba stron: 504
Cena: 31,99 zł
Seria: Asy polskiej fantastyki



Cichowlas, Robert & Rostocki, Jacek M. - "Sępy" #1

Jacek M. Rostocki: Pobite gary

06 września, 11:27

Okazało się, że Młody też pobiegł za mną. Teraz obaj przyglądaliśmy się rzężącemu Januszowi. Miał oberwaną praktycznie połowę ciała.
– Janusz?
– Zostaw, Młody, tu już nic nie pomoże...
– Skąd wiesz, on jeszcze żyje!
– Nie można żyć bez ręki, płuca i, kurwa, wszystkiego tam w środku, uspokój się! Już mu nie pomożemy.
– Jezu! Tak nie można, przecież on umiera!
– Nie, on już jest martwy.
– Przecież jeszcze mruga...
Młody przyklęknął przy leżącym.
– Janusz! Janusz... Nie odchodź! – Przedawkował Hollywood, pomyślałem.
– Przestań... Kurde, już po nim...
Jakby na zamówienie ciało naprężyło się w ostatecznym skurczu, a potem opadło bezwładnie.
– Koniec... – Młody spojrzał na mnie. Po policzkach spływały mu łzy.
– My żyjemy. Jeszcze.
– Ale...
– Żadne ale, jak myślisz, co go zabiło?
Pośrednia odpowiedź była zaplątana w nogi Janusza. Pewną wskazówką było również złamane na wysokości około metra drzewo.
– Mina! Ja pierdolę! Wietnam!
– O co tu, kurwa, chodzi?
– Nie wiem. Ale nie chcę ginąć. Osobiście radzę ci uważać na wszystko.
– Ale co się dzieje?
– Weź, no... Nie zadawaj bezsensownych pytań. Widać, co się dzieje. Ktoś nas morduje, tak?
– Ale dlaczego?
– Później się będziemy zastanawiać. Teraz jest istotne, kto to, gdzie jest i jak go unieszkodliwić. Albo uciec...
– O Jezu!
Podszedłem do Młodego, złapałem za ramiona i zacząłem potrząsać. Nie byłem spokojny, chociaż być może z zewnątrz na spokojnego wyglądałem. Adrenalina osiągnęła takie stężenie w moim organizmie, że mógłbym ciosami karate wyciąć pół lasu, jednocześnie mózg uzyskał stan izolowanego spokoju – przejrzystą jasność, w której łatwo przychodziło myślenie, decydowanie o następnych ruchach.
– Uspokój się, bo będziesz następny! Myśl, człowieku, otrząśnij się! Nikt nie ochroni twojej dupy lepiej niż ty sam!
– Ale Kris, Janusz...
– Właśnie!
– Co robimy... Ja się boję uciekać...
– Miny.
– Co miny?
– Poszukajmy, wątpię, żeby tu była tylko jedna.
– Boję się! Kurwa, no, mam cykora normalnie!
– To stój tu i się nie ruszaj.
– A jak będą strzelać?
– To się będziesz ruszał. Nie zawracaj tyłka... Możesz mi pomóc... Szukaj drutu, takiego jak ten w nogach Janusza, będzie rozpięty od pięciu do dwudziestu centymetrów od ziemi.
Były dwie. Ja znalazłem jedną, Młody drugą.
– Co teraz?
– Nic, czekaj.
Obejrzałem swoją. Była prosta, samodziałowa. Widziałem takie u kumpla, maniakalnego militarysty. Wtedy usiłowałem schować się za biurkiem albo do szafy, on jednak zmusił mnie, bym dotykając drżącym palcem, zapoznał się dokładnie z całą śmiercionośną konstrukcją. Teraz w duchu obiecałem mu wielkie piwo. Problem polegał na tym, czy taka mina reaguje tylko na wyciągnięcie trzpienia, czy również na urwanie drutu.
Bo postanowiłem pobawić się w sapera.
– Co się u was dzieje, co się u was dzieje, Jacek? – zacharczał mi nagle w uchu Bartek. Aż podskoczyłem, o mało nie wyrywając zawleczki.
– Kurwa!
– Co?!
– Powtarzam: kurwa! Przymknij się teraz i nie przeszkadzaj!
– Ale... co z Januszem?
– Nie żyje. U was w porządku? W porządku?
– Kurwa...
– Co u was?
– Spokój. Rozłączam się.
– Dobra. Czekaj, dam ci znać. A! I nie łaźcie nigdzie. Teren jest zaminowany!
– Co?!
– Za-mi-no-wa-ny! Po prostu nie oddalajcie się.
– O Jezu...
Dokładniejsza lustracja przekonała mnie, że nie jest to sprzęt wyrafinowany. Zwykła zawleczka kończyła się uchem, do którego przywiązany był naciąg. Odwiązałem drut (dzięki Bogu, nie był zbytnio poplątany). Odczepiłem ładunek od drzewa. Mina ważyła mniej więcej tyle, co kostka masła. Przez moment zastanawiałem się, czy to dużo, czy mało. Ale biorąc pod uwagę, co zostało z Janusza, wyraźnie było wystarczająco.
Po chwili to samo zrobiłem z miną Młodego. Resztę drutu zwinąłem – mógł się jeszcze przydać.
– Wiesz, którędy przybiegliśmy?
– Bo co?
– Bo tam raczej nie było zaminowane, a chcę wrócić do naszych.
– A jak się ten... no, jak się na nas zaczaił?
– Wolisz zostać?
– Nie.
– To musimy iść. Odbezpiecz markera, jakby co, to przynajmniej można go ostrzelać.
– Żartujesz?
– Każda metoda dobra, nie? Lecimy. Krytym. Ty pierwszy.
Upewniłem się, że zawleczki nie wypadną z zapalników, lecz po chwili zastanowienia wyciągnąłem zapalniki z plastycznego materiału. Semtex? Plastik? W cholerę, skąd niby miałbym wiedzieć? Bryłki materiału wybuchowego schowałem w górnych kieszeniach kurtki, a zapalniki wrzuciłem do bocznych. Miałem nadzieję, że się za bardzo za sobą nie stęsknią.
Młody już odbiegł na paręnaście metrów i przyklęknął za drzewem, lustrując otoczenie znad markera. Teraz moja kolej. Przebiegłem obok niego i zatrzymałem się ze dwadzieścia kroków dalej za powalonym pniem. Jeszcze dwie tury i... Młody zaczął mi dawać jakieś znaki.
Podbiegłem do niego i kucnąłem obok.
– Co jest? – wyszeptałem.
– Tam. – Młody nawet się nie próbował tłumaczyć, brodą i ręką wskazując tylko kierunek.
Skryty za krzakiem klęczał człowiek w pełnym kamuflażu. Na szczęście akurat nie patrzył w naszym kierunku.
Schowaliśmy się jeszcze dokładniej za drzewo.
– Jakiego masz markera?
– No... swojego.
– Masz ustawiony na serie czy na semi?
– Kulek szkoda! Semi...
– To przestaw na serie i skup się. Ja go podejdę jak najbliżej z boku. Obserwuj mnie. Jak się zbliżę na jakieś dziesięć metrów wygrzej w niego na maksa. Najlepiej w łeb. Ja postaram się go dopaść. Powinien być zdezde... zdeze... zdez-orien-to-wa-ny. Jak mi się uda go przewrócić, to lecisz mi pomóc. Jak coś nie wyjdzie, spierdalaj do bazy. Skumałeś?
Młody kiwnął tylko głową, a ja szerokim łukiem zacząłem skradać się do celu.


Dodano: 2009-02-26 21:26:46
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Brzuzka - 19:50 06-03-2009
przeczytałem i muszę powiedzieć ze super sie czyta

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS