NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Orkan, Rafał W. - "Głową w mur"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Luty 2009
ISBN: 978-83-7574-010-3
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195
Liczba stron: 360
Cena: 27,99
Seria: Asy polskiej fantastyki



Orkan, Rafał W. - "Głową w mur" #2

Spłoniesz, spłoniesz, spłoniesz...

Stała na rozległym polu, którego bezmiar utkany był z szarego pyłu. Pod jej bosymi stopami ścielił się popiół, nad głową zaś wisiały stalowoszare chmury. Nie istniał tu horyzont, widnokrąg czy jakikolwiek krajobraz; jedynie ściana nieruchomej, nieprzeniknionej szarości.
Nie była sama.
Wraz z nią stali w równym szeregu inni; nadzy mężczyźni i kobiety o skórze poznaczonej licznymi bliznami i śladami poparzeń. Na wyprężonych jak struny ciałach lśnił pot. Wzrok, utkwiony w oddali, porażał wyrazem skrajnej, niemal chorej determinacji. Znała ich, znała też powód, dla którego wspólnie czekali na tej popielnej pustyni z płonącymi mieczami w dłoniach, lecz zacierał się on w pamięci niemal natychmiast, gdy próbowała go świadomie przywołać. Po chwili zaczął ogarniać ją przejmujący strach.
Ruszyli.
Kroczyli naprzód, kawałek po kawałeczku, krok po kroku, aż mięśnie nóg poczęły zmieniać się w rozgrzaną do czerwoności stal. W oczach płonęły im krwawe łzy, lecz brnęli w szarym pyle bez chwili wytchnienia. Dobiegł ich, niosący się gromkim echem, jednostajny grzmot, który narastał miarowo, zdając się miażdżyć powietrze przed nimi.
Przybyły.
Wyłoniły się z szarej mgły. Potworne maszyny, tocząc swe monstrualne cielska na żelaznych gąsienicach, rozpętały pandemonium. Wyrzygiwały w kierunku maszerujących hektolitry roztopionego, niewiarygodnie gorącego ołowiu. Wojownicy z płonącymi mieczami topili się w tych wymiocinach, płonęli w ogniu wypluwanym z rozgrzanych do białości luf, dławili się czarnym, tłustym dymem wydalanym przez odwłoki-kominy, starając się za wszelką cenę przetrwać.
U nasady czaszki zaatakował ją pulsujący, potworny ból. Coś kazało jej przeć wraz z innymi przed siebie, nie bacząc na brodzących we krwi towarzyszy, tarzających się we własnych zmiażdżonych trzewiach, płonących i trawionych kwasem pośród ogłuszającego ryku silników i wplecionej weń kakofonii rozedrganych, agonalnych jęków.
Ból odbierał zmysły, wypełniał każdy mięsień i gwałcił umysł, tętniąc w żyłach, jak gdyby miast krwi wpompowano jej płynny, żywy ogień. Wokół widziała wyjące twarze, strzaskane, beznogie korpusy i strumienie krzepnącej w locie posoki. Lecz wciąż żyła, nadal parła przed siebie, nadal oddychała. W oparach wyrzucanych przez gargantuiczne rury wydechowe widziała bliskie sylwetki maszyn. Skoczyła do ataku. Unikając wirujących ostrzy, dopadła do mechanicznego serca i cięła mieczem bez opamiętania, aż płomienie jęły łapczywie pożerać stalowo-mięsny organ. Ogłuszył ją jęk zawodzącej potwornym zgrzytem maszyny, oślepił nagły błysk.
Zmierzchało.
W ogarniających wszystko ciemnościach, zdających się łapczywie pożerać światło, usłyszała ni to męski, ni kobiecy głos. Dobywał się z jej własnych trzewi jak z żywej membrany, by rozbrzmieć wprost w popadającym w obłęd umyśle.
„Spłoniesz we własnym ogniu. Spłoniesz i osuniesz się w otchłań. Jesteś zbyt słaba. Zbyt słaba. Niedostrojona”. W mroku pojawił się drobny, świecący punkt. Zapatrzyła się weń, a on rósł lub zbliżał się jak spadająca gwiazda.
„Spłoniesz, spłoniesz, spłoniesz...”
Głos wirował w całym udręczonym ciele, doprowadzając ją do graniczącego z bólem orgazmu. Świetlisty punkt eksplodował ogniem. Płomienie pochłonęły wijące się w bolesnej rozkoszy ciało, hartując je w gorącym podmuchu i w chłodzie głosu, wciąż rozbrzmiewającego wewnątrz strzępów umysłu.
Runęła w czarną jak smoła czeluść.

* * *

Otworzyła oczy. Z mroku wyłoniła się niezgrabna sylwetka Havry dzierżącego w dłoni ołowianą czarkę. Zaklinacz zamachał jej dłonią przed twarzą.
– Co z tobą? Dychasz?
– Słabo – odparła, rozprostowując ramiona. – Długo leżałam?
– Małą chwilę. Wygięło cię w łuk, potem chwyciły cię jakieś drgawy, aż żem się wystrachał. A zara patrzę, a ty rozwierasz gały i siadasz jakby nic. Eyra przypomniała sobie teraz, jak przed zapadnięciem w ten dziwny stan obserwowała zaklinacza. Havra uruchomił aparaturę, później roztopił na łyżce onyks, który przeobraził się w czarną breję, a ona tę breję wypiła.
Później chyba straciła przytomność, bo dalej pamiętała już tylko osobliwe i przerażające obrazy ze snu.
Wspomnienie tego, co przed chwilą przeżyła, ogarnęło ją lękiem. Pamiętała wszystko, szczegół po szczególe, lecz, mimo wysiłku, nie potrafiła nic z tego zrozumieć.
Dziwna wojna rozgrywała się w jej wyobraźni na nowo.
– Eyra? – zaniepokoił się. – Nie odpływaj mi tutaj.
Nagle dotarło do niej, że czuje się zgwałcona. Przechyliwszy się nad krawędzią łóżka, rzygnęła żółcią wprost na zakurzone deski podłogi. Havra jęknął i pobiegł po miskę z wodą, po czym zabrał się do zmywania wymiocin. Później zaparzył wzmacniające zioła, które miały pomóc dziewczynie zminimalizować efekt osłabienia po zaklinaniu.
– Eyra, a co ty tam masz? – Wskazał po jakimś czasie na jej dłonie.
– O co ci chodzi? – zapytała, nie rozumiejąc.
– Pokaż te graby. Zasmolone jakieś...
Spojrzała na dłonie. W miejscu, gdzie powinny widnieć linie życia, głowy, serca, losu, gwiazdy i wody, ciągnęły się czarne, jakby wypełnione smarem, bruzdy.
– Takem zaklęta – odrzekła i dodała po chwili: – To gdzie jest dom tego agenta, coś mi o nim nagadał?
Havra podał jej adres Vessira. Eyra dopiła napar, po czym, obiecawszy zaklinaczowi rychły powrót z odtrutką, opuściła przepełniony stęchlizną warsztat, wyszła ze „Studni” i udała się w drogę do Węzła.

* * *

Eyra pragnęła gorąco wierzyć, że Grevo został porwany właśnie przez człowieka Vessira. Inaczej nie miałaby bodaj żadnego punktu zaczepienia i jedna myśl o tym kosztowała ją kolejną falę mdłości. Nie musiała jednak długo trwać w niepewności, gdyż zjawił się oto na jej drodze – nieopodal mieszkania, do którego udała się, by zabrać ze sobą kilka drobiazgów – pryszczaty chłopak o aparycji zbitego kundla, twierdząc, że ma wieści dotyczące jej dziecka.
– Mój szef, pan Pakabero – oznajmił wyrostek – kazał mi powiedzieć, że masz coś, co do niego należy. A on ma coś twojego, więc czeka na wymianę.
Adres, pod jakim miało dojść do wymiany, okazał się jednocześnie adresem domu Vessira, toteż Eyra kazała młodzieńcowi przekazać swemu pracodawcy, iż dziś jeszcze stawi się na miejscu. Odezwała się w niej rychło nadzieja, że być może nikt nie będzie sprawiać jej kłopotów i cała rzecz rozwiąże się bezkrwawo. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że już pozbawiła się tej możliwości, pozwalając na zaklęcie w sobie onyksu.
Nie było już czego wymieniać. Pozostawało wydrzeć synka z rąk porywaczy siłą. A krew buzująca w żyłach z nową energią dodawała jej pewności i wiary w to, że posiada wystarczającą do tego moc.
Prawdę powiedziawszy, Eyra nie mogła doczekać się, by jej użyć.

* * *

Winda powoli wjeżdżała coraz wyżej i wyżej. Eyra jeszcze nigdy nie widziała Domeny Pierza z tak wysoka. Kamienne bloki, niczym słupy postawione u zarania dziejów przez niewyobrażalnie gigantyczne istoty, pięły się wysoko, ku niebu zaciągniętemu popielatą kołdrą ciężkich chmur. Powietrze pachniało kwaśnym deszczem. Dzielnica Jadeitowa była jak wielka termitiera.
Mieli tu swoje rezydencje Złotoręcy średniego szczebla – urzędnicy, matemaci, hedonedukatorzy i członkowie tajemniczego konklawe geografów. Zamieszkiwali wydrążone w kamiennych wysokościowcach rozległe apartamenty, do których można się było dostać jedynie zewnętrznymi windami. Rando Vessir zajmował trzydziesty szósty poziom – dostatecznie wysoko, by zmusić Eyrę, aby kurczowo przywarła do stalowej ramy chroniącej przed wypadnięciem. Czym innym zdawało się jej podróżowanie równie wysokimi estakadami Domeny Dzbana, gdzie przestrzeń ograniczały ciemność i odległe ściany gigantycznej jaskini, czym innym zaś droga, która na pozór wiodła w chmury. Tutaj wiatr szarpał klatką windy jak niecierpliwe dziecko próbujące poruszyć pająka zamkniętego w słoiku.
Jednak widnokrąg był tutaj również ograniczony; wysokie mury miasta pięły się aż pod samo niebo. Jadąc w górę, Eyra zastanawiała się, jak wygląda to miejsce, o którym opowiadają przybysze spoza murów, gdzie ziemia ponoć łączy się z niebem.
Choć na tej wysokości powinno być zimno, Eyra zaczęła pocić się z gorąca. Przyprawił ją o zdumienie żar, jaki poczuła głęboko w trzewiach, a który za moment przemienił się w gorejącą zgagę. Spojrzała na dłonie dręczone coraz wyraźniejszym, piekącym bólem; po wewnętrznej stronie spływały czarną, parującą mazią.
Eyra odniosła wrażenie, że wraz z rosnącymi emocjami rosła też temperatura jej ciała i osobliwie zmieniała się jej percepcja. Im większy strach i gniew, im silniej wzmagała się w niej determinacja, tym gorętszy stawał się oddech. W ustach zbierała się ślina o konsystencji błota. Eyra splunęła i ze zdumieniem przyjęła fakt, że flegma zapłonęła w locie i wypaliła smolisty ślad w metalowej podłodze.
Winda zatrzęsła, zatrzymując się na trzydziestym szóstym piętrze. Wiatr przemocą wciskał wydychane powietrze z powrotem w płuca. Cisza zagrała w nienawykłych do spokoju uszach Eyry.
Zapadał mokry, skisły wieczór.



Dodano: 2009-02-25 18:10:29
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS