Posłuchaj recenzji w formacie mp3
Cykl
„Ægipt” Johna Crowleya znajdował się w zapowiedziach wydawnictwa Solaris od kilku lat, ale jego premiera była raz po raz przekładana. Nie udało się nawet wydać go z okazji wizyty autora w Polsce (czerwiec 2008), w zastępstwie opublikowano reedycję powieści
„Małe, duże”. Jednak w końcu, w październiku ukazał się pierwszy tom „Ægiptu” noszący tytuł
„Samotnie”. Nadeszła pora skonfrontować rozbudzone oczekiwania (spowodowane zarówno poprzednią książką Crowleya, jak i dosyć skuteczną reklamą szeptaną) z rzeczywistością.
Z pewnością trafne było wydanie „Samotni” w serii „Rubieże”. Powieść Crowleya nie wpisuje się w znane nurty literatury fantastycznej, daleka jest od typowych schematów, tematów czy rozwiązań fabularnych. Jeśli „Małe, duże” ocierało się o fantastykę w potocznym rozumieniu tego terminu, to „Samotnie” tym bardziej mają więcej wspólnego z realizmem magicznym, z głównym nurtem.
Na ocenę i odbiór „Samotni” wpływa fakt, że tak naprawdę jest to pierwsza część większej całości – ściśle ze sobą powiązanej w każdej możliwej płaszczyźnie. Powieść nie kończy się silnym akcentem, pod wieloma względami nie stanowi samodzielnej historii. O tym, dokąd poprowadzą wydarzenia, jakie znaczenie będą miały przedstawione idee, czytelnik dowie się dopiero w następnych tomach „Ægiptu”. Stąd też oceniając, tak naprawdę pozostaje skupić się na ocenie strony formalnej oraz analizie pierwszych wrażeń z lektury, zderzeniu odbiorcy z zawartymi w „Samotniach” treściami.
Jedno z częściej pojawiających się zdań w powieści brzmi: „Istnieje więcej niż jedna historia świata”. W zasadzie można by z tej sentencji uczynić motto „Samotni”, albo nim je reklamować. Nie należy jednakże brać go dosłownie, a raczej alegorycznie. Crowley wielokrotnie pokazuje, iż indywidualna percepcja zmienia znaczenie wydarzeń, interpretację okoliczności. Dotyczy to zarówno rzeczy wielkich, jak i codziennych i przyziemnych. Wykrywanie drobnych różnic, nadawanie im znaczeń, to motyw powracający wielokrotnie w czasie lektury.
Również sam tytuł jest znaczący i trafnie dobrany. I znów, kryje się za nim symbolika. Nie chodzi tu o pustelnicze schronienie czy położone na uboczu budynki (choć i takie się trafiają). Chodzi raczej o pewien stan umysłu, jakąś część myśli będącą kwintesencją osobowości, niedostępną dla innych. Chodzi o fascynacje, emocje i tajemnice, które napędzają postaci, ale pozostają ukryte.
Crowley tworzy literaturę bardzo aluzyjną, wręcz kipiącą od nawiązań literackich i idei. Choć zwykle nie przepadam za przypisami od tłumacza wyjaśniającymi dany fragment książki, w tym przypadku były one bardzo pomocne i na miejscu. Co prawda cały czas się zastanawiam, o ile więcej przypisów powinno się w książce znaleźć; nie raz miałem wrażenie, że autor w danym miejscu do czegoś nawiązuje, ale nie byłem w stanie w pełni zrozumieć kontekstu.
Za pomocą swoich bohaterów Crowley płynnie wprowadza do powieści wiele nurtów społecznych obecnych w Stanach Zjednoczonych w latach osiemdziesiątych (i wcześniejszych) ubiegłego wieku. Stanowi to ogromną siłę „Samotni”... ale też jedną z największych wad. Amerykański pisarz podwalinami książki uczynił szeroko pojętą ezoterykę, gnozę, ruch new age. Świetnie miesza te elementy, wplata do fabuły. Jednakże współczesny czytelnik może odnieść wrażenie, że „to już było”. Nieszczęście „Samotni” polega na tym, że do naszego kraju przed nimi trafiło multum książek o podobnej tematyce. Prezentowały podobne treści, choć w sposób nawet nie w połowie tak subtelny i złożony jak czyni to Crowley. W efekcie, o ile forma przedstawienia potrafi zachwycić i porwać, sama tematyka już niekoniecznie. Książce wyraźnie zaszkodziło aż tak długie oczekiwanie na premierę w naszym kraju.
„Samotnie” pod wieloma względami są podobne do „Małe, duże”, ale najbardziej rzuca się to w oczy w sposobie narracji. W obu książkach jest ona leniwa, powolna, pełna meandrów i przeskoków czasowych. Podobny jest również nastrój promieniujący z obu pozycji – nastrój tajemnicy i niesamowitości, cudów ukrytych nawet w najmniejszych rzeczach. To, co nowe, to zastosowanie struktury, można by rzec, szkatułkowej. Crowley stosuje opowieści w opowieściach, często zachodzących na siebie, tak że czasem ciężko określić, która z nich jest tą nadrzędną.
Po lekturze „Samotni” jestem pełen sprzeczności: z jednej strony zachwycony płaszczyzną językową i konstrukcją, a z drugiej nieco znużony poruszaną tematyką. Nie bez znaczenia jest również, że książka, będąc częścią większej całości, ledwie zarysowuje problematykę i nie udziela odpowiedzi. Zresztą, znając inne książki Crowleya, nie należy oczekiwać ich prostego przedstawienia.
Zabierając się za czytanie „Samotni” trzeba przygotować się na lekturę powolną i wymagającą. Crowley potrafi oczarować, ale jego proza jest raczej hermetyczna. I mimo niewątpliwej wartości, będzie dla wielu nieprzystawalna.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Neander - 22:28 21-02-2009
Na przyszłość - muzykę w tle wypadało by lekko ściszyć bo przeszkadza.
GeedieZ - 07:33 25-02-2009
Shadow nie wiedziałem, że nosisz okulary