Przypuszczam, że niewiele osób nie słyszało o Salmanie Rushdiem – a to za sprawą skandalu, jaki wywołała dwadzieścia lat temu jego książka „Szatańskie wersety”. Jednakże gdzieś w ogólnym szumie dotyczącym powieści wielu osobom umknęła jej wartość literacka. Ta jest niewątpliwe bardzo wysoka, stawiająca Rushdiego między największymi współczesnymi mistrzami pióra. Wszelkie walory pisarskie pochodzącego z Indii pisarza potwierdzają się również w jego najnowszej książce – „Czarodziejce z Florencji”.
Pisząc o książkach Rushdiego zwykle łatwiej jest określić, o czym one nie są. Podobnie jest i w tym przypadku. Na pewno nie jest to książka pełna wartkiej fabuły, gdzie zwroty akcji pojawiają się na co drugiej stronie. Opowieść płynie leniwie, niczym rzeka po równinie. Nurt jest powolny, lecz od czasu do czasu jego bieg przyspiesza, rwie do przodu. Pełno tu meandrów, wirów zmieniających tor narracji, kierujących opowieść na nową drogę, by przy kolejnej turbulencji wrócić do wcześniejszego koryta... lub przeskoczyć do jeszcze innego. Bynajmniej nie oznacza to chaosu. Wręcz przeciwnie, poszczególne wątki idealnie do siebie pasują, przeplatają się, mieszają. Opowieść snuje się spójnie, kolejne wątki logicznie wypływają jedne z drugich, nie ma gwałtownych przeskoków.
Czym zatem jest „Czarodziejka z Florencji”? Na pewno ma w sobie wiele z powieści historycznej. Opowieść rozciąga się na XV i XVI wiek i dzieje się na obszarze od Włoch po imperium Wielkich Mogołów. Nie jest to jednak linearnie opowiedziana historia, a raczej próba odkrycia przez postaci prawdy leżącej w zakamarkach przeszłości. Całość zbudowana jest trochę na zasadzie gawędy, trochę przypowieści, a trochę rodzinnych przekazów. Czytelnik znajduje się w takim samym położeniu, co większość postaci: próbuje przeniknąć współczesne im tajemnice, a jednocześnie rozwikłać zagadki tkwiące w mrokach przeszłości.
Na pozór „Czarodziejka z Florencji” ma baśniową formę, lecz osoba właśnie w ten sposób traktująca powieść Rushdiego, bardzo się pomyli. Choć sceneria jest rodem z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, choć miejscami prawidła rządzące światem zostają nagięte do potrzeb fabularnych, choć z kart miejscami aż promieniuje oniryczna atmosfera, to jest to jedynie wygodna i uzasadniona forma, dzięki której autor może z powodzeniem prezentować idee i prowadzić rozważania. Bez oskarżeń o dydaktyzm, bez odwoływania się do rzeczywistych wydarzeń. Pobudza wyobraźnię, zmusza do kojarzenia faktów, szukania powiązań.
Powieść Rushdiego to również wnikliwe studium społeczeństwa Indii. Przedstawia wydarzenia sprzed kilkuset lat, a już wtedy obecne były konflikty i tarcia, które w późniejszych latach zdominowały kulturę i stosunki społeczne na terenie współczesnych Indii. Jedną z kluczowych postaci „Czarodziejki z Florencji” jest Akbar, jeden z najwybitniejszych Mogołów. Przywódca światły, który choć nie stronił od siły militarnej, to stawiał przede wszystkim na dialog międzykulturowy. Starał się brać z islamu i hinduizmu to co najlepsze, zapewniać pokojową egzystencję obywatelom wyznającym różne systemy religijne, a w dużej mierze również filozoficzne. Rushdie wyraźnie mówi: to miłość napędza świat, staje się motywem postępowania ludzi. Tkwi w niej wielka moc, lecz nie wszyscy potrafią z niej skorzystać w sposób właściwy.
Rushdie to wielki erudyta, porównywalny moim zdaniem z Umberto Eco, a jednocześnie chyba jeszcze lepszy pisarsko. Każde zdanie jest wycyzelowane w najdrobniejszych szczegółach. Polecam czytanie sobie fragmentów „Czarodziejki z Florencji” na głos: dopiero w takich warunkach można w pełni wyczuć rytm, strukturę i piękno. Należy w tym miejscu pochwalić Jerzego Kozłowskiego za dokonanie bardzo dobrego przekładu, oddającego w pełni charakter prozy Rushdiego.
„Czarodziejka z Florencji” jest pełna atutów, nieczęsto pojawiających się we współczesnej literaturze. I jeśli nawet można w tej powieści znaleźć jakieś wady (na przykład stosunkowa słabość płaszczyzny fabularnej na tle pozostałych aspektów książki – ale przecież coś takiego nasuwa się tylko w porównaniu z natłokiem literatury stawiającej na akcję, kosztem innych elementów), to są one na tyle mało znaczące, że nie przeszkadzają w delektowaniu się lekturą.