NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Dąbrowski, Krzysztof T. - "Naśmierciny"
Wydawnictwo: Armoryka
Data wydania: Październik 2008
ISBN: 978-83-60276-88-4
Oprawa: miękka
Format: 14,5 x 20,5 cm
Liczba stron: 90



Dąbrowski, Krzysztof T. - "Naśmierciny"

Widziadło

Bał się, że zaraz spod łóżka wychynie jakaś okropna macka i wciągnie go tam, skąd przybyła. Wytężał wzrok usiłując wypatrzeć ewentualne zagrożenie. Po kilku pełnych napięcia sekundach oczy zaczęły się przyzwyczajać do panujących wkoło ciemności. Adaś ostrożnie wystawił głowę spod kołdry i dostrzegł kilkanaście złośliwie iskrzących się ślepi. Serce mu na chwilę zamarło ściśnięte trwogą, lecz po chwili uświadomił sobie, że przecież sam parę dni temu poustawiał na półce kolekcję pluszowych misiów - to ich szklane paciorki tak złowieszczo błyszczały.
O wy niewdzięcznicy! - odetchnął z ulgą. Spojrzał w głąb pokoju - znajdował się tam wielki czarny kształt, na szczęście pamiętał, że to tylko szafa.
Tylko szafa, w której może się COŚ czaić...
Księżyc przesłoniły chmury i zrobiło się jeszcze ciemniej. Deszcz bębnił coraz mocniej. Chłopiec zastanawiał się czy zaryzykować wyjście z łóżka - w końcu na szafce leżała mała ozdobna świeczka. Czułby się o wiele raźniej gdyby ją zapalił i upewnił się, że jest bezpieczny.
Bezpieczny? Chyba żartujesz głupcze! - zarechotał złośliwy głos w jego głowie. - Miałbyś raczej okazję popatrzeć sobie na spragnione krwi stworzenie, które wyskoczyłoby na ciebie z ciemnego kąta!
- Zamknij się! - syknął pod nosem i zerwał się z łóżka. Chciał mieć jak najszybciej za sobą cały ten koszmar.
Nagle pokój zalała niesamowita jasność, oślepiając go przez chwilę.


Tam gdzie gasną gwiazdy

Tego się nie spodziewali, już prędzej, że ujrzą Boga, ale to po prostu przekraczało ich zdolności pojmowania... nagle wszystkie teorie dotyczące wszechświatów równoległych znalazły swoje logiczne uzasadnienie, wszystkie tezy mówiące o tym, że ginący kosmos jest zastępowany przez nowy, też okazały się prawdziwe! Kapitan Hans Olo obejrzał się na załogę. Wszyscy byli poruszeni, nie dowierzali własnym oczom. Nikt nie spodziewał się że ujrzy...

***

Czy przodkowie mieli moralne prawo by decydować za przyszłe pokolenia? Czy misja usprawiedliwiała fakt, że Ziemia stała się dla nich mitem (starym, zakurzonym, który trzeba znać właściwie tylko z obowiązku)?
Manta Saria, ogromny statek kosmiczny, od ponad trzech tysięcy lat przemierzała kosmiczna pustkę by dokonać czegoś, co kiedyś byłoby uważane za czyste szaleństwo. Odkąd wieki temu naukowcy udowodnili, iż wszechświat w pewnym miejscu się kończy - a parę wieków później dowiedziono, że ów kraniec zbudowany jest z materii, jakby ktoś specjalnie otoczył wszystko wielkim murem - uznano, że sprawą najwyższej wagi będzie sprawdzenie, co się znajduje poza krańcem. Niektórzy nawet żartobliwie ochrzcili wyprawę mianem „Odkryć Boga” - wkrótce okaże się czy żarty nie były prorocze.


Było sobie życie

Stasiek otworzył oczy i ujrzał pożółkły z brudu sufit, rozświetlony mdłym światłem żarówki. Nie czuł bólu. Nie dręczyły deliryczne widziadła. Nawet kac odpuścił. Czuł się wyśmienicie, jak nowo narodzony. Drażniło go jedynie szlochanie Baśki, jego żony.
- Babo, co ci odwala? Nie dajesz człowiekowi pospać!
Lament nie ustawał.
„- Nie, no ta kobita mnie do szewskiej pasji doprowadza” - pomyślał.
Zerknął w jej stronę. Zalana łzami, pulchna blondynka w średnim wieku, ściskała i potrząsała jego rękę.
- No jasny gwint! Powariowałaś, czy co? Przestańże beczeć wreszcie!
Postanowił wyszarpnąć dłoń i przemówić babie do rozsądku, lecz o dziwo jego ręka... odkleiła się od tej trzymanej przez Baśkę. Miał teraz dwie lewe ręce!
- Ło matko przenajświntsza! O krucafiks! - jęknął zdając sobie sprawę, że musi być nawalony jak drzwi od gajówki.
Coś jednak było nie tak - przynajmniej takie miał wrażenie - samopoczucie dopisywało i nie był ani trochę pijany. Gorzej! Czuł się normalnie - czyli nie tak, jak powinien przy takich zwidach! Trzeźwiuteńki był jak mnich buddyjski, co to całe dnie spędza siedząc na zadzie i łącząc się umysłowo z kosmosem (ech, by bimbru łyknął taki to dopiero by miał kosmos)!
„- Skoro mam jazdy kiej bym był nagrzany, a we łbie nie huczy - dedukował - to może chory jestem? Trzeba wstać i się ogarnąć!”


010010101 podryw

Idąc, płynnie kołysała krągłymi, pełnymi biodrami.
„- Cóż za obudowa!” - westchnął rozmarzony.
Zeskanował błyskawicznie jej obraz, by poddać go gruntownej analizie. Opalona, rozwiane blond włosy, dorodna pierś, długie, zgrabne nóżęta, talia osy - bardzo atrakcyjny interfejs - chodzący ideał.
Teraz albo nigdy! Trzeba tylko znaleźć do niej odpowiedni klucz dostępu, by się zalogować - myślał gorączkowo. Może będzie jedynym użytkownikiem. Miał cichą nadzieję, że nie okaże się, że jest już zajęta.
Poczuł falę gorąca. Rumieńce - niedobrze, albo karta graficzna szaleje, albo procesor się przegrzewa.

Brrraciszek

Szybko oprzytomniałem, moja radość była przedwczesna. Oto ja, ten pierworodny, wokół którego wszyscy skakali, którego zachcianki były natychmiast spełniane, ten hołubiony rodzynek - nagle zostałem zepchnięty do roli usługiwacza, tego gorszego, na którego prawie nie zwraca się uwagi. Władzę w domu przejął mały, różowiutki bożek, do którego rodzice dniami i nocami pielgrzymowali, któremu oddawali niemalże nabożną cześć. To on był teraz w centrum uwagi. Zostałem okrutnie zdegradowany - cicho, bo braciszka obudzisz... no pobaw się z braciszkiem... zobacz jaki Adaś jest grzeczny, bierz z braciszka przykład... Uch, niedobrze się robiło. Co się z nimi stało? Dlaczego ten stwór tak ich odmienił? Jak śmiał? Szybko zacząłem żywić uczucie szczerej niechęci do tego małego gnoma. Rodzeństwo, z którego tak się cieszyłem, okazało się potworem!

Portret

Noc, mroczna czarodziejka, skrywająca pod swą płachtą cały świat, jak za dotknięciem różdżki sprawiła, iż niezliczone zastępy żywych istot w sen głęboki zapadły; inne zaś przebudziły się, by penetrować otaczające je mroczne zakamarki.
Pojawił się też Księżyc, tajemniczy wędrowiec, rozświetlający bladą łuną terytoria, które Noc wzięła na kilka godzin we władanie.
Świat nocnych istot wydawał z siebie chaotyczne dźwięki, jakby obłąkana orkiestra usiłowała stroić instrumenty. Spomiędzy szuwarów dobiegało leniwe skrzeczenie. Momentami coś przecinało mrok nocy rozedrganym, chrapliwym wrzaskiem. Świerszcze smętnie cykały. Od czasu do czasu, z okolicznego lasu, dobiegały groźne pohukiwania sowy i rozpaczliwe piski jakiegoś małego stworzenia.
Pobliskie miasteczko, nic sobie nie robiąc z tej kanonady dźwięków, powoli pogrążało się we śnie. Stopniowo znikała otaczająca je żółtawa łuna. W kolejnych domach gasły światła. W jednym z nich stary antykwariusz odłożył książkę na nocna szafkę, po czym zgasił światło.

***

Leżał już dobre pół godziny, a sen nie chciał nadejść. Z czasem zaczął mieć bardzo nieprzyjemne wrażenie, że w pokoju panuje przenikliwy ziąb. Włączył lampkę. Zazwyczaj zostawiał na noc uchylone okna, by mieć podczas snu świeże powietrze. Dziś wszystkie były pozamykane.
Dziwne, dzień był taki gorący, a teraz taka zimnica - pomyślał - może to ostatni podryg przemijającej zimy. Ostatecznie jest końcówka marca, jeszcze czasami może przymrozić.
Zgasił światło i opatulił się szczelnie pościelą. Trochę pomogło. Z zamkniętymi oczyma czekał na sen, jednakże pod powiekami, zamiast pierwszych upragnionych obrazów z krainy marzeń, nadal trwała nieprzyjemna czerń. Przez chwilę pomyślał, że być może tak właśnie wygląda pośmiertna egzystencja duszy kogoś, kto nie wierzył w Boga. Wzdrygnął się i odpędził nieprzyjemną wizję.
Na szczęście każdy dzień rozpoczynał poranną, pełną pokory modlitwą, więc nic mu grozić nie mogło. Niemniej jednak rozmyślanie o śmierci, przed snem, nie należało do najprzyjemniejszych zajęć.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał problemy z zaśnięciem. Zawsze było tak, że ledwie przyłożył głowę do poduszki, a już czuł ogarniające całe ciało przyjemne rozleniwienie powodujące złudne wrażenie delikatnego falowania - tak ukołysany odpływał w odległe krainy. Tym razem jednak Morfeusz nie był mu przychylny.
Może jakby zaczął rozmyślać o czymś przyjemnym... jak na zawołanie pojawiła się twarz pięknej dziewczyny.


Non omnis moriar

Ocknął się. A jednak wciąż żyje. Istnieje! Tylko dlaczego? Jakim prawem? Umysł nie mógł tego ogarnąć wywołując uczucie dyskomfortu. Filip pragnął tylko jednego - pogrążyć się w zapomnieniu. Zawsze myślał, że po śmierci człowiek przestaje istnieć. Nie sądził, że pozostanie choćby szczątkowa świadomość. A jednak, pozostała. Otaczała go pustka, czerń.
Odkąd sięgał pamięcią był zatwardziałym ateistą. Modlitwa? - nawet teraz, gdy schodził ze sceny życia, coś takiego nie przyszło mu do głowy.
A jednak nadal istniał. Niestety. Czuł się bardziej świadomy i żywy niż kiedykolwiek wcześniej. A może to tylko majaki niedotlenionego, obumierającego mózgu?
Otaczała go nieprzenikniona ciemność, gęsta i nieprzyjemna. Gdzie jest? Od jak dawna tu tkwi? Miał wrażenie, że czas przestał istnieć. Pogłębiało się nieprzyjemne poczucie zagubienia... jakby tu nic nie istniało - żadnych punktów odniesienia, dzięki którym mógłby określić swoje położenie. Tylko ta czerń, czerń, czerń.

Aniouuu

Razu pewnego umyśliło mu się, że jeśli by zrobił małą przerwę, to nikt by nawet nie zauważył. Przecież takich jak on były setki tysięcy. Czy to komu zrobi różnicę, że Armuelek poleniuchuje przez jakiś czas?
Jak pomyślał, tak zrobił. Opuścił sferę astralną.
Unosił się jak pyłek nad wielkim betonowym blokowiskiem. Jego rewir, jego cholerny rewir - wylęgarnia świeżych dusz. Ludzie padają tu jak muchy. Nawet teraz zmysły sygnalizowały kolejnego pacjenta do zabrania.
Poczekasz chwilkę kolego, poczekasz - pomyślał. - Chyba nigdzie ci się nie śpieszy? Masz całą wieczność.
Odkąd pamiętał chciał sprawdzić jak to jest być człowiekiem, odbierać zmysłami świat materialny. Co ich aż tak pociąga w tym wymiarze, że nie chcą go opuścić?

Naśmierciny

Gdy tak wspominam czekającą mnie kiedyś młodość, przypominają się obiadki rodzinne. To będzie codzienny domowy rytuał. Zaczyna się w chwili, gdy matka brudzi w zlewie naczynia i sztućce, po czym idzie tyłem w kierunku stołu. Gdy ustawi wszystkie upaćkane resztkami talerze, wtedy w różnej kolejności zasiadamy do stołu. Zaczynamy posiłek. Początkowo odżuwam wydobywający się z trzewi pokarm. Pod koniec tej czynności z ust wychodzi kawałek kotleta, który natychmiast nadziewam na widelec i odkładam na uświniony talerz. Za chwilę do tego kawałka doczepiam następny i w ciągu kwadransa na talerzu mam już calusieńki gorący i świeżutki kotlecik!

Misja

- Panie litościwujcie mi - wychrypiał ork widząc, że przybysz sposobi się do walki - ja walczyć nie chcem. Ja tu stojem i ostrzegam o groźniastym niespebeczeństwie.
- Hah głupcze - zaśmiał się rycerz dobywając miecza.
- To miejsce przeklętne, przeklętne ono jest! Błagajam was nie jeźcie tam o panie - ork padł na kolana i zaczął bić pokłony - a za dobre słowo nie zabijajujcie biednego Hlura proszem! Związajajcie mnie a nie zabijajujcie!

Hjonar nie miał zamiaru słuchać tego zielonego pokurcza, uniósł wysoko miecz.
- Ja łojciec, ja dziatki majum maciupinkie! maciupinkie! - chrypiał przerażony ork zasłaniając się cherlawymi łapkami.
Hjonar uciszył go szybkim, acz konkretnym cięciem.
- Teraz se możecie bratku ostrzegać i błagajować kogo chcecie. - Zaśmiał się chowając miecz do pochwy. - Przeklęte miejsce, dobre sobie!

Zemsta Franciszka

Powoli się do tego przyzwyczajał. Musiał. Nie miał wyboru. Staruszka założyła mu znienawidzoną obrożę i przypięła smycz. To było upokarzające - czuł się jak niewolnik. Kobiecina była już grubo po siedemdziesiątce i miała ze dwadzieścia kilo nadwagi. W drżących, pokrytych wątrobianymi plamami dłoniach trzymała kaganiec. Dlaczego to robiła? Czy nigdy nie zastanawiała się, jakie to nieprzyjemne? A gdyby jej ktoś takie coś założył - ciekawe jakby wtedy śpiewała? Odwrócił się. Na czym polega ta gra? Po co te przebieranki? Niestety, jak mus to mus, czego się nie robi będąc na czyimś utrzymaniu. Czasami trzeba znosić fanaberie starszej pani, w końcu gdyby nie ona byłby teraz tak samo wychudzony jak ci, co tam zostali. Zamiast miłego sadełka przez skórę prześwitywałaby klawiatura żeber.
Czuł, że zaczynała się złościć, jednak z czystej, wrodzonej przekory musiał - ot, tak dla zasady - choć trochę okazać jak bardzo mu się to wszystko nie podoba.
- Franciszku! Franciszku, odwróć się natychmiast! - rozedrgany, piskliwy głosik, któremu usiłowała nadać władczy ton, brzmiał przekomicznie. - Franciszku słyszysz mnie? Niedobry ty!
Masz szczęście, że takie dobre żarcie serwujesz - pomyślał - inaczej bym nie zniósł tego kłapania jadaczką.

0-700

- Jezu, a ty znowu swoje! - warknął rozdrażniony Marek. - Po co ci ta cholerna praca, skoro tak cię męczy? Po co, pytam? Przecież stać nas na to, żebyś nie pracowała!
- I co, prać mości panu skarpetki? - syknęła Joanna. - Robić papu? Co, może jeszcze pupcię podcierać? Jakbym była matką, to zrezygnowałabym z pracy!
- Wiesz przecież, że nie możemy.
- Możemy! Wystarczy tylko żebyś się zgodził.
- Nie byłoby moje!
- Kto jest ojcem? Anonimowy dawca spermy, czy człowiek, który je wychowuje i kocha?
- Nie i już! - warknął rozwścieczony, odwrócił się gasząc światło i nakrył pościelą po samą szyję.
Zawsze to samo - starał się powstrzymać łzy. - Zawsze, kurwa, to samo! Czy ona tego nie rozumie? Ja tak nie mogę! Nie byłoby częścią mnie. Jak miał bym je kochać? No jak?
Coraz częściej zastanawiał się, czy ich małżeństwo ma jeszcze sens. Nie mógł jej dać tego, czego chciała. Czuł się wybrakowany, gorszy. A Joanna tylko go upokarzała, zero zrozumienia. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się kochali. Chyba przed tym, jak usłyszał od lekarzy: „Przykro nam, nic się nie da zrobić”. Wiecznie zmęczona przez cholerną pracę. Przedszkolanka od siedmiu boleści! I po co to? Dostaje liche grosze, wraca skonana i jeszcze mówi, że się tam spełnia. A przecież firma prosperuje na tyle dobrze, że mogliby nic nie robić, relaksować się, albo wyjść gdzieś do kina, czy na kolację.
A może ona mi na złość robi? Może przestałem być atrakcyjny? Co to za facet, co nie może dzieciaka zrobić?
Słońce delikatnie prześwitywało przez na wpół opuszczone rolety. Otworzył oczy i ziewnął przeciągając się jak kocur. Joanny jak zwykle już nie było, siedziała w tym przeklętym przedszkolu. Poczłapał do kuchni by przygotować śniadanie - tak, bo przecież żoneczka zamiast zadbać o męża, i zrobić coś dobrego na dzień dobry, woli dbać o cudze rozwydrzone bachory.
Na stole leżała kartka. Podniósł ją, ale w zasadzie tylko odruchowo, bo domyślał się, co przeczyta. Nie pomylił się.
„Nie czekaj po pracy idę do Lusi mamy babskie spotkanie”.
Żadnego „dzień dobry”, żadnego „całuję”, tylko sucha, nabazgrana w pośpiechu, informacja.
Czy tak powinna się zachowywać kochająca kobieta? - pomyślał skwaszony. - Znowu będą ciche dni. - Zresztą „ciche dni” trwały już na dobrą sprawę od ładnych paru miesięcy. Chwile normalności były jedynie niewielkimi oazami na pustyni milczenia i braku zrozumienia.
Zajrzał do lodówki. Znowu tylko marne resztki. Ech, kobieta na diecie...
Co ona sobie myśli, że wszystko na mojej głowie? - zdenerwował się. - Firmę prowadzę, zarabiam, i co? Tak mi odpłaca?! - kopnął w szafkę.
Gdy trochę ochłonął wyciągnął zgrzewkę piwa - uznając, że dziś zrobi sobie wolne od szefowania - i zamówił pizzę. Jak zbity pies podreptał do dużego pokoju, którego centralnym punktem był ogromny plazmowy telewizor - najlepszy pocieszyciel.
Puścił na DVD „Jestem legendą”. Od dawna chciał porównać książkę z filmem, choć z góry zakładał, że z pewnością film jej nie dorówna. Dlatego miał w zwyczaju najpierw czytać, a dopiero potem oglądać. Współczuł tym, którzy robili na odwrót, bo na przykład jakby poszedł na takie „Ruiny” to potem wiedziałby, co będzie w książce i już by tak nie zaskakiwała. A przecież książka była o niebo lepsza, bardziej złożona, bogatsza. Poza tym skażony ekranizacją umysł przywoływałby obrazy z filmu - a Marek wolał pozostawić wszystko własnej wyobraźni (jakby nie było, w końcu to jest najlepszy reżyser!).
Siedział, oglądał, jadł pizzę i popijał ją piwem. Potem już tylko piwko piwkiem popijał, aż w końcu poczuł kojący błogostan.
Pod koniec filmu był już wstawiony.


Marek miotał się po pokoju, zupełnie jakby dostał ataku padaczki. Nagle padł na kolana i, ryzykując uszkodzeniem kręgosłupa, wygiął się mocno do tyłu. Czoło perliło się od potu, oczy nabiegły krwią, a na szyi wystąpiły tętnice. Ręce powyginane. Prawa rytmicznie dygotała, zaś palce lewej powyginane były jak u jakiegoś paralityka.
- Dooooonnnnt krajiaaajaaajaajajajajajajjjj! - naśladował ulubionego wokalistę, legendę, która stała się autoparodią, Axla Rose z Guns,n,Roses.
Trwał jeszcze przez chwilę w niebezpiecznej pozycji, po czym zerwał się na równe nogi gdy z telewizora zaczął lecieć rapowy kawałek. Skrzywił się i przyciszył odbiornik.
Ech, kiedyś to były czasy - pomyślał z rozrzewnieniem. Gdy był młody chciał zostać gitarzystą, wymiatać nieziemskie solówki jak Slash. Niestety, szybko doszedł do wniosku, że sześć strun to zbyt wiele jak na jego możliwości. Przeżucił się na bas, lecz i tu nie udało się przezwyciężyć drętwoty paluchów. O roli wokalisty nawet nie miał co marzyć. Nie ten głos, niestety.
- Taa, koleszszszko, tyyy, tam na gószszsze. Ty byszsz mi taak peedział czszemu mi taaak talentófff odmawiaszsz?
Odpowiedziało tylko ciche dudnienie z telewizora.



Dodano: 2008-11-09 15:55:29
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS