NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Whitton, Steve - "Sacred. Anielska krew"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Whitton, Steve - "Kroniki Ancarii"
Data wydania: Październik 2008
ISBN: 978-83-7574-034-9
Oprawa: miękka
Format: 113 x 183
Liczba stron: 320
Cena: 27,99
Tom cyklu: 1



Whitton, Steve - "Sacred. Anielska krew"

Miód był zimny i słodki, niczym płynny nektar, spływający miękko i kojąco po jej zmęczonym gardle. Zara dwoma łykami opróżniła dzban, odstawiła go z impetem na stół i sięgnęła po tytoń, żeby napełnić swoją fajkę. Dziewka wciąż stała przy stole i przyglądała się Zarze z zaciekawieniem.
– Nie jesteście stąd – to nie było pytanie.
Zara uniosła drzazgę z siarkowego drewna, przytrzymała płomień przy cybuchu i dmuchała, póki nie pojawił się błękitny, aromatyczny dym. Zgasiła drzazgę dwoma palcami i pokręciła głową.
– Nie, nie jestem.
– A skąd jesteście, jeśli wolno zapytać?
Zara zaciągnęła się fajką i popatrzyła na dziewkę zimnymi, lodowatobłękitnymi oczami. Oczy bombardiera, tak je kiedyś ktoś określił. Zara już miała polecić dziewce, by raczej troszczyła się o swój interes, ale zmieniła zdanie.
– Z Zachodu – powiedziała. – Z Mascarell.
– Ach, Mascarell – oczy dziewczyny roziskrzyły się. – Tam musi być przepięknie. Podobno tam wszyscy mieszkają w pięknych domach, jedzenia wystarczy dla wszystkich i wszędzie pełno jest kwiatów we wszystkich kolorach. Powiedzcie mi, pani, czy tak naprawdę jest? – w głosie dziewki brzmiała nadzieja podszyta lękiem, jakby bała się, że Zara zniszczy jej marzenia o raju na ziemi.
Zara zaciągnęła się fajką i układała sobie w myślach odpowiedź, kiedy głosy dochodzące znad stolika graczy stały się nagle głośniejsze.
– Do diabła! – warknął grubas z opaską i rąbnął pięścią w stół tak, że monety podskoczyły. – Ta przeklęta samochwała znowu wygrała! Tak nie może być! To nienormalne! Tyle szczęścia nie ma żaden człowiek!
Młodzik uśmiechnął się.
– To ty powiedziałeś, grubasku – powiedział obojętnie. – Tu nie idzie o szczęście, ale o umiejętności. Wprawę w grze. Taktykę i intuicję. Ale ty o tym nic nie wiesz. Nie smuć się, że przegrałeś, lecz pamiętaj, że jesteś szlachcicem, i zachowuj się, jak na szlachcica przystało.
Chciał już sięgnąć po stos monet, kiedy nagle mężczyzna z tatuażem chwycił go za prawe ramię i pociągnął je za rękaw kurty z tyłu. Trzy asy wypadły z rękawa Falka na stół i leżały tam, wystawione na widok.
Falk zamarł w pół ruchu. Jego pełen samozadowolenia uśmiech zapadł się, a z twarzy odpłynęły mu wszelkie kolory. Bardzo rzadko w gospodzie bywało tak cicho, że dałoby się usłyszeć spadającą igłę. Wydawało się, że świat wstrzymał oddech, nawet dym, unoszący się znad fajki Zary, znieruchomiał w powietrzu. Wszystkie oczy patrzyły na Falka i na leżące przed nim karty i chociaż nikt nic nie mówił, wszyscy myśleli to samo: „Oszust! Chłopakowi musiało się znudzić życie!”
Zara też zadawała sobie pytanie, czy młodzik lekceważył własne życie, czy po prostu był na tyle głupi, żeby oszukiwać. Ludzie, którzy żyli w tej dzielnicy, byli najniższą warstwą społeczeństwa i nie mogli znieść tego, że ktoś próbuje ich zepchnąć jeszcze niżej. Nie przypadkiem mówiło się: „nigdy nie próbuj okradać złodzieja”.
Sekundy mijały powoli, jakby czas był lejącym się syropem. Napięcie panujące w pomieszczeniu było tak wyczuwalne, że dałoby się go dotknąć.
Wreszcie grubas triumfalnie klasnął językiem, jakby od samego początku wiedział, że z Falkiem coś jest nie tak. Na ten sygnał zamarły świat znowu zaczął się kręcić.
– No tak, jak to szło? Umiejętności gracza, tak? Taktyka i intuicja, co? – grubas wstał z krzesła. – Jeśli jest coś, czego my tu, w Braverock, nie lubimy bardziej niż poborców podatkowych i pieniaczy, to gracze-oszuści – poszukał wzrokiem spojrzenia Falka, a jego oczy zalśniły, kiedy zapytał podstępnie: – Wiesz, co my tu, w Braverock, robimy z takimi szumowinami?
Falk przełknął głośno ślinę, a jego grdyka podskoczyła niespokojnie. Mimo to próbował zachować pokerowy wyraz twarzy i pokręcił głową. Jego głośna krasomówczość go opuściła.
Grubas spojrzał na Falka, a potem na chłopa z tatuażem.
– Pokaż mu, Brutus!
Otyłą twarz Brutusa wykrzywił pełen diabolicznej radości grymas, odsłaniający dwa rzędy poczerniałych
zębów przypominających rzędy nagrobków na cmentarzu. Sięgnął za pazuchę swojej skórzanej kamizelki i wyciągnął stamtąd nóż długości przedramienia. Falk spojrzał na broń i spróbował się odsunąć, ale wytatuowany był tuż za nim. Pociągnął prawe ramię chłopaka na blat stołu, a Brutus podszedł bliżej ze swoim nożem. Światło pochodni odbijało się od ostrej, lekko wyważonej klingi i sprawiało, że ta wydawała się migotać.
– O niebiosa! – wykrzyknęła dziewka, zasłaniając się dłonią. – Odrąbią mu rękę!
– Oszukiwał w grze – powiedziała Zara, pociągnęła z fajki i na powrót rozsiadła się na swoim krześle. – Jako jednorękiemu nie będzie mu już tak łatwo to robić.
Dziewka spojrzała na Zarę z mieszaniną przerażenia i wzgardy, ale zamiast coś odpowiedzieć, skupiła uwagę na tragedii rozgrywającej się ledwie dziesięć kroków od nich.
Wytatuowany wielkimi łapami przycisnął ramię Falka do stołu, jednocześnie Brutus obszedł go wokoło i przyjął odpowiednią pozycję. Lekko ugiął nogi, żeby łatwiej utrzymać równowagę, kiedy silnym machnięciem opuści w dół klingę, i „wypróbował” cięcie, nie robiąc go tak naprawdę.
Z zadowoleniem pokiwał głową.
– Dwa ciosy – powiedział.
– Po co dwa ciosy? – chciał wiedzieć zdenerwowany Falk. – Dwa ciosy, żeby złamać rękę? Ja wam tylko chciałem pokazać, jak się grywa na Wschodzie, głupio trochę wyszło i naturalnie cała pula jest wasza. Oczywiście, jeśli nie da się inaczej, to jestem skłonny...
Grubas z klapką na oku przerwał mu.
– Dwa ciosy, żeby odrąbać dłoń od ramienia – wyjaśnił, śmiejąc się szyderczo. – Można to i jednym ciosem zrobić, ale wtedy za szybko by się zabawa skończyła, rozumiesz?
Oczy Falka rozszerzyły się. Jego spojrzenie wędrowało od współgraczy do noża w ręce Brutusa i z powrotem.
– Przyjaciele, posłuchajcie, odnoszę wrażenie, że jesteście niezadowoleni, może nawet rozzłoszczeni. Ale wydaje mi się, że odrobinę wyolbrzymiacie sposób, w jaki chcecie dać wyraz waszemu niezadowoleniu. Może zamiast tego złamiecie mi dwa albo trzy palce? O ile mi wiadomo, jest to niesamowicie bolesne. – Na jego policzkach pojawiły się różowe plamy, a zimny pot niczym rosa skropił jego czoło, podczas gdy Brutus zrobił krok w tył, unosząc w górę nóż, gotowy, by zrobić to, co zrobić miał. Nieważne, jak hardy był młodzik, kiedy oszukiwał w karty – teraz nie był już nawet w połowie tym, za jakiego starał się uchodzić, wręcz przeciwnie. Rozgadał się, jakby od tego zależało jego życie, a nie tylko prawa ręka, i z każdym słowem mówił coraz szybciej, aż poszczególne słowa zlały się w jedną litanię. – Albo moglibyście mi wypalić piętno, takie, co mówi „nie zadawajcie się z tym typem”. Wtedy każdy by wiedział, jaka ze mnie gnida, a wy byście mieli swoje zadośćuczynienie. Bo o to wam chodzi, prawda? Wasze zadośćuczynienie...
Falk szarpnął się, kiedy Brutus nagle opuścił nóż. Wszystko, co chłopak zobaczył, to stalowy błysk, któremu towarzyszył świst. Falk krzyknął histerycznie, krótkim, urwanym wrzaskiem pełnym bólu, otwierając oczy tak mocno, że aż niemal wyszły z orbit. Krzyczał jeszcze bardziej, kiedy Brutus gwałtownym szarpnięciem wzniósł nóż ponownie nad stołem, w który klinga wbiła się na całe pięć centymetrów. Kiedy spojrzał, dostrzegł, że na ostrzu nie ma krwi, a jego współgracze śmieją się nikczemnie. Do Falka dotarło, że kolejny raz mu się udało, i głośno wypuścił powietrze. Niemal natychmiast znowu stał się beztroski i radosny.
– No, toście mnie wystraszyli – powiedział zaraz. Pot spływał mu strugami po zaczerwienionej twarzy. – Z takim numerem powinniście iść do teatru, tacy z was dobrzy aktorzy. Przez chwilę myślałem, że naprawdę chcecie mi odrąbać rękę.
– To była próba – powiedział złośliwie grubas. Jasne było, że panika młodzika go uradowała. – Żeby Brutus wiedział, jak ma uderzać. Dopiero teraz przekonasz się, jak to jest być jednorękim. – Skinął na Brutusa. – Zrób to trzema ciosami.
Brutus wyszczerzył się wrednie i uniósł nóż.
– Na Starych Bogów – załkała półprzytomnie stojąca obok Zary dziewka. Głos jej drżał. – O niebiosa.
Nóż zamarł na wysokości ramienia. Brutus błyszczącymi oczami spojrzał na rękę Falka.
Falk zaczął panikować i próbował się odsunąć, ale nie był w stanie wyrwać się z uścisku olbrzyma z tatuażem.
– Proszę, nie krzywdźcie mnie! – błagał. Nie odrywał oczu od ostrza noża. – Proszę was, nie krzywdźcie mnie, nic wam z tego nie przyjdzie, jestem jeszcze taki młody! Niech mi ktoś pomoże! – Rzucił spanikowane spojrzenie wokoło, ale nikt się nie ruszył, tylko dziewka zaciskała bezradnie dłonie.
– Proszę, nie – szepnął tak cicho, że nikt poza Zarą nie był w stanie tego usłyszeć. – Proszę, miejcie litość.
Ta jednak była Brutusowi obca. Uśmiechając się szeroko, opuścił ostrze, celując dokładnie w prawy nadgarstek Falka. Ostra jak brzytwa klinga przecięła powietrze niczym stalowa błyskawica, odbijając światło pochodni.
Ale w drodze w dół muskularne ramię nagle się zatrzymało, a ostrze zawisło nad nadgarstkiem chłopaka. W pierwszych chwili Falk zaniemówił, sądząc, że Brutus próbuje powtórzyć wcześniejszą sztuczkę, ale kiedy dostrzegł zaskoczone spojrzenia pozostałych mężczyzn, zorientował się, że coś jest nie tak – tak jak i Brutus, który ze zdziwieniem podniósł głowę i ujrzał, jak zaciśnięta prawa pięść Zary niczym taran zbliża się do jego twarzy, podczas gdy jej prawe ramię powstrzymuje jego dzierżącą nóż rękę z łatwością, jakby był słabym dzieckiem. Uderzenie sprawiło, że Brutus zatoczył się do tyłu, dalej od stołu. Nóż wypadł mu z palców i huśtając się na boki, utkwił w podłodze.
W jednej chwili wszystkie spojrzenia skupiły się na Zarze, a większość patrzących zadawała sobie pytanie, jak mogła się odważyć zadrzeć z towarzystwem – i do tego była kobietą. Półprzytomna dziewka zastanawiała się, jak Zara tak szybko dopadła tamtego stołu, skoro jeszcze ułamek sekundy wcześniej siedziała tu i kopciła fajkę. Brutus zebrał się do kupy i spojrzał z nienawiścią na Zarę. Ze złamanego nosa płynęła mu krew, brudząc jego podbródek i koszulę. Wyglądał, jakby ktoś w niego rzucił pomidorem.
– Ty! – warknął drżącym głosem Brutus i wbił w Zarę spojrzenie błyszczących oczu. Żyły mu drgały, jakby pod skórą wiły mu się węże. – Jak śmiesz podnosić na mnie rękę?
– Właśnie – zawtórował mu jednooki grubas. – Jak śmiesz?
Zara nic nie powiedziała, po prostu stała. Szeroki płaszcz okrywał jej postawną, żylastą sylwetkę. Kobieta nie przejawiała żadnych oznak zdenerwowania czy strachu. Była całkowicie spokojna, co jeszcze bardziej podsyciło wściekłość Brutusa.
– Zapłacisz za to, ty suko! – wykrzyknął.
Rzucił się na nią niczym rozszalały buhaj. Jego pięści zawirowały w powietrzu niczym cepy. Kobieta zręcznie uniknęła ataku, zakręciła piruet i wyprowadziła cios ze skrętu. Podeszwa jej buta trafiła Brutusa w okolice żołądka, a siła uderzenia odrzuciła go w tył. Kątem oka zobaczyła, że wytatuowany ruszył do ataku. Grubas złapał butelkę po wódce, uderzył nią o kant stołu i ze szklanym sztyletem w garści ruszył na kobietę od drugiej strony.
Zara stała nieruchomo i pozwoliła nadchodzącym z prawej i lewej mężczyznom podejść bliżej. Była absolutnie spokojna i tylko migoczące w jej oczach zimne iskry świadczyły o tym, że tli się w niej życie. Nagle wytatuowany znalazł się przy Zarze i zamachnął się na nią. Wdzięcznie umknęła na bok, tak że uderzenie trafiło w pustkę, a wytatuowany zatoczył się do przodu, mijając Zarę, której wystarczył jeden krok, by znaleźć się za jego plecami. Z ogromną siłą uderzyła go łokciem w potylicę, tak że zwalił się z nóg. Upadł twarzą w dół.
Grubas zaraz przystąpił bliżej i próbował rozerwać Zarze bok szklanym tulipanem. Zara uchyliła się, jednocześnie chwytając mężczyznę za ramię i uderzając jego dłonią o kant stołu. Pozostałości butelki, które trzymał między palcami, rozprysły się, a kilka ostrych kawałków szkła wbiło się głęboko w jego dłoń. Wrzasnął i wbił spojrzenie w poranioną rękę. Wola walki całkiem z niego uleciała.
Ale nie z Brutusa, który w tym czasie podniósł się z podłogi i zaszedł Zarę od tyłu, rozkładając szeroko ramiona. Zobaczyła, jak zbliża się do niej jego cień, i w ostatniej chwili umknęła na bok. Człowiek w skórzanej kamizeli sapnął ze zdziwienia, próbował utrzymać równowagę, a po chwili zatoczył się ponownie, kiedy kopniak Zary trafił go tym razem w bok. Nieskładne kroki doprowadziły go do stołu, przy którym we czterech grali w karty, a który teraz z piskiem przesunął się po podłodze pod naporem ciała mężczyzny.
Falk błyskawicznie poderwał się ze swojego krzesła i odsunął pospiesznie, podczas gdy Zara z szybkością kobry dopadła swojego przeciwnika i zaczęła go uderzać na przemian lewą i prawą ręką w twarz. Brutus chciał zablokować ciosy, ale bezskutecznie. Zara wciąż uderzała – z lewej, z prawej, z lewej, z prawej – aż wreszcie dłoń w pięść i uderzyła nią przeciwnika niczym potężnym młotem, tak że Brutus zrobił kilka kroków w tył, zderzył się z szynkiem i osunął w dół.
„Jeden z głowy, dwóch zostało”, przemknęło Zarze przez głowę. Obróciła się i zobaczyła, jak leci w jej stronę krzesło niesione przez wytatuowanego, który zebrał się już z podłogi. Było już za późno na unik, więc Zara instynktownie uniosła prawe ramię, zasłaniając się nim. Wytatuowany włożył w cios całą siłę i krzesło przy zderzeniu z ramieniem dziewczyny rozpadło się na kawałki. Fragmenty drewna, odłamki i drzazgi rozprysły się na boki. Zara odrobinę cofnęła się pod wpływem uderzenia, ale nic jej nie było. Wytatuowany nie mógł tego z początku zrozumieć. Potem jednak wyrwał się z osłupienia i znowu, ostatkiem sił, skoczył ku Zarze. Elegancko niczym tancerka uchyliła się przed jego ciosem, wyprostowała, złapała mężczyznę jedną ręką za kark i uderzyła jego głową o stół. Wesoło zabrzęczały leżące na stole monety, a wytatuowany z cichym westchnieniem opadł na podłogę. Zara odwróciła się do grubasa, jako że on jeden z całej trójki jeszcze stał na nogach. Wciąż była całkowicie spokojna, jej oddech ani razu nie przyspieszył.
Jednooki cofnął się lękliwie, przyciskając poranioną dłoń do koszuli. Na jego nadętych policzkach wykwitły czerwone plamy, a zimny pot perlił mu się na czole. Patrzyła na niego pewna zwycięstwa i pychy, póki jej wzrok nie zawędrował w dół, do jego zranionej ręki, z której krew kapała na podłogę.
Nagle coś się pojawiło w jej arystokratycznie bladych oczach. Obserwujący ją Falk dostrzegł to i zastanawiał się, co takiego przez sekundę było widoczne na twarzy Zary.
Czy to była... żądza?
Żądza krwi?


Dodano: 2008-10-06 18:12:30
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS