NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Ukazały się

Zahn, Timothy - "Thrawn" (wyd. 2024)


 Zahn, Timothy - "Thrawn. Sojusze" (wyd. 2024)

 Zahn, Timothy - "Thrawn. Zdrada" (wyd. 2024)

 Romero, George A. & Kraus, Daniel - "Żywe trupy"

 Thiede, Emily - "Złowieszczy dar"

 antologia - "Ekstrakty. Tom drugi"

 Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

Linki

Ringo, John & Williamson, Michael Z. - "Bohater"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Ringo, John - "Posleen"
Tytuł oryginału: The Hero
Data wydania: Lipiec 2008
ISBN: 978-83-7418-180-8
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 304
Cena: 29,90 zł
Rok wydania oryginału: 2004



Ringo, John & Williamson, Michael Z. - "Bohater" #4

4

Na niewidzialnym statku desantowym było ciasno i nie zrobiono tu niczego, co mogłoby uprzyjemniać załodze czy pasażerom lot, ale właściwie było mało prawdopodobne, by statek kiedykolwiek zobaczył jakichś pasażerów, może z wyjątkiem kuriera, a sekcje komandosów traktowano raczej jak ładunek.
Pod gołym sufitem biegły rury, wzdłuż grodzi i przejść ciągnęły się rzędy skrytek, a z każdego wolnego miejsca sterczały elementy konstrukcji. W powietrzu unosił się smród palonego metalu, ozonu i przesycony kurzem i potem zapach starości, z którym nie radziły sobie systemy podtrzymywania życia. Wszystko było białe, ale mimo regularnego sprzątania i napraw nieco wyblakłe ze starości. Jedynym kolorowym akcentem była jaskrawoczerwona śluza. W ładowni było ciasno i żołnierze musieli siedzieć ściśnięci, a Goryl niemal zgięty wpół, gdyż sufit był na wysokości niespełna dwóch metrów.
– Szkoda, że nie robią takich w rozmiarze dla normalnych ludzi – marudził. Tak naprawdę był już do tego przyzwyczajony; czasem wydawało mu się, że całe życie spędził w kucki. Zresztą na statku wszystkim było ciasno, tylko jemu bardziej to doskwierało.
W pokładzie pod ich stopami zionął otwarty właz, przez który wpadało do środka jaskrawe białe światło z olbrzymiego okrętu, do którego przycumowali. Okręty miały przeciwnie ustawione wektory ciążenia, a nieważkość w śluzach sprawiała, że przejście z jednego na drugi było niełatwe. Przyczyną otwartego włazu był stojący przed Dzwonem młody podporucznik Marynarki, drugi pilot statku desantowego i oficer odpowiedzialny za „ładunek”.
– Z naszej strony wszystko gra – powiedział. – Na trasie było kilka przypadków, które wyglądały na piractwo albo ostrą konkurencję handlową, zwłaszcza w bliskich układach. Kilka statków zniknęło. W locie widać nas jak na dłoni, a nasze pukawki niewiele mogą wskórać przeciwko okrętom wroga albo porządnemu piratowi. Ponieważ „Zivotinovitch” jest okrętem eskortowym, przycumowaliśmy do niego tylko na czas drogi. Dotrzemy tak do punktu najkrótszego dystansu, a dalej polecimy sami. Zaoszczędzimy w ten sposób jakieś sześć dni.
– Brzmi nieźle, poruczniku – powiedział Dzwon. – Im szybciej tam będziemy, tym lepiej.
– Tak właśnie pomyśleliśmy. – Tak naprawdę wcale nie mieli wyboru, a Armia co najwyżej mogła ponarzekać Sztabowi Generalnemu, jeśli jej się to nie podobało. – Chcecie się rozgościć na pokładzie „Ziva”?
– Nie, dzięki, synu – skrzywił się Dzwon. – Jesteśmy w szczytowej formie, dlatego wolałbym się teraz zahibernować, niż pozwolić, żebyśmy się upaśli na tym cholernym statku wycieczkowym.
– Jasne, ja też tak pomyślałem – odparł porucznik. Cholerne trepy z Armii, tylko by sobie życie utrudniali. Są zadowoleni, gdy są mokrzy, poobijani i mają breję w miskach. – Ale kazano mi przekazać zaproszenie.
– Och, doceniamy ten gest i pewnie skorzystamy z tego w drodze powrotnej, jeśli starczy miejsca, ale nie teraz. Przyzwyczailiśmy się do błota i zimna, i tak musi zostać.
– Co „Ziv” robi na tej trasie? – spytał Fretka. Udało mu się przecisnąć obok Goryla do skrytki. Tam zrzucił z ramion plecak i zaczął go wpychać do środka razem z innym sprzętem. – Myślałem, że to flagowiec Drugiej Floty.
– Wycofali go z powodu problemów z butlą fuzyjną – zaskoczył go porucznik. Fretka nie wiedział, że mężczyzna stoi tuż za nim.
– To świetnie. – Kiwnął głową, nieco speszony. – Miejmy nadzieję, że dobrze ją naprawili, bo inaczej to może być bardzo oświecająca wycieczka.
Porucznik na wpół się uśmiechnął, a na wpół skrzywił.
– No, pakujcie się na dół i ruszajmy – powiedział.
Dowcip nie był nowy, ale piechociarz nie mógł wiedzieć, o co w nim chodzi. Korekty fuzyjnych pól ograniczających były dość częste i pewne czynności nie powodowały żadnego zagrożenia, a jedynie zmniejszały wydajność. Ale gdyby doszło do prawdziwego wycieku, mógłby on spowodować wyłom w polu i skażenie maszynowni – irytujące, ale niezbyt poważne – za to gdyby nastąpiła kompresja w polu i jego przerwanie, wszystko stałoby się tak szybko, że nikt by niczego nie zauważył.
Kiedy Tirdal wchodził jako pierwszy na pokład, Dzwon uścisnął mu rękę. Oczywiście na pokaz, żeby załoga statku wiedziała, że jest oficjalnie akceptowany (Widzisz tego Darhela pod komendą człowieka? To na pewno jakiś konsultant), i żeby taka pogłoska rozeszła się po statku z prędkością niewiele ustępującą prędkości światła. Tirdal zabezpieczył swój sprzęt, a potem zaczął obserwować wchodzących na pokład.
Odbywało się to dość niezdarnie. We włazie panowała nieważkość. Żołnierze wchodzili do środka, obracali się i opadali w dół, początkowo szybko, potem coraz wolniej, aż wreszcie dotykali stopami pokładu. Polem sterował komputer traktujący wszystko jako osobny pakiet, więc każdy człowiek w polu poruszał się we własnym tempie. Przy wyjściu trzeba było lekko podskoczyć – pole unosiło człowieka w górę i wyrzucało na zewnątrz. Wnętrze śluzy było tak niskie, że wskoczenie w nią, a nawet wpełznięcie nie było trudne, ale mimo to pole działało, by ułatwiać przenoszenie ładunków i niedoświadczonych pasażerów.
Ładownia, którą mieli zajmować na czas podróży, była jeszcze bardziej zatłoczona niż przedział „na górze”. Mogła się w niej poruszać tylko jedna osoba, najwyżej dwie, dlatego musieli wchodzić pojedynczo. Tak naprawdę był to korytarz z pryczami po obu stronach, w tym momencie skonfigurowanymi w leżanki z lekko uniesionymi do góry nogami i plecami. Cztery prycze znajdowały się przy samym włazie, a po dwie z przodu i z tyłu. Korytarz był tak ciasny, że Goryl musiałby się obrócić bokiem i zgiąć wpół, dlatego zajął pryczę najbliżej włazu. Jego karabin gaussa z granatnikiem wisiał zabezpieczony na stelażu nad jego głową; specjalista miał na sobie uprząż bojową z amunicją, pulserem w kaburze, nożem bojowym i innymi sprzętami. Nie przeszkadzały mu; nosił je jak bieliznę i zdejmował tylko do kąpieli, a często nawet z nimi spał.
Wszyscy wiedzieli, że nie przepada za zamkniętymi pomieszczeniami.
– Miło i przytulnie, co, Goryl? – zażartował Thor. – Chcesz misia?
Prycze z podniesionymi teraz poręczami zabezpieczającymi wyglądały trochę jak dziecięce kojce.
Wyściółka, która uniosła się z poduszek, i pamiętające tworzywo jako wzmocnienie spowiły członków sekcji kokonami, z których wystawały tylko ich głowy i szyje. Dla Goryla z jego klaustrofobią to był koszmar.
– Może kapitan trochę cię odkryje – zaczął się z niego nabijać Thor.
– Jak będziemy wracać – odparował Goryl – podrzucę ci na pryczę parę robali i węży, Thor.
Thor natychmiast się zamknął – nie znosił węży.
Spadające z góry maski automatycznie przywarły do twarzy żołnierzy, a podporucznik i kobieta marynarz z załogi „Ziva” zaczęli im robić zastrzyki. Po takim zastrzyku pacjent nieruchomiał i jego twarz stawała się woskowo-szara. Były to typowe skutki działania hiberzyny. Potem marynarz wcisnęła przycisk i pamiętające tworzywo zalało ciała żołnierzy, tak że każdy z nich zamienił się w kostkę matowego szarego plastiku. Hiberzyna i opakowania sprawiały, że komandosi znaleźli się w stanie stazy.
Tirdal przyglądał się z uwagą całej tej procedurze, gdy nagle sanitariuszka odwróciła się do niego.
– Kładziesz się?
Tirdal zastrzygł uchem.
– Nie, hiberzyna niezbyt dobrze działa na Darhelów. Wywołuje nieprzyjemne efekty uboczne.
– To dziwne. – Kobieta zmarszczyła brwi. – Myślałam, że Darhelowie wynaleźli ją najpierw dla siebie, a dopiero potem przystosowali dla ludzi.
– Nie – odparł Tirdal z ponurym wyrazem twarzy. – Została opracowana dla ludzi przez Tchpth, na życzenie Darhelów, jakieś cztery tysiące waszych lat temu.
Odwrócił się, zręcznie wyskoczył w górę do włazu i ruszył na pokład pancernika.
Zdziwiona sanitariuszka popatrzyła na strzykawkę, a potem spojrzała na podporucznika.
– Myślałam, że spotkaliśmy Darhelów dopiero tysiąc lat temu.
– Ja też.
I w tym momencie oboje wymienili nieco zaniepokojone spojrzenia.



Dodano: 2008-08-01 14:06:35
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"


 Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia

 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS