Północ-Południe, czy też Wschód-Zachód, gdzie szukać arcydzieła?
Kiedy pisarz debiutuje na rynku znakomitą książką, nie dziwota, że czytelnicy od każdej jego następnej pozycji oczekują przynajmniej zachowania poziomu startowego. Tymczasem często wydawcy wrzucają na początek „kąski” najlepsze. I chociaż początkowo bałem się, że druga w Polsce książka MacLeoda „Wiekom światła” nie dorówna, to w ostatecznym rozrachunku mogę spokojnie stwierdzić: książki tego pisarza będę kupował w ciemno. „Dom Burz”, chociaż ostatecznie jest raczej gorszy od „Wieków światła”, a na pewno mnie osobiście nie zachwycił tak bardzo, to i tak należy do grona powieści co najmniej dobrych.
Przede wszystkim należy docenić język autora, bardzo plastyczny, wręcz ocierający się o geniusz. Barwne opisy Invercombe, miast, budynków - to wszystko sprawia, że pod względem czysto językowym szkockiego autora należy postawić w gronie najlepiej obecnie piszących autorów w języku angielskim. To także kwestia wyczucia i językowej wrażliwości; za pomocą kilku słów MacLeod znakomicie kreśli opisy i wbija człowieka w trzewia świata przedstawionego. Niestety, język jest praktycznie jedynym aspektem powieści, do którego przyczepić się w żaden sposób nie mogę.
Weźmy na przykład bohaterów. Nie sposób odmówić MacLeodowi umiejętności ich tworzenia. Widać to było już w „Wiekach światła”, dlatego miałem nadzieję na kalejdoskop barwnych, wspaniałych postaci. Jednak w przypadku „Domu Burz” tylko Alice Meynell została wykreowana perfekcyjnie. Mało jest tak wyrazistych postaci w literaturze fantastycznej. Tym bardziej żal ściska, że tak wspaniała postać znika na pewien czas z kart powieści, żeby ustąpić miejsca bohaterom stworzonym gorzej, co nie znaczy źle. A chociaż zarówno Ralph, jak i Marion, są wiarygodni, to jednak nie budzą takich emocji; z kolei Klade nie jest wykreowany tak dobrze, jak być powinien w kontekście postaci Alice. Prawdę powiedziawszy jego wątek najbardziej mnie irytował, zresztą również on sam, ale to chyba kwestia gustu.
Relacje między bohaterami, ich związki rodzinne i społeczne, stanowią koło zamachowe fabuły. Podobnie jak w przypadku „Wieków światła”, autor wykorzystuje w tym celu wydarzenia historyczne: w tym przypadku amerykańską wojnę secesyjną, która w fikcyjnej Wielkiej Brytanii MacLeoda rozpętuje się pomiędzy Wschodem a Zachodem. Nie jest to jednak powieść stricte wojenna, ani fantastyczny odpowiednik „Północ-Południe”. Konflikt zbrojny służy tutaj – niczym rewolucja w „Wiekach światła” – ukazaniu pewnych cech ludzkiego charakteru. To kolejne narzędzie w rękach utalentowanego autora piszącego przede wszystkim o człowieku.
Pod tym względem „Dom Burz” niewiele się różni od „Wieków światła”, bo MacLeod garściami czerpie z kultury tak dziewiętnastowiecznej, jak i wczesnego dwudziestego wieku. Wprawdzie bohaterowie „Domu Burz” zmagają się z problemami post-rewolucyjnego świata – za którego wykreowanie należą się MacLeodowi wielkie brawa, bo jest to uniwersum logiczne i spójne, a przy tym niezwykle ciekawe – jednak należy zaznaczyć, że część użytych w powieści elementów zostało użytych w poprzedniej „eterowej” książce.
Przykład: ciężkie dzieciństwo Ralpha. MacLeod staje się tutaj powtarzalny względem samego siebie; wciąż widzimy sam destylat z kultury brytyjskiej. Czy to źle? I tak, i nie. Tak: bo po autorze klasy MacLeoda oczekiwać powinno się dużo, dużo więcej. Nie: bo mimo pewnej powtarzalności to i tak autor będący poza zasięgiem wielu innych twórców.
Niestety, również fabularnie „Dom Burz” kuleje. Z podzieloną na trzy części opowieścią jest ten sam problem, co z bohaterami: jest nierówna. Pierwsze dwie części są mniej więcej na poziomie „Wieków światła”, potem następuje spadek formy. W końcówce powieść leci na łeb na szyję, jakby MacLeod tracił kontrolę nad wizją. Na szczęście nim do tego dojdzie, można się spokojnie delektować lekturą.
Pomimo pewnych wad, jest „Dom Burz” i tak powieścią przewyższającą zdecydowaną większość literatury fantastycznej. To jednocześnie uczta wyobraźni, ambitna próba pokazania fantastyki XXI wieku i nie do końca udana próba pokazania literatury charakterystycznej dla danego regionu kulturowego. Oby więcej takich prób.
Autor:
Żerań
Dodano: 2008-07-24 19:19:46