W dniach 12-15 czerwca fantaści znów zawitali do Nidzicy na Międzynarodowy Festiwal Fantastyki. Jak zwykle konwent odbywał się na nidzickim zamku, a uczestnicy imprezy mieszkali w oddalonym od miasta ośrodku. Tym razem wybór organizatorów padł na Kalbornię i ośrodek Inter-Piast, który w przeszłości już gościł uczestników festiwalu. Tam też miały miejsce mniej oficjalne punkty programu.
Niestety nie dane nam było uczestniczyć w pierwszym dniu festiwalu. Trochę szkoda, bo właśnie tego dnia zorganizowano najwięcej spotkań autorskich – czyli czegoś, co w założeniach powinno być najbardziej interesujące dla osób związanych z portalem literackim. Przegapiliśmy spotkania m.in. z Komudą, Grzędowiczem, Kossakowską czy Orbitowskim. Całe szczęście, w ciągu następnych dni odbywały się inne punkty programu z ich udziałem.
Dotarliśmy na miejsce dopiero w czwartek wieczorem, nie bez komplikacji komunikacyjnych. Akurat rozpoczynało się ognisko. Bardzo szybko zmęczenie i irytacja podróżą zniknęły, odegnane spotkaniami ze znajomymi, pieczoną kiełbaską i różnorakimi napojami. Zabawa była przednia, choć toczyła się dwutorowo. Część osób skupiła się wyłącznie przy ognisku, część, spora, dzieliła czas między ognisko a oglądanie meczu Polska-Austria. Po sportowych emocjach zabawa trwała jeszcze długo.
Piątek również rozpoczął się od spotkań autorskich. Najpierw Lech Jęczmyk przedstawiał swoją wizję świata, z którą można się zgadzać lub nie. I zapewne właśnie od tego zależy odbiór tego spotkania. Później przed zgromadzonymi wystąpił Andrzej Pilipiuk, który opowiadał o różnych strachach, diabłach i demonach zaczerpniętych z wierzeń ludowych naszych wschodnich sąsiadów.
Tego dnia miały miejsce również dwa punkty programu poświęcone Johnowi Crowleyowi i jego twórczości. Można było się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy choćby o „Ægypcie”, które z pewnością pozwolą lepiej zinterpretować ten skomplikowany cykl.
Piątek miał również rozbudowany program artystyczny. Po zamkowym dziedzińcu przechadzali się poprzebierani uczestnicy konwentu, biorący udział w konkursie strojów. Pod wieczór odbył się wernisaż prac Wojciecha Siudmaka oraz rozmowa z grafikiem prowadzona przez Macieja Parowskiego. A skoro o tym mowa, warto wspomnieć, że „Diuna” podczas festiwalu była obecna nie tylko na grafikach Siudmaka, ale również można było wziąć udział w konkursie wiedzy o powieści Franka Herberta oraz wysłuchać minirecitalu do poezji Gurneya Hallecka. To zresztą nie była jedyna atrakcja muzyczna: wieczornemu grillowi na zamkowym dziedzińcu towarzyszył występ zespołu „Shannon”. Niestety plany trochę pokrzyżował deszcz.
Po powrocie do ośrodka wielu uczestników festiwalu spotkało się jeszcze w kawiarni, gdzie dyskusje toczyły się do późnych godzin nocnych.
Sobota rozpoczęła się spotkaniem z gwiazdą festiwalu - Johnem Crowleyem. Pisarz opowiadał o kursach creative writing, na których jest wykładowcą w Stanach Zjednoczonych. Dla słuchaczy sporym zaskoczeniem było, iż można zostać dyplomowanym pisarzem. Oczywiście, nie oznacza to automatycznie sukcesu wydawniczego. Jakiś czas potem Konrad Walewski przeprowadził wywiad z Crowleyem, po którym chętni zadawali pisarzowi pytania dotyczące jego książek, spojrzenia na literaturę i w zasadzie wszystkiego innego też.
Wieczorem, już w hotelu, odbyła się tradycyjna Biesiada Mazurska. Jadła i napitków było w bród, a że i towarzystwo przednie – zabawa trwała do białego rana. Oczywiście część osób zmęczyła się szybciej, ale wielu konwentowiczów bawiło się do późnych godzin wieczornych czy raczej – wczesnych porannych.
Niedzielny poranek dla wielu był poważnym wyzwaniem, ale trudy poprzedniej nocy dzielnie znosili. Autobusy ze spakowanymi już na drogę powrotną uczestnikami wyruszyły punktualnie. Na zamku zapanowała atmosfera rychłego końca festiwalu. Popakowane plecaki, co chwilę żegnające się osoby sprawiały, że wszyscy byli trochę nieobecni. W takich warunkach odbyły się jednak kolejne punkty programu, jak na przykład spotkanie z Marcinem Przybyłkiem, który starał się przekonać uczestników, że wolna wola nie istnieje. Po prelekcji zdania pozostały podzielone na ten temat – ale to i dobrze, biorąc pod uwagę zdrowie psychiczne uczestników spotkania.
Z zamku wyjechaliśmy niemal jako ostatni, by w przednim towarzystwie udać się na pociąg. Zdążyliśmy na styk i w wesołym wagonie ruszyliśmy do Warszawy. Do domu dotarliśmy po 20.00, w sam raz by usiąść nad książką i pouczyć się do poniedziałkowego egzaminu. W Nidzicy działo się tyle, że człowiek zapomniał o tak prozaicznych rzeczach jak nauka.
W tym roku w Nidzicy zorganizowano sporo paneli dyskusyjnych. Nie ma zbyt wielkiego sensu omawiać ich wszystkich po kolei, zajęło by to zbyt wiele czasu, a i nie o każdym warto wspominać. Po wysłuchaniu kilku nasuwa się jednak konkretna refleksja: bardzo istotny jest moderator dyskusji. Dobry nawet z niezbyt szczęśliwego tematu potrafi wycisnąć interesującą treść, zadając intrygujące pytania, zmuszające dyskutantów do wysiłku. Ważna jest również charyzma, by przy stole panował ład i porządek, rozmowa nie schodziła na manowce, a zbyt aktywne jednostki z publiczności nie torpedowały rozmowy. Mimo że część paneli była średnio udana, to jest to krok w dobrym kierunku. Dobrze poprowadzone są lepszą alternatywą niż kolejne spotkanie autorskie jakiejś sławy rodzimej fantastyki.
Porównując XV Międzynarodowy Festiwal Fantastyki z zeszłorocznym, trzeba przyznać, że nowa edycja wypadła trochę słabiej (choć z rozmów wiemy, że wiele osób miało odmienne zdanie na ten temat). Głównie za sprawą programu, który sprawiał wrażenie dosyć luźnego, z mniejszą liczbą interesujących spotkań i prelekcji. Co prawda obyło się też bez wpadek, z których to przynajmniej jedna miała miejsce w zeszłym roku.
Goście z kraju dopisali. Było wielu pisarzy – nie wszyscy oficjalnie, niektórzy pojawili się incognito, jako zwykli uczestnicy konwentu. Gorzej było z pisarzami z zagranicy. Sam John Crowley to trochę za mało. Przy całym szacunku, jego wizyta nie była takim magnesem jak na przykład Aldissa rok wcześniej.
Jednakże Nidzica to przede wszystkim atmosfera – a ta była świetna. Nie brakowało okazji do spotkań ze znajomymi lub poznania nowych ciekawych osób. Wiele interesujących dyskusji toczyło się na zamkowych korytarzach czy przy ognisku. Przecież zawsze można podejść, zadać pytanie ulubionemu pisarzowi. Równie ważne, a może ważniejsze od oficjalnego programu, są atrakcje, których na próżno szukać w informatorze. Pod tym względem tegoroczna Nidzica wypadła znakomicie.