NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Carey, Mike - "Mój własny diabeł"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Carey, Mike - "Felix Castor"
Tytuł oryginału: The Devil You Know
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data wydania: Kwiecień 2008
ISBN: 978-83-7480-081-5
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 400
Cena: 29,99
Rok wydania oryginału: 2006
Tom cyklu: 1



Carey, Mike - "Mój własny diabeł"

W szeroko pojętej fantastyce znajduje się miejsce dla różnych konwencji i gatunków literackich. Jednym z nich, nota bene bardzo popularnym, jest kryminał. Skomplikowane zagadki i doszukiwanie się złoczyńcy w niemal każdym bohaterze połączone z nadnaturalną otoczką sprawiają, iż lektura przysparza jeszcze większych emocji i wypieków na twarzy. Przynajmniej tak być powinno. Niestety, nie zawsze. I właśnie tak w dużej mierze jest z „Moim własnym diabłem” Mike’a Careya – książką opartą na właściwych założeniach, ale niezbyt szczęśliwie napisaną.
Powieść Careya spróbuję przeanalizować na trzech polach, które moim zdaniem są najbardziej istotne w mariażu fantastyki i kryminału: świat przedstawiony, intryga fabularna i bohater. Pomijając kwestie językowe, to właśnie od umiejętnej kompozycji tych elementów zależy, czy książka będzie udana.

Świat przedstawiony

Rzecz się dzieje w Londynie, w czasach mniej więcej nam współczesnych. Różnica jest jedna, acz zasadnicza: duchy istnieją (demony zresztą też)! Mało tego, potrafią nieźle narozrabiać, opętując, strasząc czy przekształcając zwierzęta w różnego rodzaju łaki. Większość zjaw jest niegroźna, choć czasem natrętna. Jednakże raz na jakiś czas pojawia się naprawdę groźny upiór i wtedy wszyscy dookoła zaczynają mieć problemy.
Na tym polu nie mam do Careya w zasadzie żadnych zarzutów. Delikatna zmiana naszej rzeczywistości jest całkiem udana, choć może niezbyt oryginalna. Niemniej tak niewielka ingerencja często robi większe wrażenie niż natłok elementów fantastycznych. Szkoda tylko, że autor nie pokusił się wyjaśnić powodów, dla których duchy zaczęły nawiedzać ludzi. Być może zostawił to na dalsze tomy – tym bardziej, że z rzuconych tu i tam półsłówek można wywnioskować, że Carey ma to już w głowie poukładane i czeka tylko na właściwy moment, żeby ujawnić tę tajemnicę czytelnikowi.
„Mój własny diabeł” jest utrzymany w konwencji noir. Na kartach książki poznajemy mroczną stronę stolicy Anglii, jej półświatek, gdzie ludzie nie patyczkują się ze sobą, a wyjaśnienie intrygi wcale nie będzie przyjemne. Osobiście takie klimaty bardzo mi odpowiadają i trochę żałuję, że Carey jeszcze bardziej ich nie podkręcił.

Bohater

Skoro są duchy, konieczne są też osoby, które będą się nimi zajmować. A konkretnie: odsyłać w niebyt. Kimś takim jest Felix Castor. Gdy już wyczuje ducha, zrozumie jego naturę, zaczyna grać na flecie. Oplata muzyką zjawę i ta znika wraz z końcem gry1).
Abstrahując od profesji głównego bohatera, warto postawić pytanie, jakim typem człowieka on jest? Odpowiedź jest prosta: to typowy prywatny detektyw, kolejna wariacja na bazie Marlowe’a. Nie stroni od alkoholu, ma słabość do kobiet (im bardziej fatalnych, tym większą), ledwo wiąże koniec z końcem. Choć jego działalność jest zawieszona między prawem i bezprawiem, to z żelazną konsekwencją przestrzega prywatnego kodeksu moralnego. Znamy to, prawda? Szkoda tylko, że Castor jest pozbawiony charyzmy cechującej jego literackiego antenata. W efekcie jego losy raczej mało interesują czytelnika.

Intryga

Jak przystało na kryminał, musi być zbrodnia. Najlepiej tajemnicza i okrutna. Tak też jest w „Moim własnym diable”. Jej przedsmak poznajemy, gdy na scenie pojawia się duch młodej kobiety z czerwoną zasłoną zamiast twarzy. Nawiedza on raczej nudne miejsce – archiwum. Gdyby ograniczył się jedynie do pojawiania się w najmniej spodziewanych momentach, zapewne nikt by się nią nie zainteresował. Jednakże w pewnym momencie przyczynił się do okaleczenia jednego z pracowników, a to już sprawa poważniejsza. W tym momencie wkracza Castor. Jego zadaniem jest jedynie pozbycie się zjawy, lecz jak łatwo się domyśleć, to mu nie wystarcza. Rozpoczyna śledztwo, które doprowadzi go do wielu niezbyt przyjemnych sytuacji.
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w porządku. Jest zawiązanie intrygi, jest i suspens. Sam pomysł można uznać za udany, jego kolejne etapy poprowadzone – za logiczne. W warstwie koncepcyjno-logicznej Carey spisał się na medal. Kuleje jednak wykonanie. Ten nieuchwytny element, dzięki któremu kolejne pokolenia zaczytują się w książkach Chandlera czy Christie. Główną winą obarczyłbym brak emocji, uczuć w książce. Nawet przy dość drastycznych scenach czytelnikowi nie jeży się włos na głowie, a nad kolejnymi awanturami z udziałem Castora przechodzi się bez mrugnięcia okiem. Carey ma długie doświadczenie komiksowe i być może właśnie w tym leży przyczyna. To, co w komiksie można oddać kreską, grą świateł – w powieści należy odmalować słowem. Widać nie był do końca tego świadomy lub też zabrakło mu umiejętności2).
Sytuację nieco ratuje próba nadania fabule drugiego wymiaru: spekulacji na temat natury duchów i ich losów po odesłaniu podczas egzorcyzmów. Powoduje to nasilające się dylematy u Castora, choć z racji jego raczej niezdecydowanego charakteru, brak jest odpowiedniego kontrastu.
Dodatkowo w książce jest sporo fragmentów, których obecność nie jest niczym uzasadniona, dłużyzn po prostu. Castor ma problemy z trafieniem na właściwe pomysły, błąka się bez celu. Być może pomysłów Careyowi starczyło na nowelę i tylko z rozpędu napisał powieść?

„Mój własny diabeł” oparty jest na niezłych pomysłach osadzonych w znanych i sprawdzonych konwencjach. Najsłabszą, i przechylającą szalę oceny, cechą jest wykonanie. Choć książkę czyta się płynnie i nawet z pewną przyjemnością, to po zakończeniu lektury pozostaje niedosyt, a przygody Castora błyskawicznie wylatują z głowy. Nie skreślam jednak Careya. Kładę te niedociągnięcia na karb braku doświadczenia i widzę potencjał w wykreowanym świecie. „Mojego własnego diabła” oceniam raczej chłodno, ale prawie na pewno sięgnę po następną część, by przekonać się, czy Carey spełni pokładane w nim nadzieje.



1) Rozwiązanie pomysłowe i dosyć oryginalne. Chciałoby się wręcz, by ten wątek został pociągnięty, gdyż pięknie posłużyłby budowaniu nastroju w powieści, którego to nastroju, niestety, za wiele nie ma.

2) Moim zdaniem to przypuszczenie jest mniej prawdopodobne, gdyż książka jest napisana lekkim językiem i pod względem technicznym niewiele można jej zarzucić.




Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Dodano: 2008-06-19 19:57:26
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

GeedieZ - 14:50 28-07-2008
Co do przypisu pierwszego. Opętanie muzyką demona to numer stary jak świat przecież. Jakoś całkiem niedawno chyba użył tego Garth Nix w tej trylogii Sabriel, Lirael czy jak jej tam było. Tam się dzwoniło dzwoneczkami w odpowiednim momencie z tego co pamiętam. I coś mi się kojarzy, że w cyklu Rai-Kirah też było coś z muzyką i demonami ale dokładnie nie pamiętam czy za jej pomocą się je odganiało.

Co do Careya i jego książki. Nie mogę uwierzyć, że oceniłeś wyżej Płacz narodzonych Barclaya - przedmuchaną, prostą opowiastkę o wojnie i bohaterach rodem z przedszkola. Nie powiesz mi chyba, że Barclay przewyższa Careya warsztatem czy pomysłowością? O kreacji bohaterów nie wspomnę.

Mój własny diabeł to dla mnie hit ostatnich miesięcy - lektura, która stoi na wiele wyższym poziomie niż wszędzie chwalony Scott Lynch i jego "Kłamsta Locke'a Lamory". Bohaterowie niby podobni, światy podobnie doprawione małą ilością magii (u Lyncha może mniej), a jakże lepiej się czyta jedno od drugiego!

Shadowmage - 15:05 28-07-2008
Nixa nie czytałem, więc się nie wypowiadam. Podobnie jak Rai-Kirah. Jedyne co mi przychodzi to zaklinanie szczurów muzyką fletu :) Dla mojego sklerotycznego umysłu była to nowość, choć nie przeczę że gdzieś-kiedyś mogłem się z tym spotkać. Niemniej nie pamiętam :)

To, że Carey jest dla Ciebie hitem jest jak najbardziej zrozumiałe: zgodni przecież jesteśmy od święta. Jakie mam zastrzeżenia już napisałem i jak zwykle mamy odmienne zdanie. Nie mam zamiaru Cię przekonywać do swoich racji. I tak, uważam, że fajniejsze pomysły miał Barclay niż Carey, tego pierwszego też mi się lepiej czytało. Choć porównywanie tych dwóch książek jest ciężkie.

nosiwoda - 11:02 01-08-2008
Zasadniczo zgadzam się z Tobą, Shadow, poza ostateczną oceną. Bo to jednak IMO jest sympatyczne i solidne czytadło. No i skojarzenia moje były jednoznaczne: Hellblazer (a raczej Constantine, w wersji filmowej).

Maeg - 11:59 01-08-2008
Carey jest sympatyczny to fakt, ale największą jego wadą (co już wskazał Shadow) jest to że wylatuje z głowy prawie od razu. Wspomniany przez GeedieZ Lynch siedział dłużej i jakieś zainteresowanie wywołał. A Carey? Przeczytam drugi tom, żeby przekonać się jak jeden wątek się rozwinął.

@nosiwoda: Dziwne by było gdyby z Constantinem Ci się nie skojarzyło. ;)

nosiwoda - 12:04 01-08-2008
Ale Shadowowi się nie skojarzył, a przynajmniej o tym nie napisał, dlatego zaznaczyłem :)

Shadowmage - 12:52 01-08-2008
No nie napisał, choć skojarzenie jest oczywiste :)

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS