NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

Moon, Elizabeth - "Walka z wrogiem"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Moon, Elizabeth - "Wojny Vattów"
Tytuł oryginału: Engaging the Enemy
Data wydania: Maj 2008
ISBN: 978-83-7418-181-5
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 400
Cena: 33,90 zł
Rok wydania oryginału: 2006
Tom cyklu: 3



Moon, Elizabeth - "Walka z wrogiem" #4

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jestem przekonana, iż nie chce pan, aby ktoś, kogo pan nigdy wcześniej nie widział, próbował uzyskać dostęp do kont korporacji – oznajmiła Stella, wkładając w ton głosu cały swój wdzięk. Opiekun konta The Crown&Spears przytaknął, nie spuszczając z niej czujnego wzroku. – Choć znam numery kont i hasła – ale nawet przy najlepszych zabezpieczeniach takie informacje można wykraść. Ja jednak chciałabym otworzyć nowe konto. Oczekujemy transferów należności, jakie są nam winni członkowie konwoju, który właśnie przybył. Chcę tych samych warunków, na jakich funkcjonują inne konta Vattów.
– Eee... to wydaje się być rozsądne – uznał urzędnik. – A gdyby naprawdę pani czegoś potrzebowała... Możemy zaaranżować...
– Nie trzeba – odparła Stella, uśmiechając się do niego i odnotowując taką samą reakcję, jaką na ten uśmiech wykazywała większość mężczyzn. Z pewnością był bardziej podatny niż inspektor celny i imigracyjny Knae. – Ale nie chcę płacić wyższych opłat bankowych niż za zwykłe konto; to rozgniewałoby moich ludzi i zarobiłabym czarne punkty.
– Na pewno nie – zareagował urzędnik. – W tak nadzwyczajnej sytuacji...
– Nie zna pan mojej cioci Grace – powiedziała ze smutkiem Stella. – Nie wierzy w usprawiedliwienia.
– Firma rodzinna – uśmiechnął się bankowiec. – W każdej rodzinie jest jakiś smok, prawda? W mojej była nim moja babcia. Dopóki nie umarła, przynajmniej raz na dziesięć dni stawaliśmy do raportu. – Pokręcił głową. – Wobec tego, rzućmy okiem. W obecnej sytuacji, kiedy nie działają ansible finansowe, nie przyjmujemy żadnych transferów kredytowych od instytucji pozaukładowych, akceptujemy jednak twardą walutę i towary od przylatujących załóg.
– Oczywiście – przytaknęła Stella.
– Istniejące konta Vattów należą u nas do kategorii Preferowanych; wierzę, iż uzna pani opłaty za możliwe do przyjęcia. – Podsunął jej wydrukowaną umowę, którą Stella szybko przejrzała.
– Tak, jestem w stanie je przyjąć. A teraz, gdyby mógł mi pan polecić jakiegoś rzeczoznawcę...
– Oczywiście. Mamy na liście Wyceny Ballarda; cieszą się całkiem dobrą reputacją. Tak samo Oceny Aktuarialne...
Stella rzuciła w myślach monetą i wypadło na Ballarda. Dwa diamenty ciotki Grace zapewniły jej pokaźny depozyt na nowym koncie. Stella przesłała niezbędne informacje kapitanom konwoju wraz z instrukcją, aby szybko przelali należności, po czym powiadomiła o tym Mackensee.
Właśnie wróciła na statek z Crown&Spears, kiedy zadzwonił do niej szef ochrony stacji.
– Zweryfikowaliśmy pani opowieść u dowódcy Mackensee i członków pani załogi. Upewniliśmy się, że nie jest pani piratem i ma prawo dowodzić tym statkiem, choć brak pani odpowiednich kwalifikacji... ale to nie pani wina. Zgadzamy się, że w sytuacji wyjątkowej zrobiła pani to, co musiała. Mimo to, wymagamy, aby przed odlotem zatrudniła pani doświadczonego kapitana oraz niezbędnych członków załogi.
– Dziękuję – odparła Stella. – Bezwzględnie zamierzam zatrudnić kogoś, kto wie więcej ode mnie.
– Nie jesteśmy jednakże jeszcze przekonani, że pani kuzynka jest taka niewinna, jak pani sądzi. Nie poddała się naszemu śledztwu.
– Ky jest... czasami impulsywna – mruknęła Stella. – Ale zawsze była bardzo praworządna.
– Możliwe, lecz obecnie lata uzbrojonym okrętem, do którego nie ma tytułu prawnego i utrzymuje, że ma list kaperski, a to jest jej łup...
– Ma list kaperski – potwierdziła Stella. – Widziałam go na własne oczy.
– Jest jeszcze kwestia towarzyszącej jej osoby, która według pani pracuje dla ISC. Nie naprawił naszych ansibli tak, jak pani zeznała, że uruchamiał inne.
– A poprosiliście go o to? – zapytała Stella.
– Cóż... nie. – Przedłużająca się pauza, po której nastąpiło niechętne skinięcie głową. – W porządku. Rozumiem pani punkt widzenia. Nie prosiliśmy o pomoc i nie okazaliśmy szczególnej gościnności pani kuzynce. Przypuszczam, że gdyby uznała, iż powinna opuścić nasz system, to raczej nie wyskoczyłby w próżnię.
– Dokładnie – uśmiechnęła się Stella. – A teraz, proszę o pozwolenie na rozładunek towarów i zajęcie się interesami.
– Proszę bardzo. Ma pani zielone światło.
Trzy wachty później pierwszy statek z konwoju zdeponował należność na jej nowym koncie i dokonała przelewu dla Mackensee za usługi eskortowe. Niewielki ładunek sprzedała za dobrą cenę. Miała na koncie wystarczającą sumę, żeby zabrać się za zatrudnianie załogi.

* * *

Balthazar Orem stracił statek wskutek opłat portowych – nie mając kredytu i konkurencyjnego na rynku ładunku nie był w stanie ich uiścić i stacja przejęła jednostkę.
– Z przyjemnością podejmę pracę dla takiej firmy, jak Transport Vattów – deklarował w nagranej rozmowie. – Wiem, że Vattowie mają kłopoty, ale wyjdą z nich. Zawsze byli szanowanym przewoźnikiem. Może zaoszczędzę na rozpoczęcie własnego interesu, ale patrząc realnie... – Przeczesał lewą dłonią rzedniejące, siwe włosy. – Lubię to. Być w kosmosie, mieć statek – tego właśnie chcę. Moje papiery są w porządku; nie ciąży na mnie żaden wyrok.
– Najlepszy, jakiego znaleźliśmy – oznajmił Johannson. – Zarobił na statek jako operator ładunkowy; zna się na robocie i ma dobrą opinię, tyle tylko, że był za mały, by skutecznie konkurować na rynku.
– Wezmę go – postanowiła Stella. – Tak sądzę, lecz najpierw chciałabym spotkać się z nim.
– Bardziej poszczęściło się nam z pilotami – powiedział Johannson. – Znaleźliśmy pani osobę, którą uważamy za najlepszego specjalistę na stacji, ma jednak swoistą reputację. Oto jej interview. – Włączył ekran. Ruda dziewczyna o zaciętym wyrazie twarzy siedziała wyprostowana, sprawiając wrażenie, jakby zaraz miała eksplodować.
– Jestem pilotem – oznajmiła. – Nie nawigatorem, nie inżynierem, a już z pewnością nie ładowaczem. Pilotem. Najlepszym w okolicy i dlatego właśnie podkreślam, że jestem tylko pilotem, nikim innym.
Stella próbowała wyobrazić sobie taką osobowość w załodze i omal jej nie odrzuciła.
– Nie wdaję się w awantury, nie sprawiam kłopotów, wypełniam zwykłe, pokładowe obowiązki w mesie i tak dalej. Lecz jestem specjalistką, rozumiecie? Mówicie o małym statku, a na takich czasami sądzą, że każdy może robić wszystko. Nie może. Muszę codziennie ćwiczyć na symulatorze, żeby utrzymywać moje umiejętności w jak najwyższej formie.
Nie brzmiało to źle.
– Jest zgryźliwa – powiedział Johannson – ale przeszła nasze testy, uzyskując bardzo wysokie noty.
– Wezmę ją – oznajmiła Stella. Potrzebowała umiejętności bardziej niż słodkiego charakteru.
Orem zjawił się na rozmowie w kilka minut po jej telefonie; musiał czekać przy dokach. Stella rozpoznała cichy profesjonalizm, cechujący wielu kapitanów Vattów. Z trudem przychodziło jej zadawanie kolejnych pytań, więc w końcu tylko potrząsnęła głową.
– To śmieszne – z całą pewnością ma pan wszelkie kwalifikacje, kapitanie Orem i mam nadzieję, że przyjmie pan naszą propozycję.
– Dziękuję, madame; z przyjemnością.
– Proszę dać mi chwilę na wyniesienie rzeczy z kajuty kapitańskiej...
– Nie musi pani tego robić, madame; mogę zająć dowolną koję.
– Oczywiście, że otrzyma pan tę kajutę – oznajmiła Stella. – Ma łączność z mostkiem. – Wcale nie miała ochoty przenosić się do kabin załogi, lecz była zbyt mądra, by próbować wyrolować nowego kapitana.
Pod koniec pracowitego dnia zatrudniła także znakomitego technika od podtrzymywania środowiska, a Orem prawie skończył harmonogram wacht dla starej i nowej załogi.
– Podoba mi się – Quincy oświadczyła Stelli w salce rekreacyjnej. – Sprawia wrażenie solidnego. A ona jest drażliwa, lecz kompetentna. – Nie było wątpliwości, kim była owa ona... ich nową pilotką.
Przez kilka następnych dni Orem obejmował dowodzenie na Garym Tobai, a Stella kończyła przyjmować przelewy od konwoju na nowe konto Vattów. Było to nużące, gdyż nie wszyscy kapitanowie konwoju mieli rachunki w Crown&Spears, a dwaj z nich musieli zaczekać, aż sprzedadzą ładunek, by móc uiścić należność. Stella podejrzewała, że Ky zabrakłoby cierpliwości, by czekać na poszczególnych kapitanów bez niepotrzebnego złoszczenia ich.
Wcześniej nakazała Quincy sporządzenie listy priorytetowych napraw; teraz powiadomiła Orema, ile mogli wydać. Ekipy naprawcze wprowadziły się do ładowni i zabrały za odbudowę okablowania. Stella przyjrzała się ich bilansowi – był znacznie zdrowszy, niż oczekiwała, nawet pomimo kosztów napraw – i udała się na poszukiwanie towarów na handel. Czego potrzebował rynek Rosvirein po zamarciu ruchu kupieckiego? Albo Sallyon, będący następnym logicznym portem, choć w przypadku Ky nie mogła zakładać wyboru racjonalnego kursu.
Jeżeli Vattowie mieli się odbudować, potrzebowali jak najwięcej kontaktów na możliwie największej liczbie stacji. Od dłuższego czasu Garth-Lindheimer był dobrze prosperującą i szanowaną stacją handlową. W systemie znajdowało się kilka zamieszkanych planet i handel wewnątrzukładowy podtrzymywał rozwój gospodarki pomimo awarii ansibli. Nie rezydowali tutaj żadni międzygwiezdni kupcy, odwiedziła jednak filie przedsiębiorstw, które utrzymywały regularne połączenia przez Gartha-Lindheimera. Interesy wszystkich ucierpiały, piractwo kwitło i nikt nie chciał wiązać się z Vattami, nawet na krótki okres. Opłaciła wstęp do Gildii Kapitańskiej, w jadalni której spodziewała się usłyszeć plotki z nawiązką rekompensujące wydatek. Początkowo nie dowiedziała się niczego nowego: zwykłe narzekania na czas potrzebny ISC do naprawy ansibli, zwiększenie się ilości pirackich napaści, utracone zyski i pazerność firm ubezpieczeniowych.
– Jak jest na Slotter Key? – zapytał kapitan Parks z Bursztynowego Snu. Podczas jej trzeciej wizyty zaprosił ją na obiad. Zgodziła się.
Wzruszyła ramionami, pozwalając opaść ramiączku lekkiej, dzianinowej sukienki. Wyglądał na raptem kilka lat starszego od niej; miał piaskowej barwy włosy i bladoniebieskie oczy. Zauważyła, jak obserwował ją wcześniej; może okaże się mniej ostrożny od pozostałych kapitanów.
– To mój ojczysty świat; uważam go za przepiękny. Bardzo standardowy typ, niezmodyfikowany przez kolonizację ludzi. Może ma więcej oceanów.
– A skąd wzięła się pani tutaj? – zapytał, błądząc wzrokiem w okolicach rowku między jej piersiami.
Wzięła starannie obliczony wdech. Od tego gatunku najłatwiej było pozyskać informacje. Krótko i bardzo emocjonalnie opowiedziała o ataku na jej dom i rodzinę.
– I wtedy moja kuzynka odleciała na innym statku, każąc mi zająć się wszystkim tutaj.
– Nie wygląda mi to na sprawiedliwe – uznał, pochylając się. Odsunęła się na oparcie krzesła.
– Nie jest, ale co mogę zrobić? Musiałam znaleźć kogoś, kto pomógłby mi ze statkiem. Jak pan wie, nie jestem licencjonowanym kapitanem.
– Trzeba było poprosić mnie – rzucił.
To już było śmieszne.
– Ma pan własny statek – zauważyła z cierpką nutką w głosie. – Teraz jednak proszę pana o radę. Jaki ładunek, pańskim zdaniem, przyniósłby mi największy zysk, gdybym udawała się, na przykład, na Bissonet? I czy najlepiej polecieć tam przez Rosvirein, czy może raczej powinnam skierować się na Topazowy Klaster? – Wybrała Bissonet jako najbardziej oczywisty, zamieszkany świat poza Rosvirein i Sallyonem.
– Bissonet? To największe centrum produkcyjne, a pani statek jest za mały, żeby zawieźć im surowce, których mogliby oczekiwać. – Parks przesunął o centymetr kieliszek z winem. – Spróbowałbym dodatków kulinarnych i szkła artystycznego, ale to nieco ryzykowne, jeżeli nie była tam pani wcześniej.
– Muszę coś zrobić – oznajmiła, wzruszając ramionami. – Trzeba od czegoś zacząć, jeżeli mam odbudować potęgę Vattów.
– Trudne zadanie – mruknął. Pochylił się naprzód, z łokciami na stole, opierając wydatną szczękę na dłoniach. – Jest pani bardzo młoda, jak na takie dzieło, lecz dla młodości i urody łatwe jest to, co innym wydaje się niemożliwe.
On był niemożliwy. Jeśli pochyli się jeszcze bardziej, cała zastawa zjedzie jej na kolana.
– Pochlebia mi pan – powiedziała. Zazwyczaj bawiło ją flirtowanie, teraz jednak wydało jej się to równie dziecinne, jak bieganie za kółkiem. Chciała informacji, użytecznych informacji, a nie pełnych podziwu spojrzeń i niemal nieskrywanego pożądania. Przyznawała, że sama była sobie winna – ubrała się wyzywająco – nadal jednak czuła znużenie.
– Wyśmienita ryba – pochwaliła, zajmując się różowym filetem, leżącym przed nią na talerzu. Był smaczny; Ky twierdziła, że jedzenie w Gildii Kapitańskiej niemal zawsze było dobre.
– Zgadza się – przytaknął mężczyzna, zabierając się za kotlety. – O ile ktoś lubi rybę – dodał.
Uśmiechnęła się słodko, nie przerywając jedzenia. Po zakończonym posiłku podziękowała mu i pożegnała się.
– Przykro mi, ale statek powiadomił mnie właśnie, że oczekuje mnie ważna rozmowa. Posiłek był cudowny, a pan okazał się nadzwyczaj hojny.
Twarz rozjaśnił mu uśmiech.
– Może zobaczymy się wieczorem, gdyby zechciała pani pojawić się w barze...
– Zależy, jak pójdą interesy – odparła. Jeśli nie możesz pozostawić ich uśmiechniętymi, przynajmniej daj im nadzieję. Nie miała ochoty podsycać nadziei Parksa, nie było jednak potrzeby wywoływać w nim wrażenia, że został wykorzystany.
W ciągu następnych dni ekipy naprawcze skończyły prace, a Stella wybrała niewielką ilość starannie dobranych towarów. Znała się na tym lepiej, niż na zawiadywaniu statkiem. Zawsze miała dar rozpoznawania nadchodzących trendów, a jakość towarów oceniała tak bezbłędnie, jakby była wypisana wytłuszczonymi literami na froncie opakowania. Tym razem wybrała bele ręcznie tkanych materiałów, kilka skrzyń szkła artystycznego, trochę części zamiennych do systemów podtrzymywania środowiska w większych statkach, dwie skrzynie porcelanowych zastaw i 250 sedesów Kospar Infini, największego hitu galaktyki. Kapitan Orem powiedział jej o nich, kiedy udali się razem na aukcję.
– Myślałam, że sedesy to sedesy – wyznała Stella. – Dojrzała technologia, mająca tysiące lat... Znam tę markę, są bardzo ładne, ale przewozić je statkiem kosmicznym?
– Wszystkie produkty Kospara są pierwszej klasy – odparł Orem. – Lecz model Infini wybierany jest do domów i biur przez najbogatszych i najsławniejszych. Kospar co roku ogranicza produkcję i podaż nie dorównuje popytowi. Projektanci wnętrz błagają o nie. Co znajdowało się w pani domu?
– Kospar – przyznała Stella. – Benites na górze, a Infini w głównej łazience dla domowników oraz drugiej dla gości, ale ja nigdy z nich nie korzystałam. W czym tkwi różnica?
Wzruszył ramionami.
– A czym różni się jedwab syntetyczny od naturalnego? Sok winogronowy od wina? Każdy ma nieco inny kolor, strukturę zewnętrzną, wtręty...
– Wtręty?
– Elementy dekoracyjne zawarte w strukturze materiału. Widziałem egzemplarz z wtopioną paprocią... To było dzieło sztuki, a nie urządzenie do zaspokajania najbardziej podstawowej z ludzkich potrzeb. Poza tym, nie niszczą się. Nie trzeba ich czyścić. Nie wymagają napraw, ani poprawek. Gdyby coś miało je uszkodzić, zniszczyłoby przy okazji cały dom. Spełniają wiele wymogów zdrowotnych. I mają niesamowicie wygodne siedziska. Oczywiście, kosztują, a osiągany na ich sprzedaży zysk jest bardzo przyzwoity, nawet dla przewoźnika.
– Uważa pan więc, że powinniśmy je wziąć.
– Gdyby były dostępne, powinniśmy wziąć dwa razy tyle. Nie sądzę, aby sprzedała pani zbyt wiele na Rosvirein – choć przestępcy nigdy nie słynęli ze skąpstwa – jeśli jednak faktycznie udamy się potem na Bissonet i Sallyon, to spodziewałbym się całkiem ładnego zysku.
Sedesy znalazły się na pokładzie wraz z ręcznie tkanymi szalami z wełny miejscowych dzikich zwierząt, kolorowymi ikonami religijnymi, pakietami suszonej i mrożonej „dziczyzny” oraz innymi towarami, które przyciągnęły wzrok Stelli oraz znalazły uznanie kapitana Orema i jego wyczucia handlowego.

* * *

Ky ostrożnie wprowadziła Piękną Kaleen do systemu Rosvirein. Według implantu ojca i wspomnień Rafe’a Rosvirein cieszył się sławą dzikiego miejsca, gdzie zadawano niewiele pytań. Latarnia automatyczna zażądała od nich potwierdzenia, że nadajnik identyfikacyjny nadawał właściwą tożsamość, to wszystko. Ky sprawdziła skanery. Dwadzieścia osiem statków w systemie, z czego dwadzieścia z nadajnikami kupieckimi, a osiem uzbrojonych po zęby z logo Sił Pokojowych Rosvirein. Dwunastu z dwudziestu kupców znajdowało się w przestrzeni, reszta dokowała.
Na ekranie pojawiła się lista zasad panujących w systemie. Uzbrojone okręty były mile widziane, lecz jeśli aktywują broń, zostaną zestrzelone przez Siły Pokojowe Rosvirein. Personel bojowy musi podać organizację i aktualne kontrakty, o ile takowe ma. Kaprzy muszą przedstawić list kaperski oraz dostarczyć jego kopię. Piratów informowano, że jakikolwiek akt piractwa wewnątrz systemu zostanie surowo ukarany. Goście mogli nosić na stacji broń osobistą, poniosą jednak odpowiedzialność za straty wyrządzone na terenie stacji lub poszczególnym osobom. Zarejestrowani łowcy nagród mogli lokalizować i identyfikować uciekinierów, ale nie chwytać ich, ani zabijać.
Ostatnia linijka brzmiała: „Informujemy, że wyrok śmierci jest często wydawany i nie istnieją żadne instancje odwoławcze.”
– To może nie utrzymać nas przy życiu, lecz każdy, kto nas zaatakuje, zostanie zdjęty – stwierdził Rafe, czytając to. – Słaba pociecha. Zauważyłaś, że ich ansible są sprawne? Były tutaj czarne charaktery, o ile nie ma ich nadal.
– Czyli możemy oczekiwać ataków. – W razie opuszczenia okrętu będzie potrzebowała ochrony, czyli Martina albo Rafe’a.
– Może nie. Jeżeli to faktycznie Osman stał za napaściami na Vattów, pozostali mogą się nie odważyć. A jeśli swym zachowaniem będziesz sugerować, że to jego uważasz za główną przyczynę, oni zaś nie mają innych powodów, to z radością pozostawią sprawy swemu biegowi.
– To takie pocieszające – mruknęła Ky. Poczuła strużkę potu na plecach.
– Możliwe – skwitował Rafe i obrzucił ją spojrzeniem. – Zdenerwowana?
– Troszkę – przyznała. – Możesz poprzez tutejsze ansible sprawdzić, które nadal działają?
– O ile mają aktualną listę – odrzekł. Zasiadł za konsolą i wywołał lokalny ansibl. – Ach. Naprawiono trzydzieści siedem procent uszkodzonych ansibli, lecz części z nich nie uważa się za stabilne. Slotter Key nadal milczy. Garth-Lindheimer jest sprawny od około ośmiu dni. Nie jestem pewny, czy to dobrze.
– Czemu nie? Mogę połączyć się ze Stellą, jeśli nadal tam jest.
– Moje podejrzenia budzi fakt, że ansibl ożył tuż po naszym odlocie... a ja nie miałem z tym nic wspólnego. Albo pojawiła się tam oficjalna ekipa naprawcza ISC, albo... ktoś inny.
Ky poczuła chłód. Nie chciała zostawiać Stelli na Garth-Lindheimerze. Jeżeli coś stanie się jej kuzynce lub statkowi, to nie będzie jej wina.
– Stella jest sprytna – oznajmił Rafe, odpowiadając na jej niewypowiedzianą obawę. – Bywała już w trudnych sytuacjach. Poza tym, nie jest tak nastawiona na konfrontację jak ty.
– Konfrontacja...
– Podejrzewam, że to wina szkolenia wojskowego. Uprzedzaj problemy i tak dalej.
Ky rozważała wyjaśnienie mu, że rozsądne teorie wojskowe były przeciwne bezpośredniej konfrontacji, o ile możliwe były bardziej przebiegłe manewry, lecz dała sobie spokój. Jej historia faktycznie wskazywała na konfrontacyjność, choć nie planowała obrać takiego kursu. A doświadczenie uczyło ją, że wchodzenie w dyskusję z Rafem rzadko kończyło się czymś więcej niż przyspieszeniem akcji jej serca.

* * *

Urzędnik celno-imigracyjny Rosvirein ze znudzeniem oglądał kopię listu kaperskiego Ky.
– Slotter Key, zgadza się. Oto zasady obowiązujące kaprów. Nie wolno pani zdobywać statków w systemie, chyba że przed podjęciem próby zgodzi się pani przekazać nam połowę łupu. Jeżeli nie uda się pani zdobyć wskazanego wcześniej statku, nadal jest nam pani winna połowę szacunkowego łupu. Jednakże ma pani pełne prawo zbierać informacje i określać, dokąd udadzą się pani cele, by je tam później zaatakować. Nie chcemy kłopotów na stacji. Przynajmniej takich, które mogłyby niekorzystnie wpłynąć na wymianę towarową. Jesteśmy systemem wolnego handlu. Żadnych ograniczeń kategorii towarowych.
– Przyleciałam tutaj handlować – oświadczyła Ky. – Nie mam na oku żadnych celów i również nie chcę kłopotów.
– Wszyscy tak mówią – uśmiechnął się oficer. – Handel ożywił się ostatnimi czasy, mamy jednak raporty o niezidentyfikowanych jednostkach, wlatujących i opuszczających system, co przy tylu zepsutych ansiblach skłania część kupców do podróżowania w konwojach. Nie jestem żadnym pośrednikiem, jeśli jednak pracuje pani także w ochronie, to prawdopodobnie znajdzie tutaj zainteresowanych.
– Zastanowię się nad tym – obiecała. Tylko tyle mogła zrobić, dopóki nie napełni powietrzem całego okrętu i nie zatrudni obsady strzeleckiej do obsługi uzbrojenia. Najpierw musiała sprzedać część ładunku, żeby móc zatrudnić ludzi, a jeszcze wcześniej musiała uniknąć prób ukatrupienia jej. Choć uznanie śmierci Osmana za koniec zagrożenia dla Vattów było kuszące, to jednak przyjęcie takiego założenia mogłoby okazać się fatalne w skutkach. Zwłaszcza na stacji o reputacji Rosvirein.
Wyruszyła do Gildii Kapitańskiej w towarzystwie Martina i Rafe’a oraz z osobistą bronią w kaburze.
Hala huczała; było tutaj równie gwarnie, jak na Lastway, jedynie w nieco bardziej zróżnicowany sposób. Rozpiętość strojów sięgała od prostych kombinezonów po wyrafinowane kostiumy, jakich Ky spodziewałaby się prędzej na raucie dyplomatycznym. Widoczna broń obejmowała miecze, pistolety i pałki szokowe. Ochrona miała na sobie pełne skafandry bojowe z uniesionymi przyłbicami, uzbrojona była w broń wojskową i chodziła dwójkami.
Ky przyglądała się grupce kobiet w luksusowych kostiumach z niebieskiego aksamitu, koronkowych kryzach przy rękawach i szyi oraz koronkowych czepkach, przechadzających się wzdłuż sklepowych witryn. Zatrzymały się wreszcie przy sklepie z elektroniką. Z zieleniaka wyszła kobieta w błękitnym mundurze i białej czapce, czuwająca nad grupką dzieci, z których każde ściskało w rączce jakiś owoc. Czwororęki człomodel trzymał w dwóch rękach książki, a w trzeciej aktówkę, w której grzebał czwartą ręką... Innemu wyrastał z ramienia pęk zwiniętych obecnie macek; drugie ramię wyglądało normalnie.
Gildia Kapitańska wyglądała jak dowolny bar wyższej klasy dla astronautów strzeżony przez wykidajłę. Ky wpisała się podając, że Piękna Kaleen miała cargo na sprzedaż i wakaty wśród załogi, za to żadnego określonego portu przeznaczenia.
– Tablice stanów są tam, bar tam, a gdybyście potrzebowali, dysponujemy trzema salkami spotkań – oznajmił pracownik, wskazując po kolei w różnych kierunkach, kiedy Ky zakończyła rejestrację. – Nie widujemy tutaj zbyt często kapitanów Vattów.
– Kłopoty z ansiblami wytrąciły z kursu wielu ludzi – odrzekła Ky.
– Słyszeliśmy. Na szczęście mamy własnych techników. ISC wścieka się, że nie wzywamy ich za każdym razem, kiedy coś piknie, ale przynajmniej nie wpadliśmy w bagno, jak w przypadku reszty baranów, którzy uzależnili się od nich całkowicie. Macie siedzibę na Slotter Key, prawda? Tamtejszy ansibl nadal nie działa. Domyślam się, że jesteście teraz zdani na samych siebie; nikt nie powie wam, co zrobić.
– Coś w tym rodzaju – przyznała Ky. Nie patrzyła na Rafe’a; wyobrażała sobie, co myślał. Obrzuciła wzrokiem tablice stanów. Dziesięć statków w dokach, w tym ich. Wszystkie, które cumowały przy stacji, kiedy zjawili się w systemie, odleciały, z wyjątkiem dwóch. Zdążyła już zauważyć, że Tygrys Bala i Ratany tkwiły tutaj od dłuższego czasu. Kapitanowie R. Taylor i G. Pinwin. Według tablic w Gildii Kapitańskiej czekali na ładunki. Inni przylatywali i odlatywali, znajdując cargo. Bez wątpienia należało mieć się na baczności. Z drugiej strony, potrzebowała więcej załogi, a marynarze ze statków, które zbyt długo stały w porcie, często chcieli zmienić przydział.
– Tutejszy rynek potrzebuje przede wszystkim wyspecjalizowanej elektroniki – ciągnął mężczyzna. – Wełniane tkaniny są niechodliwe – w systemie produkuje się i eksportuje znakomite materiały z naturalnych włókien. To samo z jedzeniem, chyba że macie coś naprawdę egzotycznego. Dzieła sztuki – to zależy. Wszystkie ekskluzywne meble są takie same.
– Dziękuję – powiedziała Ky.
– Jeśli szukacie załogi lub macie jakieś specjalne zamiary, to mógłbym uruchomić znajomości...
– Muszę zastanowić się nad naszym ładunkiem, biorąc pod uwagę, co nam powiedziałeś – oznajmiła Ky. Nie zamierzała udzielić mu żadnej informacji, którą mógłby potem sprzedać.
Najważniejsze było uzupełnienie zapasów, co oznaczało, że potrzebowała gotówki. Mizerny pokładowy system hydroponiczny nie zaczął jeszcze zastępować powietrza utraconego w przestrzeni, kiedy wysadzili śluzę, a chciała wypełnić nim wszystkie ładownie, by móc przejrzeć ładunki i zastąpić rezerwy. Na Rosvirein opłaty za powietrze były wysokie, lecz nie zawyżone. Najpierw skontaktuje się z Crown&Spears i sprawdzi dostęp do kont korporacji, a jeśli okaże się to niemożliwe, sprzeda coś – cokolwiek – żeby zapłacić za powietrze.



Dodano: 2008-05-08 09:24:35
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS