NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Moon, Elizabeth - "Walka z wrogiem"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Moon, Elizabeth - "Wojny Vattów"
Tytuł oryginału: Engaging the Enemy
Data wydania: Maj 2008
ISBN: 978-83-7418-181-5
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 400
Cena: 33,90 zł
Rok wydania oryginału: 2006
Tom cyklu: 3



Moon, Elizabeth - "Walka z wrogiem" #2

ROZDZIAŁ DRUGI
Wrócili do jej biura i już miała ponownie otworzyć spis ładunku, kiedy Rafe zapytał:
– Zamierzasz wystąpić o nagrodę za uratowanie mienia? Czy tylko o procent od wartości? – Wyjątkowo, w jego głosie nie kryła się żadna kpina.
– To okręt Vattów – odparła Ky. – Uznaję go za skradzione mienie i nie potrzebuję żadnego sądu...
Rafe wydął wargi.
– Nie należysz do organów ścigania; nie masz prawa tak po prostu zabierać sobie, co twoje.
Ky przypomniała sobie, że prawo kosmiczne było bardziej zawiłe i tajemnicze od teorii n-przestrzeni.
– To chyba zależy od jurysdykcji, w której wylądujemy... Ciekawe, czy Osman ma gdzieś w bazach danych bibliotekę prawniczą. – Poprzez implant przeszukała pokładową bazę danych, po czym zagłębiła się w odpowiednich sekcjach. Uratowanie mienia nie wchodziło w grę – byli świadkowie, że Piękna Kaleen nie była wrakiem, ani porzucona. Odzyskanie skradzionego mienia... nie, Rafe miał rację. Bardzo niewiele systemów prawnych na to zezwalało. Prawdę mówiąc, jedyną podstawę prawną jej działania dawało kaperstwo.
A ona do dzisiaj nie zdradziła Rafe’owi, że ma list kaperski. Jeżeli postanowi dalej kroczyć tą drogą, w końcu kiedyś mu powie, na razie jednak miała na pokładzie osobę, którą darzyła większym zaufaniem.
– Wybacz – oznajmiła Rafe’owi. – Naprawdę muszę to dokończyć. – Uniósł brwi, ale wyszedł w milczeniu.

* * *

Gdyby była żołnierzem, a Gordon Martin jej sierżantem, wiedziałaby, czy miała szczęście. Teraz zastanawiała się, czy zostanie z nią po tym, jak się dowiedział.
Spojrzał na nią ze słabym uśmiechem.
– Kaper, co? Cóż, tym razem dokonali właściwego wyboru.
– Słucham?
Poruszył się na krześle.
– Madame, służyłem na okręcie liniowym. Wiedzieliśmy... nieoficjalnie, jak przypuszczam, o programie kaperskim. Przeklęta głupota – tak przeważnie uważałem – choć chciałem być przydzielony na taki okręt.
– A więc zostaniesz?
– Dopóki mnie pani nie wyrzuci, madame. Nie mam z tym problemu. Kaprzy działają nieoficjalnie, ale robią to, co trzeba zrobić.
– Zdajesz sobie sprawę, iż obecnie rząd wydaje się nie być zbyt uszczęśliwiony sprawą rodziny Vattów.
Wzruszył ramionami.
– To polityka, pani kapitan. Zmieni się, jak zawsze. Pani rodzina ma dobrą reputację. Poza tym, znam panią.
To rozwiązało jeden problem, lecz miała jeszcze całą furę innych, prawnych i praktycznych. Dopóki miała zajęcie, nie musiała myśleć o tamtych scenach, aż zanadto uwiecznionych przez implant. Chciała wrócić do domu, natychmiast. Odszukać ocalałych członków rodziny i dowiedzieć się, dlaczego Slotter Key odwróciło się do nich plecami. Nie wierzyła, że rządowi chodziło o Osmana.

Slotter Key

Pomiędzy północą a świtem w pałacu prezydenckim panowały ciemności, z wyjątkiem pomieszczeń służbowych łączności i ochrony. Prezydent zasnął w końcu w swym wygodnym łożu. W sąsiedniej sypialni chrapała donośnie żona, lecz grube mury i drzwi tłumiły denerwujący bulgot i sapanie.
Obudził go dzwonek komunikatora. Serce przyspieszyło bicie. Kto dzwonił o takiej porze? Żadna rozmowa nie powinna zostać połączona; powinien obudzić go służący... Szukał po omacku konsoli przy łóżku, ale zdał sobie sprawę, że to dzwonił jego telefon czaszkowy.
– Zajrzyj pod poduszkę – wyszeptał głos. Połączenie urwało się.
Podniosły mu się wszystkie włosy na ciele; tonął w zimnym pocie. Pod poduszką nie powinno być niczego – zawsze obracał ją przed snem – nie mógł jednak zignorować tego głosu. Zapalił światło i uniósł poduszkę.
Chip z danymi, nie większy od paznokcia kciuka, nie dawał żadnych wskazówek. Był tam, w miejscu, gdzie nie powinno go być. Jego maleńka, lśniąca obecność przerażała. Oczywiście, miał w sypialni czytnik chipów, czuł jednak opory przed użyciem go. Co będzie, jeżeli to nie był chip z danymi, tylko coś innego, wybuchowego? A może był toksyczny i już go otruł? Spływający po żebrach pot śmierdział... z pewnością nie mógł tak pachnieć przez cały czas.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz cała reszta była na miejscu. Nie słyszał żadnych niezwykłych dźwięków, ale serce waliło mu tak, że nie mógł być tego do końca pewny.
Musiał wziąć się w garść. Uspokoić się i pomyśleć. Jeżeli wezwie ochronę, pobudzą wszystkich, narobią potwornego zamieszania i prawdopodobnie nie odkryją nic pożytecznego. Wiedział, kto za tym stał, niezależnie od tego, czy uda się to udowodnić, czy nie: Grace Vatta. Ta stara wiedźma była szalona; wylądowała raz w szpitalu wariatów i nie powinni byli jej stamtąd wypuszczać. Po prostu musiał znaleźć sposób na zneutralizowanie tej baby.

* * *

Gracie Lane Vatta uśmiechnęła się do siebie, obserwując pot spływający po twarzy, żebrach i plecach prezydenta. Już wiele lat temu ochrona powinna odkryć furtkę w ich własnym systemie monitorowania, lecz nie uczyniła tego. Włoży ten chip do czytnika, czy nie? Wezwie ochroniarzy? Miała plan na każdą ewentualność, a wszystkie były równie niepokojące, jak obecność chipu pod poduszką. Jak już się uspokoi, to bez wątpienia ułoży własne plany. Wiedziała, że był wystarczająco cwany, by ją podejrzewać, była jednak pewna, iż jej plany są lepsze od jego. Miała więcej czasu, żeby nad nimi popracować.
Na konsoli roboczej rozjarzyła się kontrolka. Nie spuszczając oka z ukazującego prezydenta ekranu, Gracie przełączyła kanał na nagrywanie i przyjęła rozmowę.
– Coś znalazłem – oznajmił męski głos. Gracie przeszukała pliki głosowe i wykrzywiła usta. Starszy sierżant MacRobert z Akademii Marynarki Wojennej Slotter Key. Czy powinna użyć jego nazwiska i zaskoczyć go?
– Proszę się przedstawić – poleciła.
– Akademia Marynarki Wojennej – odparł. – Myślę, że wie pani, kim jestem i wolałbym, aby moje nazwisko nie było używane. Słyszałem, że bada pani ostatnie nieprzyjemne wydarzenia. Szczegółowo.
– Tak.
– Ten dzieciak Miznarii, który wpędził pani bratanicę w kłopoty...
Stłumiła sapnięcie.
– Tak?
– Kontaktował się z nim ktoś utrzymujący, że jest Vattą. Słyszała pani o niejakim Osmanie?
– Osman Vatta, owszem. – Pamiętała Osmana aż nazbyt dobrze. Próbowała przekonać starszyznę Vattów, że trzeba go zabić, lecz było to zaraz po wypuszczeniu jej z azylu i usłyszała groźby, że zostanie tam odesłana. Udział Osmana wiele wyjaśniał. Na przykład wiedział o bunkrach pod siedzibą główną korporacji.
– Jest Vattą? – W głosie MacRoberta zabrzmiała niepewność.
– Niestety tak. Nieprzyjemny typ, dawno temu wyrzucony z rodziny, niemniej, to nadal Vatta. A więc Osman zapłacił temu studentowi, żeby narobił Ky kłopotów?
– Powiedział, że sympatyzuje z uczuciami Miznarii odnośnie biomodyfikacji i zasugerował, iż Ky – jako Vatta – chętnie pomoże mu skontaktować się z kapłanem, aby mógł opowiedzieć swoją historię.
– A co on, głupi? Mam na myśli tego chłopaka.
– Nie jest najbystrzejszym z naszych kadetów, ale nie jest głupi. Raczej niedoświadczony. Prawdziwie religijny. Osman powiedział mu także, że Ky nie będzie miała kłopotów, ponieważ jest Vattą.
– Czyli chłopiec nie miał złych intencji?
– Przynajmniej nie wobec Ky. Był wstrząśnięty jej zniknięciem. Twierdził, że była jedyną osobą na Akademii, która zaprzyjaźniła się z nim i była dla niego miła.
– Jak pan to ustalił?
– On... eee... nie zdał. – Głos MacRoberta stał się ponury. – Niezależnie od wszystkiego, Ky była bardzo popularnym kadetem i nikt nie chciał poświęcić czasu chłopakowi, którego uczyła. Stroniono od niego. On... eee... popełnił samobójstwo.
– Po opowiedzeniu panu tego wszystkiego?
– Nie, po opisaniu tego w liście, co traktował jako obowiązek religijny. Na szczęście znalazłem go przed kapelanem Miznarii. Ja... eee... trochę go przeredagowałem, ale zrobiłem kopię. Pomyślałem, że mogłaby pani zechcieć otrzymać te informacje.
– Przede wszystkim chcę wiedzieć, dlaczego pan to robi – oświadczyła Grace. – Podejrzewam, że właśnie łamie pan kilka istotnych punktów regulaminu...
– Marynarka Wojenna nie wykonuje swojej pracy – odparł MacRobert. – Ktoś dotarł do kogoś, a ja chcę wiedzieć, kto i jak. Myślę, że pani prędzej to odkryje.
– Powinniśmy się spotkać – zaproponowała Grace.
– Nie.
Spodziewała się tego i miała gotową odpowiedź.
– Musimy porozmawiać dłużej i bardziej otwarcie niż przez choćby najlepiej zabezpieczone łącze komunikacyjne. Albo mi pan ufa, albo nie.
Długie milczenie, po czym:
– Czemu miałbym pani ufać?
– Z tych samych powodów, dla których ja powinnam zaufać panu – odrzekła. – Potrzebujemy siebie. Zaszkodzenie drugiej stronie nie posłużyłoby żadnemu z nas. Zależy panu na Marynarce Wojennej...
– ...i Slotter Key – dopowiedział szybko.
– Świetnie. Mnie również. Na Vattach i Slotter Key.
– Figuruje pani na liście zakazanych kontaktów – poinformował ją MacRobert.
– Pan także: Vattom zakazano kontaktów z personelem Akademii Marynarki Wojennej – odparowała Grace. – Jaka decyzja? Musimy się spotkać. Dostaje pan jakieś urlopy?
– Za siedemnaście dni – odparł. – Po promocji mamy tutaj sprzątanie, więc dostaję dziesięć dni przed przybyciem nowego rocznika.
– Jaki sport? – zapytała Grace.
– Sport?
Pozwoliła sobie na pełne irytacji syknięcie.
– Proszę wybrać sport – wyjaśniła. – Uprawiany przez pana.
– Och. Eee... wędkarstwo. Na Wzgórzach Samplin. Zwykle wynajmuję domek nad jednym ze strumieni w okolicach jeziora Tera.
– Świetnie – orzekła Grace. – Teraz też proszę tak zrobić. Preferuję suche muchy.
– Ja łowię na mokre – odparł.
– Znakomicie. Wobec tego, do zobaczenia. – Przerwała połączenie.
Na ekranie prezydent wstał, poszedł do łazienki, wrócił ze szklanką wody, poszperał w szufladzie i rozpakował pomarańczową pigułkę.
– Błąd – mruknęła Grace. – Rano będziesz senny... – Zostawił chip pod poduszką. Kolejny błąd. Jeżeli pod wpływem lekarstwa o nim zapomni i znajdą go służące... Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie furorę, do jakiej dojdzie, gdy chip znajdzie się w rękach ochrony. Odczekała, aż prezydent uśnie i zachrapie, po czym zabawiła się ze sprzętem obserwacyjnym w pokoju, wklejając w podgląd mroczną postać, która wymknęła się z szafy, podeszła do poduszki prezydenta i uciekła. Znajdą to podczas codziennego przeglądu nagrań i ktokolwiek nadzorował nocną wartę, wpadnie w wielkie kłopoty.
Następnie przejrzała rejestry wynajmu wakacyjnych domków nad rybnymi strumieniami wokół jeziora Tera i odkryła, że od dwunastu lat MacRobert dokonywał rezerwacji poprzez Murrian Holiday Rentals. Zgodnie z ich zapisami preferował Greyfalls, następnie Overbrook, a na trzecim miejscu plasowało się Zielone Wzgórze. Wszystkie nad Środkowym Biegiem. Miał rezerwację na Greyfalls; pozostałe dwa miejsca były już zajęte. Najbliższym wolnym domkiem był Brookings Manor – „prawdziwa farma z dużym domem, przystosowanym do wizyt typu ‘nocleg ze śniadaniem’. W cenę pobytu wliczone prawo do łowienia ryb w Środkowym Biegu w niewielkiej odległości od posiadłości. Możliwość krótkiego i dłuższego wynajmu oraz zakupu.” Całkiem niezłe miejsce, które mogłoby służyć bezdomnej rodzinie Vattów jako tymczasowa siedziba.
Po krótkich targach z sekcją większych nieruchomości Murrian Real Estate Grace wynajęła posiadłość na rok na nazwisko wdowy po Stavrosie, która – co zupełnie zrozumiałe – wróciła do swojego panieńskiego nazwiska. Wdowa przenosząca się z krewnymi do wiejskiej rezydencji nie wywoła żadnego zdziwienia. W tej chwili Helen mieszkała w jednym z domów Stamarkosa. Poza tym, to i tak nie mogło zbyt długo potrwać.
Poradzenie sobie z kilkoma problemami za jednym zamachem było takie satysfakcjonujące. Grace przeciągnęła się i pozwoliła sobie na krótką drzemkę. Jedną z zalet starości było to, że nie przejmowała się brakiem snu w nocy.

Garth-Lindheimer

Ky Vatta rozejrzała się po mostku Pięknej Kaleen na krótko przed powrotem do normalnej przestrzeni Systemu Gartha-Lindheimera. Załoga usunęła wszystkie świadectwa pirackiej działalności, z wyjątkiem przedmiotów trzymanych pod kluczem na wypadek, gdyby potrzebne były dowody. Tygodnie w nadprzestrzeni zapewniły im mnóstwo czasu na inwentaryzację ładunku, oczyszczenie i reinstalację komputerów i uczynienie z Kaleen zdrowego okrętu dla porządnej załogi. Po odmalowaniu jednostka mogła zostać okrętem flagowym nowej floty Vattów i dowodem, że Transport Vattów pozostawał funkcjonującym koncernem.
Mogła też zostać kaprem i dowodem na to, że Transport Vattów pozostawał funkcjonującym koncernem z zębami.
Po wynurzeniu się w Systemie Gartha-Lindheimera doskonałe skanery jej okrętu nie wykryły niczego podejrzanego, poza nie funkcjonującym ansiblem. Bez niego nie mieli łączności w czasie rzeczywistym z centrum ruchu Gartha-Lindheimera, wobec czego Ky wprowadziła dane jednostki w odpowiedzi na zapytanie automatycznej latarni. Zgodnie z oczekiwaniami konwój wynurzył się daleko przed nimi z eskortą Mackensee na flankach. Ruch był mniejszy, niż przewidywała i – poza dwoma wyjątkami – tworzyły go lokalne jednostki. Oba statki miały standardowe latarnie identyfikacyjne; jeden skoczył w nadprzestrzeń, nim dotarł do nich jego sygnał.
Wywołała eskortę.
– Po zadokowaniu reszta statków jest mi winna procent za bezpieczny przelot. W obecnej sytuacji mogę scedować to na was, jeśli chcecie. A może dokonaliście z nimi własnych uzgodnień?
Podpułkownik Johannson pokręcił głową.
– Nie, kapitanie Vatta. Nadal mają umowę z panią, nie z nami. W tej chwili od strony prawnej to prawdziwe bagno. Nie komplikujmy sytuacji. Zapłacą pani zgodnie z ustaleniami. Pani zapłaci nam zgodnie z ustaleniami. Potem rozstaniemy się. – Na zawsze, sugerował jego ton.
– Jeśli to pomoże, to z przyjemnością dostarczę opinię o pańskim dowodzeniu – oznajmiła Ky.
– Obawiam się, że nie pomoże – odparł Johannson. – Każda pani opinia jest toksyczna. Po prostu, kiedy wreszcie wrócimy do domu, zbierzemy należne nam cięgi.
– Przykro mi, że sprawiliśmy wam takie problemy – powiedziała Ky. Podczas długiego przelotu miała wystarczająco dużo czasu, by uświadomić sobie, jaką była idiotką i jak bardzo najemnicy nagięli swoje zasady, by uratować ją i statek. Czy powinna to przyznać? – Miał pan rację – oświadczyła. – W sprawie pułapki i... wszystkiego. Nie żałuję wyeliminowania Osmana, lecz zapewne istniał mniej ryzykowny sposób, żeby to osiągnąć...
– Mam nadzieję, że będzie pani o tym pamiętać w następnej trudnej sytuacji – odparł Johannson. Jego głos ocieplił się o ułamek stopnia.
– Będę – zapewniła go Ky. – I doceniam, że uratowaliście nam tyłki.
– Pewne tyłki są warte ratowania – rzucił Johannson i przerwał połączenie.
Ky wpatrywała się przez moment w pusty ekran. O czym mówił? O jej skórze? Czy Transportu Vattów? Potrząsnęła głową i wywołała Stellę na Garym Tobai.
– Jak podoba ci się rola kapitana?
– Jak dotąd, nie popełniłam żadnego fatalnego błędu – odrzekła Stella. – Myślę, że Quincy mogłaby poprowadzić ten statek sama, choć pilnie się uczyłam. Ale jak wylądujemy bez pilota? Nie jestem w stanie go sprowadzić, a Quincy mówi, że nie może. Nie jest licencjonowanym pilotem, a poza tym, nie wie, jak.
Ky nie pomyślała o tym problemie. Z prawnego punktu widzenia, bez licencjonowanego pilota na pokładzie nie powinni zbliżać się na odległość mniejszą niż dwa kilometry do jakichkolwiek obiektów. Z prawnego punktu widzenia na każdym statku powinien znajdować się licencjonowany pilot, niemniej, większość stacji orbitalnych wynajmowała pilotów tym jednostkom, których piloci byli z różnych przyczyn niezdolni do wykonywania zadań. Było to jednak kosztowne, poza tym, umożliwiało obcym wtargnięcie na pokład. Wolała nie ufać pilotowi, którego nie znała.
Obejrzała się na własnego pilota.
– Lee, co byś powiedział na transfer w skafandrze z powrotem na Gary’ego Tobai, żeby sprowadzić go do doku?
Skrzywił się.
– Mogę... jeżeli nie ma innego sposobu. A może dopisze nam szczęście i na stacji mają pilotów do wynajęcia.
– Mają jednego – odparła Ky. – Ale po tym, jak próbował mnie zabić licencjonowany strażnik z agencji ochrony, jakoś nie mam zaufania do komercyjnych usług.
– W ładowni numer trzy jest skuter – odezwał się Rafe.
– To lepsze od pływania – mruknął Lee. – Ale będziecie musieli zaczekać tutaj na mój powrót, żebym sprowadził was na dół – zakładając, że Gary’ego posyłamy przodem.
– Taki miałam plan – potwierdziła Ky. – Nie powinni wpaść w kłopoty, mając nas nad sobą uzbrojonych po zęby. Mam nadzieję.
Potem Ky porozmawiała z kapitanami w konwoju, wyjaśniając im, że jej kontrakt z Mackensee zakończy się po zadokowaniu.
– Jak tylko znajdziemy się wystarczająco blisko, otworzę nowy rachunek, na który będziecie mogli przelać należność.
– Ale my chcemy lecieć dalej – powiedział kapitan Sindarin z Pięknej Bel.
– W takim razie musicie sami zawrzeć umowę z Mackensee – odparła Ky. – Zgodzą się.
– Dlaczego zatrzymaliśmy się i tkwiliśmy w tamtym miejscu przez tyle dni? – spytała kapitan Tendel z Siatkoskrzydłego. – Mackensee powiedzieli nam tylko, że tak było bezpieczniej.
– W systemie, przez który przelatywaliśmy, czaił się pirat – wyjaśniła Ky. – Ze sprzymierzeńcami. Mackensee wyskoczyli z systemu, wrócili i rozprawili się z nimi.
– Och. Ale nie było was na skanerach... gdzie byliście? – To był kapitan Harper z Mojej Bess.
– Zostałam przynętą – odparła Ky. – Z własnego wyboru. Stąd wziął się ten okręt.
– Och. Myśleliśmy, że przyjęła pani kolejny statek do konwoju. Latarnia nadaje sygnał Vattów. – Jak zwykle, kapitan Tendel robiła taką minę, jakby o coś ją podejrzewała.
– Pirat ukradł statek Vattów – wyjaśniła Ky. – Działali nielegalnie pod naszym szyldem.
– Zabiera więc pani ten statek do oszacowania?
– Zgłaszam odzyskanie skradzionej własności – sprostowała Ky. – Jeśli chcecie, możemy to przedyskutować po zadokowaniu.
Harper pokiwał głową, Tendel tylko wpatrywała się w Kylarę, dopóki ekran nie pociemniał.
– To było interesujące – odezwał się Rafe ponad jej ramieniem. – Ciekawe, co Tendel ma przeciwko tobie. Masz może większy statek?
– Może. Dopóki płaci, to naprawdę bez znaczenia. – Tak naprawdę ładunek na Pięknej Kaleen miał wystarczającą wartość, by pokryć opłaty, gdyby któryś z członków konwoju odmówił zapłaty. O ile ktoś kupi podejrzane cargo z dawnego okrętu pirackiego... Oczywiście, że kupią. Osman prowadził takie życie, w dodatku całkiem wygodnie.
Około minuty świetlnej od głównej stacji otrzymali ostrzeżenie.
Wszystkie zbliżające się statki. Wszystkie zbliżające się statki. Proszę o identyfikację na kanale osiemnastym z podaniem nazwy statku, rejestru, właściciela, organizacji, nazwiska kapitana i liczebności załogi. Nie schodźcie z dotychczasowego kursu – jesteście na celowniku.
– Przyjacielska gromadka – uznał Lee.
– Są lepsi od tego, co słyszeliśmy o Leonorze – zauważyła Ky. Wprowadziła dane Pięknej Kaleen tak, jakby zawsze była jedynie statkiem Transportu Vattów. Przynajmniej chip nadajnika potwierdzał podawaną nazwę. Zarejestrowana na Slotter Key, właściciel: Przedsiębiorstwo Vattów. Organizacja: Transport Vattów. Kapitan: K. Vatta, załoga: sześć osób.
Bardzo szybko otrzymali głosową wiadomość zwrotną. Ky nie była pewna, czy wypowiadał ją człowiek, czy została wygenerowana przez komputer.
– Właściciel i kapitan nie pasują do zapisów z ostatniego kontaktu. Ten okręt i kapitan z zapisu nie mają prawa wstępu do naszego systemu. Proszę o wyjaśnienie.
Nie chciała składać wyjaśnień na ogólnie dostępnym kanale.
– Proszę o zabezpieczone połączenie.
– Zabezpieczone połączenie udostępnione... – Rozbłysło światełko potwierdzenia: opóźnienie minuty świetlnej plus jedna – dwie minuty.
– Proszę mówić, kapitanie Vatta – rozległ się inny głos. – Tutaj ochrona portu, jestem Edvarrin, szefowa wydziału. – Rozmyty obraz ustabilizował się, ukazując kobietę o surowej twarzy, ubraną w zielony mundur z niebieskimi wyłogami. Przód zdobiły dwa rzędy srebrnych guzików.
– Osoba dowodząca tą jednostką nie była pracownikiem Vattów – oznajmiła Ky. – Jak rozumiem, mieliście z nim jakąś sprawę? – Zawiesiła głos, obserwując odczyty chronometru. Pięćdziesiąt dziewięć sekund na dotarcie wiadomości... pięćdziesiąt dziewięć na powrót... plus czas potrzebny na ułożenie odpowiedzi.
Na pytanie odpowiedziano pytaniem.
– Należał do rodziny Vattów, czy posługiwał się fałszywą tożsamością?
– Z urodzenia był Vattą, tak – potwierdziła Ky. – Wiele lat temu wykluczono go z rodziny. Ukradł ten statek i przedstawiał się jako część Transportu Vattów, ale tak nie było. Cokolwiek uczynił, zrobił to na własny rachunek, bez żadnej autoryzacji z naszej strony. – Kolejne oczekiwanie. Próbowała przewidzieć następne pytanie, by móc szybko na nie odpowiedzieć.
– A pani związek ze strukturą korporacyjną Transportu Vattów?
Kolejna niewygodna kwestia. Jak daleko dotarły wieści o kłopotach Vattów?
– Mój ojciec był szefem finansów – odparła. – Do śmierci.
– Nie możemy tego zweryfikować w związku z awarią ansibli...
– Powinniście mieć jakieś dane o Transporcie Vattów – powiedziała Ky. – Jest u was jakiś nasz statek?
– Nie. Statek Vattów odleciał dziesięć dni przed awarią ansibli. Jeżeli naprawdę jest pani Vattą, to powinna wiedzieć, jakie statki latały na tej linii.
– Chwileczkę – rzuciła Ky. Zapytała implant i pojawiły się dane ojca. Garth-Lindheimer leżał na lukratywnym szlaku handlowym, Vattowie mieli dwa statki, które na stałe obsługiwały tę trasę. – Connie R. pod dowództwem Casamira Vatty oraz Tregallat z kapitanem Bentonem Gallatem. – Przerwała. – Jeżeli nic nie zakłóciło ich rozkładów lotów, statkiem, który odleciał przed awarią ansibli, powinna być Connie R. Czasami zastępują siebie nawzajem.
– Zgadza się. Mamy jeszcze inny statek Vattów w tej grupie: Gary’ego Tobai. Znajduje się na naszej liście z kapitanem K. Vattą.
– Tak. To był mój statek. Obecnie kapitanem jest moja kuzynka Stella. Przejęła go ode mnie, kiedy... pozyskałam ten okręt.
– To kolejna sprawa, kapitanie Vatta. Jak dokładnie pozyskała pani okręt, którym obecnie dowodzi?
– Osman Vatta zastawił na mnie pułapkę – odparła Ky. Zastanawiała się, jak najlepiej to przedstawić. – Nienawidził mojego ojca, ponieważ to właśnie on i mój wujek usunęli go z rodziny. Statek miał nadajnik identyfikacyjny Transportu Vattów, więc początkowo zaufałam mu...
– Ale z pewnością została pani przed nim ostrzeżona. Czy wy, Vattowie, nie używacie implantów?
– Został wygnany wiele lat temu – wyjaśniła Ky. – Przypuszczam, iż tata uznał go za martwego lub przebywającego tak daleko, że spotkanie z nim miało być wysoce nieprawdopodobne. W każdym razie, początkowo niczego nie podejrzewałam. Podróżowaliśmy w konwoju pod zbrojną eskortą Korporacji Pomocy Wojskowej Mackensee i to oni właśnie stwierdzili, że mogła to być pułapka. Nie uwierzyłam im i zostałam z tyłu, oni zaś polecieli dalej z konwojem. To była pułapka: Osman próbował wedrzeć się na statek i pozabijać nas. Miał sojuszników: dwa okręty pirackie. Zaimprowizowaliśmy obronę... Zdołałam wysłać prośbę o pomoc i po paru godzinach – po śmierci Osmana – Mackensee udało się wrócić i zająć pozostałymi okrętami, zanim zbliżyły się do nas.
– Nie widzieli więc, co się stało? Nie ma pani potwierdzenia swojej wersji?
– Mogą potwierdzić, że go podejrzewali. Że opuściłam konwój, żeby go sprawdzić. Że wezwałam pomoc. Że były tam dwa okręty, które po wywołaniu rozpoczęły walkę. Ale co się stało, kiedy wdarł się na pokład Gary’ego Tobai – nie. – Nastąpiła standardowa przerwa, podczas której Ky zastanawiała się, czy pomogłyby zapisy bezpieczeństwa z Gary’ego Tobai. Czy bez niej, Gordona Martina i Rafe’a na pokładzie Stella zdoła je odszukać i skopiować?
– Bardziej prawdopodobne jest to, że udawała pani przynętę w zasadzce zorganizowanej przez pani konwój – orzekła Edvarrin. – Mały, pozornie nieuzbrojony stateczek, jak Gary Tobai, za to mający wsparcie wojskowych, zdobywa okręt, którym obecnie pani dowodzi? Mackensee nie słynie z tego typu akcji, lecz zdarzało się już, że najemnicy wdawali się w różne awantury. Kupcom zwyczajnie brakuje umiejętności i sprzętu, by poradzić sobie z piratem, a co dopiero z całą grupą. – Krótka przerwa, po czym: – Mackensee informuje nas, że ma pani list kaperski ze Slotter Key. Oraz eksperta ISC na pokładzie, który naprawiał uszkodzone ansible. Szczerze, kapitanie, nie mamy podstaw, by wierzyć, iż jest pani uczciwym kupcem lub profesjonalnym przewoźnikiem.
Ky nie wiedziała, co powiedzieć. Przewidywała, że napotka opór przed przyznaniem jej tytułu prawnego do posiadania okrętu, nie sądziła jednak, iż ktoś mógłby uznać ją za pirata.
– Faktycznie mam list kaperski – przyznała. – Ale faktem jest, że Osman Vatta – któremu sami zakazaliście wstępu do systemu – napadł na mój statek z zamiarem zabicia mnie.
– O tym zadecyduje sąd – odpowiedziała Edvarrin po przerwie dłuższej niż zazwyczaj. – Pani eskorta wojskowa potwierdza pani opowieść, twierdzi jednak również, iż nalegała pani, aby zabrać okręt Osmana w charakterze łupu. W tej sytuacji, w obliczu braku łączności z siedzibą korporacji Vattów i rządem Slotter Key, a także brakiem dyplomatycznego przedstawicielstwa Slotter Key, które mogłoby potwierdzić lub zaprzeczyć ważności pani listu kaperskiego, nie zgadzamy się na lądowanie tego okrętu u nas pod pani dowództwem. Zajmie pani pozycję w odległości co najmniej dwudziestu pięciu tysięcy kilometrów od stacji orbitalnej pod strażą naszej systemowej służby bezpieczeństwa i dotrze na stację promem. Może pani pojawić się w sądzie zgodnie z sekcją 82, paragraf 32 b Zunifikowanego Kodeksu Handlowego. Sąd zbierze się po pani przybyciu i określi legalność jej działań oraz kwestię własności Pięknej Kaleen. Jeżeli postanowi pani nie poddawać się tej procedurze, nie wolno jej będzie zbliżyć się na więcej niż pięćdziesiąt tysięcy kilometrów. Przy waszym obecnym kursie punkt ten osiągniecie za około szesnaście godzin.
Ky rozejrzała się po mostku i napotkała spojrzenia równie zbaraniałe, jak jej własne.
– To jest... nie tego oczekiwałam – oznajmiła. – Wyjaśnienie wszystkiego może zabrać wiele dni.
– Jeżeli tam polecisz, wylądujesz w więzieniu – powiedział Rafe. – Pamiętasz to: sąd określi legalność działań? Jeżeli sąd cywilny postanowi, że postąpiłaś źle, zabijając Osmana i jego załogę, zostaną ci postawione zarzuty kryminalne w systemie, w którym nawet nie ma twojego przedstawicielstwa dyplomatycznego.
– To jedyny sposób, żeby dowieść, kim naprawdę jestem – zaprotestowała Ky. – Muszę zdobyć prawne podstawy do użytkowania tego okrętu.
– To sposób na utknięcie za kratkami bez żadnej szansy udowodnienia, kim naprawdę jesteś.
Martin obrzucił Rafe’a przeciągłym spojrzeniem, po czym skinął głową.
– Ma rację, pani kapitan. Chcą, żeby poleciała pani sama tam, gdzie nikogo nie zna, ani nie ma sprzymierzeńców. Nawet nie może pani zadzwonić do ambasady Slotter Key, o ile jakaś tam jest.
– Nie ma – oznajmiła Ky. – Sprawdziłam. Reprezentuje nas Konsorcjum Fiella.
– Sama pani widzi. Żadnych sojuszników, wsparcia – czyste szaleństwo.
– Ale jeśli tam nie polecę, uznają mnie za pirata. Co stanie się ze Stellą i Garym Tobai?
– Stella sobie poradzi – orzekł Rafe. – Wstawią się za nią Mackensee i pozostali kapitanowie. To nie ona podejmowała decyzje. Jako twoja oficjalna przedstawicielka może przyjąć należności od reszty konwoju i zapłacić Mackensee.
– Muszę jeszcze raz porozmawiać z Johannsonem – powiedziała Ky. – I Stellą. Ale najpierw muszę im coś odpowiedzieć.
– Wcale nie musisz. Masz parę godzin. A przy okazji, partnerko, doprawdy doceniam, że nie powiedziałaś mi o liście kaperskim. Miałaś zamiar powiadomić mnie o nim?
– Owszem – odrzekła Ky. – We właściwym czasie.
Obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem.
– Cóż, ten czas wybrał ktoś inny. Mam nadzieję, że nie ukrywasz w zanadrzu więcej niespodzianek dla mnie. Knucie wychodzi mi najlepiej, kiedy znam wszystkie fakty.
– O niczym więcej nie wiem – zapewniła go Ky. – Jeśli ma to znaczenie, to nie zamierzałam korzystać z tego listu kaperskiego, jako iż od chwili, w której trafił w moje ręce wiedziałam, że rząd Slotter Key zwrócił się przeciwko naszej rodzinie. Jestem pewna, że gdyby ansible działały, natychmiast by go anulowali lub wyparli się jego istnienia.
Rafe zamrugał.
– Nie zamierzałaś z niego korzystać? A cóż to za idiotyzm? To przecież wspaniała okazja odbudowania floty Vattów. Nie każdym systemem rządzi równie skostniały rząd, jak tutaj; wszystko jest w porządku, dopóki nie napadasz na ich obywateli i wydajesz pieniądze w ich portach.
– Jeśli jednak Slotter Key...
– Co cię obchodzi ich opinia? Zwrócili się przeciwko twojej rodzinie, tak? Niech sobie wyją. Masz dobry, szybki okręt i list kaperski. Byłabyś szalona, nie wykorzystując go. – Ky rozejrzała się dokoła i zauważyła, że wszyscy patrzyli na Rafe’a, jak gdyby wyrosła mu dodatkowa para kończyn. On też rozejrzał się, po czym wrócił do niej spojrzeniem wyzywającym, jak błysk miecza. – Co, nie jesteście chyba przeczuleni, ani nie dręczą was wyrzuty sumienia? Po tym, jak zabiliście Osmana?
Pokręciła głową.
– Nie... nie mam wyrzutów sumienia. Osmana trzeba było zabić. Chodzi o to...
Przerwał jej.
– Chodzi o to, że zawsze byłaś grzeczną dziewczynką, jak mawiała Stella. Przestrzegającą prawa i zasad. Cóż, zobacz, dokąd doprowadziło to twoją rodzinę. Większość z nich nie żyje. Nie mówię, że masz zamienić się w mściwego korsarza, jak Osman, jeśli jednak chcesz przydać się ocalałym, to nie możesz martwić się zbytnio opinią innych.
Ky była świadoma napiętej ciszy – uwaga załogi mostka była wręcz namacalna. Zaschło jej w ustach. Czuła się tak, jakby miała zaraz wyskoczyć ze statku w próżnię i swobodnie spadać. Pojawiła się iskierka humoru – już tak robiła. Z linką do bungee. I nie była już miłą, przestrzegającą zasad dziewczyną... o ile kiedykolwiek była. Zabijała już i spodobało jej się to... Miała nadzieję, że nikt tego nie podejrzewał.
– Zakładam, że jeśli łączność zostanie przywrócona – zaczęła powoli – i Slotter Key spróbuje cofnąć mój list kaperski, to... poradzę sobie z tym.
Wrażenie lekkiego odprężenia. Wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze z płuc.
– W porządku. Nie włożę głowy w pętlę tylko po to, żeby przekonać się, jak mocno może się zacisnąć. Niemniej, muszę porozmawiać ze Stellą, eskortą Mackensee oraz możliwie największą liczbą kapitanów.
Nie odezwał się nikt, za to wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Jesteśmy wystarczająco zaopatrzeni na dalszą podróż – kontynuowała, jakby do siebie. – Nie możemy jeszcze wypełnić powietrzem całego okrętu, mamy jednak mnóstwo tlenu dla nas oraz mocy do podtrzymywania środowiska. Zbiorniki mogą zacząć produkcję. Mamy też mnóstwo wody, prawda, Mitt?
– Tak jest, mnóstwo. Jeśli pani chce, możemy zacząć elektrolizę, bezpieczniej jednak działać powoli.
– Świetnie. Musimy znaleźć port docelowy, który byłby odległy o dwa skoki i miał łagodniejsze podejście do regulacji operacyjnych.



Dodano: 2008-05-08 09:23:16
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS