NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Ukazały się

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)


 Psuty, Danuta - "Ludzie bez dusz"

 Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

 Martin, George R. R. - "Gra o tron" (wyd. 2024)

 Wyrzykowski, Adam - "Klątwa Czarnoboga"

 Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

Linki


Jajo

Opowiadanie "Jajo" Magdaleny Pudło zajęło pierwsze miejsce w konkursie zorganizowanym przez Katedrę na humorystyczny utwór o tematyce wielkanocnej.



Ksiądz dziarsko machał kropidłem, a strugi święconej wody rzęsistym deszczem spadały na głowy parafian. Zgięły się karki, ręce zakreśliły znaki krzyża. Pani Halinka gniewnym sarknięciem skwitowała księżowski brak spostrzegawczości.
Ksiądz kropił to w lewo, to w prawo, omiatając wzrokiem wielkanocne święconki, a na jej koszyk nie rzucił nawet okiem. Urażona duma pani Halinki dała o sobie znać zaróżowieniem uszu.
– No, jakże to? – pomyślała – Pół parafii nad moim jajem gały wybałusza, cała wieś się moimi nioskami zachwyca, a ksiądz, jak to ksiądz, teologia, filozofia, srata-tata, nawet okiem nie łypnął, głową nie kiwnął, tylko…
Zawrócił na pięcie, odmówił z ambony krótką modlitwę i zniknął w drzwiach zakrystii. Chwilę później przy stopniach ołtarza zakotłowało się od ludzi, chcących odebrać swoje koszyczki. Kilka osób z anielską cierpliwością próbowało dokończyć pacierz, nie zważając na potrącający ich, przepychający się tłum. Kilku osobom tej anielskiej cierpliwości zabrakło i – ośmieleni absencją duszpasterza – wyszeptali słowa dezaprobaty, z uwagi na świętość miejsca stonowanej do ledwie słyszalnego „gburze” i „jak leziesz”.
Pani Halinka, dzielnie wiosłując łokciami, przebrnęła w sam środek zamieszania, by pochwycić swój koszyk. Stał na samym środku, niemal trzeszcząc w wiklinowych szwach pod ciężarem wielkiego jaja. Jajo, powód dumy pani Halinki i jej siedemnastu kur, miało się od teraz stać centrum wiejskiego życia. Przeciskając się ku wyjściu, pochwyciła Halinka stłumione szepty zdumienia i zachwytu, w których zatonęły nieliczne jeszcze sceptyczne głosy niedowierzania, sugerujące strusie pochodzenie okazu tudzież jego plastikowy charakter.
– Nie może być, gdzie by ci kura takie jajo zniosła, toż by jej tyłek rozerwało – skonstatował trzeźwo pan Heniek.
Pani Halinka z zadartym nosem wyszła na popołudniowe słońce. Głosy sceptyków puściła mimo uszu. Nikt nie miał takiej święconki. Ta Wielkanoc należy do niej.

* * *

Jajo znalazła Julka. W sobotni ranek, na drugiej przegródce od lewej. Kilka kur siedziało na grzędzie i – gdyby nie ich bezgranicznie głupie spojrzenia – można by odnieść wrażenie, że gdaczą z fascynacją nad zjawiskowym jajem. Julka, gdy je zobaczyła, o mało nie wypuściła z rąk półpełnej wytłaczanki. Pękate, śnieżnobiałe, na sztorc ustawione w słomie, miało z piętnaście centymetrów, a ciężkie było jak z ołowiu.
Gdy Julka stanęła z nim w drzwiach domu, wywołała całkowitą konsternację. Ciszę przerwała po chwili gorąca debata - dom rozpadł się na kilka zwalczających się frakcji. Pan Józek, mąż pani Halinki, po wnikliwym obejrzeniu i długim ważeniu jaja w ręku uznał, że jajo jest ewidentnie podejrzane i należy je wyrzucić. Pani Jadzia, matka pana Józka, domniemywała nawet działalność sił nieczystych. Adaś przyjął wersję, że jajo jest strusie, bo dokładnie takie jaja widział w programie przyrodniczym. Jako młoda, odkrywcza dusza, która dopiero siadała do sobotniego śniadania, postulował też możliwie szybkie gotowanie i konsumpcję jaja, uznając, że druga okazja na kanapki ze strusim jajem może się prędko nie powtórzyć. Julka, na co dzień nieco wyalienowana i buntowniczo nastawiona do świata, też przed śniadaniem, lecz – co istotne – aktualnie na diecie, przyklasnęła koncepcji ojca, dodając tylko postulat dzwonienia na policję – w jej opinii jakkolwiek jajo się tu nie znalazło, musiało być nielegalne. Tylko pani Halinka upatrzyła w jaju nadzieję na najbardziej imponującą święconkę dekady i bez zastanowienia wciągnęła je na listę produktów do koszyka; eliminując zresztą z tej listy kiełbasę i chleb, które, jak się później okazało, nijak się nie chciały wraz z jajem w koszyku pomieścić.

* * *

Przez całą sobotę zmieniał się stosunek rodziny do osobliwego jaja. Wszyscy powoli oswoili się z jego widokiem. Pan Józek, być może z racji postnego jadłospisu, nabrał nawet ochoty na jego skosztowanie. Julka, która jajo znalazła, zamieniła początkowy szok na ożywione zainteresowanie. Adaś, od początku entuzjastyczny, ledwie utrzymywał swój rosnący entuzjazm w ryzach. Tylko babcia Jadzia pozostawała niezmiennie sceptyczna, mnożąc wątpliwości co do genezy jaja i wróżąc marny koniec całej historii.
W wielkanocny poranek, mimo wczesnej rezurekcyjnej pobudki, nie było zaspanych domowników ani tłumionych ziewnięć. Pan Józek zrezygnował nawet z filiżanki kawy. Zagadka skutecznie zastąpiła kofeinę. Wokół wielkanocnej święconki zasiadła cała podekscytowana rodzina. Pani Halinka, śledzona spojrzeniami dziesięciorga oczu, uderzyła jajem o krawędź stołu. Adaś z Julką głośno nabrali powietrza i wstrzymali oddech, jakby spodziewali się detonacji bomby biologicznej. Pani Jadzia ostentacyjnie fuknęła, maskując zdenerwowanie i raz jeszcze zgłaszając swoje veto. Skorupka wystawiała cierpliwość domowników na próbę, nie ustępując ani po pierwszym, ani po kilku następnych uderzeniach. Za szóstym czy siódmym razem pękła na dwoje, a oczom wszystkich ukazał się problem.

* * *

Pani Halinka delikatnie położyła go na talerzu. Był szary i zaplątany. Przypominał kłębek popielatej wełny. Trącił trochę kurzą grzędą. Na twarze rodziny wypełzł grymas niemiłego zaskoczenia, a w sercu obudził się niepokój. Nastąpiła wymiana spojrzeń pełnych złudnej nadziei, że może jest przy stole ktoś, kto wie, o co tu chodzi. Nastrój konfuzji przegoniło dopiero głośne prychnięcie babci Jadzi, która pozbierała się najszybciej, by tubalnym głosem obwieścić światu „a nie mówiłam, że będą z tego jaja same kłopoty?!”

* * *

Problem leżał na talerzu. Leżał nawet grzeczniej niż wielkanocne jajka, którym zdarza się czasem ślizgać niesfornie po jego powierzchni. Ale mimo swojej pozornej nieszkodliwości, był przecież poważnym problemem.
Nad talerzem kłębiły się zafrasowane twarze domowników i przybyłych naprędce mieszkańców wsi. Wszyscy chcieli zobaczyć co też wykluło się ze słynnego jaja i na czym polega problem państwa Kwiecińskich. Wszyscy też chcieli podkreślić, że „przecież ostrzegali”, „mówili, że tak to się skończy” i że „było jasne, że nic dobrego z tego nie będzie”. Pani Halinka płonęła wstydem, tym dotkliwszym, im większa była jej wczorajsza duma. Adaś szarpał Julkę wypominając jej, że to ona przyniosła jajo do domu, więc i ona powinna coś z nim teraz zrobić. Tylko pan Józek siedział z boku i ze wzrokiem utkwionym za okno, nerwowo zapalając papierosa za papierosem, starał się ignorować harmider. Problem był poważny. Tylko patrzeć, jak zrobi się z niego jakieś większe nieszczęście.
– Jajo trzeba bezwzględnie zakopać. – uznała pani Jadzia znajdując poparcie u dwóch sąsiadek z naprzeciwka.
– Zakopać – broń Boże! Jeszcze co wyrośnie. – ripostował Franio, jedyny we wsi właściciel komputera z dostępem do internetu – Rozwiązanie trzeba bezwzględnie znaleźć w sieci.
– W internecie, to możesz znaleźć gołe baby. Nie ma przebacz – tu trzeba dzwonić po księdza.
– Jest wielkanoc, ksiądz ci nie będzie do jaja przyjeżdżał.
– Na co tu księdza wołać? Adam, dzwoń po policję.
– A tak, tylko policji tu brakuje. Jak się dowiedzą, to dopiero będą kłopoty.
– Matko Boska, mało to Halinka ma problemów, jeszcze jej się taki przytrafił.
– Słuchajcie! – przekrzyczał wszystkich Marcin, gospodarz, który przyjechał tu rowerem z drugiego końca wioski – Problem jest problem. Trzeba go rozwiązać.
Po czym chwycił go i począł skubać. Rozgardiasz ucichł. Wszyscy zamarli z przerażenia. Marcin oglądał problem ze wszystkich stron i szarpał się z nim bezskutecznie. Gdy stało się jasne, że dotykanie problemu nie jest niebezpieczne, w jego kierunku wystrzeliły ręce tych, którzy uznali, że „nie umiesz, daj, ja to rozwiążę” albo „nie tak, zobacz, dawaj, ja to rozsupłam”. Znów zrobiło się głośno, znów się zakotłowało.
Do izby co i raz wpadali ludzie zaalarmowani wieścią, że ze słynnego jaja Kwiecińskich wykluł się nie lada problem. Po kilkunastu minutach, może pół godzinie, wszyscy zaczęli kręcić się nerwowo, przysiadywać to tu, to tam i załamywać ręce.
– Halinka, problem jest zbyt zagmatwany, nie idzie go rozwiązać. – przyznał w końcu Tadek, wioskowy sołtys, odkładając go na talerz.
Problem leżał, jakby nigdy nic, dokładnie tak samo zawikłany, jakim ukazał się rano oczom domowników. Szary i poplątany do granic możliwości. Nie pomogło podsadzanie widelcem, skubanie paznokciem, ugniatanie i szarpanie.
– W internecie nic nie piszą. – rzucił Franek, stając na progu – Byłem w domu, sprawdzałem. Jajko Kolumba, jaja jak berety, jaja dinozaurów… Ale nigdy nie było w jajku problemu.
Pani Halinka zawodziła w kącie, gromadka dzieci, nieświadoma powagi sytuacji, harcowała po izbie, pan Józek dopalił już paczkę papierosów i kręcił się nerwowo na stołku. W domu robiło się tłoczno, bo co i raz przybywali nowi ciekawscy. Wszyscy z zafrasowanymi minami, za którymi kryła się radość, że to nie im się problem przytrafił.
Do południa zjechała do Kwiecińskich cała wieś i liczne reprezentacje wsi ościennych. Wieść niosła się lotem błyskawicy. Rozdzwonił się nawet stary rzadko działający telefon – wszak nie każdy mógł przybyć osobiście, a każdy chciał wiedzieć coś więcej o poważnym problemie.
Pan Józek, podenerwowany sytuacją, poderwał się w końcu ze stołka.
– Dosyć tego! Święta są! – wrzasnął – Nie będzie mi tu, kurwa, jajo jakieś, Wielkiej Nocy psuło! Spieprzać z drogi, zaraz problem rozwiążę! – rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, wypadł z izby i wrócił za chwilę z długim wyszczerbionym nożem.
Ostrze, uwalane chrzanem z burakami, wyglądało upiornie. Pan Józek, zaczerwieniony z wściekłości, zawinął kawał obrusa, przełożył problem na goły blat stołu i huknął nożem z całej siły w samo sedno problemu. Ci, którzy nie złapali się za głowę i nie zatkali uszu, usłyszeli ciche pufnięcie. Ci, którym starczyło odwagi, by nie zmrużyć oczu, zobaczyli mały obłoczek ciemnego, szybko rozwiewającego się dymu. Odsłonięty kawałek blatu był pusty.
Problem zniknął.



Autor: Pudło, Magdalena
Dodano: 2008-03-23 12:40:24
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS