Dzielenie powieści na tomy to niekorzystne dla czytelnika zjawisko, oprócz związanych z nim kosztów, mogące przy okazji wpływać na odbiór całości. „Galeony wojny” Jacka Komudy zostały przez wydawcę podzielone i siłą rzeczy w myślach porównuje ze sobą obydwie części tej samej przecież powieści. Nasuwa mi się jeden wniosek: drugi tom jest jeszcze lepszy!
Pierwszy traktował w większej mierze o próbach rozwikłania zagadki, czym jest lewiatan, tajemnicza morska bestia i o polowaniu na nią. Dopiero tom drugi przynosi rozwiązanie tego wątku: rozprawa z potworem następuje w drugim rozdziale, a następne cztery przynoszą zmianę tematyki na wojenną. Arendt Dickmann zostaje admirałem floty królewskiej i prowadzi wyprawę przeciw szwedzkiej eskadrze paraliżującej gdański handel. Salwy, abordaże, pojedynki – to główna treść drugiego tomu „Galeonów wojny”.
Druga odsłona spodobała mi się bardziej niż pierwsza właśnie ze względu na nacisk na sprawy wojenne. Tematyka była mi zdecydowanie bliższa niż przygodowy wątek poszukiwań potwora. Aż trzy rozdziały to wierna, dokładna rekonstrukcja bitwy pod Oliwą – wartościowa dla czytelnika lubującego się w historii, być może nudna dla kogoś innego. Obiektywnie patrząc, nie sposób odmówić jej wartości: od wiernie oddanego klimatu (niemal czuć zapach dymu i siarki, niemal słychać huki salw i jęki rannych), przez dokładne oddanie wydarzeń, po niezwykle ciekawe przypisy objaśniające niektóre zagadnienia poruszone w książce.
Być może zbytnio rozpisałem się na temat merytorycznej wartości „Galeonów wojny”, przeceniając ją. Za to wartości rozrywkowej nie sposób przecenić. Pomijając urzekającą morską tematykę, dzieje się tak głównie za sprawą stylu autora: niezwykle żywego, przypominający styl kogoś, kto biorąc udział w biegu wypadków, spisywałby wrażenia na żywo. I choć wirtuozem pióra Komuda nie jest, to jest bardzo sprawnym rzemieślnikiem, piszącym z książki na książkę coraz lepiej.
„Galeony wojny” są chyba najlepiej wydaną książką Fabryki Słów. Wszystkie strony posiadają na marginesach delikatny nadruk przedstawiający olinowanie statku, wewnętrzna część okładki zawiera schemat okrętu wraz z podpisanymi poszczególnymi elementami, a każdy rozdział rozpoczyna się od bardzo ładnego szkicu gdańskiego Żurawia. Tego typu zdobienia w „fabrycznych” książkach to nie pierwszyzna, ale w mojej opinii jeszcze nigdy nie były tak dobrze dobrane i klimatyczne.
Tekst wyszedł mi niezwykle krótki, ale nie sposób opisać wrażeń z drugiego tomu, nie powtarzając tego, co napisało się przy okazji recenzji pierwszej części. Dlatego jeszcze jedynie podsumuję: „Galeony wojny” to rzecz godna polecenia. Komuda nie zdumiewa i nie zachwyca, ale jego książki mają w sobie coś takiego, że po prostu chce się je czytać. To literatura rozrywkowa, jednak w swojej kategorii znacznie bardziej ambitna niż konkurencyjne książki.
Autor:
Vampdey
Dodano: 2008-02-23 20:43:45
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
kurp - 21:56 23-02-2008
Amen! Wszystko prawda. Jeśli można drugiemu tomowi cokolwiek zarzucić, to tylko to, że jest stanowczo za krótki!