NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Heinlein, Robert A. - "Żołnierze kosmosu"
Wydawnictwo: Solaris
Tytuł oryginału: Starship Troopers
Tłumaczenie: Piotr Ogorzałek
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-89951-79-7
Oprawa: twarda
Liczba stron: 308
Cena: 41,90 zł
Rok wydania oryginału: 1959

Seria: Klasyka SF



Heinlein, Robert A. - "Żołnierze kosmosu"

Po rozczarowujących „Władcach marionetek” miałem opory, by sięgnąć po „Żołnierzy kosmosu”. Zwyciężyła ciekawość powodowana wspomnieniem interesującego filmu opartego na powieści. I było warto, bo choć książka niełatwa, to zwyczajnie dobrze jest ją znać.

Wybucha wojna pomiędzy ludźmi a rasą inteligentnych istot owadopodobnych, które osiągnęły wysoki poziom techniczny, a jednocześnie dalej kierują się zwierzęcymi instynktami. Międzyplanetarny konflikt poznajemy z perspektywy Johna Rico, jako tło jego życia od momentu, w którym postanowił wstąpić do armii i trafił do obozu szkoleniowego.
„Żołnierze kosmosu” to z pewnością dobra, ale i nienadająca się dla każdego książka. Przemawia za tym kilka czynników. To powieść od pierwszej do ostatniej strony militarna. Wbrew pozorom samych starć bezpośrednich jest w niej mało. Jednak, jak sądzę, po jej lekturze każdy będzie wiedział, jakie różnice hierarchiczne są pomiędzy oficerem, sierżantem i porucznikiem. Ba, tory myślowe czytelnika na parę godzin będą przestawione tylko na to. Jak informuje nas notka okładkowa, wydanie Solarisu jest kompletne, w przeciwieństwie do poprzedniego. Ponoć było ono skrócone o całe partie tekstu dotyczącego traktatów wojskowych, które wydawca uznał za nudne dla czytelnika. Coś w tej decyzji było – pełno tu kartek wypełnionych po brzegi rozważaniami na temat stopni wojskowych, mechanizmów działania armii i przede wszystkim jej organizacji. To pierwszy fundament militaryzmu, jaki serwuje w „Żołnierzach…” Heinlein i trzeba przyznać: trudny do przebrnięcia dla kogoś, kto nie połknął żołnierskiego bakcyla.
Co więcej, powieść jest wykładnią specyficznego światopoglądu. Wiąże się z tym obraz społeczeństwa przyszłości. W Ameryce opisywanej przez Heinleina tylko żołnierze, weterani i osoby po szkoleniu wojskowym mają dostęp do wielu zawodów, praw wyborczych i świadczeń socjalnych – reszta to po prostu tylko „cywile”. Zaostrzony jest też rygor prawny – czymś na porządku dziennym są kary wykonywane publicznie, jak chłosta czy powieszenie. Ważną rolę odgrywa przedmiot szkolny „historia i filozofia moralności”, który wykłada weteran, pan Dubois. Dysputy, jakie prowadzi z uczniami, pokazują w pełni stosunek autora do wojskowości oraz dzisiejszych ustrojów państwowych. Słowa krytyki padają pod adresem demokracji, jeszcze ostrzej krytykowany jest system wychowawczy i metody psychologiczne kształtujące się od drugiej połowy XX wieku. W Ameryce Heinleina postawiono na rygor, który przynosi skutki i jest aprobowany przez społeczeństwo jako zapewniający rozwój i porządek. Wszystko to tworzy niesamowicie ciekawy obraz – nawet jeśli jest on przesadzony, to warto go poznać i przez chwilę się zastanowić.

Powodem, który może zaważyć na decyzji przeczytania książki, jest jej „kultowość”. Nie ma wielu książek science fiction, które odcisnęły piętno na gatunku tak silnie, jak napisani w 1959 roku „Żołnierze kosmosu”. Wokół powieści powstała już legenda, a wśród obecnie publikowanych książek wciąż pobrzmiewają echa rzeczy opisanych przez Heinleina. Opis szkolenia wojskowego, przez jakie przechodzi główny bohater, to coś znanego chyba z większości książek fantastycznych o zabarwieniu wojskowym. Czyżby amerykański pisarz opisujący trudy rekruta był tu pionierem? Nawet jeśli nie, to opisy działania armii i potyczek Piechoty Mobilnej są czymś, co dzisiejsi autorzy militarnej science fiction musieli czytać.

Powieść Heinleina przeczytać warto. Dla rozrywki, dla refleksji, również dla poznania klasyki. Równocześnie nie polecam jej bezwarunkowo wszystkim, bo do wielu czytelników heinleinowski militaryzm nie trafi, ba, zapewne ich znuży. Jednak kończąc recenzję podkreślę, że jest to literatura dalece wyższej klasy niż ta tworzona przez Davida Webera czy Johna Ringo.


Autor: Vampdey


Dodano: 2008-02-21 17:59:01
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

romulus - 19:52 21-02-2008
Nie zgodzę się z tobą odnośnie filmu. Oglądałem go z oczami otwartymi szeroko, myśląc, że to parodia. Zresztą, nie ja jeden. Jeśli jest on interesujący to w sposób chyba całkiem niezamierzony. Straszna sieczka, na która przerobioną klasyczną powieść fantastyczną. Jak dla mnie obraz zmilitaryzowanego społeczeństwa "jechał" na kilometr zagrożeniem totalitaryzmem, ale aż tak głęboko nie wnikałem. Ważne jest jednak, że mimo tylu lat powieść "trzyma się", mało się zestarzała. I jeśli chodzi o "przesłanie", jak i sztafaż fantastyczny. Dobrze się czyta.

Vampdey - 20:02 21-02-2008
Sieczka, tak, jedna wielka sieczka :). Przyjemny film na wieczór, porządnie zrobione kino akcji.
Poza tym przedstawiony był fajny obraz propagandy, wstawki "I ty możesz zwalczać robale!" były naprawdę dobre.

Tzymische - 10:32 22-02-2008
Czy autor tej "recenzji" wogole przeczytal ksiazke?
Czy autor tej "recenzji" wie o czym pisze?
Czy piramidy zbudowali kosmicii?

Na te pytania, odpowiedz ponizej.

Zacznijmy od pierwszego i zarazem drugiego pytania, czy autor przeczytal ksiazke? Watpie. Mozliwe ze "przelecial" wzrokiem po literkach, ale do przeczytania, poznania ksiazki to daleka droga.

Ale, po kolei, autor pisze:
- Wybucha wojna pomiędzy ludźmi a rasą inteligentnych istot owadopodobnych, które osiągnęły wysoki poziom techniczny, a jednocześnie dalej kierują się zwierzęcymi instynktami.

Owszem wojna wybycha, owszem pomiedzy ludzmi a rasa inteligentnych "owadow" (przecietny entomolog by padl ze smiechu ale niech bedzie), ktore w oryginale sa arachnoidami. Niestety tutaj zaczynaja sie schody i dziwne wrazeni ze autor "recenzji" nie przeczytal ksiazki. Obcy, w polskiej wersji pluskwo-pajeczaki (cholera wie czemu) nie sa zaawansowani technicznie. Sa owszem, groznym przeciwnikiem, owszem uzywaja broni ale ich najwazniejsza sila jest BIOLOGIA i EWOLUCJA (dla przypomnienia, zona Heinleina, Virginia byla biologiem i chemikiem organicznym, i wielka inspiracja dla Robera i wspomagala meza przy tej ksiazce, jak zreszta przy wielu innych). Arachnoidy nie byly wyposazone w chipy i nie biegaly w pancerzach wspomaganych, nie byly sterowane przez wielkiego zuka niczym armia robotow w TPM... Nie kieruja sie rowniez zwierzecymi instynktami, prowadza wojne na szeroka skale, pojmuja i przesluchuja jencow i generalnie robia to inteligentnie... Maja sojusznikow, inne rasy, ktorych PZ proboje zmiekczyc i nie ma to nic wspolnego z dzikim zwierzecym instynktem napedzajacym zniszczenie i smierc, tak jak to wyglada w filmie...

Dalej, ten sam autor pisze iz:
- Międzyplanetarny konflikt poznajemy z perspektywy Johna Rico, jako tło jego życia od momentu, w którym postanowił wstąpić do armii i trafił do obozu szkoleniowego.

Co juz jest wogole jakims kosmosem, chyba ze nowe polskie wydanie jest inne i przestawione wzgledm oryginalu. Jeszcze go nie czytalem znam tylko klubowe wydanie z lat 80tych, pierwsze oficjalne polskie wydanie i oryginal...
No ale wracajac, to sugeruje ze autor albo nie przeczytal ksiazki, albo czytajac jej nie zrozumial nawet polowy.
Konflikt wybucha PO zakonczeniu szkolenia podstawowego przez glownego bohatera. Gdy glowny bohater trafia do Armii nie ma wojny, jest spokoj i pokoj. Wojna wybucha pozniej i w sam jej srodek Rico zostaje wrzucony, jak to zolnierz.
Jednym slowem autor palnal bzdure.

dalej:
-W Ameryce opisywanej przez Heinleina tylko żołnierze, weterani i osoby po szkoleniu wojskowym mają dostęp do wielu zawodów, praw wyborczych i świadczeń socjalnych - reszta to po prostu tylko "cywile".

Po pierwsze drogi auotrze, to sie nie dzieje w Ameryce tylko na calej ziemii i w calym ziemskim ukladzie.
Po drugie drogi autorze, gdybys przeczytal ksiazke, to bys wiedzial ze nie ma podzialu na "zolnierzy" i "cywili" a na
Obywateli i Rezydentow.
Wiedzialbys rowniez, drogi autorze, gdybys przeczytal ksiazke ze nie ma ograniczenia w dostepie do zawodow.
O czym jest mowa juz na poczatku przy okazji komisji lekarskiej. Ograniczenie dosc znaczace jest za to w jednej, podstawowej kwestii - PRAW WYBORCZYCH i tylko tam.
Ale, ale, przypominam sobie ten filmik i tam rzeczywiscie byla mowa o ograniczeniach w dostepie, czyzbys pisal drogi autorze recenzje ksiazki na podstawie slabego filmu?...

nasz autor dalej pisze:
- Zaostrzony jest też rygor prawny - czymś na porządku dziennym są kary wykonywane publicznie, jak chłosta czy powieszenie.
BZDURA. W ksiazce jest wyrazny fragment o tym, ze ostatni raz kara chlosty w szkole Rico byla wykonana lata temu...
Drugi raz, jest to opisane w czasie szkolenia gdzie nasz bohater przyjmuje kare administracyjna (kare chlosty)i oczywiscie jest jeszcze sprawa innego rekruta Teda Hendricka, gdzie Rico mdleje na widok chlosty... pewny jestes autorze ze tak reaguja ludzie na widok czegos co jest na porzadku dziennym??? W rozdziale bodajze 8 (w starym wydaniu nie mam pod reka ksiazki) jest jeszcze drobna wzmianka o tym ze i owszem zdarzaly sie kary ale bardzo sporadycznie, i tylko 1 raz w przypadku Teda Hendricka byl to wyrok sadu...
Powieszenie? na porzadku dzienny? Przez cala ksiazke jest jedna scena powieszenia i bylo to cos co wstrzasnelo doglebnie cala jednostka, Rico wspomina ze "nawet teraz jak przypomina sobie ta sytuacje to mu sie robi nie dobrze - TWARDZIEL, zolnierz PZ, a i powod kary smierci byl calkiem powazny (dezerter uprowadzil, przetrzymywal i zamordowal kilkuletnia dziewczynke). Tak poza tym, ten fragment pokazuje tez jak bardzo "rygorystyczne" bylo prawo. Dezerterow nikt nie scigal i tylko przypadkiem wyszlo ze tamten koles jest uciekinierem z armii...
Autorze, jaka ksiazke ty "czytales"???

Odpowiadajac wiec na pytania z poczatku tego nieco przydlugiego komentarza:

-Czy autor tej "recenzji" wogole przeczytal ksiazke?
Nie, Autor tej recenzji nie przeczytal ksiazki, a jesli tak to zrobil to po lebkach i bez rozumienia tekstu.

-Czy autor tej "recenzji" wogole przeczytal ksiazke?
Nie, autor nie ma pojecia o czym pisze, autor recenzuje slaby film zamiast dobrej ksiazki.

- Czy piramidy zbudowali kosmicii?
Na to pytanie znajdziecie odpowiedz w Cyberzagadce.

Vampdey - 12:24 22-02-2008
Drogi Tzymische.
Po pierwsze, niesamowicie drażni mnie ton Twojej wypowiedzi. Jest zaczepny, delikatnie mówiąc. Ucieszyłbym się, gdybyś wyrzucił mi błędy i dyskutował w pokojowym tonie, tymczasem napisałeś długiego i agresywnego posta, w którym atakujesz i krzyczysz.

Po drugie, czas odpowiedzieć na Twoje argumenty, bo mam wrażenie, że to Ty książki nie czytałeś, albo czytałeś ją tak dawno, że nie pamiętasz.

1.
Obcy, w polskiej wersji pluskwo-pajeczaki (cholera wie czemu) nie sa zaawansowani technicznie. Sa owszem, groznym przeciwnikiem, owszem uzywaja broni ale ich najwazniejsza sila jest BIOLOGIA i EWOLUCJA (dla przypomnienia, zona Heinleina, Virginia byla biologiem i chemikiem organicznym, i wielka inspiracja dla Robera i wspomagala meza przy tej ksiazce, jak zreszta przy wielu innych). Arachnoidy nie byly wyposazone w chipy i nie biegaly w pancerzach wspomaganych, nie byly sterowane przez wielkiego zuka niczym armia robotow w TPM... Nie kieruja sie rowniez zwierzecymi instynktami, prowadza wojne na szeroka skale, pojmuja i przesluchuja jencow i generalnie robia to inteligentnie... Maja sojusznikow, inne rasy, ktorych PZ proboje zmiekczyc i nie ma to nic wspolnego z dzikim zwierzecym instynktem napedzajacym zniszczenie i smierc, tak jak to wyglada w filmie...


Cytat 1.:

Kierują się instynktem: atakują falami, bez względu na straty.
Są wysoko rozwinięte technicznie, cytat ze strony 156:
"Ich broń osobista nie jest tak ciężka jak nasza, ale jest równie zabójcza - emituje promień, który przebija pancerz i tnie ciało jak jajko na twardo."

Cytat 2:

Strona 176: "Choć myli się też każdy, kto sądzi, że posługują się oni wyłącznie instynktem, jak mrówki czy termity. Ich działania są równie przemyślane jak nasze (głupia rasa nie buduje okrętów kosmicznych!) i znacznie lepiej skoordynowane"

Masz coś jeszcze do powiedzenia w kwestii poziomu technicznego? Gdybyś czytał książkę, nie mówiłbyś podobnych bzdur!

Po pierwsze drogi auotrze, to sie nie dzieje w Ameryce tylko na calej ziemii i w calym ziemskim ukladzie.

Akcja dzieje się tylko w Ameryce, a nie mogę znaleźć w pamięci przykładowego fragmentu o ustroju innych państw, więc nie widzę nic złego w tym, że zastosowałem to do Ameryki.
Po drugie drogi autorze, gdybys przeczytal ksiazke, to bys wiedzial ze nie ma podzialu na "zolnierzy" i "cywili" a na
Obywateli i Rezydentow.

Przepraszam, że nie czytałem tego samego wydania co ty. Naprawdę mi przykro. Może to nie kwestia wydania, tylko po prostu nie czytałeś książki?
Cytat.
Nagle wskazał kikutem na mnie.
-Ty. Jaka jest moralna różnica, jeśli takowa istnieje, pomiędzy żołnierzem a cywilem?
-Ta różnica - odparłem ostrożnie - leży w sferze cnoty obywatelskiej. Żołnierz przyjmuje osobistą odpowiedzialność za bezpieczeństwo społeczeństwa, którego jest członkiem (...). Cywil nie.

W nowym wydaniu nie znalazłem wzmianki o rezydentach. O cywilach znalazłem jak widać.


Dalej, ten sam autor pisze iz:
- Międzyplanetarny konflikt poznajemy z perspektywy Johna Rico, jako tło jego życia od momentu, w którym postanowił wstąpić do armii i trafił do obozu szkoleniowego.

Co juz jest wogole jakims kosmosem, chyba ze nowe polskie wydanie jest inne i przestawione wzgledm oryginalu. Jeszcze go nie czytalem znam tylko klubowe wydanie z lat 80tych, pierwsze oficjalne polskie wydanie i oryginal...
No ale wracajac, to sugeruje ze autor albo nie przeczytal ksiazki, albo czytajac jej nie zrozumial nawet polowy.
Konflikt wybucha PO zakonczeniu szkolenia podstawowego przez glownego bohatera. Gdy glowny bohater trafia do Armii nie ma wojny, jest spokoj i pokoj. Wojna wybucha pozniej i w sam jej srodek Rico zostaje wrzucony, jak to zolnierz.
Jednym slowem autor palnal bzdure

Niejasno sformułowałem zdanie i to jest mój błąd. Niemniej mój pierwszy, tu bzdur walnąłeś dużo więcej w poście krótszym niż moja recenzja. Miałem na myśli fakt, że konflikt odbywa się w tle życia głównego bohatera, a na pierwszym miejscu jest kariera wojskowa (jak np. szkolenie rekruckie a potem szkoła dla oficerów). Zaprzeczysz?

- Zaostrzony jest też rygor prawny – czymś na porządku dziennym są kary wykonywane publicznie, jak chłosta czy powieszenie.
BZDURA. W ksiazce jest wyrazny fragment o tym, ze ostatni raz kara chlosty w szkole Rico byla wykonana lata temu...

Cytat:Nigdy jeszcze nie widziałem chłosty. Kiedy jeszcze mieszkałem z rodzicami, kara chłosty wykonywana była, oczywiście publicznie, na tyłach Gmachu Federalnego.

Pozostała jeszcze kwestia dostępu do zawodów. Nie odpowiem kto ma rację, póki nie znajdę cytatu, ale muszę kończyć swoje wertowanie książki bo jestem zajęty. Wieczorem postaram się to dla ciebie zrobić.
Drogi Tzymische, przyznajesz się do błędu chociaż? Bo mam wrażenie, że jestes niespełnionym pieniaczem, który po prostu musiał coś wywrzeszczeć.

Shadowmage - 12:34 22-02-2008
Witamy Tzymische, najwierniejszego z wiernych fanów Heinleina (bez cienia ironii to jest).

Z powyższej dyskusji odnoszę wrażenie, że problem w dużej mierze leży w nowym wydaniu. Zmieniony tytuł i okładka są silnie powiązane z filmem. Być może również nowe tłumaczenie jest efektem zasugerowania się ekranizacją?

Achmed - 13:02 22-02-2008
Prosiłbym obie strony o zejście z poziomu krzyków, nadużywania grubych słów i cokolwiek śmiesznych wzajemnych oskarżeń o nieprzeczytaniu książki na poziom bardziej koncyliacyjny.

Vanin - 13:12 22-02-2008
Ale przynajmniej w tym wypadku recenzent może być spokojny, bo autor książki na pewno mu procesu nie wytoczy ;):D

Shadowmage - 13:14 22-02-2008
Vanin pisze:Ale przynajmniej w tym wypadku recenzent może być spokojny, bo autor książki na pewno mu procesu nie wytoczy ;):D
Cóż, może ma nursowatych spadkobierców? :D

Tzymische - 14:22 22-02-2008
Vampdey ===>

Podaruje sobie twoje personalne wyskoki, to nie jest forum pewnego portalu o grach gdzie srednia IQ jest nizsza niz temp pokojowa. Nigdzie nie krzyczalem. A ze popelaniasz bledy w interpretacji ksiazki, ktorej nie rozumiesz i slabo pamietasz to inna sprawa...


Po kolei wiec, od kiedy to atakowanie falami to kierowanie sie instynktem? Cala I Wojna Swiatowa + Zimno Wojenna doktryna wojenna Ukladu Warszawskiego to instynkt?
Ciekawa teoria zaiste to jest...

Wiadomym jest, ze Arachnoidy byly przez RAHa stworzone na podstawie dwoch wydarzen historycznych 2 wojny swiatowej, i walk w okresie pomiedzy PH i Midway, oraz walk z Cesarska armia i ich fanatycznego poswiecenia w czasie walk na Filipinach... (btw ciekawe ze Rico pochodzi z Filipin... no nie?). Oraz, stad fale, tzw. Chinskich Ochotnikow z czasu wojny koreanskiej...- do recenzji wypada sie przygotowac

ale to tak na marginesie.

dwa:

Twoje cytaty o technologii sa smieszne. Sorry ale widze, ze sie nie rozumiemy. I raczej nie dogadamy tutaj. Ja tylko powiem tak
- Majowie vs Konkwista,
- Biali vs. "Indianie",
- Brytyjczycy vs Zulusi.

Cytat z 1edycji wydanej w polsce:

"Byłem teraz wyszkolonym żołnierzem, miałem prawo umieszczać przed swym seryjnym numerem literkę O - obywatel, zamiast R, czyli rezydent. Wielki dzień.
Największy dzień jaki przeżyłem."

W oryginalne jest rzeczywiscie blizej do tej nowej wersji bo stoi :
" was a "trained soldier," entitled to put "TP" in front of my serial number instead of "RP." Big day."

I mozna by powiedziec ze masz racje... gdyby nie to iz dalej w tekscie pojawiaja sie takie

zdania jak:

"But if you want to serve and I can't talk you out of it, then we have to take you, because that's your constitutional right. It says that everybody, male or female, shall have his born right to pay his service and assume full citizenship"

oraz

"I swear to uphold and defend the Constitution of the Federation against all its enemies on or off Terra, to protect and defend the Constitutional liberties and privileges of all citizens and lawful residents of the Federation"

Tutaj szczegolnie proponuje sie przyzec slowom citizens and residents... Widac wyraznie ze tlumaczka 1 wersji przetlumaczyla to zgodnie z tym co chcial powiedziec autor.

a takze,

"We were a proud family; the only thing we lacked was citizenship and Father regarded that as no real honor, a vain and useless thing."

"Of course we had known that he was a veteran since History and Moral Philosophy must be taught by a citizen"

Wiec wybacz, ale nie nie przyznam ci racji, mylisz sie i to nie moja wina, nie mozesz mnie o to obwiniac ze nie znasz tematu ktory probojesz recenzowac...


Dalej co do chlosty i wieszania i calej opresyjnosci.

Jest tylko napisane ze byla wykonywana publicznie,nigdy jej nie widzial.Co wiecej pisze on (zapomniales wkleic tego fragmentu):

"I had never seen a flogging. Back home, while they do it in public of course, they do it back of the Federal Building - and Father had given me strict orders to stay away from there. I tried disobeying him on it once. . . but it was postponed and I never tried to see one again."

Nie tylko nie widzial, mial zakaz od ojca to jeszcze przesuneli na jakis blizej nie okreslony termin... jak to sie ma do opresyjnosci i ciaglego chlostania?

Inna dziewczyna wspomina:
" If a boy in our city had done anything half that bad . . . well, he and his father would have been flogged side by side. But such things just didn't happen."

Ale ok niech ci bedzie, ze 3 razy dziennie ludzie byli chlostani, tak dla przykladu. Co z:

"-czymś na porządku dziennym są kary wykonywane publicznie, jak chłosta czy powieszenie. "

gdzie te publiczne wieszania 3 razy dziennie?


Niezwykle opresyjny system, o zaostrzonym rygorze prawnym w silnie zmilitaryzowanym kraju,

gdzie wojsko jest nadrzedne:

"Armia nawet nie stara się chwytać dezerterów, i to ma sens. Przecież wszyscy jesteśmy ochotnikami, trafiliśmy do wojska, ponieważ tego chcieliśmy"

"Jeśli więc uciekają, to proszę bardzo, szerokiej drogi; łapanie ich to tylko strata czasu i pieniędzy"

"Wydaje mi się, że człowiek bardzo szybko spala się nerwowo, wiedząc, że jest uciekinierem wśród uczciwych obywateli, nawet jeśli policja nie czyni najmniejszego wysiłku, aby go schwytać."

Calkiem pewny jestes ze tak to wyglada, w tego typu systemach?

No i w sprawie tego ze sie dzieje w Ameryce (tu sie naprawde usmialem)

Ameryka? str. 43 nowego wydania:
"...wstepuje do Sluzby Fedralnej Ziemskiej Federacji na okres nie krotszy niz 2 lata i tak dlugi jak bedzie wymagac interes Sluzby" "Przysiegam stac na strazy Konstytucji Federacji przed wrogami Ziemi"
- cytaty z ksiazki od przyjaciela.

No i dwa :
"- Przepraszam cię, Bernardo. To było takie powiedzenie w moim ojczystym języku.
Można je mniej więcej przetłumaczyć: Tam dom mój, gdzie serce moje.
- A jaki to był język?
- Tagalog. Mój rodzinny język.
- A nie mówią po angielsku tam, skąd pochodzisz?
- Mówią, naturalnie. W urzędach, w szkołach i tak dalej. Tylko w domach mówimy starym językiem. Tradycja. Rozumiesz."

To Juan Rico, Juan... bo on tak mial na imie i nie pochodzil z Ameryki... Tagalog to jezyk uzywany na Filipinach. Nigdzie przez cala ksiazke nie jest powiedziane ze Juan Rico jest Amerykaninem, ze to sie dzieje w Ameryce lub Stanach. Koles ma na imie Juan...


No i jeszcze jedno:

"Moja matka znajdowała się w Buenos Aires w czasie najazdu Pluskwo-Pajęczaków i zniszczenia miasta."

Ziemia traktowana jest jako calosc, glowna planeta federacji.

BTW: Rozumiem ze miales na mysli Ameryke jako kontynent polnocno amerykanski a nie kraj...? Bo chyba to zdanie dosc wyraznie mowi gdzie sie znajdowal oboz Spooky?

"W Obozie Spooky mogliśmy wybrać się do miasta. Do Vancouver chodziły pociągi wahadłowe w niedzielę rano i wracały tuż przed kolacją."

w wersji oryginalnej jest to sprecyzowane dosc dokladnie:

"we moved into some rough mountains to do still rougher things - the Canadian Rockies between Good Hope Mountain and Mount Waddington."

No ale jestem pewny, ze tobie chodzilo o kontynet amerykanski a nie o jakies USA potocznie zwane ameryka... ;)

Zeby bylo zabawniej oboz Arthura Currie znajdowal sie cytuje "na dalekiej północy". nawet
nie wiadomo czy to bylo USA, czy Kanada czy gdzies w Europie... i znow z pomoca przychodzi wersja oryginalna, chociaz pewny jestem ze to samo jest w wersji polskiej...
"The next time I have to make a combat drop, I want the men on my flanks to be graduates of Camp Currie or its Siberian equivalent"

Dalej twierdzisz ze to jest system prawny /polityczny w Ameryce a nie na calej federacji?

I jeszcze odnosnie Obywatelstwa i tego jak bylo potrzebne :

"Nikt nigdy w mojej rodzinie nie był wychłostany. Nie było w niej kryminalistów ani nawet nikt nie był oskarżony o przestępstwo. Byliśmy rodziną dumną. Jedyne, czego
nam brakowało, to obywatelstwo. Ale ojciec nie uważał tego za specjalny honor, a raczej za rzecz bezużyteczną"

Powiedz mi, bo ja sie nieznam widocznie, jak ktos bogaty, doskonale wyksztalcony majacy ogromny majatek i planujacy wyslac dzieciaka na studia moze uznac obywatelstwo za cos bezuzytecznego jesli mialby zablokowana droge do pewnych zawodow? Jak dorobili sie majatku nie mogac ich wykonywac (tych zawodow) nie majac obywatelstwa?

To mozesz tez odniesc do opresyjnosci systemu i niezwyklego rygoru prawnego...


No i jeszcze cos odnosnie dostepu do zawodow i tego jak potrzebne i przydatne bylo O:

"- Hmm... Doktorze, a czy był pan już lekarzem, kiedy wstąpił pan do wojska? Czy zdecydował się pan później i posłali pana na studia?
- Ja? - Wydawał się zszokowany. - Młodzieńcze, czy ja wyglądam na takiego kretyna?
Jestem pracownikiem cywilnym.
- Och, przepraszam pana.
- Nie ma za co. Służba wojskowa to zajęcie dla mrówek, proszę mi wierzyć. Widzę,jak idą, i widzę ich, gdy wracają - o ile wracają. Widzę, co się z nich robi. I po co? Dla czysto nominalnego przywileju, na którym nie zarabia się ani centa i z którego większość z nich nie potrafi mądrze korzystać. Gdyby pozwolono rządzić ludziom z profesji
medycznej..."

To chyba wyjasnia wszystko, czysto nominalny przywilej...

Shadowmage ===> widze wlasnie ze nowe tlumaczenie jest idiotyczne ale to mimo wszystko nie usprawiedliwia recenzowania bez znajomosci tematu.

Jakub Cieślak - 15:05 22-02-2008
A ja jako administrator tego forum, na którym lądują automatycznie wszystkie komentarze ze strony głównej, proszę przede wszystkim Ciebie, Tzymische o spokój i wstrzymanie koni. Od Twej wypowiedzi zaczyna się bardziej osobiste atakowanie aniżeli stawianie argumentów. Możesz się nie zgadzać z czyjąś oceną, ale usilne udowadnianie, że autor owej oceny nie ma wiedzy o niej i nie wie o czym pisze- to nie jest w dobrym stylu.
Tym bardziej Vampdey'u, powinieneś też odpuścić sobie kontrataki. To nie jest forma dyskusji jakiej tutaj chcemy.
Rzeczowo chłopcy i na temat.

A mój głos w dyskusji: Tzymische, widać wyraźnie, że jesteś fanem owej pozycji i znasz różne okoliczności jej powstawania. Cieszy to, ale Twoja wypowiedź budzi lęk, że nie dopuścisz do tego, by ktokolwiek złe słowo o niej powiedział. A jeżeli to uczyni, zrobisz mu właśnie takowy wykład o jego braku znajomości tematu. Tymczasem nie jest obowiązkiem recenzenta znajomość biografii autora, jego żony, psa, czy historii wszystkich chorób, które opisał w książce. Autorowi recenzji wystarczy znajomość samej książki. Jeżeli chodzi o Wasze czepianie się różnych słówek to odnoszę wrażenie, że macie do czynienia z różnymi wydaniami i tłumaczeniami (a zatem pretensje swoje powinieneś kierować do tłumacza, a nie do autora recenzji).
Osobiście dodam, że przeczytałem zdaje się to wydanie, z którym Ty miałeś do czynienia i nie oceniłem tej książki jako wartościowej literatury, która byłaby jakimś zjawiskiem w tym gatunku.
Zabawne, że mam kompletnie odmienne odczucia względem filmu. Tu kłania się z kolei podejście do tematu adaptacji. Niektórzy uważają, że adaptacja powinna być robiona niemalże z nabożnym lękiem i staraniem o to by każdy szczegół i aspekt adaptowanej twórczości został wiernie odwzorowany w adaptacji. Są też inni- wśród nich ja- którzy uważają, że adaptacja jest kolejnym dziełem, który czerpie inspirację z adaptowanego dzieła, jednak jest już wizją, interpretacją osobistą autora adaptacji i jako taka powinna być traktowana nie jako wierna kopia oryginału, ale jako własna interpretacja.
Ja interpretację Paula Verhoevena kupuję. To nie żaden nieudany eksperyment i niezamierzona komedia. To świadomy twór bardzo świadomego i zdolnego reżysera. Przerysowany obraz kiczowatej rzeczywistości (serialowe buziaki młodych aktorów zestawione z zadziornymi ryjami starych wygów- Ironside'a i Browna) w klimacie fascynacji wojskiem, kultu żołnierza. Wstawki a'la telewizja wyborne!
Jednak nikogo nie oskarżam o brak znajomości tematu z powodu odmiennego zdania.
I radzę tak samo postąpić. Radzę też nie urządzać osobistych wycieczek w stylu "mam wrażenie, że jesteś niespełnionym pieniaczem", albo "twoje cytaty są śmieszne", czy "to sugeruje, że autor nie przeczytał książki, albo czytając jej nie zrozumiał połowy". Zatem do zamrażarki biegiem marsz, okłady z lodu na głowę- chcę spokojnej i rzeczowej dyskusji.

Vampdey - 15:15 22-02-2008
Po kolei wiec, od kiedy to atakowanie falami to kierowanie sie instynktem? Cala I Wojna Swiatowa + Zimno Wojenna doktryna wojenna Ukladu Warszawskiego to instynkt?
Ciekawa teoria zaiste to jest...

Wiadomym jest, ze Arachnoidy byly przez RAHa stworzone na podstawie dwoch wydarzen historycznych 2 wojny swiatowej, i walk w okresie pomiedzy PH i Midway, oraz walk z Cesarska armia i ich fanatycznego poswiecenia w czasie walk na Filipinach... (btw ciekawe ze Rico pochodzi z Filipin... no nie?). Oraz, stad fale, tzw. Chinskich Ochotnikow z czasu wojny koreanskiej...- do recenzji wypada sie przygotowac

Zdążyłem już zauważyć, że jesteś wielkim miłośnikiem twórczości Heinleina i dlatego przywiązujesz olbrzymią wagę do najdrobniejszych szczegółów, ale rzeczą absurdalną jest, żeby recenzent się na tym skupiał. Jego zadaniem jest napisanie tekstu na podstawie jednego egzemplarza i trudno, by do każdego przypadku poza źródłowo analizował na podstawie jakich dokładnych wydarzeń autor stworzył ten a nie inny element powieści. Trudno by wiedział czym się zajmowała żona Heinleina, jaki to miało wpływ na jego twórczość i na podstawie jakich wydarzeń oparta została taktyka robali. To wręcz bezsens.

Pomijając więc twoją wiedzę: wszystkie rozdziały opisujące wojnę potwierdzają, że robale walczą instynktownie. Atakowanie falą bez względu na straty to jeden z przykładów, innych jest masa.
A technologia: skoro opanowały tworzenie statków (znów powołuje się na cytat) głupotą jest zaprzeczanie, że nie osiągnęły pewnego poziomu technicznego. I znów dyskutujesz nie ze mną, a z autorem… Nie wiem też jak do sprawy mają się konflikty historyczne, które wymieniłeś.


Wiec wybacz, ale nie nie przyznam ci racji, mylisz sie i to nie moja wina, nie mozesz mnie o to obwiniac ze nie znasz tematu ktory probojesz recenzowac...

Przeczytałem książkę w tłumaczeniu jakie oferuje wydawca, ot. Oryginału czytać nie zamierzam dla samego faktu napisania recenzji, człowieku!


"I had never seen a flogging. Back home, while they do it in public of course, they do it back of the Federal Building — and Father had given me strict orders to stay away from there. I tried disobeying him on it once. . . but it was postponed and I never tried to see one again."

Nie tylko nie widzial, mial zakaz od ojca to jeszcze przesuneli na jakis blizej nie okreslony termin... jak to sie ma do opresyjnosci i ciaglego chlostania?

Czepiasz się szczegółów i to w denny sposób.
Rico nigdy nie widział chłosty, a ta którą chciał zobaczyć została przesunięta. A jak to się ima do tego, że była ona wykonywana publicznie?! Napisałem wyraźnie: „Zaostrzony jest też rygor prawny – czymś na porządku dziennym są kary wykonywane publicznie, jak chłosta czy powieszenie.”. Nie znaczy to, że chłostanie jest „opresyjna i ciągła”, tylko, że jest czymś normalnym, a jest, skoro autor pisze, że wykonywano ją publicznie na tyłach gmachu federalnego. Co ty chcesz komu udowodnić? Tym bardziej, że naginasz moje słowa mówiąc coś o sugerowanym przeze mnie chłostaniu i wieszaniu trzy razy dziennie. Nieprawda!


Calkiem pewny jestes ze tak to wyglada, w tego typu systemach?

No tak, nie ścigali dezerterów. Nie zaprzeczam. Zaprzeczałem gdziekolwiek? Nie sądzę. Jednocześnie cycaty te nie negują faktu, że wojsko jest na specjalnej pozycji w społeczeństwie

Ameryka-Ziemia – racja. Być może akcja dzieje się także w innych państwach/na innych kontynentach, racja. Już w poprzednim poście przyznałem, że być może mylnie uogólniłem odnosząc całość do Ameryki.


Krótko podsumowując: w niektórych miejscach masz rację, w niektórych nie. Jednak zadziwia mnie, czego oczekujesz od recenzenta i jakich błędów się doszukujesz. Większość rzeczy o które się wykłócasz to nawet nie moje potknięcia, w kwestie trudne do sprecyzowania i niejasne ze względu na tłumaczenie, ty zaś rozdrabiasz to w okrutny pył. Dyskusja IMO jest jałowa – tak jak atak fanatyka Tolkiena na prosty artykuł prasowy o „Władcy pierścieni”, to po prostu bez sensu.

Tzymische - 15:16 22-02-2008
Wielce Szanowny Panie Adminie ===> Alez ja oczywiscie dopuszczam glos krytyczny, sam mam mnostwo krytycznych uwag do tej jak i innych powiesci RAH'a.

Ale, bycie krytycznym wobec ksiazki to jedno. Bledna interpretacja, nieznajomosc faktow, mylenie ich i wypisywanie bzdur (ot chociazby o tej nieszczesnej Ameryce) to drugie i na to sie zgodzic nie moge.

Rzeczywiscie, autor opiera sie na nowym, wyraznie slabszym, tlumaczeniu ja sie opieram na wersj oryginalnej i pierwszej (w zasadzie drugiej) polskiej edycji - drugie polskie wydanie dopiero "idzie" do mnie poczta ale juz widze, ze wprowadza zamieszanie.... Co oczywiscie w pewnej mierze usprawiedliwia autora, aczkolwiek dalej pozostawia niesmak merytorycznych brakow i braku przygotowania.

Co do filmu, to ja go bardzo lubie, tylko, ze to nie jest nawet luzna adaptacja ksiazki. To dzielo, bardzo luzno oparte na motywach. I jako takie jest bardzo fajnym filmem, ale traktuje o czym innym i co chyba najwazniejsze, obdziera PZ z bycia PZ...

Vampdey, napisales:
"Trudno by wiedział czym się zajmowała żona Heinleina, jaki to miało wpływ na jego twórczość i na podstawie jakich wydarzeń oparta została taktyka robali. To wręcz bezsens"

No i tutaj konczymy dyskusje w sumie. Bo coz wiecej powiedziec?
I nie chodzi li tylko o Heinleina, ale o caly trend owczesnego SF. Gdzie SF, swiaty stworzone, fantastyczne, wymyslone byly tylko punktem wyjscia do rozwazan o czasach nam obecnych. Jesli wyrywasz ST w tym przypadku, czy inne ksiazki z ich kontekstu kulturowego, z ich czasow i tego co autor przekazywal to wogole nie ma sensu rozmowa.

I nie chodzi tu tylko o Heinleina, ktorego owszem jestem wielkim fanem, ale tez o nasze Polskie poletko, czy szczegolnie wrecz o wschodnio europejskie. O tworczosc Zajdla czy Wolskiego. Jesli wyrywasz ich powiesci z kontekstu i mowisz, ze to jest bez znaczenia jaki on byl i jaki mial wplyw na autorow, ze wydarzenia nie maja znaczenia. To my sie poprostu nie zrozumiemy.

Ty oceniasz ksiazke po okladce, ja po tresci. I niech tak zostanie.

Jakub Cieślak - 15:25 22-02-2008
Tzymische pisze:Ale, bycie krytycznym wobec ksiazki to jedno. Bledna interpretacja, nieznajomosc faktow, mylenie ich i wypisywanie bzdur (ot chociazby o tej nieszczesnej Ameryce) to drugie i na to sie zgodzic nie moge.

Oj bo skończę z dyskusją i zacznę ciąć wypowiedzi....
PAX, Panowie.


Vampdey - 15:36 22-02-2008
Phi - nie wyrywam książki całkowicie z kontekstu historycznego, ale jest różnica pomiędzy znaniem kontekstu a dokładnym analizowaniem wydarzeń związanych z Heinleinem.

Ty oceniasz ksiazke po okladce, ja po tresci. I niech tak zostanie.


I na tym skończymy dyskusję. Zacząłeś ją agresywnym postem, skończyleś obraźliwą dla mnie pointą. Mam nadzieję, że już nie będę musiał więcej na Twoje posty odpowiadać.

Bishop - 17:11 22-02-2008
Bishop - 17:09 22-02-2008
Jakby nie patrzeć Zolnierze to klasyka. Nie trzba przed nią padać na kolana czy budować ołtarzyków Heinleinowi ale pisząc o klasyce wypadało by zapoznać się ze źródłami i otoczką jaka towarzyszyła powstaniu książki. Nawet trzeba by. Bo można jak w recenzji odrzeć książkę z kontekstu i uproscic maksymalnie. Czytac tylko i wyłącznie jako fantastykę militarną z gunami i robalami. Na okladce jest przeciez zgrabne nawiązanie do filmu a tak wogóle to ksiązki Zajdla były o ufoludkach a Snerg pisał o przygodach robotów. Do tego jeszcze pomieszajmy drobne fakty, coś mozna przeinoczyć i mamy ksiązke Heinleina która w 2008 roku, po tej recenzji wylądowac moze góra obok Drake, Kevina Andersona czy innych "tuzów" fantastyki rzecz jasna militarnej. A jakby jeszcze było o cyckach i seksie to koło mangi mozna postawić.

romulus - 17:24 22-02-2008
O Dżizas! I tyle kłótni i podrzędny klasyk?

A w ogóle czemu miało to służyć? Udowodnieniu, że Heinlein wielkim pisarzem był? Rany, dziś taka książka zaginęłaby w powodzi produkowanych taśmowo, lekkich, łatwych i przyjemnych oraz do zapomnienia - powieści.

Achmed - 17:34 22-02-2008
Bishop pisze:i mamy ksiązke Heinleina która w 2008 roku, po tej recenzji wylądowac moze góra obok Drake, Kevina Andersona czy innych "tuzów" fantastyki rzecz jasna militarnej.

W recenzji pada stwierdzenie: Jednak kończąc recenzję podkreślę, że jest to literatura dalece wyższej klasy niż ta tworzona przez Davida Webera czy Johna Ringo.

Jakub Cieślak - 19:28 22-02-2008
Bishop pisze:Bishop - 17:09 22-02-2008
Jakby nie patrzeć Zolnierze to klasyka. Nie trzba przed nią padać na kolana czy budować ołtarzyków Heinleinowi ale pisząc o klasyce wypadało by zapoznać się ze źródłami i otoczką jaka towarzyszyła powstaniu książki.

Oj kolego, skąd taki pomysł? Czy przed przeczytaniem "Diuny" biegłeś na pustynię, albo odmawiałeś przyjmowania wody i innych płynów, czytałeś o życiu na pustyni i zastanawiałeś się nad tym czy byś tam przeżył godzinę? Czy zdobywałeś wiedzę o podróżach międzygwiezdnych, zdobywałeś wiedzę o religiach, które były inspiracją dla Herberta?
To jest robienie z igły wideł, dorabianie jakiejś filozofii do książki z gatunku rozrywkowego. Nie bądźmy psychopatami. To jest rozrywka, a nie biblia.
A takie wypowiedzi trącą już jakimś fanatyzmem, czy niezdrowym stosunkiem do tego typu literatury.

kurp - 20:42 22-02-2008
Dobry Boże! Fach recenzenta to jednak ciężki kawałek chleba... :roll:

Usagi - 21:23 22-02-2008
Wchodzę co jakiś czas na forum i czytam kolejne posty w tym temacie. Rzeczy, które tu się pojawiają faktycznie przybrały formę fanatyzmu. Przygotowywać się solidnie przed przeczytaniem jakiejś książki? Czytać od razu biografię autora (do tego ciekawostki w necie - a nuż autor w wieku 10 lat oglądał jakiś film, który mu się spodobał, a my o tym nie będziemy wiedzieli, i cała misternie uszyta fabuła w jego książce pójdzie w rozsypkę, zupełnie dla nas niezjadliwą). Do tego jeszcze wiedzieć, że żona autora miała wkład w daną część książki. Przecież to absurd. Czytelnika, który kupuje książkę nie interesuje jak/gdzie/dlaczego autor ją pisał, ale finalny produkt. Czyli właśnie to, co trzyma w rękach. I to ma mu wystarczyć. Inaczej przed czytaniem wspomnianej już Diuny, czytelnik musiałby najpierw przewertować jakieś encyklopedie, a dopiero potem wziąć się za właściwą lekturę. Mam zamiar przeczytać książkę, a nie dziesięć wcześniej. Zresztą ja osobiście mam odwrotnie. Najpierw czytam książkę/oglądam film i kiedy temat mnie zainteresuje, mogę sobie poszukać dodatkowych źródeł na dany temat. Do tego czepianie się recenzenta z powodu innego tłumaczenia książki – na co ten przecież nie ma wpływu.
Ps. Jutro zacznę (albo i nie) czytać Cujo. Czy zna ktoś dobre encyklopedie o bernardynach...;)

toto - 21:33 22-02-2008
Zarówno Vampdey, jak i Tzymische zamknęli chyba tę bezsensowną dyskusję. A jak tylko zajrzę to widzę, że nowy post się pojawia. To i ja napiszę swój. Mam nadzieję, że jest w tej bezproduktywnej dyskusji !ostatni!

RaF - 21:40 22-02-2008
Dyskusja zła by nie była - pod warunkiem, że byłaby to dyskusja. Ja tam chętnie popolemizuję nt. otoczek, rzyciorysów (:mrgreen:) i innych tam pierdółek związanych z pisarskim fachem i czytelniczym odbiorem. Ale do tego by się przydał osobny wątek, więc jeśli ktoś również chciałby popolemizować na ten temat - zapraszam, niech utworzy.

A ja tak z nieśmiałością pewną chciałbym tylko skromnie zauważyć, że w przypadku rozmawiania/dyskutowania 'jak' implikuje 'co' - ton jest istotną częścią języka, a niektóre spośród słów wypowiedzianych przez Tzymischego i Vampa były zbyt mocne w stosunku do kontekstu i spowodowały jedynie wzrost niepotrzebnych nikomu złych emocji. Prosiłbym na przyszłość o uważniejszy dobór słów ;)

Jakub Cieślak - 00:34 23-02-2008
Idąc za RaFem uważam, że nie ma co zamykać dyskusji, bo tak czy siak są w niej wątki ciekawe. Grunt, żeby uciąć polemikę polegającą na udowadnianiu kto głupszy, kto nie czytał, albo kto jest nerwus.
A dyskusja nabrała różnych kolorowych wątków. Raz, że nie warto ich tak nagle ucinać, dwa, że rozdrabnianie się na osobne topiki może niestety wygasić zapał uczestników do dyskusji.
Liczę na jakąś replikę ze strony Bishopa, w końcu podniosłem rękawicę przezeń rzuconą.

toto - 08:45 23-02-2008
Napisałem, co napisałem, bo niemal każdy post był jakąś słowną wycieczką nieodnoszącą się do samej recenzji. Stwierdziłem, że taka dyskusja nie ma sensu. Obrażać zawsze można, ale czy trzeba? Jeśli jednak dyskusja zostanie przeniesiona do innego wątku, rozmówcy powstrzymają słowne wycieczki pod adresem innych osób, to można kontynuować rozmowę na argumenty. Może i ja się dołączę. Amen.

Hifidelic - 14:17 23-02-2008
Tzymische: Uważam się za wielkiego znawcę i wielbiciela SF we wszystkich przejawach.
Teraz, pod wpływem Twoich postów, zacząłem szukać w pamięci książek REH. I wiesz co - wstyd się przyznać, ale oprócz "Obcego w...", to NIC sobie nie przypominam... Co za cios dla mojej miłości własnej!

Jaką powieść REH uważasz za najlepszą/lub nie najlepszą, ale Twoją ulubioną?

Wszyscy: Może Tzy pojechał po Vampie za ostro, ale wiecie co - jakby ktoś zjechał Fiasko, a ja zupełnie bym się z uwagami w recenzji nie zgadzał (a jakby ktoś zjechał, to nie zgadzałbym się na pewno :twisted: ), to też nie wiem, czy dałbym radę palce na wodzy utrzymać...

Acha, no i pamiętajmy wszyscy, że to jest forum... Podgrzanie atmosfery od czasu do czasu na pewno nie szkodzi (a może nawet pomaga :twisted: ), oczywiście, jeśli wymienia się argumentami, nie epitetami. Tutaj było znacznie więcej przerzucania się argumentami i to jest jak najbardziej ok, ale przesadne zapędzanie się psuje więcej krwi, niż to warte.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS