Tematyka związana z poematem „Beowulf” jest ostatnio bardzo popularna: do kin trafił film oparty na tym dziele, na półki sklepów gra i książka. Wznowiona przez wydawnictwo Replika powieść „Grendel” też może liczyć na większe zainteresowanie, jednak próżno w niej szukać epickiej przygody i heroizmu obecnego w staroangielskim poemacie. Właściwie w książce Johna Gardnera jest wszystko oprócz tych właśnie dwóch cech.
Legenda opowiada o wydarzeniach rozgrywających się w Skandynawii. Tereny objęte panowaniem króla Hrothgara pustoszy okrutny potwór – Grendel. Jako że bestii nie ranią żadne miecze, pokonuje ją dopiero rycerz Beowulf – sposobem: urywa jej rękę, co powoduje wykrwawienie się.
„Grendel” opisuje te wydarzenia od drugiej strony, z perspektywy potwora, który pełni rolę narratora. Głównym problemem Grendela jest dręcząca go samotność. Jego matka zapomniała już mowy (o ile kiedykolwiek ją znała, czego Grendel nie jest pewien) i zaczyna coraz bardziej przypominać zwykłego gada. Aby całkiem nie zwariować, nasz potwór próbuje nawiązać kontakt z ludźmi. Ci jednak nie są do niego pokojowo nastawieni, więc Grendelowi pozostaje obserwowanie ich życia i czasem agresywne weń ingerowanie.
Nie jest to powieść będąca typowym „spojrzeniem z drugiej strony”, jak na przykład, daleko nie szukając, „Ostatni władca pierścieni” Jeskowa, i gdy skończyłem „Grendela” czytać, długo nie wiedziałem, co o nim myśleć. Pierwsze określenia, które przyszły mi na myśl to „specyficzny” i „dziwny”. Sprawdza się często powtarzane przy okazji tej powieści słowo „postmodernizm” – jest w niej bowiem wszystko, co trzeba, by określić ją jako postmodernistyczną. Gardner wyraźnie bawi się i formą (między innymi tradycyjna powieść przeplata się z dramatem), i literackimi konwencjami. A przy tym stale ironizuje i ośmiesza.
Pogrążający się w samotności Grendel komentuje zachowania i czyny obserwowanych ludzi. Zarzuca im zakłamanie, udawanie nawet przez samym sobą i hipokryzję. Pragnący być ucieleśnieniem heroizmu i cnoty rycerz oszukuje sam siebie i Grendel łatwo wykazuje jego słabość. Bard z kolei oszukuje ludzi, a ludzie chcą być oszukiwani – słuchają opowieści pieśniarza wierząc, że świat jest właśnie taki, jakim on go rysuje. Ba, chcą by jego pieśni były coraz piękniejsze i dostojniejsze, mając wrażenie, że uczynią takimi również rzeczywistość.
To mały wycinek wniosków, jakimi raczy czytelnika Grendel. Ta powieść to właściwie nie tyle monolog potwora, ale wejście w jego umysł i poznanie wszystkich myśli. Grendel to cynik. Przemawia przez niego też olbrzymi nihilizm… i obłęd. Tak jest i z jego przemyśleniami: niektóre są całkiem celne, inne noszą już znamiona czystego szaleństwa. „Mówić, mówić, rzucać zaklęcia, rozpinać skórę słów, która zamyka się wokół jak trumna.” – upomina sam siebie.
Książka nie jest łatwa w odbiorze, nie czyta jej się szybko. W 150 stronach powieści autor upchnął masę rzeczy, bawiąc się w najlepsze literacką materią. Niby nie do każdego ów postmodernizm trafi, jednak jestem przekonany, że w tym wypadku warto spróbować.
Autor:
Vampdey
Dodano: 2008-01-11 19:39:56
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Cashmeere - 22:15 22-06-2008
Trudno jest coś z sensem napisać o "Grendelu", bo to niełatwa lektura. Moje przemyślenia można znaleźć tutaj -->
http://www.dami.pl/~kamil78/grendel
Cashmeere - 22:16 22-06-2008
http://www.dami.pl/~kamil78/grendel
o, teraz może być nawet z linką